Stacja King's Cross wyglądała dokładnie tak samo jak zawsze - wypełniona tłumem ludzi, spieszących się na różne pociągi, żegnających się ze swoimi bliskimi lub się z nimi witających. Każdy zdawał się mieć swój cel, każdy do czegoś dążył. Wszyscy wiedzieli jednak dokładnie, czego chcą i po co się tutaj właściwie znaleźli.

Hermiona Granger zdecydowanie nie pasowała do tłumu. Wokół niej nie było nikogo, z kim mogłaby chcieć się pożegnać albo kogoś, kto wydałby się jej chociaż znajomy. Na jej twarzy nie widniał również ani smutek, ani szczęście. Stan zdenerwowania także nie był tym, który wystarczająco opisałby jej nastrój. Słowem, które poradziłoby sobie z tym zadaniem najlepiej, była niepewność.

Powrót do Hogwartu powinien wzbudzać w niej jedynie pozytywne uczucia. Nie było w końcu nic, co kochałaby bardziej od zagłębiania się w świat magii, pełen tajemnic i rzeczy, które jeszcze kilka lat temu stanowiły spełnienie jej wszystkich marzeń. Czasami ciężko jej było uwierzyć, że kiedykolwiek potrafiła spędzać noce, patrząc w gwiazdy i marząc o wróżkach i magii. Tak wiele zmieniło się, odkąd dostała list z Hogwartu. Jej życie okazało się dużo bardziej skomplikowane, niż mogłaby kiedykolwiek podejrzewać; zbyt skomplikowane, aby pamiętała, czym właściwie była normalność.

Wszystko wydawało się dokładnie takie samo jak dwa lata wcześniej, jednak to wrażenie nie mogło być bardziej mylne. Dwa lata wcześniej nie miała żadnego problemu z przekroczeniem barierek prowadzących na peron 9 i 3/4. Wiedziała, że jej przyjaciele potrzebowali pomocy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a ona wyobrażała sobie, że mogłaby zostawić ich samych. Wszyscy musieli się zmierzyć z mrocznymi czasami, licząc na to, że być może uda im się wywalczyć pokój i szansę na normalne życie.

W końcu, po latach walki, wojna się skończyła, a Hermiona faktycznie mogła żyć tak jak chciała. Sama świadomość tej nowej wolności powinna napawać ją szczęściem i ekscytacją, jednak jedynym, co jej towarzyszyło, była niepewność.

Powrót do szkoły był czymś, co wzbudzało w niej skrajne emocje. Nie wiedziała, co właściwie powinna czuć. Czy w ogóle będzie potrafiła chodzić po tych samych korytarzach, na których wydarzyło się tak wiele zła? Czy będzie umiała wyrzucić z głowy obraz ciał leżących na posadzkach, z oczami pozbawionymi życia, wypełnionymi przerażającą pustką? Pytania te dręczyły jej umysł nieustannie, z każdą chwilą tworząc w nim coraz więcej wątpliwości.

Ciężko było jej odnaleźć w sobie odwagę, aby przekroczyć znajome barierki, oddzielające ją od magicznego świata. Wiedziała jednak, że ktoś taki jak ona, nigdy nie mógłby wybaczyć sobie poddania się swojej słabości. Jedynym sposobem na uzyskanie odpowiedzi na nurtujące ją pytania, było zrobienie kroku w przód i zostawienie za sobą wszelkich wątpliwości.

Westchnęła, po czym rozejrzała się wokół i przekroczyła barierki z mocno bijącym sercem. Zaledwie sekundę później znalazła się na peronie, wyglądającym z pozoru niezwykle podobnie do tego, który zostawiła za sobą. Jej przyspieszony oddech i spocone dłonie jednoznacznie wskazywały na to, jak nieprawdziwe było to wrażenie.

Ekspres Londyn-Hogwart stał na torach, a para, buchająca z jednego z kominów, zdradzała jego gotowość do drogi. Hermiona wiedziała, że jedynym, co musiała zrobić, aby zacząć kolejną przygodę, było wspięcie się po schodkach i zajęcie miejsca w którymś z przedziałów.

- Blokujesz drogę. - Chłodny głos zmusił ją do powrotu do rzeczywistości i odwrócenia się w stronę jego właściciela.

