od autora: W zamierzeniu miała być to miniaturka. Ale potem uświadomiłam sobie, że znowu wyszedłby z tego tasiemiec, jak w przypadku Cieni przeszłości, stąd miniaturka rozbudowana do postaci miniatury, podzielona na Wspomnienia i 9 części.


Wspomnienia

I wish you were the one

Wish you were the one that got away


Pamiętała ten szaleńczy bieg w nieoczekiwanie zaludnionym od szmalcowników lesie, który był pierwszym stopniem do piekła. Bolesne skrawki przeszłości podrygiwały wesoło w takt przejmującego płaczu i okrutnego krzyku, tańcząc jej przed oczami niemal każdego dnia. To tak właściwie stało się pewną rutyną, z której nie mogła się zbudzić ani za dnia wśród ludzi, ani w nocy w przepełnionej pustką sypialni. Tylko echo jej krzyku opadało na podłogę, jak kurz, który przestał jej już przeszkadzać.

Pamiętała ten moment, gdy leżała na brudnej posadzce we dworze, a bijący z niej chłód przenikał do szpiku kości. W jednej chwili właśnie to zwróciło jej największą uwagę, by następnie zamienić się miejscami z nieopisanym bólem tortur, który wracał nawet po latach. Wkrótce czuła się zbrukana przez ludzką nienawiść, a później zniewolona przez własny umysł.

Teraz, by odgonić zimno wspomnień i snów, siadywała po turecku przed kominkiem.

Dywan był przyjemnie miękki, a do tego wyjątkowo gruby, dzięki czemu skutecznie oddzielał jej drżące ciało od chłodnego, chropowatego parkietu. Kojące włosie muskało nagą skórę nóg, łaskotało i na chwilę dawało uczucie spokoju, gdy – przymykając oczy - rysowała rozłożonymi dłońmi przypadkowe kształty. Gdy była małą dziewczynką i miała zły sen, jej mama robiła to samo. Gładziła plecy córki uspokajającymi ruchami, czekając, aż ta zaśnie.

Teraz samodzielnie walczyła o ciszę umysłu.

Płomienie tańczyły w palenisku, syczały i jednocześnie atakowały siebie nawzajem, dając kolejny pokaz. Cienie sunęły po ścianach, drżąc co chwilę. Pojawiały się i znikały, rosły i malały. Czasem przybierały jakiś konkretny kształt, a innym razem zmuszały ją do wymyślenia go sobie. Bawiły się z nią.

Gdy Hermiona była już pewna, że nocni przyjaciele, koszmary, nie wrócą, otworzyła oczy i zapatrzyła się na moment w ogień, rozluźniając mięśnie. Dzięki płomieniom nie odczuwała przykrego chłodu pomimo cienkiej piżamy, jaką miała na sobie. Przez chwilę na jej twarz zbłąkał się cień dawnego uśmiechu, gdy przypomniała sobie, jak razem z Harrym i Ronem siadywali w Pokoju Wspólnym. Minęło tyle lat od pierwszej podróży do Hogwartu, tyle dni, tyle wspomnień, tyle przygód. I tyle bólu od siódmego roku. Kobieta przeniosła powoli wzrok na wewnętrzną część swojego odkrytego przedramienia. Uniosła dłoń i przesunęła opuszką palca po bliźnie, jakiej zostawiła jej Bellatrix. Pamiętała, jak ta chichotała z radości, gdy ryła różdżką w jej skórze, a krwawy ślad z każdą chwilą coraz bardziej wyróżniał się na tle bladej skóry.

Szlama.


- Właściwie, to jak się trzymasz?

Hermiona podniosła nieco głowę i spojrzała na Ginny, zastanawiając się nad odpowiednią odpowiedzią. Być szczerą do bólu czy może troszkę mniej albo może najlepiej w ogóle skłamać i cieszyć się spokojnym popołudniem? Siedziały właśnie u niej w salonie i, zajadając słone krakersy, które popijały czekoladą z chili, spędzały swój babski wieczór. Przeznaczały na niego co drugi piątek i spotykały się zawsze u Hermiony, gdzie w wyobrażeniu Ginny niezmiennie od pięciu lat panowały cisza i spokój. Teraz łatwo mogła zburzyć ten obraz, wyznając, że koszmary i lęki wcale nie minęły, przyznając się jednocześnie do kłamstwa. Zauważając wzrok kobiety siedzącej naprzeciwko, uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Da sobie radę bez martwienia ich wszystkich swoimi drobnymi… dolegliwościami.

