SPINNER'S END – 1969

Severus Snape nie był pewien co wyrwało go ze snu, krzyki rodziców dobiegające z dołu czy budzik dzwoniący na komodzie. Szybko wyłączył alarm nie chcąc informować ojca, że już wstał, spotkanie z nim było szczególnie niebezpieczne po całonocnym piciu. A biorąc pod uwagę odgłosy dobiegające z dołu i wczesną porę pewnie całą noc wymiotował. Było ledwo po 5... Miejmy nadzieję, że ojciec niedługo znowu zaśnie inaczej pewnie się spóźni.

Nie! Nie może się spóźnić tyle czasu zajęło mu z przekonanie Pana Smitha, że może mu zaufać mimo jego młodego wieku. Tak bardzo potrzebował pieniędzy, wiedział, że matka nie ma wystarczająco oszczędności żeby kupić mu cała wyprawkę do Hogwartu. Zostało co prawda jeszcze półtorej roku, ale on nie był naiwny. Ojciec wszystkie pieniądze przepijał, nie było szans żeby matka sama dała sobie radę.

Wiedział, że nigdy nie będzie mógł pozwolić sobie na wszystkie nowe rzeczy, ale były takie na które ze wszelką cenę musiał sobie zarobić. Przede wszystkim różdżka i szaty. Książki mógł dostać z drogiej ręki, to nie był problem, ale różdżkę Czarodziej musi mieć własną. Matka zapewne powiedziałaby, że szaty też może mieć używane, ale on nie mógł na to pozwolić. W domu to inna sprawa, mogą go postrzegać jak chcą, co go obchodzi zdanie jakichś mugoli, prawda? Jednak Czarodziejski świat, to coś innego. To tam planuję spędzić resztę swojego życia, więc musi zdobyć dobre pierwsze wrażenie. W końcu dobre pierwsze wrażenie jest w Slytherinie bardzo ważne.

Dlatego też udał się do Pana Smitha który był odpowiedzialny za wynajmowanie młodzieży do rozwożenia mleka i gazet w całym miasteczku. Pan Smitch na początku nie chciał mu zaufać, bo i kto by chciał? Wszyscy znają tu reputację jego rodziny. Na szczęście w końcu się udało, co więcej przekonał go żeby nie przekazywał jego pieniędzy ojcu, bo właśnie to miał w zwyczaju robić pieniędzmi jego pracowników. Było to całkiem mądre posunięciem, upewniał się, że jego mali pracownicy nie przepuszczą każdego grosza, ale w jego przypadku skończyło by się tylko na tym, że ojciec całość by przepił. Jak się okazało Pan Smith był tego samego zdania, wystarczyła więc zgoda od matki, a pieniądze lądowały w jego kieszeni. A on nie zamierzał ich przepuszczać. O nie... Był na to zbyt rozsądny. Wszystko co zarobi wyda na Hogwart! W końcu będzie mógł się wynieść z tej mugolskiej mieściny. 10 miesięcy w roku bez ojca, to brzmiało niemal jak niebo.

Z rozmyślań wyrwał go dźwięk trzaskanych drzwi. Więc ojciec się nie położył, tylko wyszedł? Też dobrze. Byle tylko nie musiał na niego patrzeć...

Szybko zszedł na dół uważając aby matka go nie zauważyła, powinna mieć okazję żeby odpocząć. Choć przez chwilę...

Severus obtarł pot z czoła rękawem. Był zmęczony, rozwiezienie wszystkiego zajęło mu ponad dwie godziny. Normalnie poszedł by do domu odpocząć, ale na dzisiaj zaplanował coś jeszcze... Coś związanego z pewną rudowłosa i piękną dziewczyna o imieniu Lily Evans. Już od jakiegoś czasu ją obserwował, wiedział, że zawsze o tej porze dnia jest w parku razem z siostrą.

Co jest takiego specjalnego w tej całej Lily? Jest taka jak on, posiada magię, jest czarownicą. W wieku 11 lat podobnie jak on otrzyma list ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Wiedział, że jeśli rozegra wszystko dobrze zyska szanse, szanse na zdobycie pierwszego przyjaciela.

- Lily, nie rób tego! - krzyknęła starsza siostra.

Ale dziewczynka rozhuśtała się bardzo wysoko i wyleciała w powietrze - dosłownie wyleciała! - wybuchając radosnym śmiechem, jednak zamiast zwalić się z łoskotem na asfalt, którym wylany był plac zabaw, zawisła w powietrzu jak artystka pod kopułą cyrku, po czym wylądowała lekko, na pewno zbyt lekko jak na taką wysokość.

- Mama ci mówiła, żebyś tego nie robiła! Petunia zatrzymała huśtawkę, szorując sandałami po asfalcie. Zeskoczyła z niej i stanęła, trzymając się pod boki.

- Lily, mama mówiła, że ci nie wolno!

- Przecież nic mi się nie stało! - odparła Lily, chichocąc. - Tuniu, popatrz na to. Zobacz, co potrafię.