Zaledwie chwilę później znalazła się twarzą w twarz ze swoim nemezis. Draco Malfoy nie zmienił się prawie w ogóle; wciąż był wysoki i szczupły, a jego arystokratyczne rysy twarzy wydały jej się zaskakująco znajome. Twarz Ślizgona nie wyrażała nic poza wyższością, co natychmiast wzbudziło w niej gniew, a także... rozczarowanie.

Nie było w czarodziejskim świecie nikogo, kto nie wiedziałby o jego procesie. Ludzie mówili o nim przez długie tygodnie, nawet po tym, jak Wizengamot zdecydował się oczyścić go od wszystkich zarzutów. Niektórzy wierzyli w jego niewinność, jednak zdecydowana większość zdawała się sądzić, że Malfoy znalazł jakiś sposób, aby oszukać Ministerstwo.

Hermiona nie wiedziała, co myśleć. W gruncie rzeczy, jej życie było zbyt skomplikowane, aby miała czas zastanawiać się nad tym, co działo się z Malfoyem. Ostatnie miesiące, spędzone na próbach odnalezienia swoich rodziców oraz utrzymywaniu zdrowego związku z Ronem, okazały się być szczególnie ciężkie. Dziewczyna nie umiała nawet powiedzieć, która z tych rzeczy kosztowała ją więcej wysiłku, lecz miała całkowitą pewność, że podczas całych wakacji, Ślizgon nie zagościł w jej myślach więcej niż kilka razy.

To właśnie widok dokładnie tej samej wyższości i pogardy, wymalowanych na jego twarzy, wzbudził w niej rozczarowanie. Być może po prostu chciała wierzyć, że druga szansa, jaką otrzymał, zmusi go do przemyślenia pewnych rzeczy.

- Granger? Czy twoje nogi są zrobione z drewna? - spytał chłopak z ironią, a Hermiona zrozumiała, że jej nadzieje okazały się zupełnie złudne.

- Nie spodziewałam się ciebie tutaj zobaczyć, Fretko - odparła chłodno i odsunęła się na bok, pozwalając mu się ominąć.

Malfoy posłał jej gniewne spojrzenie, jednak nie ruszył się nawet o cal. Zamiast tego uśmiechnął się złośliwie i powiedział:

- Nie miałem zbyt dużego wyboru. Podobno nie można tak po prostu łamać prawa, a Ministerstwo wydało niezwykle precyzyjny dekret, nakazujący nam powrót do szkoły. Sądziłem, że akurat ty będziesz coś wiedzieć na ten temat.

Hermiona miała ochotę zazgrzytać zębami, gdy zdała sobie sprawę, że powrót do Hogwartu oznaczał kolejny rok użerania się z tym dupkiem. Być może był to jeden z powodów, dla których nie chciała wracać do szkoły? Miała dosyć jego ciągłych obelg i prowokacji. Faktycznie, zdążyła się do nich przyzwyczaić na przestrzeni lat, jednak nie oznaczało to wcale, że je lubiła. Nie była przecież wariatką.

- Oczywiście, że o tym słyszałam - powiedziała w końcu ze złością, po czym uśmiechnęła się słodko. - Po prostu zaskakująco łatwo było przyzwyczaić się do braku twojej twarzy w zasięgu wzroku.

- Wzajemnie, Granger. Jedyna różnica polega na tym, że na mnie chociaż przyjemnie się patrzy.

Chwilę później została sama ze swoim gniewem. Och, jak bardzo chciałaby zmyć ten wstrętny uśmiech z jego parszywej twarzy. Wiedziała jednak, że Malfoy prawdopodobnie tylko czekał na jakikolwiek wybuch złości z jej strony, jako że, bez wątpienia, wpędziłoby ją to w niemałe kłopoty. Ostatnią rzeczą, jaką miała ochotę zrobić, było zepsucie swojego roku szkolnego, zanim jeszcze się rozpoczął.

Hermiona zmusiła się do wzięcia kilku uspokajających oddechów, po czym rozejrzała się wokół w poszukiwaniu swoich przyjaciół. Oczywiście, nie spodziewała się znaleźć ich na peronie tak wcześnie; zarówno Harry, jak i Ron, uwielbiali spać. Jedynym, co było w stanie zmusić ich do wstania o świcie, był Quidditch. Quidditch i... wojna.

