Życie w swojej typowej kakofonii niszczyło sen, który przychodził wciąż i wciąż z takim samym trudem. Miał cichą nadzieję, że nie obudzi się, że stanie się coś co pozwoli mu zostać w swoistej hibernacji. Wszystko co działo się, działo się poza nim. Czuł to, słyszał, każdy zmysł krzyczał z nadmiaru doznań, ale on nie poruszył się. Przeczekał entuzjastyczne krzyki, przeczekał dyskusję o quidditchu, przeczekał „słuchajcie, a może jest chory?". Gdy poszli spać wyślizgnął się z trudem z łóżka. Mięśnie buntowały się, mimo że nie leżał dłużej niż godzinę. Nie patrzył gdzie idzie, tak dobrze znał te korytarze, portrety na ścianach. Wyczuwał nadal unoszący się odór śmierci. Nie minęły nawet trzy miesiące, prawda? Im niżej schodził tym bardziej specyficzny zapach wilgoci wdzierał się w jego nozdrza. Wspomnienia, jak fale, uderzały w niego. Poczucie, że nie zdążył, że przegrał sam ze sobą było tak bolesne, tak paraliżujące... Zatrzymał się. Wiedział gdzie jest.

Najpierw nienawidził tych drzwi i tego co znajdowało się za nimi.

Potem, stopniowo, stawały się jego Rutyną.

Potem dawały mu Ucieczkę od tego co niesie przyszłość.

Potem Ukojenie.

Potem Spokój.

Potem Radość.

A w końcu Pragnienie.

Nigdy nie wypowiedziane na głos.

Powiew stęchłego, zastanego powietrza owiał jego twarz gdy przekroczył próg. Nikt nie śmiał ruszać rzecz śmierciożercy, po tym wszystkim co zrobił dla nich nadal nie był nikim więcej o oczach 'bohaterów wojny'. Harry próbował to zmienić, sam tak wiele teraz rozumiał. Przez pierwszy miesiąc, przez drugi. Próbował. Poddał się. Aż w końcu było mu to na rękę, pełne książek komnaty stały się niespodziewanie miejscem gdzie On nadal był. On i Harry. Nie Chłopiec, Który Pokonał Voldemorta, nie Wybawiciel, tylko Harry. Ciemny, sprężynowy fotel w którym zwykł czytać, wygasły kominek, filiżanki do herbaty, podniszczony wolumin, czekający cierpliwie na stole. Gdy wyszedł ten ostatni raz wciąż wierzył, że tu wróci. Wszystko pachniało Nim, gdy zamknął oczy słyszał jego sarkastyczne uwagi, szelest jego peleryny. Kręciło mu się w głowie gdy łapczywie wciągał powietrze. Minął kolejne drzwi. Starannie zasłane łóżko, szafka nocna, komoda, nic więcej. Praktycznie mógł widzieć jak przebierał się w swoje zwykłe szaty, jak wzdychał słysząc mamrotanie starającego się uczyć Pottera. Potem sam do siebie kiwał głową, brał głęboki oddech i wracał z powrotem do swojego nemezis, jednym zjadliwym komentarzem chwaląc i umniejszając zarazem jego postępy. Tylko on to potrafił.

Harry już wiedział, że tu zostanie. Wiedział to gdy usiadał na łóżku, wiedział gdy wyciągał różdżkę. Ostatni raz odetchnął Nim, pościel wydała się cudownie ciepła i mógł przysiąc, że słyszy Jego spokojny oddech.

Ukojenie spłynęło z ust, bez strachu.

Nim jego dłoń opadła usłyszał To. Być może była to tylko halucynacja, gdy zielone światło padło na ścianę za nim. Jednak wystarczyła.

Tuż przy łóżku leżała kartka. Pismo które uznać by można za surowe, pewne pociągnięcia czerwonego atramentu.

Tylko dwa słowa.

„Zawsze wiedziałem."