Witajcie,
dziś przedstawiam wam moją nową opowieść z Lokim i Thorem w rolach głównych. Akcja rozgrywa się tuż po wydarzeniach z Avengersów i jest strice oparta na wydarzeniach filmowych. Ostrzegam również, że będzie to bardzo emocjonalna historia, a przynajmniej taką mam nadzieję. Życzę wam miłej lektury.
Rozdział 1: Zbrodnia i kara
Minął tydzień odkąd w wielkiej niełasce powrócił do Asgardu. Z początku sądził, że natychmiast stanie przed obliczem Wszechojca i usłyszy jakże sprawiedliwy i w pełni zasłużony wyrok. A potem pozostanie mu przez resztę życia żałować swojej porażki. Zresztą zapewne długość tego uzależniona byłaby jedynie od srogości wymierzonej kary. Miał wystarczająco bujną wyobraźnię, by wiedzieć, że z pewnością nie będzie to nic przyjemnego. Tymczasem jednak został wtrącony do więzienia i od siedmiu dni bezczynnie czekał na... cokolwiek. Ta bezradność i niepewność niezwykle go frustrowały, stąd przemierzał szerokość swej celi w tę i z powrotem. A może właśnie to miało być jego karą? Może zamierzają go tu trzymać wiekami, nim sam zapomni, czemu tak naprawdę tutaj się znalazł?
Jakby na zaprzeczenie tych ponurych rozważań, ósmego dnia do celi Lokiego podeszło dwóch strażników. Usunęli świetlistą barierę oddzielającą go od wolności, a potem zakuli w kajdany i poprowadzili pałacowymi korytarzami. Spodziewał się wielkiego przedstawienia w sali tronowej, z rządną krwi widownią i Odynem w roli nieugiętego sędziego. Tymczasem strażnicy poprowadzili go w bardziej prywatną część pałacu, do przestronnego salonu, gdzie nieopodal na sporym tarasie stał władca Asgardu. Odyn spoglądał na miasto, ale gdy się zbliżyli gestem głowy dał znać, że ma świadomość ich obecności.
- Rozkujcie go - nakazał strażnikom.
Ci choć wyraźnie zaskoczeni, bez słowa spełnili polecenie. Loki przez moment obserwowała jak znikają pętające go kajdany, a potem przeniósł spojrzenie na Wszechojca. Nie tego oczekiwał. Liczył na słowa pogardy, słuszny gniew, pełne dezaprobaty spojrzenia. Tymczasem Odyn wciąż zupełnie spokojnie patrzył na rozciągający się przed nim widok.
- Zostawcie nas - polecił po chwili strażnikom, ci skłonili się władcy i zniknęli za drzwiami.
Kiedy trzask zamykanych wrót całkowicie wybrzmiał, zapanowała przejmująca cisza.
Loki chciałby coś powiedzieć, ale gdzieś w głębi czuł, że jego słowa mogłyby tylko pogorszyć sytuację. Wcześniej powtarzał sobie, że nie obawia się procesu, nie zegnie karku pod najsroższą nawet karą. Zachowa swoją dumę do samego końca. Teraz jednak nie czuł dumy. To było jak za dawnych lat, kiedy będąc chłopcem, znowu narozrabiał i teraz musi przyjąć reprymendę od ojca. Tyle, że to nie jest jego ojciec... nigdy nie był. Ta myśl pozwoliła mu odrzucić sentymentalne wspomnienia przeszłości i skupić się na chwili obecnej. Nie był już chłopcem, lecz zdrajcą i mordercą, a mężczyzna przed nim był władcą Asgardu i miał go osądzić.
A mimo to Odyn wciąż milczał.
- Spodziewałem się bardziej oficjalnego procesu - rzucił w końcu, nie wytrzymując tej przedłużającej się ciszy. - Najwyraźniej jednak nie jestem godzien nawet tego.
Wszechojciec westchnął nieznacznie słysząc te słowa.
- To nie będzie proces - odparł w końcu, wciąż nie patrząc w stronę Lokiego. - Może tak by się stało, gdybym w gniewie spotkał się z tobą w dniu twego powrotu. Gniew jednak nie jest dobrym doradcą.
Wydarzenia ostatnich lat spowodowane były przez gniew Lokiego, więc chyba mógł zgodzić się z tym stwierdzeniem. Teraz jednak coraz bardziej zastanawiał się nad dalszym przebiegiem tej rozmowy. Jeśli to nie miał być proces, to w takim razie może od razu usłyszy wyrok?
- Dlatego wstrzymałem się z osądem, nim wszystkie emocje opadną - kontynuował Odyn. - Teraz nadszedł jednak czas, by rozliczyć się ze wszystkich wydarzeń.