Petunia rozejrzała się. Na placu zabaw nie było nikogo prócz nich i Snape'a, o którego obecności nie wiedziały. Lily podniosła kwiatek opadły z krzaka, za którym krył się Snape. W Petunii ciekawość najwyraźniej zwyciężyła strach, bo podeszła do niej. Lily wyciągnęła rękę. Kwiat leżał na jej dłoni, rozchylając i zwijając płatki jak jakaś dziwna ostryga.

- Przestań! - krzyknęła Petunia.

- Przecież to cię nie boli - odpowiedziała Lily, ale zamknęła dłoń i odrzuciła kwiat na ziemię.

- Tego nie wolno robić - powiedziała Petunia, ale jej oczy powędrowały za opadającym powoli kwiatem – Jak ty to robisz? – zapytała, a w jej głosie wyraźnie zabrzmiała zazdrość.

Właśnie w tej chwili Severus postanowił się ujawnić.

- To chyba oczywiste, nie? - zawołał Snape, nie mogąc się już dłużej powstrzymać, i wyskoczył zza krzaka. Petunia wrzasnęła i szybko uciekła w stronę huśtawek, ale Lily, choć trochę wystraszona, nie ruszyła się z miejsca.

- Co jest oczywiste? - zapytała Lily, a Severus poczuł się potwornie zdenerwowany. Głęboko nabrał powietrza i powiedział:

- Wiem, kim jesteś.

- O co ci chodzi?

- Jesteś... jesteś czarownicą – powiedział prawie szeptem. Dziewczynka zrobiła oburzoną miną, na co Snape o mało nie wybuchł śmiechem.

- Nie wolno tak przezywać! - krzyknęła i usiłowała odejść.

- Nie! - Zdołał za nią zawołać.

- Bo jesteś – zwrócił się Snape do Lily – Jesteś czarownicą. Obserwuję cię od pewnego czasu. Ale nie ma w tym nic złego. Moja mama też jest czarownicą, a ja jestem czarodziejem.

Petunia parsknęła drwiącym śmiechem.

- Czarodziejem, akurat! –zawołała, odzyskując odwagę po wstrząsie, jakim było jego nagłe pojawienie się na placu zabaw – Wiem, kim jesteś. Jesteś chłopakiem od Snape'ów. Oni mieszkają w Spinner's End, nad rzeką – wyjaśniła, zwracając się do Lily, a po tonie jej głosu można było poznać, że taki adres źle o kimś świadczy – Dlaczego nas szpiegujesz?

- Wcale nie szpieguję – odrzekł Snape. Czuł się fatalnie – W każdym razie ciebie na pewno nie – dodał złośliwie – Jesteś mugolem.

Petunia najwyraźniej nie znała tego słowa, ale wystarczył jej ton, jakim to powiedział.

- Lily, chodź, idziemy! - powiedziała ostro i podciągnęła siostrę za sobą.

- Ach... Wszystko poszło tak fatalnie! A przecież tak dokładnie to zaplanował. Miała być pod wrażeniem jego słów, miała chcieć wiedzieć więcej, miała chcieć lepiej go poznać... Dlaczego ta nędza Petunia zawsze musi z nią być? Gdyby nie ona z pewnością poszłoby by lepiej!

- Był zdenerwowany, ale wiedział, że pewnego dnia spróbuję ponownie!

Następne tygodnie mijały znajomym rytmem. Wstawał wcześnie rano, jak najszybciej udawał się do mieszkania Pana Smitha i ruszała w trasę. Zazwyczaj schodziło mu do ósmej rano.

Zajmował się też innymi sprawunkami, chodził na zakupy dla starszych pań, plewił ogródki a nawet wychodził na spacery z psami sąsiadów, jeśli nikt z domowników akurat nie mógł. Psy go kochały... Wszyscy byli pod wrażeniem, że był w stanie poradzić sobie z każą bestią, niezależnie od tego ile ich było i jak groźne były. Sam Severus podejrzewał, że ma z tym coś wspólnego jego magia, ale tego przecież nie może nikomu powiedzieć.

Pieniądze chował w skrzynce którą umieścił w jamie nad jeziorem. To było legowisko lisa dlatego też nikt się tam nie zbliżał, no, nikt oprócz niego. W końcu potrafił oswoić każdą bestię, prawda? Wiedział jednak, że nie może ich tu trzymać do 11 roku życia. Prędzej czy później lis się wyniesie, a jego pieniądze znikną. W końcu się tam wybierze... Już niedługo, na koniec miesiąca!

Wiedział, że ojciec prędzej czy później zorientuję się, że zaczął pracować, dlatego też zaczął raz w tygodniu przynosić do domu troszkę pieniędzy, nie dużo, ale zawsze coś. Upewniał się, że ojciec zawsze będzie wtedy w domu i co najwalniej najważniejsze – pijany. W ten sposób były mniejsze szanse, że ojciec dowie się, że nie oddaje wszystkiego.

Matka zauważyła, wyraźnie było widać w jej oczach dumę. W końcu zachowywał się jak prawdziwy Ślizgon.

W opowiadaniu zostały użyte fragmenty z Harry Potter i Insygnia Śmierci