Od autora: Chciałem spróbować swoich sił w opowiadaniu o Percym. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Brak kanonu, ale postaci oryginalne + dodatkowe (częściowo ze zmienionymi charakterami). Pary prawdopodobnie będą takie same jak w książkach (prawdopodobnie!). Nie będzie żadnego slasha itp etc. W historii występują wulgaryzmy! Jeżeli nie jest to dla Ciebie odpowiednie - nie czytaj!

Najpierw ktoś rozsypał pionki, później rozłożył makietę
Poukładał karty, kostki i oznaczył start i metę
Wkrótce skończyły się stołki, zaczynał grę sam jeden
Wygrywali tylko zdolni, umrzeć tak jak Archimedes
To niezwykła gra, nie hazard, mówił kładąc worek zasad
Dziś do źródeł się nie wraca, ślad po worku czas zamazał
Ale plansza się rozrasta, my mieliśmy ten przywilej
Kiedyś do naszego miasta posłaniec przyniósł walki style
Obdzielił te dzielnice, wziął dwie matki i dziewice
Jestem jednej z nich synem a w grze dawno dni nie liczę
Herosi to ci gracze, co widzieli grę inaczej
Odporni na cios i magię, kapie siarka na siekacze
Szkliwo iskrzy tarciem ostrzy dym się wydobywa z nozdrzy
Ziemia błyszczy się od kości, tych co szli, ale nie doszli...

(Trzeci Wymiar - Ta sama gra)

Percy

Percy Jackson był postrzegany jako zwykły siedemnastolatek. Wszystkie dziewczyny w szkole zachwycały się jego urodą "wygląda jak młody bóg", a on nie miał nic przeciwko. Korzystał z życia i nie miał wyrzutów sumienia. Był na każdej imprezie, na którą dostał zaproszenie, ba! Nie zdarzyło się jeszcze tak, by na jakąś go nie dostał. Był najlepszym sportowcem w szkole, a jego umiejętności na dodatkowych lekcjach szermierki przeszły do historii. Nikt nie wiedział o jego tajemnicy. Nikt nie wiedział, że Percy Jackson jest synem Posejdona. Sam ten fakt wyrobił w nim pewność siebie i to, że stał się arogancki i patrzył na innych z wyższością. Ludzie mu na to pozwalali, to czemu nie korzystać? Tylko jego mama, wiedziała jaki jest naprawdę.

Percy stał na balkonie mieszkania, które znajdowało się na piętnastym piętrze wieżowca. Idealny widok na Central Park. Nie zauważył jak od tyłu podeszła do niego dziewczyna o blond włosach.
- Mogę się poczęstować? - spytała, wyrywając go z zamyślenia.
- Co? - spojrzał na nią, a następnie na paczkę papierosów leżącą na parapecie. - A, tak, jasne bierz.
- Nad czym tak myślisz, panie zamyślony-wyglądam-jeszcze-przystojniej.
To stwierdzenie wywołało u niego uśmiech, ale zaraz spoważniał.
- Ojciec wysyła mnie w tym roku na obóz.
- Ojciec? - popatrzyła mu w oczy, by upewnić się, czy dobrze usłyszała. - Nigdy się tobą nie interesował, a teraz nagle wysyła cię na obóz?
- Lilly, wiem jak to wygląda, ale on serio mnie odwiedza.
Dziewczyna głośno prychnęła.
- Jestem twoją dziewczyną od roku i jakoś nigdy go nie widziałam. Jedynie ten twój ojczym.
- Pieprzony Gabe. - warknął. - Dalej nie wiem, dlaczego mama wyszła za niego.
- Na jak długo wyjeżdżasz? - spytała dziewczyna, opierając głowę na jego ramieniu.
- Pół roku.
- Pół roku?! - pisnęła.
- Tak Lilly, pół roku.
- A co z nami? - złapała go mocniej za rękę, jakby bała się, że odejdzie w tym momencie. Włożyła tyle wysiłku, żeby go usidlić i móc się pochwalić najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, a teraz on wyjeżdża na pół roku.
Percy wzruszył ramionami.
- Nie wiem Lilly. - lekko wyswobodził się z jej uścisku i wrócił do mieszkania na trwającą imprezę. Nie interesowało go, co będzie dalej między nimi. Nigdy jej nie kochał. Nawet nie planował pożegnania.