Spokój władcy Asgardu był bardziej niepokojący niż najsroższa wściekłość. Mimo to Loki nie zamierzał niczego dać po sobie poznać. Nie ugnie się pod naporem słów Wszechojca, nie pozwoli sprowadzić się do roli błagającego o litość śmiecia.
- Oczywiście, zemsta zawsze smakuje najlepiej na zimno - mruknął.
Niespodziewanie Odyn ponownie ciężko westchnął i pokręcił głową.
- Loki... Czy już nie dość zła wyrządziła twoja chęć zemsty? Twój gniew i nienawiść? Czy naprawdę uważasz za właściwe, bym osądzał cię twoją własną miarą?
Słysząc te słowa Loki poczuł się nad wyraz niepewnie. Dotychczas był przekonany, że zna i rozumie intencje Wszechojca. Jednak to co mówił teraz, w żaden sposób się w to nie wpasowywało.
- Nie zamierzam przepraszać - warknął, gniewem kryjąc niepewność. - Nie padnę na kolana błagając o przebaczenie.
- A czy cokolwiek by to zmieniło? Czy jeśli chwycę w dłoń Gungnir i zmuszę cię do zgięcia karku, to cokolwiek naprawi? Nie, Loki.
Naraz Lokiego przeszedł dziwny dreszcz. Już kiedyś usłyszał te słowa. W najczarniejszej godzinie swego życia, kiedy jeszcze stojącego przed nim mężczyznę uważał za swego ojca. Wtedy te słowa zawiodły go prosto w otchłań, a teraz? Czy możliwe by zaprowadziły go w jeszcze bardziej przerażające miejsce?
- Nie będzie procesu, nie będzie też wyroku - mówił dalej Odyn. - Bo jakiż to wyrok miałbym na ciebie wydać? Nie ma więzienia, z którego w końcu nie zdołałbyś się uwolnić, nie ma strażnika, którego nie omamiłbyś swymi słowami. Mam cię poddać torturom, byś później wrócił jeszcze bardziej opętany nienawiścią?
- Zawsze możesz mnie uśmiercić, to rozwiąże definitywnie twój dylemat.
Dopiero te słowa sprawiły, że Odyn spojrzał w jego stronę. Jego twarz była zmęczona, naznaczona wiekiem, ale mimo to dało się dostrzec cień smutnego uśmiechu.
- Naprawdę sądzisz, że mógłbym spojrzeć w oczy twojej matce i bratu, gdybym to uczynił?
Loki nie wytrzymał i również uśmiechnął się cierpko. Ich przywiązanie, mimo wszystkiego co zaszło, było niemal wzruszające... niemal.
- To co w takim razie? Puścisz mnie wolno? - spytał głosem pełnym ironii.
- Dam ci wybór.
Mag uniósł brew w pytającym geście.
- Możesz pozostać w Asgardzie, jako członek tej rodziny, jako mój drugi syn. Będziesz musiał jednak ponieść konsekwencje swoich czynów. Naprawić zło które wyrządziłeś, na tyle na ile jest to w ogóle możliwe. Albo opuścisz Asgard, tym razem na zawsze. Będziesz wolny, ale twoja noga już nigdy tu nie postanie, tak samo jak w Midgardzie, który poprzysięgliśmy chronić.
Loki już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale Odyn uciszył go gestem ręki.
- Nie dopowiadaj teraz. Przemyśl to dobrze, bo twoja decyzja będzie nieodwołalna. Masz trzy dni do namysłu. Nie wrócisz do więzienia, ale nie opuszczaj pałacu.
Loki patrzył przez dłuższą chwilę w poważną twarz Wszechojca i naprawdę nie wierzył w to, co słyszy.
- Kpisz sobie ze mnie? - zapytał, tracąc resztki spokoju. - Myślisz, że po tym wszystkim, tak po prostu wrócę tutaj, znowu będę bratem Thora i twoim synem? Sądzisz, że jednym słowem możesz wszystko wymazać, jakby nigdy się nie wydarzyło? To absurd!
- Nawet ja nie posiadam takiej mocy. Jednak mogę wyciągnąć do ciebie rękę w geście pojednania. Czy ją przyjmiesz zależy już tylko od ciebie. Masz wybór.
Mag zacisnął pięści tłumiąc przypływ gniewu. Jak Odyn mógł w ogóle wychodzić z taką propozycją? Po tych wszystkich kłamstwach, po tym jak zataił prawdę o jego pochodzeniu? Po tym jak osobiście zepchnął go w otchłań?!
