Rozdział pierwszy: Nowa
John POV
Znowu ten dziwak… słowo daję, jeszcze trochę, a ten świr skończy w rynsztoku.
Nie rozumiem ani trochę, co panna Caldwell widzi w tym całym „Jeremym Reedzie". Gość pojawił się tu znikąd, i od razu zawładnął jej sercem. Nikt poza nią go jednak nie lubił. Wręcz przeciwnie, wszyscy zgodnie uważaliśmy, że to zwykły świr z bladą jak duch skórą, dziwnymi oczami, i jeszcze dziwniejszym zachowaniem.
- Hej, ludzie, ponoć mamy mieć następnego nowego! – Mitch wskoczył między mnie i Skye'a, uśmiechając się niczym maniak z wariatkowa. – Podsłuchałem przez przypadek rozmowę Caldwell z jakimś Donaldem Ripley'em. To chyba ten gościu, który uczy prywatnie Reeda. Z tego co zrozumiałem, ten nowy ma się pojawić dzisiaj, za jakieś kilkanaście minut.
- Tak szybko? – zdziwił się Skye. – Pewnie to kolejne dziwadło, jak ten Powder. – nazywaliśmy tak Reeda, bo był biały niczym mąka.
- Niekoniecznie. – odparł Mitch. – Mówili coś o jakimś nagłym transferze, czy coś takiego. To pewnie jakiś przybłęda jak my, którego wywalili z kolejnego domu poprawczego. – W tej samej chwili do sali wszedł Jeremy, a zaraz za nim ten nauczyciel ze szkoły średniej, Ripley. Obaj usiedli przy stole daleko od innych. Ripley zaczął pokazywać coś Reedowi w książce, jaką ze sobą przyniósł, a sam Reed przyglądał się temu z uwagą.
- Zupełnie jakby nie mógł chodzić do normalnej szkoły. – burknął Zane. Parsknęliśmy śmiechem w tym samym czasie.
- Słyszałem, że jak ostatnio był na lekcji fizyki w ogólniaku, to spowodował spore spięcie. – Po moich słowach nastąpiła kolejna salwa śmiechu. Reed zerknął w naszą stronę tym swoim „psim spojrzeniem". Żadnego z nas to jednak nie ruszyło.
To była ciamajda i dziwak. A z takimi nie wolno się cackać.
- Jak w ogóle ten nowy ma na imię? – spytałem się nagle Mitcha. – Usłyszałeś coś o tym gościu?
- Nazywa się Raven. – odpowiedział Mitch po chwili zastanowienia. – Raven Vidal. – Tym razem to ja wybuchłem śmiechem.
- Pedalskie imię jak dla chłopaka. – roześmiałem się otwarcie. Reed przy stoliku poruszył się nieznacznie, i znowu na nas zerknął.
- Co on tak się rusza jakby miał ADHD? – padło pytanie ze strony Skye'a. – Coś tego gościa dzisiaj nosi. Mówię wam, idę o zakład, że ten cały Raven okaże się podobnym wariatem jak Reed. Caldwell zasmakowała w dziwakach, i chce tu chyba otworzyć jakąś szkołę mutantów.
- No cóż… najwyżej będziemy mieli kolejnego cieniasa do popychania. – zażartowałem. Brennan nagle pokręcił przecząco głową.
- Kolejną. – odwróciliśmy się w jego stronę ze zdziwionymi wyrazami twarzy.
- To męska szkoła, kretynie. Skąd ci przyszło do głowy, że Caldwell przywiezie tu jakąś laskę? Do naszej budy, serio? Dziewczyna nie wytrzymałaby tutaj tygodnia, bo byłaby codziennie napastowana. – Słowa Skye'a miały sens. Laska w murach tej szkoły, jakkolwiek by nie wyglądała, nie dałaby tu rady przesiedzieć jednego tygodnia. Mamy tu masę młodych, trzymanych z daleka od płci przeciwnej chłopaków. To tykająca bomba zegarowa testosteronu. Jedna laska zrobiłaby tu taką furorę, jakby przyjechała tu jakaś gwiazdka disco.
Brennan wskazał nagle na coś za nami, cmokając przy tym głośno.
- Tak jak mówiłem… kolejną. – odwróciłem się gwałtownie w tył, kompletnie ignorując resztę grupy.
Wcześniej nie zauważyłem, że zrobiło się tu tak cicho. Teraz jednak wszystko nabrało sensu.
Caldwell wróciła. I nie była sama. Tuż obok niej stała odrobinę wyższa od niej dziewczyna.
Wow… ale za to jaka dziewczyna.
Była blada, ale nie tak nienaturalnie biała jak Powder. Już z daleka można było zobaczyć jej jasnoniebieskie, intensywne oczy. Włosy miała sięgające do bioder, i były one proste, gęste, oraz kruczoczarne. Nie ciemne brąz czy zwyczajne czarne – one były dosłownie atramentowo-czarne, bez żadnych jaśniejszych pasemek. Dziewczyna na bank miała z metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, i była szczupła. Ubrana była w ciemne kolory – ciemnoniebieskie, obcisłe dżinsy, ciemnoszara bluzka i czarna kurtka. Po dłuższej obserwacji zauważyłem, że miała pomalowane oczy na ciemno, i że jej brwi były w identycznym kolorze co jej włosy, ale były dokładnie wystylizowane – czy przez naturę, czy z czyjąś pomocą, tego nie wiedziałem; jeszcze.