Dziewczyna skrzywiła się, zdając sobie sprawę z własnych myśli. Łatwość, z jaką jej umysł powracał do koszmaru, jakim była wojna, zaskakiwała ją za każdym razem. Zatłoczony peron, pełen uczniów i ich rodzin, zupełnie nie nadawał się do tego typu rozmyślań. Sam fakt, że społeczeństwo uważało ją za bohaterkę wojenną, przyciągał w jej stronę wystarczająco wiele spojrzeń. Nie potrzebowała dodatkowych plotek, które, bez wątpienia, pojawiłyby się na widok jej zmartwionej twarzy.

Nie zwlekając dłużej, Hermiona ruszyła w kierunku pociągu, ciągnąc za sobą swój bagaż. Znalezienie pustego przedziału zajęło jej dłuższą chwilę, jednak kiedy tylko usadowiła się na wygodnym siedzeniu, z ust dziewczyny wyrwało się westchnienie przyjemności. Tutaj nikt nie przyglądał jej się badawczo, szepcząc do swoich przyjaciół o tym, jak pomogła swojemu przyjacielowi ocalić świat. Hermiona nie mogła zrozumieć, dlaczego ludzie, którzy znali ją przecież od wielu lat, nagle zupełnie zapomnieli o tym, kim była. Traktowali ją jak kogoś, kto był lepszy od nich wszystkich, jak kogoś legendarnego.

Prawda wyglądała inaczej, o czym Hermiona wiedziała aż zbyt dobrze. Wojna nie zrobiła z niej kogoś lepszego, a jedynie kogoś, kto czuł się zbrukany. Wszyscy zdawali się nie pamiętać o tym, jak wiele okropności miało miejsce przez ostatnich parę lat. Bitwa o Hogwart była przecież jedną z najbardziej okrutnych scen, jakie przyszło im oglądać. Samo wspomnienie wywoływało u niej dreszcze, nie mówiąc o tych wszystkich koszmarach.

Mimowolnie pogładziła dłonią swoje przedramię, czując pod palcami poszarpane krawędzie każdej litery tworzącej jej bliznę. Nawet pomimo materiału bluzki, zakrywającego szpecący napis, dziewczyna była w stanie poczuć każdą linię, każde zgrubienie pokrywające jej skórę.

Wymazanie z pamięci wszystkiego, co się stało, nie było możliwe. Nie dla niej, nie dla Weasleyów, którzy stracili swojego syna, nie dla małego Teddy'ego Lupina, który musiał dorastać bez swoich rodziców. Dlaczego więc wszyscy potrafili ruszyć do przodu, zupełnie tak, jakby nic się nie stało?

Jej ponure myśli zostały odsunięte na bok, gdy tylko drzwi do przedziału otworzyły się, a Hermiona utknęła w silnym uścisku swojej przyjaciółki.

- Hermiona! - Ginny pisnęła radośnie, dusząc ją z mocą, co najmniej, tuzina ludzi.

- Nie mogę oddychać - udało jej się wydusić, a jej przyjaciółka odsunęła się szybko z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Przepraszam. Po prostu cieszę się, że cię widzę! Nie masz pojęcia, jak bardzo tęskniłam za kimś, z kim mogłabym normalnie porozmawiać. Ron doprowadzał mnie do szaleństwa.

Hermiona zwalczyła chęć skrzywienia się, gdy tylko Ginny wspomniała imię jej chłopaka. Merlin wiedział, że jej przyjaciółka nie była jedyną osobą, która miała problemy z porozumiewaniem się z Ronem w cywilizowany sposób.

- Gapił się na mnie i Harry'ego za każdym razem, gdy byliśmy razem. I nie mam na myśli całowania! Poważnie, Harry nie mógł nawet potrzymać mnie za rękę, bo Ron zaczynał zachowywać się jakwściekły pawian!

Ginny nie była jedyną osobą, która za czymś tęskniła. Wystarczyła zaledwie chwila, aby Hermiona zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało jej ciągłego szczebiotu przyjaciółki. Czasami zastanawiała się, w jaki sposób Ginny mogła wyrzucać z siebie aż tyle słów w tak krótkim czasie.

- Wiem, że Ron był smutny i zły, bo nie mógł spędzać czasu z tobą, ale to nie daje mu żadnych praw, żeby zachowywać się jak pan i władca! - powiedziała dziewczyna, po czym zarumieniła się lekko, gdy tylko dostrzegła spojrzenie Hermiony. - Przepraszam. Cały czas gadam, a ty pewnie nie masz ochoty słuchać o moich problemach.