- Trzy dni, tak? - syknął, na co Wszechojciec skinął głową.
Czując, że dłużej nie zdoła zachować spokoju, Loki odwrócił się na pięcie i wyszedł z komnaty.
Strażnicy najwyraźniej zostali uprzedzeni o zamiarze Odyna, bo nie zatrzymywali Lokiego kiedy przemierzał pałacowy korytarz. Jedynie ich czujne spojrzenia zdradzały zaniepokojenie takim obrotem spraw. Jednak mag nie zwracał na nie uwagi, zresztą już dawno przywykł do wzroku pełnego krytej niechęci. Jeszcze zanim świat całkiem oszalał, wielokrotnie czuł na sobie tego typu spojrzenie. W końcu Loki Odinson nigdy nie był postrzegany jako drugi książę Asgardu, raczej jako złośliwy trickster, władca kłamstw czy po prostu bóg podstępu. Na kogoś takiego nigdy nie patrzy się życzliwie, a tym bardziej teraz kiedy do listy swych przezwisk mógł dopisać jeszcze kilka równie, jeśli nie bardziej nieprzyjemnych.
Musiał znaleźć jakieś miejsce, żeby ochłonąć i pomyśleć. Rozmowa z Odynem kompletnie wyprowadziła go z równowagi, a jednocześnie ostatnie czego pragnął, to stanąć teraz twarzą w twarz z jakimś innym członkiem swojej "rodziny". Spotkanie Thora, albo tej panoszącej się z nim bandy, było mu teraz wybitnie nie na rękę, więc z daleka omijał wszystkie miejsca, gdzie zwykli przebywać.
Nie w pełni świadom swoich czynów, zawędrował tuż pod drzwi swej dawnej komnaty. Zatrzymał się tam i patrzył przez dłuższą chwilę na zdobne wrota. Pełen był wątpliwości, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła i pociągnął za klamkę. Spodziewał się zobaczyć gołe ściany, tymczasem wszystko zostało tam tak, jak zostawił to ostatniego dnia. Choć w sumie nie do końca. Zazwyczaj wszędzie leżały otwarte książki i na wpół zapisane pergaminy, tymczasem teraz panował tutaj nieskazitelny porządek. Loki westchnął nieznacznie. Wyczuwał w tym rękę swej matki. Widać nie potrafiła usunąć jego rzeczy, nawet wtedy gdy sądziła, że jest martwy.
Wszedł do środka i zatrzasnął za sobą drzwi. Powoli podszedł do dużego regału z książkami i przeciągnął po półce palcami. Nie było ani drobiny kurzu, ktoś więc najwyraźniej wciąż tutaj sprzątał. Następnie skierował swoje kroki do dużego mahoniowego biurka, by ostatecznie usiąść w stojącym przy nim fotelu. Westchnął ciężko, dając upust frustracji i rozejrzał po komnacie. Wszystko tutaj było tak dobrze znajome, tak niepokojąco swojskie, że gdy patrzył na to miejsce, miał wrażenie, że cofnął się w czasie. Zupełnie jakby zaraz miał tu wparować jego irytujący brat i ze zwykłym sobie entuzjazmem wyciągać go na polowanie.
Loki pokręcił głową. Thor tutaj nie przyjdzie, a już z pewnością nie w takim celu. Po ostatnich wydarzeniach byli tylko trochę mniej niż wrogami. A poza tym... tak naprawdę braćmi też nigdy nie byli.
Cały dzień spędził to leżąc na łóżku, to przeglądając dawno zapomniane książki, to znów stojąc na balkonie i podziwiając panoramę Asgardu. Przez tyle stuleci to miejsce stanowiło jego dom, a teraz wydawało się obce. Kiedy myślał o żyjących tu ludziach, o tych którzy kiedyś byli jego kompanami, a przede wszystkim o tych, których nazywał rodziną, ogarniała go złość. W ich oczach na zawsze pozostanie tylko tym gorszym bratem księcia, cieniem złotego dziecka Asgardu. Cokolwiek by nie zrobił, jakkolwiek się nie zachował, nigdy nie będzie wystarczająco dobry. Więc czemu całe życie tak bardzo się starał? Czemu choć wiedział, że z góry skazany jest na porażkę, wciąż próbował ich zadowolić? To nie miało sensu. Tak wtedy, jak i teraz. A mimo to, gdzieś w głębi na myśl o opuszczeniu tego miejsca na zawsze, przechodził go dreszcz. Czyżby podświadomie wciąż łaknął akceptacji tych, którzy tak nim pogardzali?
- Sentymenty – mruknął i wciąż zirytowany opuścił pokój.
