Ptaki ciernistych krzewów


Bo to, co najlepsze, trzeba odkupić ogromnym cierpieniem…
Przynajmniej tak głosi legenda.

Każde z nas ma coś takiego w sobie, czemu nie może się oprzeć, nawet jeśli wyje z bólu i pragnie śmierci. Jesteśmy, jacy jesteśmy, i to wszystko. Jak ta stara celtycka legenda o ptaku z cierniem w piersi, wyśpiewującym z siebie duszę, by umrzeć, ponieważ coś go do tego pcha i zmusza. Możemy zdawać sobie sprawę, że czynimy źle, ale ta wiedza w niczym nie zmienia naszego postępowania. Każde z nas ma swoją własną pieśń i jest przekonane, że wspanialszej nie znał świat. Rozumiesz? Sami stwarzamy własne ciernie, nigdy ani przez chwilę nie zastanawiając się nad kosztami. Pozostaje nam cierpienie i wmawianie sobie, że warto było.

Colleen McCullough, Ptaki ciernistych krzewów


Prolog


Cierpliwość Severusa Snape'a właśnie się wyczerpała. Nie że wisiała na włosku, nie że kropla do przepełnienia czary, nie że tuż tuż do utraty opanowania. Nie pozostał po niej żaden ślad, po prostu.

Mistrz eliksirów spojrzał z furią na Dumbledore'a. Przeklęty starzec! Ściągnął tutaj tę… tę… tę wywłokę i nie raczył mu o tym wspomnieć! Wszystkie wakacyjne herbatki, zebrania, spotkania i ani słowa. Snape zmełł w ustach przekleństwo. O nie, skoro dyrektor nie uznał za stosowne go poinformować o jej obecności, to on nie zamierza okazywać, jak bardzo go to wzbu… Nie, nic go przecież nie wzburzyło. Bo czemu miałoby? Nic. Się. Przecież. Dokurwyjebanejnędzy. Nie. Działo. Był zupełnie spokojny. Zupełnie. Całkowicie. Absolutnie. I nic nie stało na przeszkodzie, żeby sobie zaczął recytować w myślach skład eliksirów. Nie ma potrzeby przecież na nią patrzeć. Więc całkiem odprężająco – nie żeby musiał się odprężać – będzie pomyśleć sobie o Szkiele-Wzro. W końcu naprawdę nie miał się czym przejmować. Jest oklumentą, na litość Merlina! I jako oklumenta potrafi idealnie opanowywać swoje…

Ceremonię Przydziału przerwał opętańczy wrzask. Wszyscy obecni byli świadkami, jak nieprzenikniona zwykle twarz mistrza eliksirów wyraża szok, niedowierzanie, a w końcu czystą, niczym niezmąconą wściekłość.

– Granger! Milion punktów od Gryffindoru i szlaban do końca życia! Jak, do cholery ciężkiej, mogłaś zrobić coś takiego?!


A/N: Ostrzegam, że pierwsze dwa - trzy rozdziały, jako że pisane ponad rok temu, pozostawiają trochę do życzenia. Ot, zaćmienie umysłu, musiałabym napisać całkowicie od nowa chyba, a na to brakuje mi czasu. W kolejnych natomiast wrócił mi mózg i można czytać bez obaw.

A teraz, jako że to raczej długi tekst, garść informacji:
- akcja rozpoczyna się po Zakonie Feniksa,
- pairingi: główny - HG/SS + ze dwa poboczne (naprawdę poboczne, bez wielkiego się-zagłębiania, znaczy),
- postacie raczej kanoniczne, a jak sporadycznie wymkną się spod kontroli, to ich wybryki będą raczej dobrze umotywowane... mam nadzieję,
- odstępstwo od kanonu - Syriusz Black raczy żyć. Nie wyjaśnił mi tego, ale żyje i już. Nie zmienia to faktu, że akcja w Ministerstwie Magii miała miejsce, tyle że Syriusz... a, mówiłam już, że żyje,
- to-to nie będzie jednym wielkim lukrowanym romansidłem, pojawi się i akcja, i Lord Voldemop; Severus nie uzna w pierwszym rozdziale, że Granger ma urocze dołeczki w policzkach, a w drugim - że kocha ją nad życie. W trzecim się nie oświadczy (tak tylko mówię, jakby ktoś miał nadzieję :D). Nie będą też kopulować jak króliki od rozdziału piątego. Generalnie raczej spokojne rozwijanie się relacji i aspekt psychologiczny, a nie pornografia w wersji soft i harlequin.

Betowała: SzmaragDrac. Dzięki!