Tłumaczenie z języka angielskiego.
Autor oryginału: crazypony37
Tytuł oryginału: I'm pregnant?
Link: w profilu
Zgoda na tłumaczenie: jest
T/N: Moje kolejne tłumaczenie. Jako, że moja beta nie ma ostatnio czasu, a ja naprawdę chcę nie tylko tłumaczyć ale i publikować, nie betowane. Zresztą tak jak ostatnie opublikowane przeze mnie rozdziały. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Translations:
Engleetare- (Francuski Ameryki) Anglia
Angleterre- (Francuski) Anglia
Ludzkie imiona zostały użyte, a myśli są zapisane kursywą.
Wstęp:
Kiedy Arthur Kirkland obudził się tego ranka jego życie było normalne, a przyjamniej tak normalne jak mogło być życie państwa. Teraz stał w deszczu na zewnątrz szpitala i zrozumiał, że jego życie zmieniło się kompletnie i nie miał pojęcia czy to dobrze czy źle.
Arthur obudził się o siódmej rano i zrozumiał dwie rzeczy. Po pierwsze padało, ale w Anglii to nie było niezwykłe. Po drugie jego telefon dzwonił. Spojrzał na wyświetlany kontakt i zobaczył, że to Alfred. Świetnie, to jest po prostu pierwsza rzecz, której potrzebuję rano. Przeciwko jego rozsądkowi, odebrał telefon.
- Alfred, po co do mnie dzwonisz?
- Whoa, czekaj! Jestem twoim tak jakby bratem, więc czemu mam mieć powód by do ciebie dzwonić?
- Ponieważ za każdym razem kiedy do mnie dzwonisz zawsze chcesz coś zrobić, jak ostatnim razem kiedy postawiłeś na moim podwórku olbrzymi znak „Własność Ameryki"!
- Hahaha, okej uspokój się, tym razem nie ma żadnych znaków.
- Dobrze więc, co to jest?
- Dzwonię bo teraz jestem w Londynie przez jutrzejszą Światową Konferencję i zadecydowałem, że rozjaśnię twój kulawy dzień i przyjdę do twojego domu!
- ... czekaj, co, NIE! Nie możesz zaprosić się dzisiaj do mojego domu! Mam rzeczy do zrobienia!
- Cóż... haha za późno!
- Co do diabła masz na myśli mówiąc za późno?
Kiedy to mówił drzwi jego sypialni otworzyły się gwałtownie i wkroczył Ameryka wyglądający jakby włamywanie się do czyjegoś domu i wtargnięcie do ich sypialni było całkowicie normalne. Arthur natychmiast wyskoczył z łóżka, z twarzą tak czerwoną ja pomidory Antonia.
- Co do diabła sobie myślisz...
Ale zanim miał szansę skończyć krzyczeć na Alfreda poczuł falę mdłości, która kazała mu natychmiast biec do łazienki. Pochylił się nad toaletą, zwracając swoje wnętrzności. Zdawał sobie sprawę, że Alfred podszedł do drzwi.
- Jak w ogóle dostałeś się do mojego domu, idioto?
- Hahaha... Ach, to. Będziesz potrzebował nowego okna.
- Cholera jasna, i to jest to co dostaję od ochron...
Mdłości wróciły, tym razem nawet silniejsze.
- Haha, jeny Iggy masz kaca czy coś?
- Nie, idioto, nie mam kaca! Jestem po prostu chory. Tak było przez cały tydzień.
Figlarny uśmiech Alfreda natychmiast zmienił się w wyraz niepokoju.
- Umm, gościu, to jest źle, bo jeśli nie masz kaca i to nie jest przez twoje jedzenie, bo jesteś jedynym, który nie choruje od niego, to jest poważne.
- Cholera! Znowu gotowanie. Już ci mówiłem, i reszcie świata swoją drogą, że nie ma niczego złego w moim jedzeniu!
- Yeah, yeah, okey, dalej chodźmy do lekarza!
Arthur znalazł się nagle przewieszonego na ramieniu młodszego kraju, niesionego po schodach do jego samochodu.
- Do diabła! ALFRED POSTAW MNIE NA ZIEMIĘ!
Alfred zawiózł go całą drogę do gabinetu lekarza zanim posłuchał faktu, że po pierwsze ten lekarz jest dla dzieci i pod drugie Arthur wciąż jest w bokserkach, w których sypia. Więc po powrocie do domu i ubraniu się, wrócił do samochodu Amerykanina, wybierając zignorowanie w tej chwili wybitego okna.
- Więc dokąd Iggy?
- Uhh, nie nazywaj mnie Iggy, mam na imię Arthur. Po prostu na pogotowie, tam jest lekarz, który specjalizuje się w krajach.
- Yeah, okej Arthur. Jeny Iggy, czemu nie mogę nazywać cię Iggy, a może wolisz bym mówił do ciebie Engleetare, czy jak tam do cholery nazywa cię Francis?
- Angleterre, on mówi Angleterre i wiesz co, nazywaj mnie Iggy czy jak tam chcesz, nie obchodzi mnie to.
Wynudzony Arthur siedział poczekalni przez godzinę. Kiedy przybyli na pogotowie, musiał wypełnić papiery, a następnie pielęgniarka musiała zabrać go na kilka testów zanim umieściła go z powrotem w nudnej poczekalni. Ściany w pomieszczeniu były pomalowane na beżowo i umieszczono na nich schematy ludzkiego ciała i reklamy leków. Magazyny na stołach wokół miały już rok, a jedyny telewizor tutaj był włączony na raczej depresyjnym kanale z wiadomościami. Każdy w tym pokoju wydawał się być tak znudzony jak on, prócz Alfreda, któremu udało się przyciągnąć każde dziecko z pomieszczenia. Opowiadał im głośne historie o przygodach Super Ameryki. Kiedy tylko Arthur miał zamiar kazać mu się zamknąć i zachowywać odpowiednio do jego wieku wszedł mężczyzna w lekarskim kitlu.
- Pan Kirkland?
- Dzień dobry, to ja.
- Dzień dobry, panu. Nazywam się doktor Brown i mam wyniki pańskich testów. Mógłbyś pan udać się ze mną do innego...
Spojrzał na Alfreda, który właśnie krzyknął „BUM!"
- Przejść do innego, cichszego pomieszczenia?
- Tak, pewnie. Alfred jeśli zrobisz coś głupiego osobiście upewnię się, że już nigdy nie będziesz mógł wstąpić do tego kraju.
Nie ma potrzeby wspominać, że Arthur nie był w najlepszym nastroju. Kiedy szedł białymi korytarzami do innego obskurniejszego pokoju niż poczekalnia jego humor nie polepszył się. Usiadł na miejscu kiedy lekarz znowu przeglądał akta, jakby kwestionował to co mówiły.
- Więc... Panie Kirkland czy Anglio, które pan woli?
- Kirkland jest w porządku, niech pan po prostu dojdzie do sedna.
- Tak... więc problem w tym, że nie wiem dokładnie co panu powiedzieć.
- Co ma pan na myśli mówiąc, że nie wie pan co mi powiedzieć! Jest pan lekarzem i powinien pan wiedzieć!
- Nie, panie Kirkland to nie tak, że nie wiem co to jest. Po prostu nie myślałem, że to jest możliwe.
- Powtórzę, do do diabła ma pan na myśli?
- Zgodnie z tym... jest pan w pierwszym miesiącu ciąży.
Przez chwilę nastąpiła cisza, zanim Arthur pokonał szok i odzyskał zdolność mówienia.
- ... Ta cholerna żaba!