Dziewczyna obrzuciła całe zgromadzenie chłopaków niezwykle chłodnym spojrzeniem. Wytężyłem wzrok na maksa, chcąc jak najlepiej dostrzec kontury jej twarzy – siedzieliśmy dość daleko od wejścia, przy którym ona stała. Z daleka wyglądała dla mnie na szalenie ładną, ale aby to potwierdzić, musiałem się do niej jakoś zbliżyć.
- Ona tu formalnie nie wytrzyma jednego dnia. – parsknął Zane, skanując wzrokiem nowo przybyłą od stóp do głów. – Ta lasencja zostanie pożarta jeszcze dzisiejszego wieczora. – Ku naszemu zdumieniu, dziewczyna nagle odeszła od panny Caldwell, i skierowała się w stronę Reeda i jego nauczyciela. Momentalnie cała nasza piątka zamarła w tym samym czasie.
- Gdzie ona lezie? – wyszeptał ze zgrozą w głosie Mitch.
- To istne społeczne samobójstwo. – dodał półgłosem Skye, nie odrywając od niej wzroku.
Musiałem coś zrobić. Ta laska mogła być jak dotychczas najseksowniejszą dziewczyną, jaką spotkałem. A takich lasek nie posyła się na pewne stracenie.
Wyskoczyłem z ławki niczym z procy, i po chwili stałem między czarnowłosą dziewczyną, a stolikiem Reeda i Ripley'a.
- Cześć. – powiedziałem do Raven, przyglądając jej dokładnie. Moje pierwsze wrażenie na jej temat nie okazało się, na całe szczęście, mylne; laska była gorąca jak dynamit. Tym bardziej nie mogłem pozwolić jej na zadawanie się z kimś takim jak Powder. – Nie siadaj tutaj z tym dziwakiem. Przy naszym stole jest wystarczająco dużo miejsca. – Dziewczyna obrzuciła mnie swoim chłodnym spojrzeniem elektryczno-niebieskich oczu, nie odrywając ich ode mnie nawet na sekundę.
- Kim jesteś? – Jej głos nie był ani zbyt wysoki, ani zbyt niski. Był pewny, stanowczy, ale i dziewczęcy. Nie podniosła ona głosu nawet na chwilę, a jednak po jej dwóch słowach poczułem się, jakby ktoś mnie zdzielił batem przez plecy.
- John Box. – odparłem, starając się zachować resztki opanowania. W ciągu kilku sekund z pewnego siebie gościa stałem się trzęsącą osiką.
Może jednak Skye miał rację, i Caldwell przytaszczyła sobie kolejnego świra.
- Zejdź mi z drogi, Johnie Box. – Raven ani na chwilę nie straciła stanowczości w swoim głosie. Posłusznie się odsunąłem, nie odrywając jednak od niej swojego spojrzenia. – I nie jestem kolejnym świrem. – Na tym etapie zamarłem, kompletnie oszołomiony.
- Jak… skąd ty to… – Kątem oka dostrzegłem zainteresowanego całą tą sytuacją Powdera.
Raven utkwiła we mnie te swoje błękitne oczy, zupełnie jakby chciała wyczytać ze mnie wszystko, co tylko się da.
- To wy jesteście tymi gorszymi. – Po jej słowach dosłownie zaniemówiłem.
Czy ona właśnie zainsynuowała, że znacząca większość z nas – niemalże wszyscy mieszkańcy tego przybytku – byliśmy gorsi od niej i Reeda?
- Jeremy, idziemy. – powiedziała nagle Raven, biorąc Jeremy'ego pod ramię. – Panna Caldwell chce z nami porozmawiać. – Nie zdołałem nawet jej odpyskować. Dziewczyna odeszła razem z Jeremym, mając na ogonie profesora Ripley'a, i dołączyła do panny Caldwell. Razem we czwórkę opuścili jadalnię, pozostawiając całe nasze grono w osłupieniu.
Skye miał stuprocentową rację… Caldwell przyprowadziła tutaj kolejnego dziwaka. Tyle że ten nowy dziwak jest przynajmniej seksowny.
EDIT: Opowiadanie wrzucone od nowa, ponieważ za pierwszym razem wystąpiły jakieś błędy, i wyskoczył komunikat, że opowiadania niby nie ma na serwerze.
Gwoli ewentualnych niedopowiedzeń: tylko ten rozdział jest napisany z perspektywy Johna. Wszystkie następne są już napisane z perspektywy głównej bohaterki, Raven.
Zwiastun do opowiadania dostępny jest na moim koncie na YouTube. Dziś wieczorem lub jutro powinnam wrzucić także trybut na temat przyjaźni Jeremy'ego Reeda z Raven.