Był wczesny poranek, dość chłodny jak na asgardzkie standardy. Jednak chłód nigdy mu nie przeszkadzał i teraz przynajmniej wiedział dlaczego. Przechadzając się wśród ciszy ogrodów, miał nadzieję, że przyjście tutaj nie wykraczało poza zakaz opuszczania pałacu. Ostatecznie miejsce to stanowiło jego cześć.
Zastanawiał się dlaczego próbując uciec od niewygodnych wspomnień, wybrał miejsce jeszcze bardziej nimi przesączone. To przecież tutaj spędził tyle godzin wraz z matką, która uczyła go podstaw magii i zdradzała tajemnice wszechświata. Czy wciąż miał szanse wrócić do tamtych dni? Czy gdyby przyjął propozycję Odyna, gdyby postanowił zostać, to mógłby znów cieszyć się spokojem tego miejsca? Czy rzeczywiście to było realne?
- Druga szansa? – zapytał sam siebie, siadając pod jednym z drzew, starym bukiem, który przed laty był wiernym towarzyszem jego nauki. – Czy to możliwe?
- Oczywiście.
Usłyszał cichy, łagodny głos tuż za sobą. Ani przez moment nie miał wątpliwości, że jeśli przyjdzie do ogrodu, to ją tutaj spotka. Frigga.
- Naprawdę sądzisz, że po tym wszystkim, mógłbym wrócić na łono rodziny? Że znowu będzie jak dawniej?
Królowa Asgardu podeszła bliżej. Jej złota suknia lekko muskała źdźbła trawy przy każdym kroku. Zawsze emanowała spokojem i mądrością, to nie zmieniło się nawet teraz.
- Nigdy już nie będzie tak jak dawniej – odparła spokojnie, a jej twarz ozdobił smutny uśmiech. – Wszystkie nasze działania pozostawiają ślady, tak w nas, jak i w otaczającym nas świecie.
- Czyli cokolwiek bym nie zrobi, piętno zdrajcy i tak na mnie pozostanie – bardziej stwierdził niż zapytał Loki.
- Nie łatwo usunąć takie znamię. Jednak nikt z nas nie jest bez winy. Wszyscy dźwigami brzemię swoich przewin.
Dopiero teraz Loki odważył się spojrzeć na stojącą nad nim kobietę. Na ile pragnął w swej dumie temu zaprzeczyć, nie potrafił myśleć o niej inaczej jak o matce. Zawsze była dla niego najbliższą osobą w całym królestwie i mimo, że okłamywała go na równi z Odynem, podświadomie czuł, że robiła to z troski o niego. Dla niej jednej gotów byłby podjąć rękawicę i zmierzyć się z konsekwencjami swoich czynów.
Oparł głowę o pień drzewa i przymknął oczy, by łatwiej zebrać myśli.
- Nie jestem w stanie ponownie nazywać go ojcem – powiedział w końcu. – Choć perspektywa powrotu jest kusząca. Wrócić do domu, znów mieć swoje miejsce. Jednak wątpię czy prócz ciebie ktokolwiek byłby z tego powodu szczęśliwy.
Niespodziewanie Frigga usiadła koło niego na trawie i ujęła jego dłoń.
- Pamiętaj, wszystko co robi Wszechojciec ma jakiś głębszy sens. Wierzę, że jego głównym celem jest twoje szczęście. Nie ważne czego pragnę ja, twój brat, czy ojciec. Istotne jest byś podjął decyzję, która uszczęśliwi ciebie.
Szczęście? Nie pamiętał już kiedy ostatni raz czuł się szczęśliwy. Musiało to być lata temu, bo nawet nie był w stanie przywołać tego wspomnienia. Wątpił także, by którakolwiek z danych mu opcji to szczęście zdołała zapewnić.
- Niczego bardziej nie pragnę niż ponownie zobaczyć naszą rodzinę w komplecie – kontynuowała Frigga. – Lecz jeśli to znowu ma sprowadzić na ciebie ból i cierpienie, to wolę byś odszedł i poszukał własnej drogi.
Loki spojrzał na matkę nieco zaskoczony. Nie spodziewał się podobnych słów, nie od niej.
- Ja również chcę byś był szczęśliwy – dodała, po czym pogładziła go dłonią po twarzy.
Czy rzeczywiście by osiągnąć coś tak idealistycznego jak szczęście, musi na zawsze pożegnać jedyną osobę, dla której jego los nie jest obojętny? Przeznaczenie bywa naprawdę okrutne.
