Wilgotne powietrze sprawiało, że koszulka kleiła jej się do pleców, a kamizelka, którą zwykle uważała za praktyczną, jedynie ciążyła i krępowała jej ruchy. Ze zduszonym jęknięciem wycofała się o kilka kroków i obróciła w dłoni swoją włócznię. Wiele by dała, by znów poczuć w lekkość miecza świetlnego i płynącą z niego potęgę. Jednak tym razem, dokładnie jak przez kilkanaście lat swojego samotnego życia, była zdana wyłącznie na swoją własnoręcznie wykonaną broń. Kiedy ją konstruowała, nie mogą wiedzieć, że użyła metalu zdolnego oprzeć się uwolnionej mocy kryształu Kyber.

Iskrzący się wściekłymi czerwonymi ognikami miecz jej przeciwnika zawibrował niebezpiecznie blisko jej ramienia, kiedy wykonała unik i odparła go, niemal warcząc z wysiłku. Kylo zacisnął zęby i obrócił w dłoni miecz. Znała ten ruch, był wpisany w jej pamięć mięśniową równie mocno. Zamachnął się i przeprowadził kolejny atak na jej odsłonięta przez nieuwagę lewą stronę. Natychmiast przeszła do defensywnego Soresu, by w ostatniej chwili zablokować atak, który nie miał jej zranić, lecz zmusić do obrony.
Trwało to już ponad godzinę, odkąd odnalazł ją na Dantooine. Zjawiła się tu, po kryształ, lecz zanim zdążyła odszukać wejście do jaskiń, nad głową usłyszała niski mruk statku Kylo.

- Nie musimy tego dalej ciągnąć - warknęła, kolejny raz wykonując unik.

Kylo milczał, a z jego oczu ziało chłodem. Zamachnął się i potężnym uderzeniem naparł na nią, wyprowadzając atak z góry. Zablokowała go, unosząc poziomo włócznie nad głową, i na krótką chwilę zatrzymali się, dysząc. Patrzył na nią z góry, wzrokiem w którym tak rozpaczliwie próbowała znaleźć mężczyznę, który kilka miesięcy temu, powiedział jej, że nie była sama. Pragnęła wierzyć, że Ben wciąż tam był. Jednak z każdą minutą jej nadzieje gasły. W rozświetlonych przez jego miecz świetlny oczach widziała jedynie gniew.
Mięśnie jej ramion zadrżały, gdy spróbowała go od siebie odepchnąć. Zareagował zduszonym warknięciem, a kącik jego ust uniósł się w górę, gdy dostrzegł jej osłabienie. Miała wrażenie, że lada moment iskry, które wypluwał z siebie rozwścieczony kryształ, ukryty w sercu jego miecza, przypalą włosy na jej czole.

Poczuła na twarzy jego oddech, był coraz bliżej, nacierał z większą siłą.

- Ben... - wydusiła ze ściśniętych płuc, czując że lada moment skończą jej się siły, a jego cios spadnie prosto na jej głowę. Naprawdę tego chciał? Po tym wszystkim-

- Nie nazywaj mnie tak! - warknął i gdy w jego spojrzeniu pojawiła się iskra, którą znała zbyt dobrze, Rey pozwoliła, by jego broń ześlizgnęła się po krawędzi jej włóczni i tym samym wykonując unik, przeturlała się kilka metrów w prawo.

Podniosła się, błyskawicznie wracając do Ataru, z bronią ułożoną wzdłuż ciała. Mimo, że nie walczyła mieczem Luke'a, mięśnie jej ciała mimowolnie wykorzystywały to, czego nauczyła się wcześniej. To, co zobaczyła w umyśle mężczyzny, który właśnie odwrócił się w jej stronę z niezbadanym wyrazem twarzy.

Jego ciemne włosy były rozwiane, a część kosmyków przykleiła się do jego spoconego czoła. Wyglądał trochę jak wtedy, gdy walczyli na Starkillerze. Z jego spojrzenia ział ten sam głód, ale tym razem Rey znała jego podłoże.

