Albus siedział z zamkniętymi oczami, jego ciemne, kasztanowe włosy błyszczały w słońcu a on sam nie był tak szczęśliwy od dłuższego czasu. Słońce i piasek były gorące, ale nie tak bardzo jak ramiona Gellerta owinięte wokół jego ramion. Głowa Albusa spoczywała na piersi chłopaka, do czasu, gdy w chwilę później podniósł głowę i uśmiechnął się do niego. Chłopak odpowiedział uśmiechem, ale już nie tak szerokim jak uśmiech Albusa, co nie miało dla obejmowanego znaczenia. Przeciągając się lekko, musnął ustami wargi Gellerta.
Albus obudził się w zimnym krańcu swojego łoża, zdając sobie sprawę, że minęło już osiemdziesiąt lat.
Jak zawsze, to był tylko sen...