Trzeciego dnia wieczorem wkroczył do komnaty w której wcześniej rozmawiał z Odynem. I tym razem Wszechojciec oczekiwał go na tarasie. Tym razem jednak nie patrzył w miasto, lecz spojrzenie jego jedynego oka było skupione na synu.
- Czy dobrze przemyślałeś swoją decyzję? – zapytał, kiedy ten podszedł bliżej.
Loki przez chwilę mierzył go wzrokiem, po czym skinął głową. Przez ostatnie trzy dni stale bił się z myślami, wielokrotnie zmieniając decyzję, rozważając wszystkie za i przeciw. Teraz jednak na tyle, na ile było to możliwe, dokonał wyboru.
- Chciałbym zostać w Asgardzie – zaczął, a widząc, że na twarzy Odyna nie drgnął nawet jeden mięsień, pociągnął dalej. – Jednak wiem, że tu nigdy nie oderwę się od tego, co popchnęło mnie do czynów, które piętnujesz. Zostając tutaj, prędzej czy później znajdę się w punkcie wyjścia. Nie zdołam wszystkiego naprawić, a nie chcę też przez stulecia widzieć tych pogardliwych spojrzeń. Napatrzyłem się na nie w przeszłości wystarczająco. Dlatego opuszczę Asgard, na zawsze.
Gdzieś podświadomie liczył na jakąś reakcję ze strony Odyna, coś co zdradziłoby jakieś emocje. Radość, smutek, rozczarowanie. Cokolwiek. Tymczasem Wszechojciec przez długą chwilę stał w milczeniu i patrzył na niego twardym wzrokiem.
- Niech więc tak będzie – odezwał się w końcu. – Jeszcze dziś opuść złote królestwo.
Loki zacisnął zęby, ale nic nie odpowiedział, jedynie skinął głową i ruszył w stronę wyjścia. Ta niewielka cząstka jego osobowości, która wciąż pragnęła być synem Odyna, zdawała się krzyczeć z przerażenia. On jednak skutecznie ją ignorował. Nigdy nie był, i nigdy nie będzie wystarczająco dobry, by zasłużyć na coś więcej niż obojętność. Już dawno powinien do tego przywyknąć.
- Loki – niespodziewanie usłyszał za sobą głos Odyna. Zatrzymał się, ale nie odwrócił. - Zaakceptowałbym każdą twoją decyzję. I życzę ci, byś tej nigdy nie pożałował.
Na twarz maga wypłynął fałszywy uśmiech.
- Może jeszcze nie zauważyłeś, ale nie zwykłem żałować swoich decyzji.
I tymi słowami pożegnał Wszechojca. Może powinien powiedzieć coś więcej, zdobyć się na coś, co pozostawi po nim jakiś ślad. Ale jakoś nic nie przyszło mu do głowy. Może lepiej, że Odyn też nic więcej nie mówił. Zapewne gdyby przejawił choć odrobinę ojcowskich uczuć, to Loki by się rozmyślił. Tak odchodził spokojny.
Nim na zawsze pożegna Asgard pozostało mu jeszcze jedno do załatwienia. Nie było trudno go znaleźć, jak zwykle o tej porze siedział w wielkiej sali, gdzie spożywał wieczerzę wraz z nieodłączną kompanią. Głośne śmiechy i rozmowy były doskonałą wskazówką. Thor zawsze gromadził wokół siebie ludzi gotowych dzielić z nim radość życia. Niestety Loki już dawno został wykluczony z tej grupy, nawet przed feralnymi wydarzeniami, jego obecność przy jednym stole z pozostałymi, zawsze skutecznie niszczyła radosną atmosferę. On sam już nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak po prostu, bez cienia złości siedział z resztą towarzyszy i cieszył się posiłkiem. To nie ostatnie lata wszystko zmieniły, on odsunął się od tego życia dużo wcześniej. Wtedy gdy zdał sobie sprawę, że jedynym jego miejscem jest cień wspaniałego brata.
Loki stanął w drzwiach i spokojnie czekał. Nie musiał nawet nic mówić, sama jego obecność wystarczyła, by powoli cisza zaległa w całej sali, a wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę. Wtedy również Thor odwrócił wzrok w jego kierunku. Wcześniejsze rozbawienie ustąpiło miejsca gniewnej minie.
- Porozmawiajmy – rzucił mag i wycofał się w ciemność korytarza. Nie potrzebował publiczności, oni nie mieli dla niego żadnego znaczenia.
Chwilę później Thor również opuścił salę, by odnaleźć Lokiego w niewielkim zaułku, nieco na uboczu, z dala od ciekawskich spojrzeń. Przez moment mag zastanawiał się, czy Odyn jemu również zdradził szczegóły wyboru jaki postawił przed Lokim, ale widząc konsternację na twarzy Gromowładnego, było to mało prawdopodobne.
