W związku z żałośnie małą ilością dziel o tematyce FNaF w naszym rodzimym języku postanowiłam popełnić to oto opowiadanie. Jeśli wam się spodoba komentujcie, jeśli nie to tym bardziej napiszcie co myślicie żebym wiedziała czego unikać w przyszłości.
Najpierw ogłoszenia parafialne:
1. 1. Morderstwo dzieci w 1987 nie miało miejsca co oznacza, że animatroniki posiadają własne SI. Ta teoria bardziej mi pasuje, poza tematyka paranormalna niezbyt mi leży.
2. 2. W większości ff, gdzie animatroniki posiadają własne SI, autorzy ignorują fakt iż w latach 70 nie istniała technologia pozwalająca na stworzenie sztucznej inteligencji w jakiejkolwiek postaci. We mnie zwycięża realista, więc ten ff będzie AU gdzie rozwój technologiczny przebiegł trochę szybciej, wiec stworzenie SI było możliwe, choćby teoretycznie.
3. 3. Jeśli liczycie na jakiś romans to już na wstępie ogłaszam co następuje: wątków miłosnych NIE będzie. W żadnej konfiguracji. To samo dotyczy ekhm… bliższego poznawania się animatroników i ochroniarza. Nie śmiejcie się, w jednym ff na zagranicznej stronie doszli do siedmiokąta.
4. 4. Głównym bohaterem jest Michelle „Mike" Schmidt. Wiem, że twórca gry ogłosił iż bohater jest „pci" męskiej, ale nigdy w żadnym moim opowiadaniu głównej roli nie grał mężczyzna i tak zostanie. Zresztą w erze „dżender" to i tak nie ma znaczenia :)
5. 5. Ranga T bo wszyscy wiemy jakiego rodzaju grą jest FNAF a i jakaś nierządnica może od czasu do czasu się komuś wymsknąć. Poza tym od czasu do czasu lubię sobie kogoś potorturować. Oczywiście na papierze, odwołajcie tych antyterrorystów!
6. 6. Korzystam z tej mapy pizzerii: fs71/PRE/f/2014/305/b/a/freddy_fazbear_s_pizza_pizzeria_map_by_
7. 7. Wszelkie uwagi i sugestie mile widziane chyba, że patrz pkt 3.
10.07.1999
Michelle wsunęła głowę pod kran by zmyć z włosów resztkę farby. Przez chwilę obserwowała jak ostatnie resztki barwnika spływają z jej teraz czarnych włosów i giną w odpływie umywalki taniego przydrożnego motelu. Zakończywszy rytuał ogarnęła długie pasma i przejrzała się w lustrze ignorując strużki wody spływające jej z pleców. Mimowolnie wyciągnęła dłoń dotykając rozbitej w rogu szklanej tafli, to niesamowite jak dziewczyna przypominała teraz matkę. Wcześniej ze wszystkich sił starała się ignorować zapewnienia otoczenia iż jest do niej podobna, jednak kupiony w pierwszej napotkanej drogerii barwnik naprawił błąd natury.
Starannie wysuszywszy włosy i związawszy je w luźny warkocz sięgała po niewielkie, szczelnie zamknięte pudełeczko. Wewnątrz spoczywały barwione soczewki kontaktowe, na których ciążyło zadanie zamaskowania rzadkiego koloru oczu dziewczyny. Michelle ostrożnie umieściła jedną, niemal przezroczystą miseczkę na opuszce palca na ułamek sekundy wstrzymując oddech kiedy skierowała ją w stronę swojej fioletowej tęczówki.
Zamrugawszy kilka razy przez chwilę przyglądała się teraz ciemnobrązowym oczom by następnie wrócić do sypialni. To słowo nieco na wyrost mogło opisać pojedynczą izbę wynajętą za grosze, na kilka dni. Za zawrotną sumę, niecałych trzydziestu dolarów za noc nie należało spodziewać się wysokiego standardu.
Miejsca podobne do tego miały jedną, niewątpliwą zaletę; jeśli zdecydowałeś się zapłacić z góry za cały tydzień nikt nie wymagał okazania dokumentu tożsamości. Znudzony życiem recepcjonista inkasował należność i wydawał klucz pomiędzy jednym na drugim buchem papierosowego dymu.
W liczącym sobie zaledwie kilkanaście metrów kwadratowych pokoiku pomieszczono obskurne podwójne łóżko z wypłowiałą narzutą, rozlatujący się stolik z parą krzeseł oraz niewielki staromodny telewizor odbierający jedynie lokalną stację. Takie odbiorniki starego typu, tak jak papierowe gazety, obecnie należały do rzadkości i próżno było szukać ich poza muzeami oraz sklepami ze starociami. Jednak zdarzało się iż mała lokalna społeczność posiadała własną niewielką drukarnię zaspokajającą potrzeby kilkuset czy kilku tysięcy mieszkańców, drukując na papierze miejscowe ploteczki i drobne ogłoszenia. Taki egzemplarz leżał właśnie na błagającym o odrobinę farby zniszczonym blacie. Czyjaś usłużna ręka przewróciła kilka wydrukowanych na marnej jakości papierze stron otwierając sekcję z ogłoszeniami. Honorowe miejsce na stronie zajmowała jedyna oferta ze zdjęciem, przedstawiająca mechanicznego niedźwiedzia z dziwnym grymasem, mającym prawdopodobnie uchodzić za uśmiech.
FREDDY FAZBEAR'S PIZZA
Rodzinna restauracja zatrudni nocnego stróża. Nie wymagamy kwalifikacji
ani uprawnień; przyuczymy cię na miejscu.
