Najpierw był długi, sięgający podłogi płaszcz. Potem liliowa, flanelowa koszula z falbankami. Podczas finiszu: czarne spodnie w kant. Aż wreszcie opięte, ciemnoszare bokserki.

I to wszystko wylądowało na sylwetce poirytowanego Misono.

Lily...

Nie wiedzieć skąd, na oparcie krzesła opadło kilka jasnoróżowych wstęg. Całość mieniła się błyszczącym pyłem, a aura Pożądania emanowała beztroską.

Szkoda tylko, że jego Eve coraz bardziej łaknął rozlewu krwi.

Po chwili przydługie blond kosmyki zawirowały w powietrzu, gdy wysoka, subtelnie wyrzeźbiona sylwetka pochyliła się nad siedzeniem Aliceina. Następnie diabelsko długie ręce porwały dziedzica w taneczny wir.

Lily!

Potem był już tylko śmiech. I stłuczona rzeźba w holu.