Ostrzegam - niby Japonia XX wieku, ale wiele faktów się nie zgadza. Przepraszam miłośników historii za niespójność czy wszelkie błędy powstałe z mojej niewiedzy czy na potrzeby opowiadania (o męskich gejszach w XX wieku już dawno zapomniano), jednak jest to jedynie fanowski twór, który zrodził się w moim połechtanym, przejętym przez Magi serduszku.

Moim przeznaczeniem było zostać gejszą. Urodziłem się jako piąty syn wieśniaków, którzy nie nosili nazwiska. Nie mam zbyt wielu wspomnień ze swoją rodziną. Pamiętam jedynie cichy śpiew matki i jej szorstkie, spracowane dłonie, dotykające mojego czoła. Wiele lat później dowiedziałem się od okasan*, że właśnie ta śpiewająca kobieta, której twarzy nie znam, wybłagała moje narodziny u mojego ojca, obiecując mu, że pozwoli mnie sprzedać. Kiedy to usłyszałem, płakałem dopóki okasan nie wyjaśniła mi jej poświęcenia: "Twoja matka tak bardzo pragnęła byś żył, że odważyła się prosić o to swojego męża. Alibabo. Czy wiesz jak wielką odwagą musiała się wykazać? Ona dała mu już spadkobierców, on władał jej niepotrzebnym życiem. Mógł ją zabić, odbierając tą prośbę jako zniewagę. Jej zawdzięczasz dar życia. Nie zmarnuj go, chłopcze."

Moim najwyraźniejszym wspomnieniem z dzieciństwa jest chwila, kiedy okasan pierwszy raz malowała mi paznokcie. Był rok psa, 1923. W pokoju unosił się drażniący zapach, który odstraszał mnie i kusił. Okasan mówiła do mnie, swoim spokojnym, melodyjnym głosem:

- Twoje życie jest bardzo smutne, Alibabo. Nie możesz już wyrosnąć na mężczyznę, nigdy nie będziesz też kobietą. Do końca swoich dni nazywać się będziesz chłopcem i nawet jako starzec nim będziesz. - jej uśmiech był dziwnie nienaturalny. Zwykle łagodny i delikatny, w połączeniu z tą białą twarzą lalki stawał się sztuczny. - Pójdziesz do szkoły i nauczysz się lekko stąpać po ziemi, odgrywać wszelkie role i troszczyć się o potrzeby mężczyzn. - zamoczyła pędzelek w gęstej farbie, a kiedy go wyjęła, czerwona ciecz wolno spływała na płytkę paznokcia.

- Dlaczego jest smutne, okasan? - pamiętam, że gdy spytałem, jedynie pogłaskała mój policzek i nic nie odpowiedziała. Sam musiałem dowiedzieć się, jaką pustkę niesie ze sobą nie-dorastanie.

Choć przez wiele lat nie mogłem tego zrozumieć.

Nie znając innego życia, niż te w okami, zdawało mi się, że jestem wielkim szczęściarzem. Nie wolno mi było wychodzić poza dzielnice gejsz, ale myślę, że nawet bez tego zakazu nie szedłbym wgłąb miasta. Podobały mi się kręte, ciasne uliczki. Domy z czarnymi, łączonymi dachami i szaleńcze, wieczorne tłumy. Nasz świat zapełniał się dopiero, kiedy zachodziło słońce. Wtedy sławne gejsze nieśmiało spoglądały na przechodniów przez malutkie okienka w lektykach. Niektóre, wraz ze służącymi, chodziły pod czerwonymi parasolami. Zdawało mi się, że unoszą się w powietrzu. Na wysokich koturnach przesuwały się lekko, drobnymi krokami. Podobały mi się ich kolorowe, jedwabne kimona i wysoko spięte włosy, w które wpinały zdobione grzebyki lub kwiaty. Nasz świat pachniał kadzidłami, jaśminowym pudrem i słodką wiśnią.
Tak, to był naprawdę piękny świat, dopóki jedynie patrzyłem na niego, siedząc na schodach do okami i chrupiąc kruszony lód polany sokiem śliwkowym. Był piękny, kiedy okasan głaskała mój policzek i kiedy wysokie gejsze uśmiechały się do mnie skrycie.