Obowiązki:
- kontrola obrazu z kamer
- ochrona mienia restauracji oraz animatroników
Stawka: 120 dolarów tygodniowo
Nieco niżej dodano, drobniutkimi literami: Pracodawca nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne uszczerbki na zdrowiu.
Każda istota ludzka posiadająca choćby niezbędne do życia minimum instynktu samozachowawczego przystanęłaby na chwilę, zastanawiając się jakie nieszczęścia mogły spaść na nocnego stróża w podupadającej pizzerii. W erze, gdzie większość transakcji przebiegała bez użycia gotówki nikt nawet nie pomyślałby iż właściciel lokalu może trzymać utarg w budynku. Jedynymi rzeczami potencjalnie wartymi kradzieży były same animatroniki, które przy odrobinie szczęścia można by sprzedać w najbliższym skupie złomu.
Dla Michelle takie drobiazgi nie miały znaczenia. Zdobyć to po co przebyła całą tę drogę aż z Europy i wrócić. Nic mniej ani nic więcej. Przebrawszy się w przygotowany wcześniej podkoszulek i szorty, chwytając przednio niewielki plecak wyszła z pokoju. Uprzednio zatrzaskując drzwi ruszyła na spotkanie.
10.07.1999 godz. 21:30
Michelle pchnęła przeszklone drzwi, w jej nozdrza natychmiast uderzył duszący zapach potu, papierosowego dymu i zwietrzałej pizzy. Walające się po częściowo popękanych kafelkach puszki po piwie, niedopałki oraz odłamki szkła podpowiadały iż po upadku reputacji lokalu właściciel próbował poszukiwać alternatywnych metod zarobku. Takich jak wyjazdy integracyjne na przykład; jak głosił przyczepiony do sufitu na jednej smętnej lince, zerwany banner. Dziewczyna nie wnikała jaka polityka oszczędnościowa mogły skłonić jakąkolwiek firmę do urządzenia imprezy w miejscu dedykowanym dla dzieci.
- Co ty tu robisz? Zaraz zamykamy. - Dobrze zbudowany, na oko pięćdziesięcio-sześćdziesięcioletni mężczyzna przechodził właśnie przez drzwi po prawej oznaczone tabliczką „menager". Nawet gdyby wcześniej nie sprawdziła tego człowieka w Internecie i tak już na pierwszy rzut oka zorientowałaby się iż ma do czynienia z właścicielem tego całego burdelu.
- Linda Wilson, rozmawialiśmy przez telefon – wyjaśniła podchodząc bliżej i wyciągając dłoń na powitanie. – W sprawie posady nocnego stróża.
Na do tej pory ponurym obliczu rozmówcy zagościł nikły uśmieszek. Uścisnął rękę dziewczyny przy okazji mierząc wzrokiem jej szczupłą, ale umięśnioną dzięki wieloletnim treningom sylwetkę.
- Paul Harrison, właściciel. Naprawdę spadłaś mi z nieba – gestem zaprosił Michelle w głąb restauracji – twój poprzednik niespodzianie zrezygnował i dosłownie zostawił mnie na lodzie. Dlatego właśnie zawsze wypłacam pieniądze dopiero po przepracowaniu pełnego tygodnia. To nie podlega negocjacjom. – dodał najwyraźniej oczekując jakiejś negatywnej reakcji ze strony przyszłej pracownicy. Nie doczekawszy się takowej kontynuował – Zmiana nocnego stróża rozpoczyna się o dziesiątej wieczorem i trwa do szóstej rano, kiedy przyjdzie twój zmiennik. Po opuszczeniu budynku przez pracowników twoim obowiązkiem będzie obejść wszystkie pomieszczenia, skontrolować zamknięcie drzwi i wyłączenie przyrządów kuchennych. O północy twoim miejscem pracy staje się to pomieszczenie – przeprowadził Michelle dość długim korytarzem tuż obok wejścia do niewielkiej budki. – Kanciapa ochrony wyposażona była w rozlatujące się biurko na którym ustawiono wyraźnie zepsute monitory oraz kręcący się leniwie wiatrak, a także pary biurowych foteli. Na jednym z nich czyjaś ręka ułożyła czarny tablet, po chwili podniesiony przez Harrisona.
- To cudeńko pozwala śledzić podgląd z kamer – dla przykładu stuknął kilka razy w ekran wyświetlając obrazy różnych pomieszczeń, niestety w nienajlepszej jakości. Na jednym z nich, chyba przedstawiającym zaplecze, dostrzegła trójkę animatroników – głównych atrakcji lokalu.
- Po ostatniej imprezie musieliśmy zmienić im kostiumy – wyznał właściciel zauważając spojrzenie dziewczyny. – Nigdy więcej imprez dla dorosłych. – wzdrygnął się. – Zależy mi żebyś zaczęła już dzisiaj, dlatego zaplanowałem spotkanie na tę godzinę. Czy to nie będzie problemem?
- Nie – odpowiedziała – A czy nie było przypadkiem czterech animatroników? - zapytała, wpartując się w twarz rozmówcy, starając się wychwycić jego reakcję.
Zgodnie z jej przewidywaniami uśmiech na twarzy Harrisona stopniał niczym świeży śnieg. Mogła być pewna iż każda najwet najdrobniejsza wzmianka o tym incydencie jest mu bardzo nie na rękę.
- To prawda – przyznał niechętnie – jest jeszcze jeden, ale po Gryzie z 87… Po prostu nie zbliżaj się do niego, dla własnego bezpieczeństwa. – To mówiąc wyprowadził Michelle z kanciapy, niemal ciągnąc ją w stronę biura by zdążyć podpisać kontrakt przed rozpoczęciem jej zmiany.