Jesteś tak samo zagubiony,jak ja. Pomyślała, czując na karku ten sam dreszcz, który wracał do niej za każdym razem, gdy patrzyła na jego twarz. Teraz, gdy od miesięcy łącząca ich więź ucichła, była jeszcze bardziej samotna, niż gdy tkwiła w brzuchu opuszczonego AT-AT. Z początku czuła ulgę, lecz po jakimś czasie ta statyczna cisza stała się jej udręką.

Czuję to samo.

- Ben-

- Powiedziałem, - warknął, robiąc w jej kierunku kilka długich kroków, - Nie. Nazywaj. Mnie. Tak.

Z każdym słowem zmuszona była odeprzeć jeden atak. Jednak w jego ruchach dostrzegła coś, czego wcześniej tam nie było. *Desperacja*.

Odsunęła się od niego i posłała mu zranione spojrzenie. Nie wiedziała, co bolało ją bardziej. Rozczarowanie, które wciąż rozrywało jej serce na tysiące kawałków, wściekłość, że po tym wszystkim on wciąż chciał z nią walczyć, czy też złość na samą siebie, na własną naiwność i głupotę.

Wybrał własną ścieżkę. Ścieżkę potęgi i ciemnej strony mocy. Mimo, że wtedy, pośród płonących zgliszczy sali tronowej Snoke'a *błagała* go, by tego nie robił.

Złamał jej serce, a ona wciąż wierzyła, że mogła mu pomóc.

Jakby słysząc jej myśli, Kylo opuścił miecz i dysząc wściekle, przyszpilił ją spojrzeniem.

- Nie patrz na mnie, jakbyś mnie-

- Żałowała? - przerwała mu, także opuszczając broń.

Kącik jego oka drgnął.

- Jesteś na mnie zły. Zły, że wtedy odeszłam - stwierdziła, szybko zmieniając temat.

- Jak wszyscy - syknął, a jego ostrze wykonało obrót. Nie zatrzymał go jednak w ofensywnej pozycji, lecz pozwolił, by zatopiło się w kamieniu pod jego stopami, iskrząc i sycząc.

Poczuła w sercu ból. Jak wszyscy. To właśnie robili ludzie, którym pozwolił się do siebie zbliżyć. Odwracali się od niego. I chociaż wiedziała, że miał prawo być wściekły, wiedziała, że gdyby miała wybór, postąpiła by tak samo.

- Nie jest jeszcze za późno - powiedziała, tak samo jak w tamtej chatce, zanim ich dłonie zetknęły się ze sobą. Zanim podjęła decyzję, która zmieniła wszystko.

Wróciły do niej słowa Lei, które powiedziała jej kilka tygodni temu. „Nie mam już nadziei. Lecz jeśli ktokolwiek może mi ją dać, to tylko ty."

- Jest - warknął, lecz coś w jego spojrzeniu zawahało się.

Wciąż tam jesteś. Czuję to. Pomyślała z nową nadzieją, gdy Kylo zacisnął usta, wyraźnie walcząc ze sobą, a jego dłoń zacisnęła się na rękojeści miecza.

Rey nabrała do płuc głęboki oddech i zrobiła coś tak głupiego, że gdyby się nad tym zastanowiła, stwierdziłaby, że musiała postradać zmysły. Wypuściła z dłoni włócznie, a ta upadła z głuchym dźwiękiem na ubita trawę pod jej stopami.
Kylo podążył za nią wzrokiem i serce w jej piersi podskoczyło na widok zdziwienia, które przemknęło po jego twarzy. Następnie utkwił w niej spojrzenie i na krótką chwilę czas wokół nich się zatrzymał. Wstrzymała oddech, zdając sobie sprawę, z tego co zrobiła. Jak bezbronna się stała, wobec dzikiej mocy buzującej wokół niego i dręczącego go głodu.

Zrobił krok w jej kierunku, marszcząc brwi. W dłoni trzymaj wciąż aktywny miecz i wystarczyłoby drgnięcie nadgarstka...

Zatrzymał się kilkanaście centymetrów od jej nerwowo falującej piersi i przyjrzał jej się z góry. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z ciemnych sińców pod jego oczami, jakby tak samo jak ona, nie mógł w nocy spokojnie zasnąć. Przełknęła ślinę i jej wzrok mimowolnie przesunął się po cienkiej bliźnie na jego policzku. Jego spojrzenie przybrało wyraz, który widziała już wcześniej. Podczas, gdy niebo wokół niej spadało, a on pojawił się znikąd.

