Dedykowane Mary.


- Dlaczego wciąż się tak o niego troszczysz?

Gdyby ktokolwiek inny zadał to pytanie, Mycroft zbyłby je wyniosłym milczeniem. Może nawet uniósłby brwi. Ale to był Lestrade, który nigdy nie brał od niego pieniędzy, a to sprawiało, że Mycroft wciąż czuł, że jest mu coś winny.

- Pomyłka matki natury. – Wzruszył ramionami. – Troska o część swoich genów?

Greg pokręcił głową i wzdrygnął się, gdy kropla wody wpłynęła mu za kołnierzyk koszuli. Widocznie inspektor postanowił jechać do pracy autobusem. Mókł przez jakieś dziesięć minut, stojąc na przystanku z podniesionym kołnierzem. Znowu pokłócił się z żoną, zalegał z czynszem, a poprzedniego dnia siedział w biurze do późna w nocy. Jutro będzie porządnie przeziębiony. Nie wiadomo czemu, ale wszystkie te informacje wydały się Mycroftowi nie tylko warte zauważenia, ale i zapamiętania.

- Dobrze jest mieć kogoś… Kogoś o kogo można się troszczyć.

Mycroft obiecał sobie, że do drzwi pani Lestrade zapukają tajne służby.

- Troska jest słabością – powiedział powoli, odstawiając szklankę whisky na biurko. – Kiedy oddasz bliźniemu płaszcz, umrzesz na zapalenie płuc.

Inspektor parsknął krótkim śmiechem.

- Sherlock da sobie radę. Dziękuję za whisky. – Wstał i przejechał dłonią po mokrych włosach. – Muszę wracać do pracy.

Mycroft pokiwał głową.

- Informuj mnie na bieżąco. – Uśmiechnął się krzywo. – Proszę?

Greg postawił z powrotem kołnierz.

- Nie ma problemu – mruknął, kładąc dłoń na klamce.

Decyzja została podjęta w ułamku sekundy.

- Zaczekaj, Greg…

Lestrade odwrócił się zaskoczony.

- Tak?

- Weź parasol.

Długi, czarny parasol, symbol brytyjskiego rządu, stał oparty o ścianę przy drzwiach. Lestrade sięgnął po niego z wahaniem.

- To nie łapówka – powiedział Mycroft, uśmiechając się z wyższością. – Możesz go potem zwrócić.

Inspektor skrzywił się z wdziękiem.

- Sherlock nie może zapamiętać mojego imienia – powiedział, obracając parasol w rękach.

- Cóż, zawsze byłem tym mądrzejszym bratem.

Lestrade uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Dziękuję.

Cicho zamknął za sobą drzwi. Nie należał do ludzi, którzy trzaskali drzwiami. A Mycroft właśnie oddał mu swoją ulubioną parasolkę. O czym to świadczyło?

Zdecydowanie potrzebował kolejnej butelki whisky.