Cześć, nazywam się Teodor Nott i jestem martwy.
Nie, nie żartuję. Zginąłem parę dni temu z rąk śmierciożerców. Ci z was, którzy mnie znają, zakrzykną pewnie: "Ale jak to? Przecież sam byłeś śmierciożercą!". Ano byłem. I co z tego? Młody byłem, głupi. No taki wiek, co ja się będę tłumaczył. Potrzeba elitarności zawsze była we mnie bardzo głęboko zakorzeniona. Może to wina wychowania, a może charakteru? Nie wiem, ale wiem, że potrzebowałem czuć się lepszy od innych, bo zawsze podejrzewałem, że właśnie taki jestem. Że drzemie we mnie wielka inteligencja.
Wiecie co? Nieprawda. Byłem głupi, jak sklątka tylnowybuchowa. Hej, przyłączę się do śmierciożerców, wtedy będę taką elitą, co nie? To brzmi jak genialny plan! Cóż, to, że okazałem się życiowo głupi, a przy tym wącham kwiatki od spodu wciąż nie oznacza, że przestałem się wywyższać. Spytajcie się Cedrika.
Chociaż nie, on wam nie powie, bo przecież wciąż jest obrażony, że "umarł zbyt młodo". No coś ty, Cedriku, wcale nie umarłem w wieku piętnastu lat bez dziewczyny i ze statusem prawiczka, śmierciożercy i zdrajcy. Albo to ogólna puchońska cecha, albo to Cedrik ma wyjątkowo płytki punkt widzenia. On przynajmniej nie męczył się przed śmiercią. Ja obrywałem cruciatusami i sectusemprami, jak tłuczkami na treningach quidditcha. I powiem wam coś, tłuczki są o wiele lepsze.
No dobra, to rozumiem, że temat mojej śmierci mamy mniej więcej omówiony, co? Spokojnie, zaspokoję waszą ciekawość w dalszych częściach mojej opowieści, wtedy dowiecie się więcej o jej dokładnych okolicznościach... CEDRIC, MÓGŁBYŚ WYŁĄCZYĆ TĘ DIABELSKĄ MUZYKĘ?! O, Salazarze, z kim ja skończyłem.
O czym będę wam opowiadał? A no w sumie o tym, o czym chcecie usłyszeć- o losach Harry'ego Pottera. Owszem, nigdy za nim nie przepadałem, ale wraz z zaskakującą decyzją mojego przygłupiego przyjaciela Zabiniego, zmieniły się jego losy. Ale nie tylko jego. Śmieszna sytuacja, bowiem taki Zabini, który przez całe swoje życie nie miał na nic wpływu, nagle zmienił bieg całej historii tej wojny.
Ale nie dajcie się zwieść. To nie jest opowiadanie o nim, a raczej, nie tylko o nim. Jestem martwy, nie obowiązują mnie sztywne zasady świata żywych, więc prócz ciągłego wiszenia nad Blaisem, moją uwagę przykuwały te miejsca, gdzie coś się akurat działo (ekhem... łazienka Gryfonek...ekhem). Będę wszędzie tam, gdzie będę potrzebny, by naświetlić wam tę sytuację jak najciekawiej i najjaśniej. Będę się starał to robić jak najbardziej bezstronnie, ale sami rozumiecie... jestem ślizgonem, mam swoją cierpliwość i typowy dla domu Slytherina cięty język.
Dlaczego mielibyście się tym zainteresować i pozostać ze mną do końca? A bo ja wiem? Bo jestem przystojny? Elokwentny? Inteligentny? Bo jestem po prostu Teodorem Nottem i nie lubię Draco Malfoy'a? No dobrze, ten ostatni argument był nieco monotematyczny, przyznaję. Tak właściwie, to wasza decyzja, czy tu zostaniecie. Ja wam to polecam, ale nie mogę obiecać żadnego regularnego kontynuowania tej historii, ani tego, że nie dopadnie mnie jakiś marazm twórczy i nie uznam, że wolę iść upić się z Bartym Crouchem Jr. niż zostać tu z wami. W sumie, to nic nie mogę wam obiecać, więc możecie jedynie zaryzykować.
Póki co zostawiam was samych ze sobą i waszym zachwytem do mojej osoby, bo Cedric i Fatalne Jędze to, o ironio, fatalne połączenie i obawiam się, że mój delikatny umysł tego nie zniesie. Obiecam wrócić wtedy, gdy sklecę w głowie jakiś porządniejszy kawałek tej historii.
Gdybym był gryfonem, to pewnie bym was na pożegnanie pozdrowił, czy coś. Ale ślizgonowi nie wypada, więc mogę wam jedynie rzucić oschłe "do zobaczenia".