Annabeth

Annabeth Chase spędziła na obozie herosów najwięcej czasu, spośród wszystkich. Była jego nieodłącznym elementem jak Chejron czy Pan D, dlatego nikogo nie dziwiło, że była prawą ręką starego centaura. Znała wszystkich i wiedziała o wszystkim, co dzieje się na obozie. Wiele lat temu została wypowiedziana przepowiednia, która zwiastowała nadejście wielkiego herosa. Dziecko wielkiej trójki. Miała nadzieję, że przepowiednia tyczy się Thali, kiedy ta pojawiła się w obozie siedem lat temu, ale okazało się, że córka Zeusa, choć potężna, nie była jednak osobą z przepowiedni.

Obie dziewczyny zmierzały w stronę Wielkiego Domu, na spotkanie zwołane przez Chejrona. Nie wiedziały czego oczekiwać, ale zostały uświadomione, że jest to pilna sprawa. W środku okazało się, że poza nimi jest tam też Pan D.
- Annabeth, Thalia. - skinął im głową i wskazał na krzesła, przy stole do ping ponga. Dziewczyny zaskoczone tym, że pamięta ich imiona, usiadły przypatrując mu się uważnie.
- Co się stało? - spytała Ann.
- Pamiętacie przepowiednię, odnośnie dziecka wielkiej trójki? - spytał Chejron.
Obie dziewczyny spojrzały na siebie. Analizowały ją tak długo, że pozostawiła po sobie wrażenie wypalonej w ich mózgach.

Odnalazł przejście, otworzył ku ziemi bramy
Prawda głęboko leży w tym, że jest niepokonany
Nie ma energii, która wygoni go z powrotem do gwiazd
Wers ten mówi o tym, że nadchodzi zagłada miast
Ludzie naruszyli nieskazitelną powłokę planety ziemi
Ale woda sprawi, że nie będziemy musieli powstać z kamieni
Zamiast zniszczenia sprawi, że pogrążymy się w śmierci transie
Albo dzięki niemu w niepokonanym żądza mordu wygaśnie
Dwa obozy oddzielone, w obliczu wyzwania zrównać się muszą

Grecy, Rzymianie wspólnymi siłami bramy nienawiści kruszą

- Prawdopodobnie na początku czerwca poznamy herosa z przepowiedni. - powiedział Pan D.
- CO?! - krzyknęła zaskoczona Annabeth.
- Jak to? - spytała Thalia ignorując piszczenie w uchu po krzyku przyjaciółki.
- Na obozie pojawi się nowy heros. - kontynuował bóg wina. - Syn Posejdona. Percy Jackson.
Annabeth była dalej w szoku, dlatego Thalia postanowiła trochę wypytać o zaistniałej sytuacji.
- Grover go znalazł? Pewnie dzieciak jest wystraszony, syn potężnego boga musiał przyciągać pełno potworów.
- Nie znalazł go Grover i Percy nie jest dzieckiem. - odpowiedział Chejron.
- To ile ma lat?
- Siedemnaście.
- Siedemnaście lat?! Jak on przetrwał tyle czasu poza obozem i nie zginął od potworów?
Thalia zauważyła jak Chejron wymienia szybkie spojrzenie z Panem D.
- Potwory bały się go atakować.
Po tym stwierdzeniu opuścili pokój, pozostawiając dziewczyny w szoku.

Percy

Percy wrócił z imprezy o trzeciej nad ranem. Nie zdziwił się widząc, że w kuchni siedzi Gabe ze swoimi koleszkami i grają w pokera. Wszedł do pomieszczenia z nadzieją na zimny napój w lodówce, ale nic nie znalazł poza browarami. Wzruszył ramionami i otworzył sobie jedno piwo na kaca.
- Pozwolił ci ktoś gówniarzu? - usłyszał za sobą głos znienawidzonego ojczyma.
- Sam sobie pozwoliłem. - odpowiedział, nie odwracając się do stołu.
Wyczuł, że atmosfera za jego plecami zgęstniała i słyszał jak kolesie od Gabe'a pytają go czy nic z tym nie zrobi. Percy uśmiechnął się sam do siebie. Dawno pokazał, że nie pozwoli poniewierać sobą jak szmatą, kiedy wybił ojczymowi trzy zęby jednym, silnym ciosem. Odwrócił się do całego zamieszania.
- Właśnie tato - wypluł to słowo z obrzydzeniem - nic nie zrobisz?
Widział jak twarz Gabe'a przybiera kolor purpury. Nadałby się na płachtę na byka. Został upokorzony przed kumplami.
- Tak myślałem. - powiedział Percy, wychodząc z kuchni.

