Chris Halliwell przenosi się do Forks. Co dalej? Crossover Twilight & Charmed. Slash.
Chris Halliwell stał przed sekretariatem liceum w Forks. Przeniósł się z słonecznego i pełnego radości San Francisco do najbardziej deszczowego stanu USA - Waszyngton. Chciał prowadzić normalne, spokojne życie. Miał dość walk z demonami i narażania się na niebezpieczeństwo. Już wcześniej myślał o porzuceniu takiego stylu życia. Ostatnie wydarzenia tylko to zapieczętowały.
Chłopak otworzył drzwi do gabinetu i wszedł do środka.
- Dzień dobry – powiedział do kobiety siedzącej za biurkiem. Była tutaj sama. Oprócz stolika, który znajdował się pod oknem, w pomieszczeniu był mahoniowy regał, po brzegi wypełniony segregatorami i aktami, który zajmował całą boczną ścianę. – Nazywam się Chris Halliwell i jestem nowym uczniem.
- Witaj – przywitała się kobieta. Była w średnim wieku, za pewnie koło pięćdziesiątki. Ubrana w szarą garsonkę, która dodatkowo ją postarzała. Krótkie, postrzępione włosy, niegdyś w odcieniu brązu, teraz już z dużą przewagą siwych, okalały jej okrągłą twarz. – Tutaj masz plan zajęć i kartkę do podpisów. Pod koniec dnia przynieś ją uzupełnioną przez nauczycieli – poinformowała go sekretarka i podała mu plik papierów.
Chris podziękował i udał się na pierwszą lekcję. Szkoła nie była duża. Z łatwością znalazł właściwą salę.
Podał nauczycielowi kartkę do podpisu i usiadł z tyłu klasy. Chciał być jak najdalej od reszty. Na szczęście wykładowca nie kazał mu opowiedzieć coś o sobie, na drugiej lekcji podobnie.
Innym przypadkiem był Pan Berty – nauczyciel angielskiego z którym miał trzecią lekcję. Chris wymamrotał kilka słów, które nic o nim nie mówiły. Nie mógł podzielić się informacjami, że zajmował się walką z demonami i uprawianiem magii, więc powiedział tylko tyle, że interesuje go literatura fantasy. Poniekąd było to prawdą. To co dla niego było czymś codziennym, dla normalnych śmiertelników było czymś wyimaginowanym.
Dalsza część zajęć minęła spokojnie. Nauczyciel omawiał temat, a Chris starał się skupić i wyłapać najważniejsze informacje. Gdy zadzwonił dzwonek brązowowłosa dziewczyna, która siedziała ławkę przed nim na lekcji, podeszła do niego.
- Cześć – przywitała się. Dziewczyna była ubrana w bluzkę z długim rękawem w kolorze amarantowym i granatowe, proste jeansy. Emanowała od niej pewność siebie. – Jesteś Chris Halliwell, mam rację?
Nowy uczeń w szkole, gdzie nic się nie dzieje. Sensacja na najbliższe dni. Oczywistością było, że prędzej, bądź później ktoś go zaczepi, nawet gdy będzie starał się trzymać na uboczu.
- Tak, a ty? – zapytał, choć szczerze go to nie interesowało. Odniósł jednak wrażenie, że dziewczyna nie może się doczekać, by się przedstawić.
- Jessica Stanley – odpowiedziała i uśmiechnęła się. – Chcesz siedzieć ze mną i moimi znajomymi na stołówce?
- Emm… tak – odpowiedział. Nie chciał być niemiły, więc zgodził się.
- Świetnie. To do zobaczenia.
Chris stał chwilę w tym samym miejscu, rozmyślając dlaczego się zgodził. Nie planował nowych znajomości, chciał pozostać odosobniony. Jednak z drugiej strony, nie chciał uchodzić za niemiłego, więc się zgodził. W sumie, gdyby odmówił propozycji, dziewczyna na pewno nie zostawiłaby go w spokoju, dopóki by się nie wyraził zgody. Zresztą może pozna kogoś ciekawego i zazna nowych znajomości.
- Dlaczego zgodziłeś się siedzieć z nią? – usłyszał głos z tyłu i na dźwięk, którego Chris odwrócił się z ręką na sercu.
- Nie rób tego – odpowiedział przestraszony.
- Przepraszam. Jestem Jasper Hale – przedstawił się i uśmiechnął się lekko ukazując śnieżnobiałe zęby.
Chłopak miał krótkie, kręcone włosy w kolorze miodowo-blond. Jego oczy były w niespotykanym złotym odcieniu. Był wysoki, o pół głowy wyższy od Chrisa. Mimo, że szczupły, to jednak dobrze zbudowany.
- Chris Halliwell.
- Miło cię poznać. Powiesz mi dlaczego zgodziłeś się siedzieć ze Stanley? Ona jest największą plotkarą!
- Ech, sam nie wiem – jęknął. – Sądziłem, że jeśli się zgodzę to zostawi mnie w spokoju.
- Bynajmniej. Skoro się zgodziłeś, teraz na pewno się nie odczepi. – Dlaczego z nim w ogóle rozmawiam? I czemu nie pachnie jak coś do jedzenia? – pomyślał.
Chłopak skrzywił się.
- Cholera –zaklął Chris, gdy usłyszał dzwonek. – Mam trygonometrię. Wiesz, gdzie to jest? – zapytał.
- Choć ze mną, mam tuż obok – powiedział i oboje poszli wzdłuż korytarza.
Perry zauważył, że inni uczniowie dziwnie się na niego patrzą. Jest nowym uczniem, ale przecież przez poprzednie lekcje, większość ignorowała jego obecność.
- Dlaczego wszyscy się tak dziwnie na nas patrzą? – zapytał Jaspera.
