Fik ma dwie mamusie – mnie i Kasicę jest z pairingu SasuNaruNeji. W sumie to miał być po prostu angst, ale w międzyczasie wytworzyło się nam coś innego. Trochę telenowelą trąci. xD Ale żeby nie wyglądało zbyt telenowelowato, to związku z tym narracja leci trochę skokowo, scenkami, a nie ciągiem przyczyna-skutek.
I w rzeczywistości, mimo takiego określenia pairingu, to nie jest trójkąt w takim ujęciu, jaki Wam się może kojarzyć. :P To rzecz nieco innego rodzaju, ale cóż – mam nadzieję, że komuś z Was, moi drodzy, przypadnie do gustu.
Jakby przypadło lub nie przypadło, wiecie, gdzie możecie mnie o tym poinformować, prawda? :)
PS Przepraszam bardzo za brak łącznika tytule. Niestety nie chce zbytnio współpracować i musiałam użyć spacji. Mam nadzieję, że to Wam nie przeszkadza. :)
Czarno-biały?
Część pierwsza.
Sasuke przypatrzył się uważnie podłużnemu pudełeczku z czerwonej laki i pieszczotliwie przesunął palcami po rzeźbionym wieczku. W środku tkwiło jedno z kadzidełek, które wręczył mu Naruto, kiedy podczas jednej z misji odwiedzili klasztor na granicy krajów Ognia i Wiatru. Pamiętał, o co się modlił, patrząc na wznoszący się prostymi smużkami dym z dwóch trociczek zapalonych za rodziców. Pomyślał wówczas: „Chcę, żeby Itachi zginął z moich rąk.". Tkwiło mu to w głowie wtedy cztery lata, a w chwili obecnej już…
Sasuke wykrzywił wargi.
… ponad dziesięć. O kilka lat ponad dziesięć, a on nadal t k w i ł w tym samym miejscu, w jakim znajdował się wtedy! I w jego życiu, mimo prób odnalezienia sensu innego niż zemsta, nie zmieniło się nic!
„Zrezygnuj z zemsty, Sasuke", mówił Naruto. „Zrezygnuj. Masz mnie, jesteś szczęśliwy. Bo potrzebujesz czegoś więcej, potrzebujesz czegoś jeszcze." Też myślał, że potrzebuje czegoś więcej, ale to było jak klątwa. Zamieszkanie razem z Naruto niczego nie dało – rano nadal budził się z przeświadczeniem, że ma kolejny zmarnowany dzień przed sobą. Sądził, że ten niepokój, ciążący mu w żołądku niczym ciężka ołowiana kula, może da radę wytrzebić poprzez niezobowiązujące sypianie z innymi ludźmi, ale trochę się zawiódł. Związek trójosobowy, w który wplątał się z własnej głupoty, wprowadzał go w depresję, ilekroć zauważał, jak Neji powoli popada w konflikt ze swoim klanem i jego okazyjne picie herbaty u niego na ganku przeradza się w codzienność niemającą już nic wspólnego z okazyjnością. Hyuuga zajął w końcu jeden niewielki pokoik na parterze, a Sasuke poczuł się tak jakby mu ktoś zatrzasnął okiennice i przez resztę życia miał siedzieć w rogu ciemnego pokoju, nie ruszając się z niego ani na krok.
Jedynym wyjściem było ponowne rozważenie udania się na poszukiwania Itachiego.
Stał teraz przy biurku w swoim pokoju i ściskał w dłoni pudełeczko z laki.
W którym właściwie miejscu popełnił błąd? I ile ich było?