Annabeth

Annabeth stała na placu treningowym i szaleńczo wymachiwała sztyletem. Była najlepszą szermierką na obozie i niewielu chciało się z nią mierzyć, a co dopiero teraz, kiedy była wkurzona. Kolejny manekin opadł na ziemię, zniszczony jej silnym ciosem, a dziewczyna opadła zaraz za nim. Po pewnym czasie dołączyła do niej Piper. Córka Afrodyty usiadła w bezpiecznej odległości i czekała. Wiedziała, że nie ma sensu zagadywać przyjaciółki. W końcu sama się odezwie.
- Potwory bały się go atakować. - powtórzyła słowa Chejrona i spojrzała na Piper. - Rozumiesz coś z tego?
- Musi być silny? - spytała niepewnie.
- Silny? Kurwa Pipes! Jak silny musi być heros, żeby bały się go potwory?! To jest nierealne!
Piper domyślała się o co chodzi Annabeth. Córka Ateny zawsze musiała wszystko przemyśleć i rozwiązać według powszechnie panującej logiki, ale teraz nie mieściło jej się to w głowie.
- Jest synem Posejdona. Musi mieć jakąś umiejętność, która odstrasza potwory.
- Tak to musi być to. - blondynka czepiła się tej myśli, jak ostatniego koła ratunkowego. - Przecież nikt nie może być tak silny. Posejdon musiał jakoś odstraszyć potwory, skoro widział, że jego syn nie trafił na obóz.
Piper ucieszyła się, że jej przyjaciółka w końcu się uspokoiła. Dała jej w miarę logiczną myśl, której będzie się trzymać. Podniosła się i zaoferowała rękę koleżance, Annabeth skorzystała z pomocy i obie udały się na kolację.

Percy

- Obiecaj, że będziesz grzeczny.
- Mamo! Przecież wiesz, że zawsze jestem.
- Oczywiście synku. - Sally uśmiechnęła się. - Zawsze.
- No dobra, czasami mi się zdarzy coś przeskrobać, ale większość czasu jestem posłusznym chłopcem. - odpowiedział Percy.
- A te papierosy u ciebie w bluzie? Same wskoczyły? - spytała surowo.
- Oj! Na coś trzeba umrzeć? - spytał mamy, szukając potwierdzenia, czy jest to dobra wymówka.
- Co ja z tobą mam Percy. - Sally go przytuliła. - Jak nie potwory, to palenie.
- Te wypierdki nazywasz potworami? - spytał stłumionym głosem, w objęciach mamy. Odsunął się i spojrzał jej w oczy. - To są jakieś śmieci, co rozpadają się, nim dotkną Orkana. Prawdziwe stwory nie atakowały mnie od czasów rzezi, którą im urządziłem trzy lata temu.
- Dobrze, że Posejdon szkolił cię w walce. Przez to byłam znacznie spokojniejsza.
- Przydało się nie zaprzeczam. - odpowiedział poważnie. - A co do Posejdona... - spojrzał znacząco za mamę, gdzie pojawił się wir z wody.
Po środku kuchni zaczęła kształtować się masa wodna, która powoli przybierała postać człowieka. Po chwili stał przed nimi bosy mężczyzna w hawajkach i rozpiętej do połowy koszuli w palmy.
- Witaj Sally. - uścisnął krótko kobietę i popatrzył na Percy'ego.
- Gotowy synu?
- Nie. - powiedział szczerze. - Ale to nie ma znaczenia. Idziemy?
Sally Jackson patrzyła jak jej syn i Posejdon znikają w wirze wodnym. Miała przeczucie, że długo się nie zobaczą.