Jednak ta cudowność musiała w którymś momencie pęknąć. To było nieuniknione, ponieważ wszystko na świecie, na co pada światło, ma swój cień. Tym cieniem naszego świata był bambusowy kij w ręku jiisan*, kiedy pierwszy raz sprowadziłem na okami hańbę. Tamtego wieczora nauczyłem się, że godność i honor gejszy znaczą tyle, co dobre imię okami.
- Nie wiem, ile masz w sobie śmiałości, że odważyłeś się krzyknąć na Hakuei-dono, ale zleję cię wystarczająco mocno, żebyś się tej śmiałości wyzbył. - Hakuei-dono była wtedy najwspanialszą z gejsz sąsiedniego okami, a ja, w swojej naiwności, zwróciłem jej głośno uwagę. Powiedziałem wtedy: "Proszę pani, pani hanabi jest luźne.". Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo mogło zniesławić to Hakuei-dono, wychodzącą właśnie z różanej herbaciarni. Jiisan na moje tłumaczenie odpowiedział kpiącym głosem: "Niewiedza nie zwalnia cię od odpowiedzialności.", a potem bił, dopóki nie zemdlałem z bólu. To był cień świata gejsz i jednocześnie jego najprawdziwsze oblicze. Gejsza nie ma niczego poza swoim ciałem, artystycznym talentem i urokiem. To jej jedyne własności, które wydzierane jej są z każdym krokiem naprzód. "Na końcu - pouczał mnie niisama* - zostają już tylko wspomnienia. Ciało sprzedane. talent poświęcony innymi, urok zgaszony przez czas." - i choć niisama sam był jeszcze młody, widział o wiele więcej ode mnie i o wiele więcej rozumiał, dlatego nie tolerował żadnej mojej słabości.

- Judal-niisama, a ty kochasz tych wszystkich bogaczy, którym towarzyszysz? - spytałem cicho, malując na biało jego ramiona. Tylko w czasie kąpieli i przygotowań do wyjścia, kiedy byliśmy sami i kiedy ani okasan, ani jiisan nie mogli nas usłyszeć, pozwalałem sobie na tak osobiste pytania.
- Alibabo... - zaczął, prychając pod nosem. - ...my nie mamy prawa kochać. Myśli gejszy muszą być wnikliwe, czyny rozsądne, taniec zmysłowy, oczy wpatrzone w tego, który zapłacił za wieczór, a serce zamknięte. - niisama zabrał mi pędzelek, samemu kontynuując malowanie. - To nasze zasady. Szkoda tylko, że naturą człowieka jest się buntować przed wszelkimi regułami. - nie widziałem jego spojrzenia, jednak dzisiaj jestem pewien, że było wypełnione tęsknotą, której nigdy nie zamienił na szczęście.

Swój debiut miałem w roku Węża (1930), kilka dni po tym, jak skończyłem szesnaście lat. Liście opadły z drzew, ale nie spadł jeszcze pierwszy śnieg. Jechałem powozem do herbaciarni Orchidea, gdzie zjeżdżali się najzamożniejsi panowie naszego miasta. Okasan wiele razy mówiła mi, że powinienem okazywać najszczersze wyrazy wdzięczności niisama, bo tylko jego zasługą było, że debiutowałem w miejscu o takiej sławie. Właśnie w tamtym, późnojesiennym dniu, zobaczyłem po raz pierwszy mężczyznę, który sprawił, że złamałem najważniejszą z zasad mojego świata. Miał długie do ramion, czerwone włosy, krótką, kozią bródkę i brwi układające się w cienkie, proste linie. Siedział na samym końcu, po prawej stronie. W panującym jeszcze nieporządku i hałasie czytał jakieś zwoje, a ja wpatrywałem się w niego zza papierowego shoji. Służba biegała przerażona, bo przyjęcie powinno już się zacząć, a jeszcze nie wszystko było gotowe (takie niedopracowanie mogło ich kosztować życie). Mężczyźni krzyczeli, nawet Judal-niisama marudził pod nosem. Tylko ten mężczyzna, on jeden - cichy, poważny, spokojny.
- Na kogo tak patrzysz? - niespodziewanie szepnął mi do ucha niisama, a ja z przerażenia aż odskoczyłem od shoji.
- N-na nikogo! - odwróciłem twarz, czując, jak nadmiar ciepłej krwi napływa mi do policzków.
