„Watashi-no chiisai Kitsune"
Autor: Aiko-chan
Rozdział 1 – "Tragedia wioski Ukrytego Liścia"
Słońce powoli zaczęło ukazywać się nad zenitem, obwieszczając początek nowego dnia. Zapowiadało się na kolejny, parny, sierpniowy dzień. Jedyne schronienie przed gorącym, i zdradliwym słońcem, dawał las, do którego ludzie bali się wchodzić, ze względu na krążące opowieści o nim. Stara legenda głosi, że w lesie żyją demony, które go chronią, przed niszczycielskim wpływem człowieka. „Chi no shinrin", tak nazywał się ten las, i był to jedyny las, w odległości kilku dziesięciu kilometrów. Wiele osób zaginęło, z tych co ośmieliły się przekroczyć granicę, między lasem, a wioską Ukrytego Liścia, która jest największą wioską na świecie. Jednak, zawsze znalazł się jakiś śmiałek, co miał odwagę do niego wejść. Niewiedza, i głupota za każdym razem, doprowadzała ich do zguby. Tak było również, dwanaście lat temu, kiedy jeden, chciwy człowiek, zapragnął posiąść siłę, władzę, i potęgę, dzięki której mógł zapanować nad wszystkimi wioskami. Potęgę, którą pragnął, mógł tylko uzyskać poprzez najpotężniejszego z demonów. A był to, władca demonów, Kyuubi no Youkou, dziewięcioogoniasty lis, władający w tym czasie wszystkimi krajami i demonami.
Kyuubi, był dobrym, i sprawiedliwym władcą. Rządził pewną ręką, chcąc doprowadzić do pojednania krajów, które walczyły między sobą o władzę. Najzagorzalszym wrogiem Kitsune, byłYamata no Orochi, wężowy demon, posiadający osiem głów oraz osiem ogonów złączonych w jednym ciele. Był symbolem zła, w najczystszej postaci, nigdy nie panującym nad swoim gniewem, oraz wykorzystujący głupotę ludzkich serc, łaknących nie skończonej potęgi, we własnych celach. Yamata pragnął władzy, którą posiadał jego młodszy brat. Nie mógł pogodzić się z faktem, że najmłodszy z dziewięciorga rodzeństwa jest najpotężniejszym z nich wszystkich.
Kitsune, największe wsparcie miał w najstarszym bracie, Shukaku, pustynnym demonie o wyglądzie szopa. Na nim jednym mógł polegać, i nie obawiać się zagrożenia z jego strony. Shukaku zawsze, w swoim młodszym bracie, doceniał wiedzę, i umiejętne jej zastosowanie. On, jako jeden z dziewięciu, nie był samolubny, zachłanny, czy chciwy. Chciał swoją siłę, i mądrość wykorzystać do ochrony ludzi, których darzył ogromnym afektem.
Kiedyś, ludzie nie bali się chodzić do Chi no shinrin, mimo swej nazwy. W dawnych czasach, nazwa ta, była tylko symbolem, niczym więcej. Wzięła się ona z prostego czynnika, jakim był wschód i zachód słońca. Za każdym razem słońce, które wstawało rano do życia, a nocą chowało się do snu, dawało piękną poświatę nad demonicznym lasem. Poświatę krwistej czerwieni. I stąd wzięła się nazwa, Chi no shinrin.
Jednak, przed dwunastu laty….
Cicho i bezszelestnie zakradał się, między drzewami, zamaskowany mężczyzna, mający nadzieję natknąć się na Kyuubiego, władcę demonów. Spod maski na świat spoglądały zimnie, i okrutne wężowe oczy.
Tajemniczy ninja przystanął gwałtownie, nasłuchując dziecięcych odgłosów zabawy.
- Dziecko? Tu, w tym lesie? To może być tylko jakiś demon – powiedział z pogardą w głosie. A może…- zastanawiał się głośno- to jest mały Kyuubiego. Jeśli tak, to szczęście nareszcie się do mnie uśmiechnęło.
