Lena cicho otwarła więzienne drzwi i wsunęła się do środka. W celi panował półmrok. Nikłe światło sączyło się z niewielkiej lampki w metalowej klatce umieszczonej tuż nad drzwiami. Od kiedy zjawił się jej Dawny Pan, jej zachowanie i wygląd uległ znaczącej zmianie. Była o wiele bledsza niż zazwyczaj, a z jej oczu zniknął dawny blask. Również wygląd jej munduru się zmienił. Na polecenie swojego Pana zaczęła zakładać spódnice, czarne kabaretki oraz wysokie buty. Zaczynała powoli bardziej przypominać wampa niż wojskowego.
Oparła się o drzwi plecami i przez chwile milcząc, patrzyła na Lokiego, jakby go oceniając.
Loki naprawdę wyglądał teraz żałośnie. Dawny Pan uwięził całą jego magię, gdy tylko udało mu się obezwładnić swój "odprysk duszy". Pozostała z niego marna istota, prawie człowiek. Już nic nie świadczyło o tym, że kiedyś mógł być Królem. Dawny Pan obdarł go ze wszystkich przywilejów, odebrał mu dosłownie wszytko, nawet zbroję i jego ulubiony zielony kolor. Loki pozostał w prostej czarnej płóciennej koszuli oraz spodniach.
Jednak na samym tym się nie skończyło. Dawny Pan byłby głupcem, gdyby sam siebie nie doceniał. Loki, nawet obdarty z magii, był niebezpieczny i w żadnym wypadku nie można go było lekceważyć.
Na polecenie Pana, został przykuty grubymi łańcuchami, ciągnącymi się z dwóch ścian. Więzy były mocno naciągnięte, tak by nie mógł poruszyć ramionami i zmuszały go do poddańczej, klęczącej pozycji. Kłamca pochylał nisko głowę. Gdy generał weszła do jego celi, nie popatrzył na nią, ale była pewna, że doskonale wyczuł te chwilę.
- Witaj mój panie... - Powiedziała cicho, jednak Loki mógł ją usłyszeć doskonale. - Wyglądasz naprawdę okropnie.
- Przynajmniej nie jak ulicznica, w odróżnieniu od ciebie - odciął się, powoli podnosząc głowę, patrząc na Lenę pełnymi gniewu oczami. Łańcuchy zaskrzypiały cicho, gdy poruszył się, napinając mięśnie. - Gdybym wiedział, że tak bardzo trzeba ci silnej ręki, nie siliłbym się na delikatność - dodał chłodno, świdrując ją wzrokiem.
Miałby się poddać? Bo odebrano mu moc? Bo rzucono na klęczki? Bo każdy mięsień w naciągniętych ramionach pulsował tępym bólem? Niedoczekanie! Uśmiechnął się do niej. Demonstracyjnie, opętańczo, tak że można było odnieść wrażenie, iż szczerzy zęby jak rozwścieczone zwierze.
Lena skrzywiła się lekko.
- Są rzeczy, na które nie mam wpływu i wydaje mi się, że dobrze to rozumiesz Mój Panie. - Jej głos nadal pozostawał cichy. Oderwała się od drzwi i powoli podeszła do więźnia. - Domyślasz się, dlaczego przyszłam?
Stanęła przed nim, tak że Loki klęczał teraz tuż przed nią. Trickster zaśmiał się nieszczerze.
- Nie wymagaj ode mnie zrozumienia - prychnął, cynicznie rozbawiony. - Przyszłaś, bo ON ci kazał. Podyktuje ci teraz wiadomość dla niego, bo mam wrażenie, że później mogę mieć problemy z jej wyartykułowaniem. "Nie poddam się". Krótkie, ale chyba czytelne, prawda? - zapytał, a w jego głosie brzęczał metal.
Nie mógł wstać, ale starał się utrzymać uniesioną głowę, a jego oczy, mimo zablokowanej mocy, płonęły gniewną zielenią.
Lena widziała, że patrzenie na nią sprawia mu wyraźną trudność. Przykucnęła przed nim, tak, żeby ich twarze znalazły się na równi i nie musiał boleśnie zadzierać głowy do góry. Najwidoczniej bardzo mu zależało na tym, żeby utrzymać z nią kontakt wzrokowy.
Tak... magia wciąż buzowała w zielonych oczach. Stary Pan nie zamierzał mu jej odbierać, bo wiązałoby się też to z utratą jego ludzkiej formy. Jotuńska znacznie trudniej byłoby utrzymać w ryzach. Chłód nie pozwalał, by się do niego zbliżyć, a żadne więzy nie wytrzymałyby zbyt długo niskiej temperatury.
Tak było znacznie lepiej.
Lena wyciągnęła rękę i pogładziła jego blady policzek. Był zimny.
- Mój Panie. - Powiedziała z odrobiną smutku. - Czy nie prościej byłoby zakończyć już te farsę i połączyć się z duszą naszego Władcy? Już kiedyś byliście jednością, Mój Panie, dlaczego teraz nie chcesz wrócić do tego stanu? Jesteś w końcu "tylko odpryskiem" Jego duszy.