- Mm, całkiem nieźle – odpowiedziała wreszcie i upiła łyk czekolady. Stuknęła paznokciem o szklankę, dając sobie trochę czasu. Ginny jej nie popędzała, za co zawsze była jej wdzięczna. Pod tym względem tak bardzo różniła się od swojego brata. – Choć ostatnio w Ministerstwie był niezły młyn i tyle pracy, że nie miałam nawet czasu sobie usiąść, co brzmi dość śmiesznie, bo przecież siedzę prawie cały czas przy biurku… - zmarszczyła brwi, czekając, aż Ginny parsknie śmiechem. Któregoś razu zauważyła, że wystarczy wspomnieć o jej nudnej pracy i przytoczyć parę pozornie nieciekawych anegdotek, żeby przyjaciele odsunęli poprzedni temat rozmowy w dal.

Tak dobrze było stwarzać pozory, że praca jest jej największym problemem.

- Nie tęsknisz za Ronem? Wiem, że to już ponad rok – dodała pośpiesznie koleżanka, - ale wydaje mi się, że on trochę… to znaczy, sprawia wrażenie, jakby dalej miał nadzieję na jakiś powrót.

Hermiona odstawiła trzymaną do tej pory szklankę na szklany stolik i przyciągnęła do siebie nogi. Opatuliła się szczelniej miękkim kardiganem, jakby chciała zatrzymać ciepło, które mogło nieoczekiwanie uciec.

- Dobrze wiesz, że sprawa z Ronem jest skończona – odpowiedziała, wyglądając na wręcz znudzoną. – Wszyscy sądzą, że jeśli w jakiś tam sposób zawsze nam na sobie zależało, to od razu mamy szansę na coś więcej. Ale nie potrafiliśmy jej odpowiednio wykorzystać, Ginny. Poza tym, z niczego prawdziwego nie stworzysz czegoś. Owszem, łączyły nas wszystkie lata w Hogwarcie, nasze przygody, wzajemne ratowanie tyłków, walka o dobro, o ideały… Łączył nas Harry, którego obydwoje wspieraliśmy. A potem? Po bitwie zaczęliśmy być razem, ale ja wróciłam do szkoły, a on i Harry zostali aurorami. Nasz związek był idealny na odległość, a w każdym kolejnym liście pierwsza sprawa, o jaką mnie pytał, byłaś ty. Czy aby na pewno mam na ciebie oko? – spytała, próbując naśladować swojego byłego już chłopaka.

- No to co? Harry też zawsze o ciebie pytał – zaprotestowała Ginny.

- Zmierzam do tego, że w pewnym momencie wszystko, co nas łączyło, zamykało się na Hogwarcie. Wydawało nam się, że skoro chodziliśmy razem do jednej szkoły i we trójkę byliśmy nie rozłączni, to wiemy o sobie wszystko, ale tak naprawdę nie wiedzieliśmy nic. I nie mieliśmy nic wspólnego poza dokonaniami – dodała Hermiona, zanim Ginny zdążyła się wtrącić. Nie miała jej za złe za tę troskę, ale kolejny raz, gdy wyciąga na wierzch ten temat, był lekko irytujący. Dlatego powtórzyła: – Nie wiedzieliśmy o sobie nic, co by nas potem trzymało przy sobie. Ja kocham książki, on ich nie znosi. On uwielbia sport – quidditch, oczywiście, najbardziej – i mógłby o nim rozmawiać godzinami, a ja wręcz przeciwnie. Po tym, jak przekonałam go na kupno telewizora i zobaczył, co to piłka nożna, to ilekroć był jakiś mecz, nie mógł się od niego oderwać. Cały wieczór swoimi wrzaskami dopingował graczy, jakby mogli go usłyszeć i nie przejmował się, że mi to przeszkadza. Nawet nie wiem, kiedy zaczęliśmy się mijać tak, że prawie w ogóle się nie widywaliśmy. Wychodziłam, kiedy on jeszcze spał, a gdy wracałam, jego jeszcze nie było, bo wieczory często spędzał u was. Kiedy ja dużo pracowałam, on narzekał, ale nie zauważał, że to działa w tę drugą stronę.

Hermiona nieoczekiwanie przerwała i wstała, żeby pójść po coś do kuchni. Z westchnieniem ulgi wzięła tabletkę na ból głowy, popiła ją szklanką zimnej wody, a potem poczekała chwilę, rozmasowując pulsujące skronie. Albo jej się wydawało, albo zawsze, kiedy został poruszony temat Rona, jej myśli domagały się natychmiastowej ucieczki. Gdy ból przeszedł do lekkiego ćmienia, wróciła do salonu, biorąc ze sobą butelkę wody mineralnej. Usiadła w tej samej pozycji, co poprzednio, poprawiając dodatkowo kilka poduszek, o które się opierała.