- To moja wina – przyznał się. - Zwykle nie rozmawiam z innymi ludźmi, poza moim rodzeństwem – odpowiedział. Rzadko kiedy rozmawiał z kimkolwiek ludzkim. Z całej rodziny, to on najkrócej jest na specjalnej zwierzęcej diecie. Nie chce ryzykować utraty kontroli, zwłaszcza, że wciąż trudno mu ignorować zapach krwi. Ale Chris, on nie pachnie jak przekąska. Jego zapach jest całkowicie mu obojętny. To miło rozmawiać z kimś spoza rodziny. – Jesteśmy na miejscu. Do zobaczenia później – poinformował i odwrócił się idąc do swojej klasy.
Lekcja Chrisa ciągnęła się niemiłosiernie. Nie sądził, że matematyka może być aż tak nudna. Gdyby jeszcze tego było mało, przerabiali dział o którym całkowicie nie miał pojęcia. Przez całą lekcję starał się ukryć znudzenie i udawał zainteresowanego tematem. Im bardziej starał się nie myśleć o wcześniej spotkanym chłopaku, tym więcej myśli zaplątało mu głowę.
Musiał przyznać, że Jasper był naprawdę niezły. Wiedział jednak, że nie ma sensu rozmyślać o nim więcej. Przecież nie wiedział, czy Hale nawet lubi chłopców, a co dopiero czy byłby nim zainteresowany. Niemniej jednak zawsze mogą, być znajomymi. Wydawał się całkiem miły, w porównaniu z dziewczyną, która zaproponowała mu wspólny obiad.
Zajęcia dobiegły końca i Chris udał się na lunch. Już przy samym wejściu do stołówki został chwycony pod ramię przez Stanley i zaciągnięty do jej stołu.
- Harry, to jest Bella, Mike, Angela i Eric – przedstawiła kolejno osoby przy stole.
Isabella Swan, a raczej Bella – jak wolała być nazywana, była brązowowłosą dziewczyną o czekoladowych oczach. Jej twarz była w kształcie serca. Niska i szczupła. Mimo, że wszyscy tutaj byli bladzi, jej skóra wydawała się jakby była przeźroczysta. Jej wyraz twarzy mówił, jakby była wiecznie z czegoś niezadowolona. Usilnie chciała zwrócić na siebie uwagę.
Mike Newton chłopak o jasnych włosach i niebieskich oczach. Wysoki, z twarzą dziecka, ale na swój sposób przystojny. Sprawiał wrażenie obsesyjnego.
Eric Yorkie za pewnie pochodzenia azjatyckiego. Świadczą o tym jego orientalne rysy twarzy. Nosi krawat, nawet w powszedni dzień.
Angela Weber ciemna blondynka, nosi okulary. Jako jedyna przy stole nie starała się skupić swoją uwagę na Chrisie. Wolała skoncentrować się na książce, którą czytała ignorując całe zamieszanie związane z nowym uczniem.
- Cześć – powiedział pewnie Halliwell.
Usiadł pomiędzy Jessicą, a Bellą. Podniósł oczy znad stolika i zauważył miejsce gdzie siedział Jasper. Przy nim było również czworo niesamowicie pięknych osób. Tak do siebie podobni, ale tak różni. Wszyscy wyjątkowo bladzi, o idealnych posturach. Wyglądali lepiej niż niejedna gwiazdka po obróbce w programie graficznym.
- Kto siedzi obok Jaspera? – zapytał Chris.
- Widzę, że już go znasz. Wiesz – zaczęła Stanley – on rzadko kiedy rozmawia z kimś innym. Nie żeby mi zależało, czy coś – powiedziała, choć Perry odniósł wrażenie, że bardzo chciałaby siedzieć przy ich stole. - Blondynka to Rosalie. Ona jest z Emmettem, tym mięśniakiem. Obok nich siedzi czarnowłosa dziewczyna. To Alice, jest dziwna – powiedziała i zrobiła gardzącą minę. – Jest z Edwardem, chłopakiem obok niej. Są razem, jak pary. Tylko Jasper jest sam, widocznie żadna dziewczyna nie sprosta jego standardom.
- A skąd, wiesz – dopytywał Chris. – Może spotyka się z kimś spoza szkoły?
- Nie pomyślałam o tym – przyznała Jessica patrząc się w stronę Cullenów. – Tak, czy siak. Cullenowie i Hale'owie są rodzeństwem.
- Tak, ale są adoptowani – dopowiedziała Angela. – Państwo Cullen przyjęli ich wszystkich wiele lat temu. Carlisle ich ojciec jest lekarzem i pracuje w tutejszym szpitalu, a ich matka Esme projektuje domy. Nie sądzę, by mieli nawet trzydzieści lat.
- To miło z ich strony – powiedział szczerze Halliwell.
- Oni nie mogą mieć dzieci – poinformowała go Bella Swan i zrobiła minę oznaczającą pogardę.
- Nie powinno cię to interesować! – Był zdenerwowany jej wypowiedzią. Nie lubi, gdy ktoś wtyka nos w nie swoje sprawy, lub po prostu rozsiewa plotki.
Bella tylko prychnęła pod nosem i przez resztę przerwy, siedziała cicho.
Chciał jak najszybciej uciec od tego feralnego towarzystwa, więc czym prędzej zjadł lunch wyszedł ze stołówki.
Oto i nowe opowiadanie. Pomysł gonił za mną od wielu miesięcy, jednak dopiero niedawno zdecydowałam się spisać swoje myśli. Mam nadzieję, że fanfick przypadnie wam do gustu. Pamiętajcie, że rosnąca liczba śledzących i recenzji wpływa pozytywnie na wenę :)
