- Daleko jeszcze, Kakuzu?
- Daleko.
- Ale bardzo daleko?
- Tak, Hidan.
- Nie no, mam dosyć. Czemu zawsze tyle łazimy? Jakby wszystko nie mogło być w tym samym miejscu!
- Ech.
- Już tak nie wzdychaj. Do diabła, stopy mnie bolą. Daleko jeszcze?
- Już ci mówiłem, Hidan.
- Ledwie idę. Nie możemy się na chwilę zatrzymać?
- Nie.
- Pff, wiedziałem, że tak będzie. Ej, co to jest?
- Nie wiem, nie interesuje mnie to. Chodź, Hidan. Hidan?
- Ej, to dziecko!
- Tak. Niesamowite. Możemy już iść?
- Ciekawe, kto je tu zostawił, toż to prawie niemowlak. O, jak się patrzy.
- Idziemy, Hidan!
- I co, tak po prostu je tu zostawimy?
- Właśnie tak. Szybko, jeszcze długa droga przed nami.
- No daj spokój, przecież to małe dziecko porzucone w ciemnym lesie, gdzie wszędzie czają się dzikie bestie!
- Na przykład ty.
- Bardzo śmieszne. No weź, Kakuzu...
- Zostaw to. Może ktoś po to wróci.
- Kto niby wróci? Co za kretyn zostawia dziecko pośrodku lasu zupełne same?
- Po prostu daj sobie spokój i chodź.
- Przecież ono tu zginie...
- Od kiedy zrobiłeś się taki wrażliwy? Czy ty przypadkiem nie uwielbiasz zabijać wszystkiego dookoła dla tego swojego bożka?
- Uważaj na słowa! A tak w ogóle, to składam wielkiemu Jashinowi w ofierze tylko ludzi, a zgodnie z założeniami mojej religii dziecko to nie człowiek.
- Co za bzdury. Sam jesteś założenie, i to błędne.
- Kakuzu!
- Dosyć tego gadania, Hidan, idziemy.
- No dobrze...
- Hidan...
- Tak?
- Odłóż to.
- Jak możesz być tak okrutny?!
- A ty to niby jesteś lepszy z tymi swoimi rytuałami?
- Oj, czepiasz się. A tak poza tym to tylko dziecko. Spójrz tylko na tę słodką buzię!
- Odłóż. To. Teraz.
- A w czym ci to przeszkadza?! I tak ja je będę niósł, więc co ci zależy?
- Jak sobie chcesz. Kretyn z ciebie.
- Z ciebie większy. Tuś, tuś, tuś...
- I nie odzywaj się do tego.
- Bo co? Dzieci lubią, jak się do nich mówi, więc się wypchaj. Nie lubimy go, bobasku, prawda? O, właśnie tak. Patrz, Kakuzu, jak przyznaje mi rację.
- Fascynujące.
- Ciekawe, czy to chłopiec, czy dziewczynka.
- Hidan...
- O, dziewczynka.
- Kretyn.
- Trzeba ją jakoś nazwać. Jak myślisz, Kakuzu?
- Myślę, że kompletnie wysuszyło ci mózg.
- Idiota. O, słyszałeś?
- Tak, nazwałeś mnie idiotą.
- Niee, ona powiedziała "Gluguglu"!
- Czasami mam wrażenie, że kiedyś coś ciężkiego musiało uderzyć cię prosto w głowę.
- Nie dowcipkuj sobie. Może to było jej imię?
- Tak, na pewno.
- Trochę długie... Może to skrócimy do "Glu"? Co ty na to, Glu? Gluu...
- Czy tobie pomieszało się pod sufitem?
- Jakiś ty prozaiczny. Patrz, jak Glu się cieszy ze swojego imienia.
- Nie skomentuję.
- To nie komentuj. O, przestała się uśmiechać. Stało się coś, Glu?
- Pewnie nie lubi widoku twojej mordy.
- Nie denerwuj mnie, Kakuzu...
- Zaczęło ryczeć.
- Słyszę, głupku.
- Ucisz to.
- Niby jak?
- Jakkolwiek.
- No, nie płacz, Glu. Nie przejmuj się tym brzydkim panem.
- Nie przeciągaj struny, Hidan. Ucisz to albo zostaw w krzakach i będzie spokój.
- Zostawiłbyś Glu na pewną śmierć? No wiesz co?
- Wiem co. Pospiesz się, bo ryczy coraz głośniej.
- A może chce jeść?
- To daj temu jeść.
- Niby co i skąd?!
- Nie moje zmartwienie. To ty się uparłeś, żeby brać to ze sobą.
- No dobra, niech pomyślę...
- Ty umiesz myśleć? Jestem pod wrażeniem.
- Czy ty możesz przestać się ze mnie nabijać, Kakuzu?
- Proszę bardzo, tylko ucisz to.
- Tak, tak. Czekaj, potrzymaj ją.
- Co? Ale zaraz... Ej!
- Ja poszukam czegoś do żarcia. W końcu jesteśmy w lesie, nie? Muszą tu rosnąć jakieś jagody czy coś.
- Tylko się pospiesz... Na co się tak gapisz?
- Słodko razem wyglądacie, wiesz?
- Dawno cię nikt porządnie nie kopnął?
- Już idę, idę. O, tu coś rośnie!
- To wilcza jagoda, kretynie. Chcesz ją otruć?
- "Ją"? Już nie "to"?
- Nie dyskutuję z tobą.
- Ojej, ale się przejąłem. Ty, Glu przestała płakać.
- Widzę. To znaczy, słyszę.
- Ale się na ciebie patrzy.
- To też widzę.
- Chyba cię lubi.
- Albo po prostu nie lubi ciebie.
- Ha, ha. O, a teraz ziewa.
- Uśpiło ją twoje ględzenie.
- Mi się wydaje, że podoba jej się brzmienie twojego głosu.
- Co ty nie powiesz.
- No to co? Zostawiamy ją w krzakach i idziemy sobie, co?
- Daruj sobie tę ironię.
- Oo, ty też ją polubiłeś! Ja nie mogę. Wiesz, powinieneś sobie kiedyś zrobić dzieciaka, dobry tatuś by z ciebie był.
- Mów tak dalej, Hidan, a zaraz spotka cię coś niemiłego.
- A może ty już masz kilka dzieciaczków? Nie zdziwiłbym się. Stadko małych Kakuziątek, he, he.
- Gdybym nie musiał jej trzymać, to ukręciłbym ci łeb.
- Jasne, jasne. Musisz mi kiedyś ich wszystkich przedstawić...
- Przymknij się. Glu zasnęła.
- Urocza jest, prawda?
- Trochę.
- Lubisz ją, co?
- Powiedzmy.
- Ha, wiedziałem. W gruncie rzeczy jesteś całkiem porządny.
- W przeciwieństwie do niektórych.
- Ej, ej, nie pozwalaj sobie! Gdyby nie ja, coś właśnie w tym momencie mogłoby ją pożerać.
- Już się tak sobą nie zachwycaj.
- Co z nią tak w ogóle zrobimy?
- Podrzucimy komuś w najbliższym mieście.
- No pewnie.
- Co miał znaczyć ten kpiący ton?
- Nie, nic. Chyba będzie mi jej brakowało. Nigdy nie zapomnę tego cudownego obrazka, jak miękniesz z powodu byle dziecka.
- Jednak jesteś kretynem.
- Ty też, Kakuzu. Ty też.