Jesteś potworem. Tak, jestem.

Nie, nie był.

Zerknęła na jego usta, a później na pulsującą żyłę na jego karku i zagryzła wargi od wewnątrz, gdy ogarnęło ją kolejne wspomnienie. Wspomnienie jego bladej skóry, błyszczącej jakby od kropel wody. Wtedy, tak samo jak teraz bała się przed sobą przyznać uczucia, które ogarnęło jej ciało. Nie znała go wcześniej i do teraz nie potrafiła go nazwać.

Nie jesteś sama. Ty także.

Dlaczego więc dzieliło ich więcej, niż była w stanie pojąć, mimo że stał tak blisko?

- Ben... - szepnęła, podnosząc wzrok.

- Rey... - Jej ciało przeszył dreszcz, gdy w końcu wypowiedział jej imię. W jego ustach brzmiało tak, jak zawsze. Jakby wymawiając je, przechodził największe tortury swojego życia.

Wtedy usłyszała wciąż aktywny miecz, który trzymał i poczuła jego ciepło wzdłuż swojej nogi.

- Moja oferta jest wciąż aktualna. Możesz się do mnie przyłączyć i razem-

Przerwała mu niedowierzaniem w swoich oczach. Zagryzł usta, jakby chciał powstrzymać się przed powiedzeniem czegokolwiek więcej. Przez kilkanaście morderczo długich sekund wpatrywał się w jej twarz, a jego ciemne spojrzenie było gęste od nadmiaru emocji. Następnie wyminął ją i ruszył w stronę statku, który zostawił obok jej własnego.

- Żegnaj, Rey - powiedział, nie oglądając się.

Patrzyła na jego oddalające się plecy i czuła, jak ogarnia ją wściekłość. Jak śmiał?!

Nagle w tyle głowy poczuła coś jeszcze. Jego prezencje w mocy, pełną sprzeczności i tęsknoty. Walczył ze sobą. Bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Zrozumiała, że jeśli pozwoli mu teraz odejść, może stracić go na zawsze, a żal w jego sercu pochłonie go do końca, wraz z kolejnym odrzuceniem z jej strony.

Jej wzrok przeskoczył na ich dwa sąsiadujące statki i kolejny raz przyszedł jej do głowy pomysł tak głupi, że być może samobójczy.

Kylo był w połowie drogi, gdy przywołała do siebie moc i czując jak spowija ją, niczym ciepły woal, zmusiła swój X-wing, by uniósł się z ziemi.

W tym samym momencie Kylo zatrzymał się i gdy zrozumiał co się dzieje, było już za późno. Rey posłała X-wing'a prosto na jego czarny okręt klasy Upsilon.

Zderzenie spowodowało huk tak wielki, że Rey skuliła się w sobie i cofnęła o pół kroku. W tym samym momencie Kylo odwrócił się i posłał jej niedowierzające spojrzenie. Za jego plecami ich statki zmieniły się w zmieszaną ze sobą miazgę elementów, których część wzbiła się w powietrze.

Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz wtedy zapadający mrok przerodził się w jasność. Paliwo z obu statków zmieszało się i eksplodowało, a żar wybuchu poczuła na twarzy, mimo, że stała blisko dwie setki metrów dalej.

Kylo nawet nie obejrzał się na zniszczenie, którego dokonała. Wciąż patrzył na nią z lekko uchylonymi ustami, aż w końcu zacisnął je, a moc wokół niego zawrzała od wściekłości. Jego prezencja zawsze przyprawiała ją o dreszcz na karku, ale tym razem zrozumiała, że musiała przekroczyć kolejną granicę.

Zanim zdążył ruszyć w jej kierunku, Rey obróciła się na pięcie i co sił w nogach uciekła w kierunku lasu.


A więc tak, zrobiłam to. Po prawie 3 latach shippowania reylo, odważyłam się napisać coś swojego. Mam mieszane uczucia, bo nie przywykłam do czytania czegokolwiek z fandomu SW w języku polskim, więc jeśli wyszło dziwnie to biorę całą winę na siebie. Dajcie znać co sadzicie, i czy w ogóle pisać dalej! Ciekawa jestem, czy znajdą sie osoby, które były ze mną podczas fików z TCM ;).