- Jeśli mi nie powiesz, to wybiorę ci nie tego, któremu chcesz oddać swoje względy, głupku. - prychnął, niecierpliwie stukając palcami o podłogę. - No, mów, który? - niepewnie spojrzałem na chłopaka przede mną.
- Ten, który czyta zwoje. - mruknąłem tak cicho, że sam siebie nie do końca zrozumiałem.
- Masz na myśli... - Judal przybliżył twarz do papierowych drzwi. - Ren Kouen!? - niemalże krzyknął. - Wysoko mierzysz, wysoko! - zaśmiał się, mieszając w tym śmiechu rozbawienie z kpiną.- No naprawdę, że akurat lodowaty cesarz zwrócił twoją uwagę. Myślałem, że na zawołanie zakochasz się w moim danna, Sinbadzie. - przewrócił oczami, chcąc mi pokazać, jak dziwny i niezrozumiały dla niego był mój wybór. - Chociaż mojego danna nie mógłbym ci oddać. Nie oddam go żadnej ani żadnemu. - powiedział trochę ciszej. Machnął na mnie, a kiedy usiadłem tak blisko, że stykaliśmy się kolanami, wyszeptał:
- Zrobię tak, że obsłużysz generała, ale uprzedzam, wysoko postawiłeś sobie poprzeczkę. On gardzi gejszami, dlatego nigdy nie weźmie cię pod opiekę. Lubi nasze uzależnienie od niego. To jego specyficzny sposób zabawy. Odradzam ci go, ale... w życiu trzeba spróbować wszystkiego. - odwrócił się, kiedy jeden ze służących odsunął shoji i dał znak, że powinniśmy wejść. - Jeszcze możesz zmienić swoją decyzję. To twój debiut. Mogę ci doradzić, z kim będzie ci łatwiej się wybić. - pokiwałem przecząco głową. To zdecydowanie musiał być Ren Kouen. Chociaż wiedziałem, jak wielką porażką mogło się to skończyć... musiałem przynajmniej spróbować.
Z natury byłem raczej tchórzem i wybierałem rozwiązania, które były bardziej wygodne. Dlatego nie buntowałem się przeciw zostaniu gejszą, nie próbowałem uciec, szkoliłem się i nie krzyczałem, kiedy jiisan brał do ręki bambusowy kij. A w dniu mojego debiutu postawiłem na swoim.
Pierwszy występ różni się od kolejnych. Zwykle gejsze jedynie podchodzą na chwilę do siedzących razem mężczyzn i zabawiają ich swoim towarzystwem, a zaraz potem odchodzą. Wyjątkiem są wieczory, przyjęcia, spotkania, które mężczyźni opłacają wyłącznie dla siebie.
Judal-niisama zwykł mówić: "Jeśli zniszczysz swój pierwszy występ, możesz pożegnać się z salonami i zacząć jak kurtyzany obsługiwać na ulicy.".
Prawdę mówiąc, umierałem z przerażenia.
Kiedy weszliśmy, o mało nie potknąłem się w przejściu (na szczęście Judal-niisama dyskretnie mnie przytrzymał). Usiadłem po lewej stronie, jak kazał mi niisama, tuż przy panu Sinbadzie.
- Dzisiaj mamy przyjemność być świadkami debiutu tej młodej miyako, panowanie! - krzyknął Sinbad. Miał przyjemny, mocny głosy. Zupełnie nie pasował na kogoś, kim mógłby być zainteresowany Judal. Uśmiechnięty, uprzejmy i wesoły, ale nie tak sztucznie, to nie była gra. On naprawdę wspaniale się bawił, a jednocześnie chciał, by wszystko wypadło dobrze i pragnął tego osobiście dopilnować. Nalewając mu herbaty, odważyłem się spojrzeć na Kouena.
Kompletnie nic go nie obchodziło. Trochę mnie to zabolało, w końcu ignorował przyjęcie, które było moim świętem.
W Kouenie podobało mi się wszystko.
Długie palce z krótkimi paznokciami; opadające na ramiona włosy; szeroka, umięśniona klatka piersiowa i barczyste ramiona. Nawet ta ograniczona, dziwna mimika twarzy.
- Jak masz na imię? - zwrócił się do mnie pan Sinbad, jednak ja tylko spuściłem głowę, uprzednio zerkając na niisama.