- Słyszałem, że ojciec pozwolił ci poruszać się swobodnie po pałacu – rzucił Thor. – Mam nadzieję, że nie wykorzystałeś tego do knucia nowych intryg.
Kiedyś podobny tekst Loki uznałby za złośliwy przytyk, ale patrząc na poważną twarz swego nie-brata, doszedł do wniosku, że ten daleki jest od żartów. Najwyraźniej wydarzenia z Midgardu przelały czarę goryczy i Thor również stracił resztki jakichkolwiek pozytywnych uczuć do niego. To zapewne wiele ułatwi, choć gdzieś w głębi Loki poczuł specyficzne ukłucie. Ten z którym dzielił rodzinne więzy przez ponad milenium, teraz uważał go niemal za wroga. We wzroku Thora nie znajdował już nic, co świadczyłoby o choć odrobinie braterskich uczuć. Patrzył na niego podejrzliwie, jakby tylko czekał na kolejny podstęp.
- Przyszedłem się pożegnać – odparł bez dalszego przeciągania. – Opuszczam Asgard, tym razem na dobre.
Wyraz niedowierzania odmalował się na twarzy Thora.
- Nie możesz odejść.
- Mogę. Odyn postawił mi ultimatum. Albo poniosę konsekwencje swoich czynów, albo udam się na dobrowolne wygnanie. Nie trudno domyślić się co wybrałem.
Tym razem Thor już zupełnie nie zdołał ukryć zdumienia, choć wynikało ono raczej z dziwacznej decyzji Wszechojca, niż wyboru dokonanego przez Lokiego. Ostatecznie zapewne jak wszyscy inni w Asgardzie, spodziewał się surowego wyroku wymierzonego w zdrajcę. Tymczasem banicja była niewielką ceną za popełnione zbrodnie.
- Tak więc to nasze ostatnie spotkanie – kontynuował mimo to Loki. – Nigdy więcej mnie tutaj nie zobaczysz, nie będę też nękał twojego drogiego Midgardu.
Thor przyglądał mu się w milczeniu, wciąż z tym gniewnie zdziwionym obliczem. Wciąż doszukując się podstępu. Tymczasem Loki czuł się coraz bardziej przytłoczony. Chyba gdzieś w głębi liczył, że przynajmniej jego brat, spróbuje go zatrzymać. Zarówno Frigga, jak i Odyn dali mu jasno do zrozumienia, że opuszczenie przez niego Asgardu jest najlepszą z opcji. Gdyby choć jedna osoba z jego „rodziny" pragnęła go zatrzymać, może znalazłby siłę, by spróbować wszystko naprawić. Najwyraźniej jednak nie powinien na to liczyć. W końcu był tylko problemem. Także dla Thora.
Powinien się po prostu odwrócić i odejść. Zostawić wszystko i wszystkich za sobą, ale czuł, że jeśli to zrobi, do końca życia będzie żałował, że rozstali się w gniewie. Ostatnie lata zaprzepaściły wszystko co ich łączyło, ale skoro odchodził, skoro dobrowolnie usuwał się z ich życia, to mógł przynajmniej pozostawić po sobie dobre wspomnienie.
- Możemy się rozstać jako wrogowie lub jako bracia. Decyzja należy do ciebie – mówiąc to wyciągnął rękę w stronę Thora.
Ten stał przez dłuższą chwilę w milczeniu, wciąż z tym niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Kilkukrotnie otwierał usta, by w ostatniej chwili wycofać słowa, aż w końcu jego rysy stężały, a oczy przybrały niemal szary, chmurny odcień. Typowa dla Gromowładnego oznaka wściekłości.
- Ty nie żartujesz – bardziej stwierdził niż zapytał starszy z Odinsonów, patrząc krytycznym spojrzeniem na wyciągniętą w jego stronę dłoń.
- Jak rzadko kiedy, dziś akurat jestem śmiertelnie poważny.
- I tak po prostu znikniesz?
Loki skinął nieznacznie głową na potwierdzenie tych słów.
Thor przez długą chwilę spoglądał ponuro na wyciągniętą rękę, a ostatecznie westchnął ciężko i uścisnął ją. Loki spodziewał się zwykłego silnego gestu, tymczasem wyczuł jedynie wielką niepewność. Nawet w tych ostatnich minutach, nawet wiedząc, że więcej już się nie spotkają, Thor nie potrafił mu wybaczyć wszystkiego, co uczynił. Cóż Loki będzie musiał żyć z tą świadomością. W przeszłości, bez względu na okoliczności, zawsze brał Thora za pewnik, tego który będzie o niego walczył do końca. Wygląda na to, że jednak się przeliczył, jednak są czyny które mogą wymazać wszystko. Najwyraźniej miłość do Midgardu, wygrała z miłością do brata. A może po prostu Thor także w końcu zdał sobie sprawę, że tak naprawdę to nigdy braćmi nie byli.