Annabeth

Annabeth, Thalia, Piper, Leo i Grover zmierzali do pawilonu jadalnego na kolację. Ich uwagę przyciągnęło lekkie zamieszanie przed nimi. Herosi zamiast rozejść się do swoich stolików stali niepewnie i wpatrywali się w jeden punkt. Annabeth przepchała się na początek tłumu i stanęła wmurowana. Stolik, który był pusty odkąd przybyła na obóz, teraz gościł dwie osoby. Siedział przy nim młody chłopak z mężczyzną i gadali sobie w najlepsze, nie przejmując się zgromadzeniem wokoło nich. Dziewczyna usłyszała tętent kopyt i obok niej pojawił się Chejron.
- Posejdon. - powiedział i opadł na kolana. Bóg mórz powstał ze swojego miejsca, a pozostali herosi poszli w ślad za centaurem i przyklękli na kolano.
- Witajcie. - powiedział donośnym głosem. - Przyprowadziłem swojego syna, Percy'ego Jacksona, Chejronie. Mam nadzieję, że się nim odpowiednio zajmiesz.
- Oczywiście. - odparł centaur, po czym Posejdon zniknął w wirze. - Zapraszam na kolację. - rzucił do herosów stojących za nim.

Annabeth co chwilę wyciągała głowę w kierunku stołu Posejdona. Żałowała, że nie może dosiąść się do Thali, która siedziała na wprost nowego. Nie była jedyną, którą chciała przyjrzeć się Percy'emu. Największy heros spośród nich, sam Posejdon przyprowadził go na obóz, a niektóre dzieciaki pozostawały wiele lat nieuznane. Musiała się o nim czegoś dowiedzieć. Nie cierpiała żyć w niewiedzy. Do głowy wpadł jej pomysł, jak go sprawdzić.

Percy

Pierwsza noc na obozie nie była taka zła. Ucieszył się, że ma domek tylko dla siebie i nie musi użerać się ze współlokatorami. Na wspomnienie kolacji wciąż na jego ustach pojawiał się uśmiech. Zastanawiał się czy wszystkie te osoby, które zapuszczały żurawia, dziś boli głowa. Musieli o nim słyszeć, tylko skąd? Coś wisiało w powietrzu, a on musiał się dowiedzieć co. Po kolacji został ogłoszony turniej szermierczy, na jego powitanie. On jednak zauważył drugie dno od razu. Widział jak ta blondyna, rozgorączkowana, szepce coś do ucha centaurowi. Chcieli go sprawdzić. Zastanawiał się przez chwilę jak to rozegrać i powoli uformował się mały plan pod tytułem "wyprowadzamy blondynę z równowagi". Coś mu podpowiadało, że dziewczyna nie lubiła nie wiedzieć.

Percy po śniadaniu poszedł na plażę i położył się na piasku, obserwując fale. Kątem oka zauważył piękną dziewczynę, zmierzająca niepewnie w jego stronę. Zatrzymała się kawałek obok niego i usiadła.
- Cześć. - rzuciła niepewnie.
Chłopak postanowił ją zignorować. Przyzwyczaił się ze szkoły, że ludzie chcą go znać i z nim przebywać, ale jego to nie interesowało. Lubił pobyć sam ze swoimi myślami.
- Jestem Piper. - kontynuowała.
Po przedłużającej się ciszy, postanowiła podjąć kolejną próbę.
- Może porozmawiamy?
Percy zerknął na nią przez chwilę i odwrócił się z powrotem w stronę morza. Wyczuł, że chciała użyć na nim czaromowy. Dziewczyna wstała zrezygnowana i odeszła. Nie mógł zauważyć, że za jego plecami lekko pokręciła głową w stronę blondynki schowanej za drzewem.

Annabeth

Dziewczyna zawiedziona niepowodzeniem Piper postanowiła chwilowo dać na wstrzymanie. Stwierdziła, że Percy będzie chciał popisać się na turnieju szermierki. W końcu każdy kto ma trochę mocy, próbuje pokazać innym jaki jest silny.

Mata była przygotowana i czekała, aż pierwsze walczące osoby pojawią się na niej. Tłumy osób czekały na popis we władaniu orężem. Drabinka turniejowa była specjalnie zaprojektowana przez Annabeth, tak żeby nie walczyła z synem Posejdona na samym początku. Chciała, żeby ten pojedynek był finałowym. Była pewna, że Percy dojdzie do finału.

Pierwsza walka Annabeth była łatwa, dziecko Afrodyty nie było wyzwaniem. Zawsze, gdy walczył Percy, Annabeth była obok i przyglądała się jego mocy. Irytowało ją, że chłopak nic nie pokazał. Zawsze robił tylko uniki przed ciosem i wypychał rywala kopnięciem albo przerzucał go nad sobą. Tak jak przewidziała córka Ateny, Percy doszedł do finału i stanie z nią do walki. Nie mogła się doczekać.