- Alibaba, panie. - odpowiedział za mnie Judal. Usłyszałem w jego głosie jakąś nienaturalną dla jego złośliwej natury nutę... ciepła i łagodności. "Kocha go." - to jedno nie mogło opuścić mojej głowy przez cały wieczór. Judal-niisama, za którego ciało padła jedna z rekordowych sum i który był ucieleśnieniem ideału gejszy... kochał.
- Alibaba? - szepnął do siebie Sinbad, uśmiechając się z jakąś przebiegłością. Jakby to imię wiele mu mówiło i miał jakiś plan ze mną związany. "Może niisama mu coś o mnie wspominał?" - pytałem samego siebie.
Prócz Sinbada, któremu jedynie dolewałem herbaty, towarzyszyłem jeszcze panu Cassimowi, panu Hakuryuu i panu Sharrkanowi (z nim rozmawiało mi się tak lekko, jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi). Kiedy wstałem, by usiąść obok pana Kouena, Judal-niisama klasnął w dłonie.
- Panowie... - zaczął, uśmiechając się zadziornie. - ...zdaje mi się, że nadeszła pora, byście obejrzeli taniec Alibaby. - niisama ponaglił mnie spojrzeniem, a ja na tyle szybko, na ile pozwalała mi etykieta, poszedłem szukać wachlarzy. - Alibaba zatańczy "Kiedy zajdzie słońce". - wyjaśniał Judal.
- Czy nie wybrałeś mu zbyt trudnego układu, jak na pierwszy raz? - zapytał Sinbad. Sala wybuchnęłam wymuszonym, przymilnym śmiechem.
- Nie lekceważ umiejętności Alibaby, panie. To mój ototo, dla niego ten taniec jest łatwiejszy niż oddychanie. - niisama skłonił się delikatnie, by zaraz wziąć do rąk instrument. Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem na środek.
Sinbad miał rację mówiąc, że może być to układ zbyt skomplikowany dla początkujących. Wszyscy tak mówili. Nawet okasan i jiisan. Jednak Judal postanowił, a jak on się uprze, to nic nie zmieni jego decyzji.
Historia, którą tańczyłem, była smutną opowieścią o pustce i utracie. Rzucałem wachlarzami w górę, przed siebie i za siebie. Łapałem je w locie lub, czasami, pozwalałem im opaść bezwładnie na podłogę. Wraz z ostatnim brzmieniem muzyki sam na nią opadłem.

Klaskali.
I to wcale nie cicho, nie z uprzejmości. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że nawet Kouen bił brawo, wpatrując się we mnie. Szybko spuściłem wzrok, zabrałem wachlarze i usiadłem obok niisama. Przez następne kilka minut nie mogłem uspokoić serca i cieszyłem się, że biała farba nie przepuszcza naturalnych rumieńców.
- Dolej mu herbaty. - szepnął mi na ucho niisama, samemu wstając.
Nogi mi drżały i dłonie.
"Tylko trwać przy jego boku, to wszystko."
Nieśmiało usiadłem, kłaniając się nisko, na przywitanie. Kiedy się wyprostowałem, jego pusta czarka leżała koło mnie. Dłońmi złapałem za mały czajniczek i wlałem gorącego naparu, przesuwając naczynie w stronę mężczyzn. Nie odezwał się, ale przyjął herbatę, dlatego w duchu odetchnąłem z ulgą. Czy niisama wiedział, że po moim tańcu Kouen mnie przyjmie? Judal-niisama rozumiał tyle rzeczy, znał tajemnice wielu mężczyzn. Zacząłem się zastanawiać, czy Kouen kiedyś pragnął Judala, czy nie zazdrościł Sinbadowi najdroższej gejszy miasta, czy nie tłumił w sobie tęsknoty za ciałem mojego niisama. Musieli, nawet przez krótki czas, być razem. Kouen musiał wykupywać wieczory. W końcu, gdyby tak nie było, Judal nie wiedziałby tyle o Renie, nie rozumiał go tak dobrze. Myśląc o tym, po raz pierwszy zazdrościłem niisama.
- Kto uczył cię tańczyć? - Kouen przerwał ciszę, ale nie spojrzał na mnie.