- W takim razie żegnaj, bracie – odparł Loki i nie tracąc więcej czasu zniknął w ciemności pałacowego korytarza.
Nie chciał przedłużać tego pożegnania. To i tak już niczego nie mogło zmienić, niczego naprawić. Zostawił Thora w ciemnej wnęce, wciąż z tą krytą wściekłością wypisaną na twarzy. Najwyraźniej decyzja o odejściu była jednak tą najsłuszniejszą. W rzeczywistości nigdy nie pragnął, by Thor go znienawidził, ale akurat w tej jednej materii udało mu się odnieść całkowity sukces. Może za kilka lat, dekad lub stuleci zdoła sam sobie to wybaczyć.
- Dokąd pragniesz się udać – zapytał Heimdall, kiedy Loki przekroczył próg Obserwatorium.
- Alfheim, to zawsze dobre miejsce na początek.
Strażnik skinął głową i po chwili światło Bifrostu porwało Lokiego z Asgardu.
Loki dawno już zniknął mu z oczu, a on wciąż stał jak skamieniały w ciemnym korytarzu. Co tutaj w ogóle miało miejsce? Skąd nagle ten pojednawczy ton u jego brata? I przede wszystkim co to za pomysł z opuszczeniem Asgardu? Przecież to był jego dom, miejsce gdzie się wychował, dorastał, gdzie miał rodzinę. Nie mógł tak po prostu odejść.
Thor nie potrafił ukryć, że w dużej mierze był wściekły na Lokiego. O ile mógł zrozumieć i w pewnym sensie zaakceptować jego motywy, kiedy próbował zniszczyć Jotunheim, to absolutnie nie pochwalał tego, co wydarzyło się w Midgardzie. Takie bezsensowne okrucieństwo, chora ambicja, a przede wszystkim chęć odegrania się na nim. Loki wiedział, że Ziemia i jej mieszkańcy stali się bliscy Thorowi i niewątpliwie dlatego wybrał sobie ją za cel ataku. Żeby się na nim zemścić, żeby go zranić. Świadomość tego nie pozwalała obecnie Thorowi spokojnie rozmawiać z Lokim. Zbyt żywe jeszcze było w nim wspomnienie ich walki.
Dlatego go unikał. Po tym jak usłyszał od ojca, że jego brat może bez ograniczeń poruszać się po pałacu, Thor większość czasu spędzał na polach treningowych. Potrzebował czasu, by wszystko przemyśleć i nieco zapanować na wciąż kłębiącymi się emocjami. Obawiał się, że jeśli spotka przypadkiem gdzieś Lokiego, to gniew i żal przejmą nad nim kontrolę.
Tak, miał olbrzymi żal do brata, o to, co uczynił tak jemu, jak i całej ich rodzinie. O to jak wbrew logice, dał się ponieść nienawiści i zaślepić rządzy władzy. Z drugiej jednak strony wiedział, że gdy emocje opadną, gdy da sobie nieco czasu, by ochłonąć i wszystko przemyśleć, to znów będzie mógł rozmawiać z Lokim jak dawniej. W końcu kilka błędnych decyzji nie może przekreślić tylu stuleci wspólnego życia.
Jednak dziś stanowczo nie był w nastroju do żartów, więc kiedy zobaczył Lokiego, niemal od razu zwietrzył jakiś podstęp. W pierwszej chwili był zupełnie przekonany, że to wszystko jakaś kolejna intryga, jakiś nowy sposób, by znowu wyprowadzić go z równowagi, by uderzyć go tam, gdzie najbardziej zaboli.
Tymczasem stało się coś z goła innego. A teraz Thor stał w ciemnym korytarzu i wciąż patrzył w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem widział brata. Jakoś powoli i niechętnie znaczenie jego słów docierało do świadomości Gromowładnego. Przecież to był jakiś absurd. Loki nie mógł odejść, no bo i gdzie by się udał. Thor musiał to wyjaśnić.
Zebrawszy się wreszcie w sobie, ruszył wzdłuż korytarza i dalej schodami na wyższe piętra pałacu. Chciał odnaleźć ojca, szybciej jednak spotkał matkę, która stojąc na jednym z tarasów, dziwnym wzrokiem patrzyła w stronę Obserwatorium. Może poszedłby dalej, gdyby nie dostrzegł błyszczących strug, które zdobiły policzki królowej.