Wężowooki ruszył szybko w stronę dobiegających dźwięków, zakradając się coraz bliżej z nadzieją na udane polowanie na demony, a raczej jednego konkretnego demona.
- Ofusaaan!! – wołał mały, czteroletni chłopczyk – Ofusaaan, gdzie jesteś? – popatrzył pod kamień – no nie, tu go nie ma – westchnął zrezygnowany.
Zamaskowany ninja dotarł do celu, chowając się w krzakach i obserwując małego chłopca, który definitywnie był demonem.
Mały nadal pilnie szukał swojego ojca, zaglądając w każdy kąt, w ogóle nie zwracając uwagi na otoczenie.
- Ofusan, to nie sprawiedliwe – marudził blond włosy demonek – za dobrze się schowałeś…
- Interesujący … - szepnął cicho mężczyzna w ukryciu, śledząc pilnie każdy jego krok.
Zakradł się nie postrzeżenie bliżej, uważnie lustrując jego nieporadne ruchy. Mały demon schylił się obserwując skaczącą ropuchę i sam zaczął ja naśladować. Jego żółte ogony, które na końcach miały ciemniejszą barwę pomarańczy, z gracją falowały wokół jego zgrabnej sylwetki. „ Dziewięć? – zastanawiał się wężowooki – Tak, zdecydowanie dziewięć. To jest syn Kyuubiego. Szczęście się do mnie uśmiechnęło." Uszy malca radośnie ruszały się, okazując jak bardzo jest szczęśliwy. Jego białe kimono, z niebieskimi płomieniami przy brzegach materiału, które sięgało do kolan, przy każdym podskoku rozwiewało się, ukazując drobne uda Kitsune. Chłopiec przystanął. Odwrócił się lustrując całą okolicę, intensywnie lazurowymi oczami. Z jakiegoś dziwnego powodu czuł, że w pobliżu znajduje się zagrożenie. Położył po sobie uszy, zmrużył oczy, i cicho zaczął warczeć, spoglądając w stronę krzaków, gdzie ukrywał się obcy.
Wystarczył ułamek sekundy, aby na nowo ukryć swoją czakrę, po ocknięciu się z szoku, jaki wywołał mały Kitsune. „ Jak ktoś może mieć tak intensywnie niebieskie oczy – zastanawiał się mężczyzna – samo niebo mu tej barwy pozazdrościć. Włosy mają barwę czystego złota, które jaśnieją jasnym blaskiem, przyćmiewając piękno słońca. Na policzkach ma po trzy małe blizny, które wyglądają jak kocie wąsy. Karnacja chłopca o odcieniu złotego brązu przyciąga wzrok, i jestem pewny, że jest jedwabista w dotyku. Aż mam ochotę jej dotknąć…zanurzyć dłonie w tych pięknych złotych lokach…"
Nadal obserwując, na powrót radosnego chłopca, zaczął zbliżać się do niego.
Kitsune nie świadomy niebezpieczeństwa, nadal bawił się skakając za ropuchą. Nie zauważył wystającej gałęzi, i przy kolejnym skoku, zahaczył o nią nogą, przewracając się na ziemię. Mały demonek zaczął płakać, podnosząc się do pozycji siedzącej. Miał zranione kolana i jeden, prawy łokieć. Krew powoli sączyła się z powstałych ran, brudząc kimono Kitsune.
„ To jest moja szansa – pomyślał mężczyzna – i mam zamiar z niej skorzystać".
Rozejrzał się szybko, sprawdzając czy nie ma w pobliżu Kyuubiego. Nie było. Słysząc szmer liści, mały Kitsune podniósł głowę, spoglądając w złote wężowe oczy.