- Judal-niisama, panie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, chociaż dręczyło mnie to i złościło. Chciałem powiedzieć: "Sam się uczyłem." albo "Miałem wielu nauczycieli.", ale... czy naprawdę mogłem pozwolić, by zazdrość o mężczyznę, którego ledwo poznałem, przysłoniła lata spędzone razem z niisama?
- Judal? - wargi Rena utworzył coś na kształt krzywego, niewyraźnego uśmiechu. - Czyżby rekompensował sobie tobą własne braki? - już wtedy wiedziałem, że na takie rzeczy się nie odpowiada. Kiedy Hakuei-dono wymierzyła mi siarczysty policzek za to, że zwróciłem jej uwagę, powinienem pokornie przeprosić i nawet nie pomyśleć o jakiejkolwiek odpowiedzi. Jednak broniłem swoich racji, dlatego jiisan musiał mnie bić.
- Zalety i słabości istnieją po to, by ludzie mogli zapomnieć o swojej samotności i dopełniać siebie nawzajem, panie. - i w czasie mojego debiutu popełniłem ten sam błąd, co przed laty, ale... nie mogłem pozwolić, by ktoś obrażał niisama.
- Jednak ludzie kochają umniejszać zalet i potęgować słabości tych, których nienawidzą. - wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Jego, zgadywałem, było gniewne, moje, prawdopodobnie, przestraszone.
- A co z tymi, którzy kochają ludzi znienawidzonych? - zapytałem, samemu nie wiedząc, skąd mam tyle odwagi. Bambusowy kij jiisana chyba niczego ze mnie nie wyplenił.
- Mają prawo bronić ich dobrego imienia, o ile są gotowi przyjąć idące za tym konsekwencje.
- Jakie ja muszę przyjąć? - Kouen nie odpowiedział natychmiast. Goście bawili się i śmiali, kiedy czekałem na swoją karę.
- Wiesz, kim jestem? - zapytał, sięgając po papierosa, którego natychmiast zapaliłem. Zrobiłem to bardziej z nawyku, niż potrzeby chwili. W końcu, prawdopodobnie, miałem zostać zbity, a nawet zniżony do rangi niewolnika, a nadal bezwiednie wykonywałem obowiązki gejszy. To wyglądało prawie jak jakaś gra, walka kochanków, tylko że wtedy, w swojej naiwności i niedoświadczeniu, nie zdałem sobie z tego sprawy.
Dopiero Judal-niisama oświecił mnie, że to naprawdę była zabawa. Jednak nauki niisama miały nadejść dopiero przy popołudniowej kąpieli.
- Niewiedza nie zwalnia nas od odpowiedzialności, panie. - odpowiedziałem, biorąc całą sytuacje zupełnie poważnie.
- Nazywam się Ren Kouen i jestem generałem oddziałów cesarskich. - dyskretnie potarłem dłonie o kimono, czując, że zaczynają mi się pocić. - Jestem panem życia tysięcy ludzi i jednym z najbogatszych Japończyków. A ty, kim jesteś?
- Mam na imię Alibaba, panie i nie mam nawet nazwiska. - wyszeptałem, wpatrzony w podłogę. Zrozumiałem jak miażdżąca różnica jest między nami i nie mogłem czuć niczego innego, jak pogardy dla samego siebie. Nawet na wstyd już nie było miejsca.
- Masz w sobie olbrzymie pokłady żywiołu ognia. - wstał z miejsca, mówiąc trochę ciszej. - Gdybyś nie był gejszą, to może... - przerwał nagle, marszcząc brwi, jakby beształ samego siebie w myślach. - ...ale jesteś nią więc pozwól, że pobawię się tobą jeszcze kiedyś. - odszedł, nie żegnając się z nikim, a nawet kiedy pan Sinbad do niego podbiegł, tylko machnął ręką. Zniknął, zostawiając ze sobą nadzieję.
Nie widziałem się z nim przez następne tygodnie i choć powinienem być skupiony na zdobywaniu serc najbogatszych ludzi w mieście, cały czas... szukałem go wzrokiem.
- Niisama... - zniżyłem głos, przybliżając usta do ucha Judala. - ...czy... czy pan Kouen gdzieś wyjechał? - kiedy się odsunąłem, zobaczyłem, jakim wściekłym spojrzeniem zmierzył mnie niisama.
