Siedziba klanu Uchiha znajdowała się w nieprzebytych lasach Krainy Ognia. Między tamte drzewa zapuszczali się tylko najodważniejsi lub najgłupsi ninja, gdyż moc Uchiha znana była na całym kontynencie. Uważano ich za potwory, niczym monstra z legend. Im bliżej morza, tym opowieści o nich stawały się coraz bardziej niewiarygodne - ludzie na wyspach już otwarcie nie wierzyli w ich istnienie. Gdy świat poznał Uchiha Madarę, zaczęto uznawać ich za równym bogom.

Tymczasem Uchiha nie byli bogami. Nie byli demonami. Nie byli mili. Byli ludźmi, owszem, wyszkolonymi w sztuce zabijania, bezlitosnymi, czasami o mocy przekraczającej wszelkie wyobrażenia, ale nadal ludźmi.

By stworzyć wielkiego wojownika, nie wystarczy nauczyć go machać mieczem. Trzeba wpoić mu zasady, które zmienią go z brutalnego człowieka z bronią w osobę o czystym sercu i przejrzystym umyśle, która przez akt przemocy oczyszcza świat ze zła, a nie je stwarza. Ideałem dla każdego shinobi byłby żołnierz, który nie musi walczyć. By wychowanie takiego ninja było możliwe, Uchiha stworzyli unikalny kodeks moralny.

Jak to bywa z prawami moralnymi, podstawowe zasady klanu były bardzo przejrzyste w odczycie, lecz niezwykle trudne do zrealizowania w prawdziwym życiu.

Pierwsza reguła kodeksu, którą Madara poznał, mówiła: najważniejszy jest honor. Ale pierwsza zasada, którą zrozumiał, brzmiała: „Nie sadź drzewa na urwisku."


W domostwie głowy klanu Uchiha było tłoczno, jak zwykle na wieczór, gdy potomstwo wracało z treningów i misji. We wszystkich oknach wielkiego budynku paliły się światła. Dom pulsował życiem.

Uchiha Tajima przeglądał raporty z misji szpiegowskich- na stosach obok czekały na niego opisy uzbrojenia klanu, przebieg treningów i zawiadomienia o ruchach granicznych. Cały stół pokrywały papiery, wszystkie domagały się jego uwagi. Pomyśleć, że gdy klanem kierował jego ojciec, uważał to za proste.

Tajima westchnął. Spojrzał ponad stołem, by zobaczyć tych, dla których tak się męczył. Była tu cała jego rodzina.

Na środku pokoju, przy drugim stole, siedziała jego piękna żona, Renji. Trzymając igłę oddawała się swojemu ulubionemu zajęciu, haftowi. Pomagała jej ich druga córka, Seiko, w ciszy wyszywały kolejne desenie na materiale. Obok nich siedziała z gniewną miną Netsu, najstarsza z rodzeństwa, polerując miecz i głaszcząc swojego chowańca, wielkiego tygrysa. Trzecia i ostatnia córka, Keiko, przygotowywała właśnie im wszystkim herbatę.

Na ścianie z lewej znajdowało się palenisko, na którym palił się wielki ogień. Przed nim, na plecionym dywanie, grzały się w jego cieple dwa inne tygrysy. Gdy jeden z nich zmienił pozycję na wygodniejszą, Tajima dostrzegł leżącego pomiędzy nimi swego najstarszego syna, Kenjiego, który miał dziwny zwyczaj sypiania na podłodze. Uchiha zauważył, że syn przykrył się drugim końcem wlokącego się po ziemi obrazu, nad którym kobiety pracowały. Z boku paleniska siedział Toraneko, wpatrując się w ogień, a płomienie odbijały się w jego oczach.

Po prawej stronie siedzieli bliźniacy. Daisuke konstruował pułapkę na króliki, a Keisuke strugał coś w drewnie- nie można było jeszcze jednoznacznie stwierdzić, co to takiego. Obok nich wznosił się niewielki ołtarzyk, na którym stały dwie małe zdobione urny. Świeczka przed nimi nie paliła się.

Naprzeciwko niego, przy drzwiach, bawili się jego dwaj pozostali synowie. Madara, przedostatni, opiekował się Izuną, co w tej chwili polegało na obserwowaniu, jak najmłodsze latorośle niezdarnie raczkuje.

Widok, jaki miał przed sobą, tchnął spokojem i rodzinnym ciepłem- widok rzadki w tej wprawdzie kochającej się, ale głośnej i dość kłótliwej rodzinie. Pod wpływem tego obrazu Tajima poczuł w sobie przypływ sił. Westchnął i wrócił do pracy.

Keiko zaczęła rozlewać herbatę do kubków. Renji odłożyła na chwilę igłę i wstała od stołu. Podeszła do ołtarzyka i zapaliła samotną świecę. Madara wziął Izunę na kolana. Obu chłopcom zaczynały kleić się oczy.

Madara podniósł głowę i spojrzał nad głową zasypiającego brata na pokój. Traf chciał, że ten właśnie obraz: ojciec pochylony nad stołem, matka zapalająca świecę na ołtarzu, siostry nad materiałem, koty, bracia przy ogniu, herbata- stał się jedynym wspomnieniem chłopca, w którym cała jego rodzina była razem.


Niewiele lat później, dorosły już Madara klęczał w tym samym pokoju. Prawie nic się w nim nie zmieniło- palenisko, dywan i dwa stoły znajdowały się na swoim miejscu, jedynie na ołtarzu przybyło urn.

Dom ten od dawna był cichy, lecz dopiero po śmierci Izuny wydał się Madarze pusty. Mieszkał w nim samotnie od paru miesięcy, służył jedynie za miejsce do spania.

Gdy wpatrywał się w ołtarz, dotarło do niego, że wszystko dookoła należało do przeszłości. „Nie sadź drzewa na urwisku."

Nie sadź drzewa na urwisku. Na pewno spadnie.

Madara zapalił świecę, samotnie stojącą przed urnami. Robił to ostatni raz – odchodził, gdyż cały klan przeprowadzał się do nowej wioski, w której Uchiha i Senju mieli mieszkać w zgodzie.

Wygląda na to, że nigdy nie zostanie idealnym wojownikiem. Skąd bowiem drzewo ma wiedzieć, czy rośnie nad przepaścią?

Madara wstał i wyszedł, zostawiając swój rodzinny dom duchom, do których należał.