"Prolog"/"Prolog"

Dobrze pamiętał ten dzień. Biegł i bał się co się wydarzy gdy stanie. Pamiętał moment, w którym siengańska technologia rozdzierała go na małe kawałeczki, więc czemu nadal czuł? Ból, zmęczenie, głód wszystko dawało o sobie znać w nieszczególnie przyjemny sposób. To ma być jego kara? Nie był wcale taki niewdzięczny. Przekręcił się na brudnym materacu pod wpływem wspomnień. Wiedział wtedy, że mógłby to racjonalnie wytłumaczyć. Może maszyna produkowała promienie, które przenosiły go w przestrzeni kosmicznej? Jeśli tak to czemu nadal biegł? Czemu nadal się bał? To była nauka. Czysta nauka. Powinna dawać wytłumaczenia, a nie strach i cierpienie. Co miał do stracenia? Nie wiedział co się z nim dzieje, gdzie jest, po co jest i co w tym momencie robi Artemis i resztą. Żyją? Jeśli umarł, nie umrze drugi raz, jeśli żył mógł umrzeć nic nie tracąc. "I tak zaraz zwolnię, chociażby z powodu wyczerpania i głodu." Dodał w myślach. Ponownie przekręcił się na prowizorycznym łóżku. Wspomnienia napływały falami. Stanął. I wtedy ciągnąca go ze sobą moc, odepchnęła go. Wyrzuciła ze swojego źródła. Poczuł, że spada. Zamknął oczy. Uderzył policzkiem wprost w twardą ziemię. A więc tutaj ma spędzić wieczność? Może nie wierzył, ale pomagał innym, chociaż za to mógłby dostać jakąś taryfę ulgową. Wyciągnął rękę i dotknął podłoża. "Piasek!"Może nie umarłem, może jestem na..." Bał się otworzyć oczy. "Zaraz! On się bał?! Wielki kid flash bał się otworzyć oczu?" W sekundę ukląkł na piasku. Obezwładnił go silny zawrót głowy. Zignorował go. Powoli uchylił powieki. Czerwone, ostre słońce przeszyło jego źrenice. Z pewnością nie ziemskie słońce. Przyłożył dłoń do czoła, aby się rozejrzeć. "Pustkowie. Jednak z pewnością nie jestem w domu." Zakrył twarz dłonią, próbując odpędzić wspomnienia. Znikąd pojawiły się zielone postacie. Otoczyły go. Nie mógł biec, nie mógł się bronić. Uścisk złapał jego serce, gdy wrogowie wymierzyli broń w jego klatkę piersiową. "Jak mnie znaleźli? Jestem tu od paru sekund?". Film się urwał, a gdy otworzył ponownie oczy znalazł się tutaj... Walnął w mokry, brudny materac. Dwa lata. Dwa pieprzone lata siedział w tym więzieniu. Wstał i przemierzył pokój. Przed nim roztaczał się niewidzialna bariera, a wokół były czarne ściany. Za każdym razem gdy próbował się wydostać bariera sprawiała, że jego kończyny drętwiały.

-Jesteś tam?- ten sam głos co od dwóch lat rozbrzmiał po drugiej stronie. Nigdy na niego nie odpowiedział sądząc, że to jedynie wymysł jego chorej wyobraźni. A może? Co mu szkodzi popaść w paranoje.

-Tak- mruknął na tyle głośnio by ktoś mógł go usłyszeć.

-No nareszcie, zdecydowałeś się. Szkoda, że trzeba było czekać dwa lata. Teraz w końcu rozprostuje kości- odrzekł drwiący głos.

-Kim jesteś?- zapytał niepewnie Wally, naprawdę tracił zmysły.

-Ja jestem... Zakariasz, jeśli chcesz wiedzieć, ale z herbatką i pogaduszkami poczekamy, aż się stąd wydostaniemy- odrzekł

-Jak chcesz to zrobić?- prychnął West.

-Została mi jeszcze odrobina energii. Obroża, blokuje jej dopływ. Wystarczy, żeby zneutralizować pola siłowe i zniszczyć kajdany

-Jesteś czarnoksiężnikiem?- zadrwił Kid Flash.

-Może

-To czemu wcześniej nie uciekłeś?- mruknął rudowłosy, nie wierząc, ani trochę w opowieści więźnia.

-krztyna mocy. Tyle mi zostało, nie pokonam siengan, a tym bardziej nie uruchomię tego naukowego ustrojstwa w laboratorium. Wchodzisz w to?- Iskra nadziei rozświetliła serce Wally'ego. Czy znów zobaczy przyjaciół? I Artemis? Był gotowy. Nawet jeśli cały ten Zakariasz to wymysł jego wyobraźni.

-Tak

Prolog nie jest wprawdzie najwyższych lotów, ale mam nadzieję, że ujdzie.