- Nie bój się mnie… - powiedział mężczyzna, widząc jak mały zaczyna się cofać, kładąc po sobie uszy, groźnie mrużąc oczy, które stały się czerwone i wydając głębokie pomruki niezadowolenia w jego stronę. Blizny na jego policzkach pogłębiły się.
- …Grrrr – warczał mały, ukazując ostre kły.
- Nie bój się, jestem Orochimaru – sięgnął ręką do maski, ściągając ją z twarzy. Oczom małego demona ukazały się ostre kły. Kitsune, rozluźnił się, a jego twarz złagodniała pod wpływem uśmiechu. Lazurowe oczy uważnie studiowały długowłosego przybysza, po chwili zapytał cicho.
- Czy… czy jesteś…mo…moim…wujkiem … Yamata no Orochi – spojrzał na niego swoimi czekając na odpowiedź.
- Dlaczego tak uważasz?
- Jesteś … wyglądasz zupełnie jak on.
- nie… nie jestem – odpowiedział – ale jestem jednym z jego potomków – dodał, widząc zawód na twarzy małego lisa.
- Jestem jednym z trzech legendarnych Sanninów z KonohaGakure. To jak, pozwolisz sobie pomóc?
Mały Kitsune przytaknął, pozwalając wziąć się na ręce mężczyźnie.
- Dokąd mnie zabierasz Orochimaru-san – zapytał widząc, że oddalają się od miejsca jego zabaw.
- Idziemy do mojej wioski, gdzie medycy się tobą zajmą – spojrzał na chłopca spoczywającego w jego ramionach. „ A potem wykorzystam cię do schwytania twojego ojca".
- Nie trzeba – powiedział, próbując wyrywając się z uścisku mężczyzny – ja … nie musisz … moje rany szybko się goją. Widzisz – wskazał małym paluszkiem na swoje kolana – już prawie nic nie ma.
- Nie chcesz zwiedzić mojej wioski, gdzie mieszkam? Na pewno jesteś samotny tutaj, sam, bez żadnych rówieśników. W Konoha spotkasz dużo dzieci, z którymi będziesz mógł się pobawić.
- Ale… ja nie mogę…tak sam…
- Ja jestem z tobą.
- Ale ofusan będzie na mnie zły, że się oddaliłem bez jego wiedzy.
- Nie martw się, jestem pewny, że twój tata przyjdzie za tobą do wioski.
Kitsune popatrzył na niego z nadzieją. Bardzo chciał poznać inne dzieci i bawić się z nimi. Jego ogony zaczęły radośnie poruszać się, do przodu i do tyłu, za każdym razem pocierając biodra Orochimaru. Sannin zaczynał czuć się zagrożony, przebywanie w pobliżu małego demona, zaczynało mieć dziwny wpływ na jego ciało. Radośnie poruszające się uszy malca, wielkie niebieskie oczy, szeroki uśmiech na twarzy, mocno zaciśnięta, mała piąstka na jego kamizelce, to wszystko sprawiało, że miał ochotę się na niego rzucić. „ Orochimaru, co z tobą – zapytał sam siebie – jak możesz tak myśleć o małym dziecku, to jest chore. A od kiedy to ja mam jakieś skrupuły? Ha ha ha, to by było coś nowego – kontynuował debatę sam ze sobą – ale… poczekam parę lat, aż dorośnie do odpowiedniego wieku, a w tedy…".
- Na pewno ofusan nie będzie zły? – zapytał, wyrywając Sannina z rozmyślań – Daleko jeszcze?
- Jestem pewny, że twój ofusan zjawi się w wiosce – na jego ustach pojawił się okrutny uśmieszek – już jesteśmy na miejscu. Widzisz tę bramę – wskazał na wielką bramę z symbolem liścia, i ze strażą po bokach – przechodząc tą bramę, będziemy już w wiosce.
- Yey…- ucieszył się malec, kładąc głowę na ramieniu Sannina, zasypiając natychmiast.
