N/A Postacie nie są moje w przeciwieństwie do mocno specyficznego poczucia humoru, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Treści obsceniczne zostały odpowiednio zakamuflowane. Chyba.
Jeśli bogowie chcą kogoś ukarać spełniają jego marzenia
„Abrakadabra, na smocze ogony,
tylko przezorny jest ubezpieczony!
Hokusy, fokusy, hołubce,
niech nic głupiego nie roi się w twej główce!
Namał!"
Zbyt rzadko używane zaklęcie z „Wielkiej Księgi Gumisiów" (Nikt go niestety nie rzucił na autorkę)
Nad Dunwyn wstawał kolejny uroczy dzień, ptaszęta kwiliły, zacni mieszkańcy kontynuowali swoje prace rozpoczęte jeszcze przed brzaskiem.
Nad Drekmore zaś kłębiła się mgła. Było posępnie, a ogry chrapały w najlepsze. Z jednym niewielkim wyjątkiem.
Tak, bliskość geograficzna nie gwarantuje jednakowych losów pogodowych, przynajmniej wedle baśniowych reguł.
Mimo że niesamowita aura nie sprzyjała wysiłkowi umysłowemu, ktoś właśnie wpadł na arcygenialny plan, przynajmniej we własnej opinii. Fakt, raczej ciężko się skupić, gdy wokół tak posępnie - wiatr hula w zamku (będącym w prawie pięćdziesięciu procentach ruiną, jeszcze rok może dwa a stanie się ruiną, która w prawie połowie jest nadal zamkiem).
- Wiem! – wykrzyknął niespodziewanie pan na wspomnianej nieruchomości.
- O czym Księciunio wie? – zainteresował się życzliwie najgadatliwszy z podnóżków.
- Dunwyn będzie moje.
- Księciuniu, a król Gregor się zgodził?
- Król Gregor pół królestwa da mi z obowiązku, a drugie pół w prezencie.
- W prezencie? Księciunia urodziny były trzy miesiące temu. A do Święta Zimowego Przesilenia daleko.
- A tylko przy takich okazjach daje się prezenty? – spytał książę słodkim głosem.
- Nic innego nie przychodzi Toadiemu do głowy.
- Ty zakuty zielony łbie! – Igthorn podrapał się po kruczoczarnej brodzie. - Po pierwsze potrzebujemy kapłana.
- Książe chce przyjąć święcenia?
- Nie, ale zaraz możesz nie zdążyć załapać się na ostatnie namaszczenie, pokrako!
- Księciuniu, Toadie nie chciał rozgniewać, o najprzenikliwszy z przenikliwych.
- Po drugie może byście tu nieco ogarnęli, tak tu brudno, że karaluchy poprzyklejały się do podłóg, a po trzecie dziś przed wieczorem sprowadzicie moją narzeczoną.
- To ona sama nie trafi?
- Trafiłaby, ale troszczę się, żeby się nie rozmyśliła. W worku niesionym przez krzepkiego ogra nie będzie mieć czasu na przemyślenia.
- A kto jest szczęśliwą oblubienicą?
Książę podał Toadiemu pergamin z nagryzmolonym imieniem, pierwszą literą równie dobrze mogło być „C" jak i „K" (tak, książę Igthorn był mistrzem w kamuflowaniu swoich błędów).
- Tylko pośpiesz się!
Zielony stworek wybiegł w te pędy z komnaty, jednak po chwili przez uchylone drzwi włożył nieśmiało swoją nieproporcjonalnie dużą głowę.
- Księciuniu... - zaczął nieśmiało.
- Jeszcze tu jesteś?!
- …czy Toadie będzie mógł być świadkiem?
- Będziesz mógł nawet sypać kwiatki, ale jak się nie pośpieszysz to zamiast kwiatków będziesz rozrzucał własne zęby!