Hermiona uśmiechnęła się z rozbawieniem i wzruszyła ramionami.

- Nie przejmuj się. Słuchanie o skandalicznym zachowaniu Rona powoduje u mnie dziwną satysfakcję - odparła, patrząc na Ginny, która usadowiła się naprzeciwko.

- Może teraz wszystko zacznie wyglądać nieco lepiej? Bycie w związku na odległość nie jest przecież proste.

Hermiona spojrzała przez okno, a jej wzrok padł na znajomą sylwetkę, odznaczającą się na tle innych rudą czupryną. Uśmiechnęła się na widok stojącego obok niego niższego chłopca, pierwszy raz czując nadzieję na to, że rok szkolny okaże się lepszy, niż zakładała.

Odwróciła się w kierunku Ginny i skinęła głową.

- Pewnie masz rację. Czuliśmy coś do siebie przez długi czas. Musimy chociaż spróbować.

Ginny odwzajemniła jej uśmiech, jednak wyraźnie nie wyglądała na do końca przekonaną. Hermiona wiedziała, że jakiekolwiek wątpliwości jej przyjaciółki musiały, póki co, poczekać. Rozmawianie o ich związku, gdy Ron mógł w każdej chwili pojawić się w przedziale, nie należało do najlepszych pomysłów.

Kilka minut później, drzwi otworzyły się, a dwie znajome postacie weszły do środka. Hermiona nie mogła powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, kiedy tylko jej spojrzenie padło na chłopców, którzy na przestrzeni lat stali się jej rodziną.

Harry nigdy nie wyglądał lepiej. Jego twarz zdobił ogromny uśmiech, a jego całe ciało zdawało się być rozluźnione i wypełnione pewnością, co stanowiło ogromny kontrast w stosunku do tego nieśmiałego, niezręcznego chłopca, którego spotkała siedem lat wcześniej. Jej przyjaciel nie wydawał się zirytowany ani zaniepokojony wszystkimi spojrzeniami, otrzymanymi podczas drogi do przedziału. Harry nie był już chłopcem, a Hermiona nie mogła powstrzymać uczucia dumy, które pojawiło się w jej sercu.

Z kolei Ron... Hermiona spodziewała się, że ich spotkanie będzie niezręczne i, sądząc po wyrazie twarzy jej chłopaka, podejrzenie to okazało się w zupełności słuszne. Kiedy wchodził do przedziału, na jego ustach widniał pełen satysfakcji uśmiech, zapewne wywołany ilością uwagi, którą otrzymywał, jako bohater wojenny. Wystarczyła jednak zaledwie chwila, aby jego spojrzenie napotkało jej własne, zmieniając satysfakcję w wyraźne zawstydzenie. Jego uszy stały się czerwone i gorące, a Hermiona nie miała żadnych problemów, aby odgadnąć jego myśli. Ron, bez wątpienia, próbował zebrać w sobie całą odwagę, aby stanąć z nią twarzą w twarz.

Mimo niezręczności, Hermiona poczuła iskierkę nadziei, gdy zdała sobie sprawę, że chłopiec, stojący przed nią, był dokładnie taki sam jak ten, którego pamiętała. Dokładnie taki jak ten, którego kochała.

- Hermiona! Jak dobrze cię widzieć! - Harry przełamał ciszę i podszedł do niej, obejmując jej ciało i zaskakując ją swoją śmiałością.

Odwzajemniła jego gest bez wahania, ale jej spojrzenie nie opuściło twarzy Rona nawet na moment. Co właściwie miała teraz zrobić? Powinna podejść do niego pierwsza, czy może czekać na jego ruch? Nagłe zdenerwowanie zagościło w jej ciele i nawet szeroki uśmiech, którym obdarzył ją Harry, nie mógł go zniwelować.

- Tak, ee, cześć... Hermiono - wykrztusił z siebie Ron, po dłuższej chwili ciszy, doprowadzając swoją siostrę do ataku nagłego rozbawienia.

- Witaj, Ronald - odparła Hermiona i przygryzła lekko wargę, nie mogąc zdecydować się na wykonanie żadnego ruchu.