- Wiem, że on cię interesuje, ale to nie ma żadnego znaczenia. - wysyczał. Przeszły mnie ciarki, odwróciłem głowę. - Masz sprzedać się po najwyżej cenie, znaleźć sobie danne. A on nigdy się nim nie stanie, nigdy nie wyda na ciebie zbyt wiele. To nie jest człowiek, który pozwala sobie na zadurzenie. On chce tylko władzy i wiedzy. A ty nie możesz mu tego dać. - przez resztę drogi Judal nie odezwał się ani słowem. Przecież... przecież to nie tak, że zależy mi na panu Kouenie - chciałem wytłumaczyć. Przecież to nie tak, że go kocham, że chciałby znaczyć dla niego coś więcej. Chciałem tylko... wiedzieć, gdzie jest i czy... czy wszystko w porządku. Przecież... chyba mam do tego jednego prawo?
- Cassim jest tobą więcej niż zainteresowany. - niisama nie patrzył na mnie, kiedy wysiadaliśmy z powozu. - To na nim powinieneś się skupić. Ludzie zdesperowani są zdolni do zaciągnięcia olbrzymich długów by mieć to, czego pożądają. - służące otworzyły drzwi, poczułem intensywny zapach jaśminu. Gejsze. Było tam mnóstwo gejsz. W tym przytłaczającym tłumie pięknych kobiet i chłopców odczuwałem jedynie wstyd i lęk. Kiedy obok był tylko Judal, to wszystko wyglądało inaczej. On nie jest kimś, z kim muszę konkurować, kto będzie próbował mi przeszkodzić. Jednak te wszystkie piękne, białe lalki czujnie patrzyły na swoje ruchy. - Miej się na baczności, nie popełniaj błędów. Te oczy zobaczą wiele historii, jeszcze więcej opowiedzą na mieście. - wyszeptał niisama, idąc przez środek sali. Nie wiedziałem, gdzie idziemy, ale Judal zdawał się doskonale znać to miejsce. Czy dosiądziemy się do Cassima? Do pana Sinbada? W służbie pana Sinbada był Sharrkan, który, jak mówił niisama, pytał o mnie wielokrotnie. Mu też miałem okazywać większe względy niż innym.
- Judal! - znałem ten głośny, czysty głos. Pan Sinbad ze swoją świtą. Rozejrzałem się po twarzach, ale nie zobaczyłem pana Sharrkana, za to przy stoliku siedział ktoś zupełnie mi obcy. - Dobrze, że jesteś. - kontynuował pan Sinbad. - Chciałem przedstawić tobie i twojemu młodszemu bratu mojego nowego przyjaciela. Mu Alexius. - wskazał na rudowłosego mężczyznę. Jednak tylko kolorem włosów przypominał Kouena. Mu Alexius miał łagodne, wyrozumiałe spojrzenie i roześmiane oblicze. - Mu jest pierwszym generałem pani Sheherezady, gubernatora północnych prowincji. Proszę, pokażcie mu naszą gościnność. - po latach spędzonych u boku niisama wystarczyło mi jego krótkie spojrzeniem, żebym wiedział, co mam robić. Dosiadłem się do Mu Alexiusa, proponując herbaty.
Pachniał jak Kouen. Może to jakiś specyficzny zapach wojowników? Mówił dużo, nawet za dużo. Prowadził swoje monologi, na które ja odpowiadałem monosylabami lub krótkim śmiechem. To mu wystarczało. To w porządku, tak było lepiej. Udając, że jego historie mnie ciekawią, mogłem wspominać. Często myślałem o panu Kouenie, bojąc się, że inaczej o nim zapomnę. Zapomnę, jak wyglądał, co mówił, jak na mnie patrzył. Naprawdę... jego szorstkie, niedostępne usposobienie powinno mnie odepchnąć, ale ja lubiłem wszelkiego rodzaju trudności.
- I wtedy spotkałem się z samym Ren Kouenem! - aż podskoczyłem w miejscu, serce uderzało za mocno i nie mogłem uspokoić oddechu. Kouen! Widział się z panem Kouenem! Czy mogłem się uśmiechnąć? Czy mój uśmiech wtedy nie zdradził wszystkich moich tajemnic? I czy to zadowolone spojrzenie pana Sinbada nie oznaczało, że on już wie wszystko?