Annabeth stanęła na macie, a przed nią powoli pojawił się syn Posejdona. Skupiła się maksymalnie. Teraz zobaczy na co go stać. Zobaczyła jak heros podnosi swój miecz poziomo na wysokość oczu, a następnie zrobił coś, co wyprowadziło ją całkowicie z równowagi.
- Poddaje się. - powiedział i przemienił miecz w długopis.
- CO?! - krzyknęła sfrustrowana.
Percy odwrócił się do niej plecami i zaczął odchodzić w stronę plaży.
- Wracaj tu dupku! - Annabeth tupnęła nogą. - Masz ze mną walczyć!
Nikt się tego nie spodziewał.

Percy

Czarny pegaz powoli podszedł do postaci leżącej na piasku i trącił ją pyskiem.
- Jo szefie!
- Mroczny! - Percy poklepał go po pysku. - Dawno się nie widzieliśmy.
- Byłem tu i tam. - zaczął nerwowo grzebać kopytem w ziemi. - Posejdon powiedział żebym się wycofał, żeby śmiertelnicy mnie nie dojrzeli szefie.
- Spokojnie bracie. - Percy wstał i klepnął pegaza w bok. - Stęskniłem się!
- Szefie, jakaś punkówa zabłądziła z koncertu.
Percy odwrócił się i zobaczył jak po plaży zmierza do nich Thalia. Kolejna próba wyciągnięcia z niego informacji?

- Cześć. - powiedziała, podchodząc bliżej. - Ładny pegaz.
- Szefie! Słyszałeś?! Jestem ładny! Powiedz jej, że też jest ładna, szefie.
- Dobra Mroczny, nie podniecaj się za bardzo - rzucił w stronę pegaza - i tak nie masz szans.
- Ty to wiesz jak ostudzić entuzjazm.
Percy mógłby przysiąść, że pegaz zrobił smutną minę, ale natarczywie dźgał go pyskiem w plecy.
- Przestań! - krzyknął w stronę pegaza. - Mroczny kazał przekazać, że też jesteś ładna. - wyrecytował.
Thalia roześmiała się, widząc relację między Percym a Mrocznym.
- Dobrze się dogadujecie. - stwierdziła.
- Jest upierdliwy, ale go lubię. - odpowiedział i usłyszał za sobą parsknięcie.
- Szefie, ty mnie uwielbiasz.
- Chciałbyś.
- Wręcz mnie kochasz.
- Zamknij się, Mroczny, albo cię odeślę.
- Dobra, dobra szefie. Tak tylko sobie mówię. - heros dosłyszał jeszcze ciche "i tak wiem lepiej" i pegaz odleciał w stronę domku Posejdona.

- Możemy porozmawiać? - spytała Thalia.
- O czym?
- O dzisiejszym turnieju. - Thalia popatrzyła mu w oczy. - Dlaczego się poddałeś?
Heros wzruszył ramionami.
- Stwierdziłem, że nie mam szans. - odpowiedział obojętnie.
- Nawet nie spróbowałeś.
- Widziałem jak walczy, blondyna jest dobra.
- Annabeth. - powiedziała Thalia, a Percy przewrócił oczami.
- Co za różnica. - stwierdził.
- Wszyscy uważają, że się jej przestraszyłeś.
Chłopak spojrzał na nią uważnie.
- Niech sobie myślą co chcą. Jakoś mnie to nie interesuje.
Odwrócił się i odszedł w sobie znanym kierunku.

Thalia

Dziewczyna opuściła domek Zeusa z samego rana i zaczęła zmierzać na śniadanie. Zauważyła jak z domku obok wyszedł Percy. Rzuciła mu krótkie "cześć" na powitanie, jednak ten całkowicie ją zignorował. Irytowało ją trochę jego zachowanie i postanowiła pomóc Annabeth rozszyfrować tego herosa. Szedł przed nią do pawilonu jadalnego, a inni obozowicze wskazywali go sobie palcami i szeptali za jego plecami. Nie mogła uwierzyć jak w jednej chwili wszyscy się go boją i czują podziw dla jego mocy, a w następnej już uważają go za słabeusza, bo poddał walkę z Annabeth. Coś tu było nie w porządku i ona musiała dowiedzieć się co. Sam Posejdon przyprowadza go na obóz, więc coś musiało być na rzeczy. Ona swojego ojca spotkała aby raz. Thalia zobaczyła przed sobą poruszenie i szybko podbiegła zobaczyć co się dzieje.