- W pewnym momencie częściej byliśmy osobno, niż razem i wydawało mi się, że nam to pasuje. Każdemu z nas. Wracałam po pracy do domu, szykowałam obiad, który i tak zwykle jadłam sama. Jego nie było, a ja cieszyłam się, że albo mogłam poczytać książkę, albo dokończyć papierkową robotę, którą z początku zostawiałam w biurze. Gdy on wracał, nieważne, czy prosto po pracy, czy od was, ja już wybierałam się do łóżka, a on jeszcze siadywał przed telewizorem i oglądał jakieś filmy.

Ginny słuchała jej bez słowa, uświadamiając sobie, że tak naprawdę pierwszy raz rozmawiają o tym wszystkim szczerze i tak otwarcie. Zwykle wyglądało to tak, że Hermiona machnęła ręką i powiedziała „Nie pasowaliśmy do siebie", a ona musiała dać spokój. W przypadku Rona sprawa miała się nieco inaczej, bo to on czuł się tym bardziej poszkodowanym, kiedy tak właściwie był ofiarą w równej mierze, co jej przyjaciółka.

- Ale to nie wszystko, prawda? – odważyła się spytać, kiedy Hermiona znowu zamilkła i zapatrzyła się na chwilę w ekran telewizora. Wcześniej oglądały Titanica, który stał się bardzo szybko ulubionym filmem Ginny. Rose właśnie decydowała się na złamanie wszelkich zasad i pokonanie ograniczeń, żeby być z Jackiem.

- Nie, to nie wszystko – przyznała powoli, odrywając wzrok od delikatnej twarzy arystokratki. Nie spojrzała jednak na przyjaciółkę, tylko dalej błądziła nim po salonie, jakby chciała doszukać się w nim jakichś wspomnień po Ronie, ale z ulgą stwierdziła, że ich brak. Wydawać by się mogło, że Weasley pierwszy raz w życiu wziął sobie coś mocno do serca i bardzo się postarał, żeby zatrzeć po sobie wszelkie ślady.

Hermiona spojrzała na Ginny i uśmiechnęła się smutno.

- Wydawało mu się, że wie wszystko, ale nie miał pojęcia o niczym. Na samym początku nie miałam żadnych trudności ze wspomnieniami, z lękami, ze strachem, ale w pewnym momencie nie dawały mi one żyć. Podejrzewam, że to dlatego, że śmierć Voldemorta była dalej tematem numer jeden, a dziennikarze bili się o Harry'ego i o nas też. Cały czas był szum dookoła. Co prawda, to bardzo podobało się Ronowi. Znasz go, zawsze czuł się niedoceniony, zawsze w cieniu Harry'ego. Wpadł na pomysł użycia kła, dzięki niemu szybko pozbyliśmy się kolejnego horkruksa. Wreszcie mógł podreperować swoją samoocenę. Ale ja chciałam po prostu zapomnieć o tym, do czego każdy musiał się posunąć, żeby wygrać. Chciałam zacząć spokojnie żyć, skończyć szkołę, potem iść do pracy, założyć rodzinę, a oni wszyscy ciągle wywlekali sprawę wojny. Gloryfikowali każdego z nas, a my też zabijaliśmy, też atakowaliśmy.

Ginny obserwowała, jak Hermiona wplata palce we włosy, psując pięknego warkocza. Pojedyncze kosmyki wysunęły się i opadły wokół policzków. Dłonie jej drżały, a głos na przemian był cichy albo podwyższony. W pewnym momencie z niechęcią stwierdziła, że zachowała się dokładnie tak, jak tamte bestie i znowu wyciągnęła na wierzch wspomnienia. A potem nagle przyjrzała się dokładniej Hermionie i wyprostowała się z lękiem. To drżenie, rozbiegany wzrok, unikanie kontaktu wzrokowego. Czyżby właśnie spowodowała nawrót…?

Nieoczekiwanie kobieta uspokoiła się. Przeczesała jeszcze raz włosy, sięgnęła po szklankę z wodą i wyglądała na tak jakby zupełnie zrelaksowaną. Patrzyła na Ginny spod półprzymkniętych powiek, bębniąc palcami jednej dłoni o oparcie kanapy. Kiedy odezwała się ponownie, jej głos wypełnił się od źle ukrytej goryczy.