- Oniichan dokąd idziemy? – zapytał z ciekawością sześcioletni, czarnowłosy chłopiec.
- Już raz ci powiedziałem, Sasu-chan, idziemy do Hokage. – spokojnie odpowiedział starszy chłopak, z czułością spoglądając na młodszego brata.
- I nie… nie wiem po co. Dowiemy się na miejscu. A teraz chodź bo się spóźnimy.
- Tak!- radośnie zawołał chłopiec, łapiąc swojego brata za ramie, ciągnąc go aby się pośpieszył.
- Ha Ha… spokojnie Sasu-chan, zdążymy nie potrzebny, aż taki pośpiech. Zwolnij mały.
- Hayaku! Itachi-chan – ciągnął coraz mocniej brata.
- Hai! Hai! – przytaknął Itachi, pozwalając się ciągnąć Sasuke.
Sandaime siedział spokojnie w biurze, oczekując przybycia Orochimaru. Kolejny raz czytał wiadomość od niego:
„ O zmierzchu zjawię się z małym gościem, jest to czteroletni chłopiec, a raczej demon. Mały Kitsune, syn Kyuubi no Youkou, bardzo cieszy się na myśl o nowych przyjaciołach, więc proszę o pojawienie się w Wieży Hokage, rodzeństwa Uchiha. Sądzę, że jest to najlepszy wybór na towarzyszy zabaw małego. W końcu mamy tu do czynienia z księciem demonów.
Orochimaru".
- Orochimaru, co ty kombinujesz? Jakie są twoje plany?
Sandaime oparł zmęczone dłonie na blacie, cierpliwie czekając na przybycie chłopców Uchiha.
- Powinni już tu być…
- Proszę – odpowiedział słysząc pukanie do drzwi.
- Hokage-sama, chłopcy już tu są. – poinformował średniego wzrostu mężczyzna z blizną na nosie.
- Dziękuję Iruka-san, poproś chłopców.
- Hai – ukłonił się wychodząc, aby po chwili wprowadzić potomków klanu Uchiha. Zamknął za sobą drzwi, pozostawiając skołowanych chłopców na środku pomieszczenia. Sasuke mocno trzymał się spodni brata, bojąc się Hokage. Był tutaj pierwszy raz, ale wiedział, że nie ostatni.
- Hokage-sama… - zaczął Itachi – w czym możemy pomóc?
- Witajcie, usiądźcie pierwsze – chłopcy, dziękując kiwnęli głowami, czekając na słowa Hokage.
- Mam dla was … - Sandaime zastanawiał się jak dobrać słowa, aby nie urazić uczuć dumnego Uchiha – specjalną misję.
- Co to jest za misja, która wymaga udziału Sasu-chan?
- Za – spojrzał na zewnątrz, widząc że już zaczyna zmierzchać dodał – parę chwil zjawi się tu Orochimaru-san z bardzo specjalnym gościem. Chcę abyście, dobrze się nim zajęli. Od tego może zależeć… przyszłość naszej pięknej wioski.
Chłopcy popatrzeli po sobie, nic nie rozumiejąc. Mają kogoś niańczyć? Co to ma być za misja? Ich zdziwienie było tak wyraźne, że Sandaime uśmiechnął się pod nosem.
- Naruto! Naruto! Gdzie jesteś, to nie jest już zabawne – wołała po lesie wysoka postać o blond włosach, krwisto czerwonych oczach, które błyszczały chęcią mordu. Jego dziewięć ogonów gniewnie poruszało się, powodując zniszczenie wokoło. Nie zwracał na nic uwagi, jedyne co się liczyło w tej chwili, to zaginięcie jego ukochanego, jedynego synka. W powietrzu unosił się zapach jego krwi, jak również zapach potomka jego największego wroga, Orochimaru! Jak on śmiał dotknąć jego synka, jakim prawem!
