-Co to jest?- zapytał Dean, zauważając parę rogów, wystających z kuli zielonego futra. Widząc skonsternowaną minę swojego brata, zwrócił się do siedzących przy kuchennym stole aniołów – co to, do cholery, jest?- kulka zaczęła warczeć.

-Djerczling- odparł krótko Castiel, nie odrywając wzroku do trzymanych przez Sama kwiatów.

Swoje zagubienie Sam i Dean wyrazili chóralnym „CO?"

-Djerczling- powiedział tonem znawcy Gabriel- a dokładniej Djerczling czarnego południa. Anioły zwykły dawać je sobie jako wyznanie głębszych uczuć. Chociaż, z tego co pamiętam, one powinny najpierw zostać oswojone…

-Oswojone- powtórzył powoli Cas, z miną jelenia stojącego na drodze.

Warczenie ustało. Po niedługiej chwili ciszy stworzenie rzuciło się Deanowi do nogawki, po czym tocząc pianę z paczy przywarło do szyi Sama. Nie myśląc długo Gabriel teleportował siebie i Deana do ich sypialni, zostawiając pozostałą dwójkę z rogatym problemem.

-Ty mi takiego nie dałeś- oskarżył go Dean

-Dałem ci pięć metrów kwadratowych placka z jabłkami.

-W sumie racja…