Leo

Zaspał. Znowu zaspał na śniadanie. W pośpiechu skoczył do łazienki, zakładając w drodze spodnie. Zaplątał się w nogawki i wywrócił na podłogę, ale zdeterminowany ciepłym posiłkiem z rana, zerwał się pędząc dalej. Wybiegł z domu i w drodze do pawilonu nakładał na siebie koszulę, kiedy poczuł jak na kogoś wpada i boleśnie ląduje na zadku. Przełknął ciężko ślinę, kiedy zauważył, że nad nim stoi syn Posejdona i przypatruje mu się z ciekawością. Podał mu rękę, a Leo ją ujął i podniósł się z ziemi. Percy powoli się odwrócił i ruszał w dalszą drogę, kiedy usłyszeli ryk Clarisse.
- Co mu zrobiłeś Jackson?!
Zaskoczeni, odwrócili się w stronę córki Aresa, która pędziła w ich stronę.
- Nic mi nie zrobił. - burknął Leo.
- Nie kłam. Widziałam jak cię popycha. - warknęła i wyjęła swoją elektryczną włócznię.
Nikt nie wątpił, że to Leo wpadł na nowego, ale każdy wiedział, że Clarisse czeka tylko na okazję, by pokazać kto tu rządzi. Od początku, kiedy usłyszała o synu Posejdona, chodziła wkurzona, że każdy go uważa za jakieś bóstwo, a on okazał się słabeuszem, który nie potrafi pokonać córki Ateny.

Clarisse chciała już zamachnąć się na syna Posejdona, kiedy wydarzyły się dwie rzeczy. Między nimi wylądował czarny pegaz, groźnie wymachując kopytami i skrzydłami, odganiając ją od Percy'ego. W tym samym czasie osłony obozu rozświetliły się oślepiającym blaskiem. Ktoś ich atakował. Herosi rozejrzeli się w poszukiwaniu wroga i zauważyli dwa piekielne ogary, które przedarły się na teren obozu.
- Kurwa! - krzyknęła Clarisse. - Policzymy się później Jackson. - rzuciła w stronę Percy'ego i pobiegła w stronę zagrożenia.

Annabeth

To nie były zwykłe piekielne ogary. Annabeth stwierdziła to po ich złotych grzbietach. Łucznicy od Apollo niestrudzenie ciskali w nich strzałami, ale te odbijały się od potworów nie czyniąc im szkody. Dziewczyna zauważyła jak po jej lewej stronie Thalia skupia się całkowicie i posyła błyskawicę w stronę jednej z bestii, która zamieniła się w proch. Córka Zeusa po tym wyczynie padła wyczerpana i nie miała siły podjąć dalszej walki, a pozostał im jeszcze jeden ogar. Clarisse walczyła swoją elektryczną włócznią, ale sytuacja stała się naprawdę ciężka, kiedy jej dar od ojca pękł na pół. Herosi wiedzieli, że nie mają siły, żeby pokonać bestię. Annabeth wypuściła sztylet, kiedy pozostały z piekielnych ogarów zaszarżował wprost na nią. Zamknęła oczy w oczekiwaniu na najgorsze, jednak atak nie nastąpił.

Otworzyła oczy, żeby rozeznać się w sytuacji. Piekielny ogar cofał się powoli, nie spuszczając wzroku z Annabeth. Nie wiedziała co jest grane. Kątem oka zauważyła niebieską poświatę. Kiedy odwróciła głowę w tamtą stronę, zauważyła obok siebie Percy'ego, który stał spokojnie z wyciągniętym mieczem. Orkan wydzielał mroczne światło, które skutecznie odpychało potwora. Nikt nie wiedział co o tym sądzić.

Oszołomienie bestii powoli mijało, o czym świadczył pogłębiający się warkot, wydobywający się z gardła. Bestia zaatakowała wprost na nich, a Percy lekkim ruchem okręcił Annabeth tak, że stanęła za nim, w momencie jak bestia została przecięta na pół. Ruch mieczem był tak szybki, że większość herosów zastanawiała się, co właśnie zaszło, ale Annabeth widziała wszystko dokładnie.

Wtedy do córki Ateny powoli dotarło dlaczego Percy nie użył swojego miecza w walce na arenie. Gdyby to nastąpiło, zabiłby każdego, kto stanął do walki, nim osoba ta by się zorientowała. Chejron nie kłamał. To o nim mówi przepowiednia.