Dobrze wiedział czego chce Sannin, chciał władzy, jak jego protoplast. Ale jej nie dostanie, posunął się za daleko o jeden krok. Ten piękny sierpniowy dzień, źle się dla niego skończy.
- Dzisiaj KonohaGakure… - ryknął na cały głos, sprawiając że cały Chi no shinrin, zadrżał w posadach, a zwierzęta w nim mieszkające pochowały się, bojąc się swojego władcy - … przestanie istnieć!! Dziś nazwa mojego lasu, Chi no shinrin, nie będzie już tylko symbolem. Dziś będzie to prawdziwy krwawy las!!
W obłoku dymu, w Wieży Hokage, zjawił się Orochimaru.
Wszyscy obecni zaniemówili. Nie tego się spodziewali. W ramionach Sannina spał mały Kitsune. Drobna piąstka demona była mocno zaciśnięta na jego kamizelce, drugą rączką obejmował dwa, z dziewięciu ogonów, jakie posiadał. Długie rzęsy rzucały cień na policzki, uszy delikatnie się poruszały, jego złote włosy w nie ładzie opadały na zamknięte oczy, pięknie kontrastując z opaloną skórą, uroku dodatkowo dodawały zarumienione policzki, oraz lekko rozchylone, czerwone usta.
- Orochimaru… mam nadzieję, że Kyuubi o tym wie – zaczął Sandaime, przerwał widząc zimny, i okrutny półuśmieszek, który zaczął się kształtować na jego ustach.
Itachi stał jak zahipnotyzowany, nie mógł oderwać od małego Kitsune oczu. „ Jak taka piękna istota może istnieć? Niewinność, aż od niej promieniuje. Odwrócił głowę spoglądając na swojego braciszka, który stał, tak samo jak on i wpatrywał się w niego. Nagle krzyknął, budząc małego ze spokojnego snu. Zaczął się rozglądać, zaciekawiony nowym miejscem. Spojrzał na chłopców, z których jeden krzyczał głośno. Był on nieco wyższy, niż on sam. Miał krótkie, kruczoczarne włosy, onyksowe oczy i mleczno białą skórę. Drugi z chłopców, który próbował coś wyjaśnić, najwyraźniej swojemu bratu, był wysoki, ubrany podobnie jak Orochimaru-san. Jego długie, czarne włosy miał związane z tyłu na szyi czerwoną wstążką, a jego oczy błyszczały dziwnym blaskiem.
- Oniichan, ja go chcę do domu! Ja chcę to zwierzątko, tego liska!! Proszę, będę o niego dbał. Będę z nim wychodził na pole, mamy duży ogród…
- Sasu-chan… - próbował bratu przerwać Itachi.
- Proszę! Będę go czesał, mył, i będę go mocno kochał! – spojrzał na brata błagalnie.
- Sasuke – Itachi uklęknął przed bratem, kładąc mu ręce na ramionach – nie możesz. To nie jest zabawka, czy zwierzątko, jak ci się najwyraźniej wydaje, to jest żywa istota. Tak samo jak ty, czy ja. Rozumiesz? – zapytał patrząc mu głęboko w oczy.
- Rozumie –szepnął spuszczając głowę w zawodzie – ale…
-… - mały blondynek wysunął się z ramion Sannina, podszedł do chłopców, chwytając rękę młodszego w swoje małe rączki, powiedział.
- Możemy zostać przyjaciółmi, jeśli chcesz.
- Naprawdę?! – uradował się czarnowłosy – jestem Sasuke, ale mów mi Sasu-chan.
- Ja jestem Naruto Uzumaki.
- Naru-chan! – krzyknął radośnie Sasuke.
- To jest mój oniichan – powiedział wskazując na Itachiego – Itachi.
Naruto nieśmiało popatrzył na starszego chłopca, uśmiechnął się, widząc jak wyciąga do niego rękę. Kitsune rzucił się na niego mocno go obejmując, Itachi wstał trzymając demonka w ramionach.
