Shikamaru spoglądał na płynące leniwie po niebie obłoczki. Słońce ogrzewało jego twarz, powietrze było rześkie, pachniało świeżo skoszoną trawą. Westchnął ciężko i zmarszczył czoło. Coś mąciło jego idealny spokój.

Temari. Blond włosy, zabójczy uśmiech, mikroskopijna spódniczka i olbrzymi wachlarz, którym pewnie by go zabiła, gdyby wiedziała, w jakim kontekście o niej myślał.

W kontekście swojej sypialni.

Potrząsnął głową, jakby próbował wyrzucić z niej przed sekundą stworzony obraz.

Jak mogła mu się podobać? Zawsze patrzyła na niego tak, jakby go chciała wykastrować wzrokiem. Lubiła rządzić, była wyniosła i chyba troszkę wredna, a już na pewno baaardzo kłopotliwa.

Ale miała niezłe nogi.