- Spotkał się pan z panem Renem? - zapytałem, przysłaniając usta rękawem kimona. Czy mój głos zadrżał?
- Tak! Co to za osobliwa natura! - Mu Alexius wybuchnął głośnym śmiechem. - Znienawidziłem go z miejsce, ot, jak stałem! - na te słowa nawet Judal nie powstrzymał parsknięcia. Czy pan Kouen był aż tak nielubiany? - Jak słyszałem jego brata krzyczącego: "mój bracie i królu!", to wszystko się we mnie przewracało! Jego rodzina go ubóstwia!
- Gorzej. - odezwał się pan Sinbad. - O wiele gorzej. Oni mają go za kogoś więcej niż boga, ale to dobrze dla niego. Większość jego rodzeństwa to wysoko postawieni wojskowi; stworzył sobie silne zaplecze, dlatego może robić to, co uzna za słuszne, a niekoniecznie to, czego wymagają od niego przełożeni. Szanuję Kouena, mimo, że jest ode mnie młodszy, ale zgadzam się z tobą, Mu. Jego nienawidzi się od razu, z miejsca! - w tym momencie pan Sinbad podniósł czarkę z sake. - Wypijmy za jego okropną naturę i niesamowity, przywódczy charakter! - spuściłem wzrok. Nie chciałem słuchać takich rzeczy. To prawda, że pan Kouen nie był zbyt... przyjemny człowiekiem, ale to nie umniejszało jego wartości. Generał oddziałów cesarskich nie może być kimś zwyczajnym.
- A, i wracając. - ponownie odezwał się Mu. - Spotkałem go, znienawidziłem, jednak przyznaję, że plan ekspansji kontynentu jest najlepszym, jaki dotąd widziałem. Musiałem przełknąć całą gorycz i ugiąć się przed jego geniuszem. Chociaż mówię to tutaj, w gronie moich przyjaciół. Przy nim byłem w stanie co najwyżej warczeć! A jego rodzeństwo odpłacało mi z nawiązką! - czy pan Kouen podbija kontynent? Żałowałem, że nie słuchałem opowieści Alexiusa, wtedy poznałbym odpowiedzi na pytania, które mnie dręczyły.
- Swoją drogą, Mu, wybierzesz się z nami do świątyni na nowy rok? Pojedziemy aż do samego Kioto. Stamtąd mógłbyś wrócić na północ. - Alexius zmarszczył nieznacznie brwi, dyskretnie spojrzał na mnie.
- Niech będzie! Mam nadzieję, że będziecie nam towarzyszyć. - skłonił lekko głową w stronę niisama, potem w moją. To mniej-więcej oznaczyło tyle, że spędzę nowy rok w Kioto. Judal nigdy nie odrzuciłby takie oferty.
I tak właśnie się stało. Przygotowania do drogi trwały cały tydzień. Nie mogło niczego zabraknąć, o niczym nie wolno nam było zapomnieć. Okasan jedynie szeptem upominała niisama w sprawie licytacji, zniecierpliwiony Judal zwykł jedynie warczeć, że nie minęło nawet pół roku od debiutu. Jednak okami miało kłopoty. Wiedziałem, że za te "kłopoty" okasan obwinia niisama. Nocami często się o to kłócili. Okasa krzyczała, że danna to nie wszystko i pan Sinbad nie garnie się, by wiele płacić. Czasami, po takich sprzeczkach, wchodziłem do pokoju niisama, siadałem obok niego, a on płakał. Patrzył w lustro i płakał. Nic nie mówiliśmy, tylko oddawaliśmy się w objęcia pustki.
Dzień podróży był bardzo zabiegany. Jeszcze raz wszystko sprawdzić, włożyć do samochodu (pan Sinbad wysłał po nas oddzielny samochód, pierwszy raz widziałem taki z bliska) i jakoś przeżyć długą drogę do Kioto.

*okasan - z japońskiego matka, znaczenie w tekście - właścicielka okami.
*jiisan - z japońskiego wuja, znaczenie w tekście - służący podlegający bezpośrednio właścicielce okami (powinna być "ciocia", ale uznajemy, że w XX wieku męskie gejsze jeszcze istniały więc będzie wujek).
*niisama - z japońskiego starszy brat, znaczenie w tekście - zwrot stosowany przez miyako do gejszy, której podlega (powinno być "starsza siostra", j.w)