W końcu, po minucie wypełnionej niezręczną ciszą, zrobiła krok w przód i uściskała go, czując się zupełnie niedorzecznie, szczególnie gdy poczuła, jak klepie ją po plecach z ogromną siłą. Kiedy tylko uwolniła go z uścisku, szybko odszedł w kierunku jednego z siedzeń, znajdującego się - oczywiście - po przeciwnej stronie przedziału.

Ginny posłała jej rozbawione spojrzenie, a Hermiona nie zdołała powstrzymać lekkiego skrzywienia, które pojawiło się na jej twarzy. Cóż, być może jej związek z Ronem będzie potrzebował nieco więcej pracy, niż na to liczyła. Nie znaczyło to jednak, że byli skazani na porażkę, prawda?

- Jak minęło ci lato? - spytał Harry, nie dając jej więcej czasu na myślenie o jej życiu miłosnym.

Jego pytanie z pozoru było zupełnie normalne, wręcz mało znaczące, dla osób, które nie znały planów Hermiony. Ona jednak wiedziała dokładnie, co chłopak miał na myśli. Znalazłaś swoich rodziców?

- Nie było tak źle. - Wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok. - Zajęło mi to chwilę, ale znalazłam ich.

Wiedziała, że nie było sposobu na uniknięcie tej rozmowy, ale nie znaczyło to, że miała ochotę ją kontynuować. Rozmawianie o rodzicach sprawiało jej zbyt wiele bólu.

Niektórzy ludzie nienawidzili swoich rodzin, niektórzy dorastali bez nich, jednak rodzice Hermiony zawsze byli niemalże idealni. Zrobiliby wszystko, aby ocalić swoją jedyną córkę, ale... byli Mugolami. Nie mogli ocalić jej przed złem, z którym przyszło jej się zmierzyć. To ona musiała dołożyć wszelkich starań, aby uratować ich. I zrobiła to w jedyny sposób, w jaki umiała - zabierając ich wspomnienia. Upewniła się, że będą szczęśliwi, podróżując wokół Australii, ich wymarzonym kraju. Upewniła się, że będą się kochać i wspierać, nieważne, jakie przeszkody przyjdzie im pokonać podczas swojej podróży. Zrobiła to wszystko, jednak... Zabrała im coś, co kochali najbardziej - ich córkę.

Odnalezienie ich i odwrócenie efektów zaklęcia okazało się być najprostszą częścią, stojącego przed nią zadania. Samo wytłumaczenie im, co się właściwie wydarzyło, zajęło jej godziny. Prosiła ich o wybaczenie i uzyskała je, jednak Hermiona wiedziała, że byli dalecy od zrozumienia jej decyzji.

Ciężko było znaleźć coś, co mogłoby się równać z widokiem strachu w oczach jej własnych rodziców. Wciąż była ich ukochaną córką, nawet nie próbowali temu zaprzeczać. Od kiedy jednak ich mała dziewczynka miała moc, aby odebrać im całe dotychczasowe życie, zaledwie jednym machnięciem różdżki? Jeśli potrafiła zrobić coś tak strasznego, jakie inne zdolności skrywała? Nie musieli wyrażać swoich zmartwień na głos. Hermiona znała ich zbyt dobrze.

To wszystko bolało. Zupełnie jakby ktoś przebijał jej serce raz za razem, dopóki nie zostało z niego nic poza rozszarpaną, bezkształtną masą. Świadomość, że ludzie, którzy zawsze byli przy niej i wspierali ją bezgranicznie, bali się tego, co stanowiło przecież ważną część jej życia, była nie do zniesienia.

Cała ta sytuacja pozwoliła jej za to zrozumieć coś niezwykle ważnego; czasami miłość po prostu nie była wystarczająca.

- Wszystko u nich w porządku - powiedziała po chwili ciszy, przełykając łzy, które zaczęły zbierać się w jej oczach. - Wszystko jest dobrze.

Nie liczyła na to, że którekolwiek z jej przyjaciół uwierzy w te słowa, ale liczyła na to, że jej milczenie da im wyraźny sygnał do zaprzestania drążenia tematu. Przeżyli razem tak wiele, że nie musieli nieustannie kwestionować swoich decyzji. A przynajmniej, tak jej się wydawało.

- Jeśli ich znalazłaś, dlaczego nic nie powiedziałaś? - spytał Ron, a ona spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Przez ostatni miesiąc praktycznie nie było z tobą kontaktu. Dlaczego?

