Oryginał: The Necktie
Fandom: LOST/Zagubieni
Spoiler: 1 sezon
Krawat
Sayid Jarrah nie należał do ludzi nadpobudliwych. Zwykle niesamowicie
spokojny, w tej chwili był bez wątpienia zdenerwowany. Właśnie zdał
sobie sprawę, że — chociaż spędził sporo czasu wybierając odpowiedni
garnitur na pierwsze po siedmiu latach spotkanie z Nadią — nie miał
krawata.
Krawat, taka prosta rzecz. Zwykły składnik spotkań towarzyskich,
który bez wątpienia nic nie znaczył dla Nadii. A jednak łatwiej było
myśleć o nim, jako o czymś ważnym, niż zastanawiać się nad tym, że za
dzień czy dwa może spotkać się z kobietą, która już go nie kocha. To
znaczy o ile w ogóle kiedyś go kochała. Ile z tych wspomnień było
prawdziwych, a ile zmyślonych?
Nie będzie nad tym teraz rozmyślać. Znajdzie krawat. Musi znaleźć
krawat. Miał on znaczenie, jego ważność pomniejszała wartość wszystkich
innych myśli. Ale nie miał za dużo czasu i nie mógł być obciążony
podczas swojej misji. Położył torbę podróżną na pustym fotelu.
— Popilnuje pani mojej torby? — spytał.
Zobaczył tylko jej nogi. Twarzy nie widział. Te nogi wystarczająco
przykuwały uwagę, ale jego wzrok zatrzymał się na nich tylko na moment
— umysł miał skupiony na krawacie.
Zostawienie bagażu przy nieznajomej było głupią rzeczą. Z głośnika na lotnisku wciąż powtarzano ostrzeżenie: Proszę nie zostawiać bagażu bez opieki.
Och, będzie wyglądać na należycie urażonego, kiedy później ochrona
zabierze go na przesłuchanie, ale teraz był wystarczająco świadomy, aby
wiedzieć, że niemądrze robi. Nie myślał jednak obecnie o tym, co mądre.
Myślał tylko o krawacie. Nie zwrócił nawet uwagi na obojętny ton głosu,
gdy kobieta odpowiedziała. Zostawił torbę i pośpieszył dalej.
Było tyle różnych kolorów, tyle wzorów. Różnorodność doprowadzała
go do szaleństwa. Jak miał wybrać ten właściwy? A musiał wybrać
odpowiedni.
— Jaki jest jej ulubiony kolor? — spytała sprzedawczyni, a Sayid
zamarł. Nie wiedział. Gdy była dzieckiem, często nosiła białe rzeczy.
Ale garnitur miał czarny. A co preferowała jako osoba dorosła? Skąd
miał wiedzieć? W sali tortur miała tylko bezbarwne odzienie, blade
kolory ciemniały od brudu spędzonych samotnych dni.
Nie chciał czerwonego krawata. Tyle wiedział. A jeśli chodziło o
inne kolory… Nie wiedział, co lubiła. Pamiętał, jakiego koloru miała
oczy, te oczy, które tak go prześladowały, te oczy, które ostatni raz
patrzyły na niego błagająco. Pamiętał kolor jej ust, które tak chciał
pocałować, kiedy dotknął jej policzka, kiedy powiedział jej, że nie ma
jej odwagi. Pamiętał kolor jej skóry, łagodnej, delikatnej skóry, która
została skalana, poparzona i zmaltretowana przez mężczyzn takich jak
on.
Ale jaki był jej ulubiony kolor? Nie, tego nie wiedział.
To było proste pytanie, każdy mężczyzna powinien być w stanie na nie odpowiedzieć.
— Mam spotkanie z kobietą — powiedział. Kobietą. Kobietą, której
szukał przez siedem długich lat. Kobietą, o której nie wiedział prawie
nic.
Bo co wiedział? Że była odważna, poświęciła zdrowie i
bezpieczeństwo dla swoich ideałów. Że była wspaniałomyślna, okazywała
litość wtedy, kiedy powinna mu odpłacić nienawiścią. I że była
olśniewająca i silna, jak piękny diament, którego nie można złamać. Ale
nie znał jej ulubionego koloru, ulubionej książki ani ulubionego
jedzenia. Nie wiedział nawet, czy gdzieś dzisiaj nie oprze głowy na
piersi swojego ulubionego kochanka.
— Ja… minęło kilka lat — powiedział w końcu.
— Nie będzie to jej przeszkadzać — odrzekła sprzedawczyni. Była
miła. Sayid poczuł, jak powoli opuszcza go napięcie. W ciągu ostatnich
lat rzadko spotykał się z taką uprzejmością, od kiedy…
— Niech więc pani wybierze za mnie — stwierdził i chyba się przy tym uśmiechnął.
Ale zanim zdążył dotknąć krawata, ochrona lotniska chwyciła go za ramiona.
— Zostawił pan bagaż bez opieki?
— Nie, poprosiłem kogoś, by go przypilnował. — Kogoś… kogoś, kogo w
ogóle nie znał, parę ładnych nóg… Przeklął ją w myślach. Nigdy by w tej
chwili nie zgadł, że za kilka tygodni będzie jęczał jej imię w namiocie
na plaży, w miejscu, gdzie jakakolwiek myśl o krawatach wydawałaby się
śmieszna.
— Musi pan pójść z nami — powiedział jeden z ochroniarzy.
— Oczywiście, że tak — odparł hardo. Dobrze. Teraz może zachowywać
się jak ktoś obrażony. Teraz może myśleć o czymś innym niż Nadia.
Przesłuchanie przyniesie mu spokój… na razie.