- Czy mogę … mogę nazywać cię … Tachi-chan? – zapytał nieśmiało Naruto.
- Oczywiście, że tak.
Naruto zaczął wtulać się w jego szyję, głęboko wdychając jego zapach, napawając się nim. Nagle poczuł niesamowitą chęć, aby ugryźć go. Sasuke patrzył na nich z zazdrością.
- Tachi-chan…
- Tak?
- Czy ja mogę … ja wiem, że to jest głupie… ale…ale – położył uszy po sobie, a jego ogony zaczęły się gwałtownie poruszać, całkowicie zasłaniając widok innym. Sasuke zaczął się denerwować. Dlaczego jego brat, trzymie Naru-chan w ramionach, a on nie może.
Naruto przybliżył się do ucha starszego, szeptają swoją prośbę.
- Tachi-chan… czy mogę cię ugryźć?
- Naru-chan, czy ty wiesz o co mnie prosisz?
- … - Naruto pokręcił gwałtownie głową, powodując że jego włosy zakołysały się wokół jego ślicznej główki.
- Watashi-no chiisai Kitsune…
- Wybierz takie miejsce, żeby go nie było widać.
- Dobrze – uradował się Naru-chan. Odsunął koszulkę ukazując kość obojczykową, pochylił się liżąc delikatnie to miejsce i wgryzł się w nie. Itachi syknął cicho, po chwili rozluźniając się, pozwalając fali przyjemności aby go zalała. Naruto zlizał spływającą krew, i uśmiechnął się słodko. Szepnął.
- Teraz jestem spokojny. Domo arigato gozaimasu!
Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk wyrażający wściekłość, zdradę i rozpacz.
- Ofusan! – krzyknął szczęśliwy chłopiec, nadal w ramionach Itachiego, jego ogony opadły odsłaniając ich znowu.
- Orochimaru, coś ty uczynił! – krzyknął Hokage, widząc zniszczeni jakie dokonywał w wiosce Kyuubi w postaci gigantycznego lisa. – doprowadziłeś do zagłady naszej wioski, jednym czynem.
- Taki też miałem zamiar – odparł spokojnie Sannin, spoglądając na małego lisa.
- A teraz jeszcze przejmę potęgę Kyuubi, i już mnie, nic ani nikt nie powstrzyma. Zniknął za obłokiem dymu, aby pojawić się przy demonie.
Kyuubi zaczynał się dziwnie czuć, nie wiedział co się dzieje. Był tak pochłonięty poszukiwaniami Naruto, że nie zauważył jak Orochimaru się zakradł, wykonując liczne skomplikowane znaki. I w końcu do niego dotarło, co wężowooki chciał uczynić. Chciał go zapieczętować zakazaną techniką w swoim ciele, aby przejąć jego moc. Nie mógł do tego dopuścić. Pozostała mu tylko jedna rzecz do zrobienia.
- Naruto! – krzyknął Kyuubi – pokaż się synku!
Blond czupryna wychyliła się z Wieży Hokage.
- Żegnaj synku – szepnął. Z chwilą gdy poczuł jak jego siła jest z niego wysysana, Kyuubi wykorzystał ten moment i wszedł do ciała swojego syna. Został zapieczętowany. Pozostawiając po sobie chaos i zniszczenie. Orochimaru zawył z bezsilności. Po raz kolejny nie udało mu się schwytać jego mocy. „ Cwany lis – myślał Sennin, oddalając się z Konohy – wybrał swojego syna, aby się w nim ukryć. Ale to jeszcze nie koniec. Jak tylko odzyskam siły, wrócę i dokończę to co dziś zacząłem".
Słownik:
Watashi-no chiisai Kitsune – mój mały lis
Chi no shinrin – krwawy las
Ofusan – tatuś
Kitsune – lis
Oniichan – starszy brat
Hai – tak
Hayaku – szybko
Domo arigato gozaimasu – dziękuję bardzo