Sądząc po wyrazie twarzy Ginny, pytanie Rona wydało jej się równie nietaktowane jak Hermionie. Harry za to zdawał się być lekko zmieszany, patrząc na drzwi z ogromnym zainteresowaniem.

- Bo może chciała spędzić trochę czasu ze swoimi rodzicami, kretynie? - syknęła Ginny, a Ron posłał jej gniewne spojrzenie.

- Napisanie listu nie zajmuje całego dnia. Nie sądzisz, że zasługujemy na to, żeby wiedzieć, co się z nią działo?

Ron zdecydowanie nie zmienił się w ciągu lata. Hermiona miała ochotę go przekląć, za bycie tak nieczułym i nieświadomym.

- Dla twojej informacji, Ronaldzie, byłam zbyt zajęta naprawianiem mojej rodziny. Okazuje się, że usuwanie wspomnień twoich rodziców jest jednak dosyć poważną sprawą, wiesz? - spytała za złością i, po raz kolejny, odwróciła wzrok w kierunku okna.

Nie musiała na niego patrzeć, aby wiedzieć, że jego uszy po raz kolejny stały się czerwone, gdy tylko zrozumiał swój błąd. Ron potrafił być głupi, ale nie był zupełnie bezrozumny.

- Przepraszam - wydusił w końcu. - Po prostu... Cóż, jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Te wakacje nie były najprostsze dla nas wszystkich.

Hermiona doskonale wiedziała, co miał na myśli. Śmierć Freda dotknęła również ją, nie pozwalając się jej pozbierać przez długie tygodnie. Kłamałaby jednak, gdyby twierdziła, że wiedziała, jak czuł się którykolwiek członek rodziny Weasleyów. Prawdę powiedziawszy, nawet nie chciała tego wiedzieć.

Nagle, jej własne problemy zaczęły tracić na znaczeniu, a Hermiona spojrzała w kierunku Rona ze smutkiem w oczach.

- Nie chciałam was skrzywdzić. Tak, jak powiedziałeś, te wakacje były ciężkie dla nas wszystkich i nie było odpowiedniego sposobu, aby sobie z tym poradzić.

Wszyscy zgodzili się z jej słowami, pozwalając, aby w przedziale zapanowała cisza. Jej ponury nastrój udzielił się pozostałym jak najgorsza choroba, a Hermiona zaczęła przeklinać się w myślach. Powinna była chociaż spróbować udawać szczęśliwą, dla ich dobra. Nikt nie potrzebował kolejnego powodu, aby rozpamiętywać to, co miało miejsce kilka miesięcy temu. Nikt tego nie chciał.

Życie nie miało zamiaru na nich czekać, a Panna Granger była najwyraźniej jedyną osobą, która nie potrafiła tego zrozumieć. Musiała jednak spróbować, nawet jeśli wydawało się to zupełnie niemożliwe, nawet jeśli wydawało jej się to zdradą, wobec wszystkich tych, którzy oddali swoje życie. Odrzucenie tej szansy na życie, którą dostała, dzięki ich poświęceniu, byłoby najgorszym z możliwych błędów.

- Nic już nie będzie łatwe. Nie po tym, co się stało. - Harry przerwał ciszę, a jego głos wypełniony był rozżaleniem. - Musimy to po prostu zaakceptować. W końcu tego właśnie chcieliśmy, prawda?

Nikt nie chciał mieć koszmarów, nikt nie chciał przeżywać smutku i żałoby. A jednak, dokładnie to dostali. Mimo to, chcieli również szansy na normalne życie, bez widma śmierci podążającego za nimi na każdym kroku. I to też udało im się uzyskać; swoim potem, krwią i łzami, zdołali wywalczyć to, czego chcieli, nawet, jeśli koszty okazały się być zbyt wielkie, by można było mówić o zwycięstwie.

- Tak, Harry. Tego właśnie chcieliśmy - powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się delikatnie, jednak jej oczy pozostały tak smutne jak wcześniej.


Witajcie!

Jeśli dotarliście aż tutaj - dziękuję! Mam nadzieję, że cały rozdział przypadł Wam do gustu i zachęcił do tego, aby kontynuować tę historię razem ze mną :)

Liczę na Wasze opinie, a, przede wszystkim, na konstruktywną krytykę :) Jeśli się Wam podobało, zostawcie po sobie jakiś ślad :)

Elusive