Parsknął, oburzony.
- Nie jestem niczyją częścią. I nie zamierzam nią się stawać - warknął.
Prawda była jednak taka, że rozważał to. Ufał sobie - w pewnym stopniu - i był pewien, że nie działał bez planu, że nie zrobiłby niczego niezgodnego ze swoimi zasadami. Rozpoznał siebie. Był pewien, że przybyły na czele armii drugi Loki był nim samym, jego poprzednią inkarnacją, która przecież powinna od dawna nie żyć. Więc może jednak trzeba było tak zrobić? Przełamać własną dumę i oddać się sobie z przeszłości? Cały czas się nad tym wahał. Z drugiej strony starszy Loki wyglądał tak, jakby przewidywał, że jego "odprysk" będzie stawiał opór. To było niepokojące.
- Możesz odpuścić sobie negocjacje - oznajmił twardo, nie spuszczając z niej wzroku, by nie zdradzić wewnętrznego rozbicia.
- Dlaczego?- Przekrzywiła trochę główkę zaciekawiona.- Prawda jest taka, że Pan oczekuję, że Cię złamię. Nieważne jak... Dał mi zupełnie wolną rękę, ale ja nie chce robić niczego, co będę potem żałować. - Przyklękła i objęła jego twarz dłońmi. - Mój Panie, proszę, zgódź się. To jedyne wyjście.
- W takim razie w ogóle nie ma wyjścia - odpowiedział, odwracając głowę, próbując się wyrwać jej czułemu dotykowi.
- Chcesz, żebym użyła najgorszych środków, jakie posiadam? - Pogładziła do po włosach. - Naprawdę przyszłam tu z nadzieją, że przekonam cię po dobroci. Ze wzgląd na to co było między nami wcześniej...
- Dlaczego mówimy od razu o najgorszych środkach? - Loki spróbował się uśmiechnąć. - Może zacznijmy łagodnie... w końcu bycie dzielnym i silnym jest domeną Thora, nie moją? - zapytał, pragnąc mimo wszystko przeciągnąć rozmowę. Owszem, nie zamierzał się poddawać, ale nie śpieszyło mu się, by przechodzić od słów do czynów. Istniała przecież szansa, że ktoś, choćby Thor właśnie, powstrzyma drugiego Lokiego, zanim on zacznie tęsknić za czymś tak słodkim, jak ból...
- Ponieważ nie mamy już czasu - westchnęła. - Stary Pan oczekuje już dzisiaj ode mnie jakichś postępów. Przyszłam tu z nadzieją, że jednak dasz się przekonać po dobroci Mój Panie. Błagam przystań na warunki Starego Pana. Zjednocz się z nim. - Znowu odwróciła jego głowę w swoją stronę. Delikatnie musnęła ustami jego spierzchnięte wargi. - Wiem, że ciągle liczysz na ratunek, ale nikt nie przyjdzie. Zostałeś znowu sam. Tak jak wtedy gdy spadłeś z Bifrostu.
Nawet nie spróbował oddać pocałunku. Lena, która teraz z nim rozmawiała, była kimś zupełnie innym niż to delikatne stworzonko bojące się zaznać rozkoszy w jego ramionach raptem tydzień wcześniej. A jednocześnie był niemal pewien, że gdzieś tam w środku pozostała tą samą osobą.
- Nie jestem sam, Leno - powiedział, starając się, by w jego głosie nie było zwątpienia, ani strachu, ani żadnego z tych uczuć, które właśnie czuł, a wcale czuć nie chciał. Szczęściem się to udało. Szczęściem był dobrym kłamcą. - Ty jesteś ze mną. Jesteś i chcesz mojego dobra. Tylko masz trochę inne wyobrażenie na temat tego, czym ono jest.
Nie liczył, że przeciągnie ją na swoją stronę. Podejrzewał, że jej nagła zmiana zachowania to nie tylko wynik obecności starego pana. Ale grał na czas.
- Więc nie zmienisz zdania? - Lena niespodziewanie uśmiechnęła się w jego usta.- Wielka szkoda.
Wstała z klęczek.
- Staremu Panu zależało, żebyś dobrze poczuł jego gościnę. - Lena podeszła do drzwi. - Tak bardzo, że zaprosił aż z najdalszych zakątków galaktyki twoich dobrych znajomych.
Patrzyła już na niego inaczej. Jakoś tak przerażająco. Otworzyła drzwi, wpuszczając do celi więcej światła.
Na początku Loki mógł zobaczyć tylko ich cienie. Jednak były tak charakterystyczne, że nie sposób było pomylić je z niczym innym. Dwie potężne kreatury o twarzach potworów i ciele przypominające ludzkie.
Chitauri...
Loki pobladł. Dreszcz, który przebiegł mu po plecach, był z grona tych najgorszych. Tych, które każą uciekać ile tylko sił w nogach, nie oglądając się za siebie. Gdy się odezwał, jego głos wcale nie brzmiał już pewnie. Brzmiał słabo, drżąco i niemal błagalnie. Zdołał z resztą wypowiedzieć zaledwie jedno słowo.
- Nie!