- Kiedy miał okazję, powtarzał, że po prostu robię z siebie ofiarę. Wydawało mu się chyba, że udaję, żeby zwrócić na siebie waszą uwagę, a przecież tak nie było. Początkowo znosił wszystko cierpliwie, ale z biegiem czasu nie dawał już rady. Denerwował się, kiedy krzyczałam w nocy albo wzdrygałam się przed jego dotykiem, a przecież ja tego nie chciałam – pokręciła głową i strzepnęła drobny kłaczek ze swetra. – Za którymś razem również nie mogłam wytrzymać. Rozstaliśmy się i nie żałuję, Ginny. Teraz jest mi lepiej, więc nie naciskaj więcej.

Rudowłosa pokiwała powoli głową, upijając łyk zimnej już czekolady. Skrzywiła się i zwlekając z następnym pytaniem, podgrzała ją jednym zaklęciem. Hermiona ponownie w jej oczach stała się na chwilę kruchą i delikatną dziewczyną, jaką widziała zaraz po wojnie. Wtedy wkraczała w dorosłe życie, mając u boku marudzącego Rona. Dzisiaj była kimś, kto pozwolił ogarnąć się gorzkim wspomnieniom. Jutro za to znowu stanie się silną i niezależną kobietą. Zazdrościła jej tej siły.

- Czy one całkowicie już ustały? Tak, jak nam mówiłaś? – spytała cicho, delikatnie, przypatrując jej się z troską. Nawet nie wiedziała, jak za sprawą tego czułego spojrzenia dźgnęła ją gdzieś pomiędzy żebra.

Przepraszam, pomyślała Hermiona, odpowiadając:

- Tak. Właściwie, wydaje mi się, że niedługo po naszym rozstaniem z Ronem.

- Może to on był takim katalizatorem? – dumała przyjaciółka.

- Kto wie – powiedziała spokojnie Hermiona, upijając łyk wody.

To, niestety, nie on. One są bardziej uparte, tak łatwo się nie poddają.

Zapadła między nimi cisza, zakłócana chlupotem wody w telewizorze, co zwróciło uwagę Hermiony. Opierając lekko o kolano na wpół pełną szklankę, przypomniała Ginny o filmie.

- Szkoda, że umarł – stwierdziła młodsza kobieta i dokończyła czekoladę. Zbliżała się powoli pierwsza w nocy. Hermiona patrzyła, jak Jack znika w odmętach Atlantyku.

- Nie sądzisz, że te drzwi były na tyle duże, że on by się zmieścił obok Rose?

- Najwyraźniej Rose nie była taka inteligentna i spostrzegawcza, jak ty – parsknęła Ginny i wstała z kanapy. Zaraz pojawiły się napisy, a ona przeciągnęła się, stękając przy tym lekko. – Czekolada wypita, krakersy zjedzone, Jack zatopiony, możemy iść spać.

- Jesteś okrutna – mruknęła Hermiona, ale na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Jednocześnie poczuła ulgę, że ponure wspomnienia zostały odgonione.

Kiedy potem leżały obok siebie na dużym, jeśli nie wielkim łóżku szatynki, przez dłuższą chwilę milczały, próbując znaleźć wygodną dla siebie pozycję do spania. Mimo że Hermiona miała jeszcze dwa wolne pokoje, w których Ginny mogłaby przenocować, ta zawsze wybierała spanie wspólne, tłumacząc, że to przypomina jej momenty, gdy wszyscy byli w Norze. Pomimo różnych obaw, że się przed nią zdradzi, zgadzała się za każdym razem, na początku przekręcając się z boku na bok. Potem przypomniało jej się zaklęcie wyciszające i mogła spokojnie zapaść w niespokojny sen, by następnie w nocy budzić się kilka razy, nie martwiąc się, że obudzi przyjaciółkę.

- Przepraszam, że zepsułam nasz wieczór – odezwała się nieoczekiwanie, zerkając na nią.

- Nie, to ja go zepsułam. To w końcu ja zaczęłam i wywlokłam temat Rona. W sumie, gdybyś powiedziała mi to wszystko wcześniej… Zawsze zbywałaś mnie zwykłym „nie pasowaliśmy do siebie".

- A czy cała ta historia nie sprowadza się do tych słów? – spytała leniwie.

Bardziej poczuła, niż zauważyła, że Ginny wzrusza ramionami. Jednocześnie usłyszała ciche westchnięcie i nie mogła sobie nie wyobrazić, jak wywraca oczami. Już myślała, że bliżej im do zaśnięcia, kiedy ta znów cicho się odezwała:

- Masz żal do Rona?

- Nie, Ginny, nie mam – odpowiedziała miękko, czując ulgę, że nie musiała skłamać.

Ron nie był w końcu niczemu winien.

Przez dłuższą chwilę leżała nieruchomo, wpatrując się w sufit. Gdy była pewna, że przyjaciółka już śpi, wyszeptała zaklęcie wyciszające i również pozwoliła sobie zasnąć.