- Matko, co to wszystko znaczy? – zapytał, podchodząc bliżej.
Znów miał wrażenie, że rodzice coś przed nim ukryli, znowu jakieś decyzje zapadły zupełnie bez jego wiedzy. Tak samo jak wtedy, gdy zataili przed nim prawdziwe pochodzenie jego brata.
- Wydawało mi się, że rozmawiałeś z Lokim – odparła Frigga, nie odwracając spojrzenia.
- Rozmawiałem, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że postanowił opuścić Asgard.
- A jednak to prawda. Taką podjął decyzję i żadne z nas nie może jej zmienić.
Naraz jakby na potwierdzenie słów królowej, Bifrost został aktywowany i strumień kolorowego światła pomknął w przestrzeń. Thor dostrzegł jak matka zacisnęła dłoń, która drżała nieznacznie. I dopiero ten widok sprawił, że rzeczywistość spłynęła na niego niczym wodospad lodowatej wody.
- To nie możliwe – wyszeptał przez coraz bardziej ściśnięte gardło. – Naprawdę już nigdy nie będzie mógł wrócić do domu?
- Taki warunek postawił Odyn. Asgard na zawsze został dla Lokiego zamknięty. Tak samo jak Midgard.
Thora przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a jakaś stalowa obręcz ścisnęła żołądek. Czy rzeczywiście kilka minut temu odbył ostatnią rozmowę ze swoim bratem? I do tego w takim gniewie? Ani przez chwilę nie brał jego oświadczenia na poważnie, nawet nie skupił się zbytnio na przeanalizowaniu tego, co słyszy. Za bardzo był skupiony na doszukiwaniu się podstępu. Intrygi której wcale nie było. Loki naprawdę przyszedł się pożegnać i teraz odszedł Norny wiedzą gdzie. A na pożegnanie od swego brata otrzymał jedynie złość i kompletny brak zaufania.
Thor zacisnął pięści, kiedy wściekłość ponownie go ogarnęła. Tym razem nie była jednak skierowana na Lokiego. Był wściekły na siebie samego, że ponownie zawiódł, kiedy potrzebne było wyczucie chwili. Nigdy tego nie posiadał, a teraz odczuł to niesamowicie dotkliwie.
Światło Bifrostu zgasło, więc Loki był już w innym królestwie, tam gdzie nie mogły dosięgnąć go ani słowa, ani myśli jego brata.
Thor z ciężkim sercem wszedł do własnej komnaty i z hukiem zatrzasnął drzwi. Był wściekły i zrozpaczony zarazem. Naprawdę sądził, że teraz kiedy Loki wrócił do Asgardu, kiedy zrozumie swoje błędy, kiedy wszystko sobie wytłumaczą, będzie jak dawniej. Najwyraźniej jednak był bardzo naiwny. Nic nie będzie jak dawniej. Odyn postawił swoje ultimatum, Frigga jak zwykle akceptowała jego decyzję, Thor w swym zaślepieniu znowu niczego nie dostrzegł, a Loki odszedł. Na zawsze.
Thor uderzył pięścią w ścianę, próbując w ten sposób wyładować własną frustrację. Co miał teraz zrobić? Drugi raz pogodzić się ze stratą brata? Zapomnieć definitywnie o jego istnieniu? Uwierzyć, że gdziekolwiek teraz był, nie potrzebował ich wszystkich?
Dopiero kiedy sformułował w myślach to pytanie, zrozumiał, co tak naprawdę go boli. Loki mógł zostać, miał taką możliwość, może nie byłoby to proste, ale z pewnością nie wykraczało poza jego możliwości. Tymczasem on odrzucił tę opcję. Dobrowolnie wybrał banicję, dając im wszystkim, całej swojej rodzinie, jasno do zrozumienia, że nic dla niego nie znaczą. Że Thor nic dla niego nie znaczy.
Młody książę oparł się plecami o drzwi i westchnął ciężko. Powoli gniew go opuszczał, z każdą sekundą czuł jak jego mięśnie się rozluźniają, a serce coraz bardziej zalewa nieprzyjemne otępienie. Cokolwiek myślał, cokolwiek planował, jakiekolwiek miał nadzieje na przyszłość, teraz to nie miało znaczenia. Jego brat odszedł, wyparł się go, wybrał wolność nad więzy rodzinne.
Thor trwał w takim odrętwieniu przez dłuższą chwilę, aż w końcu dopadło go potworne zmęczenie. Z brutalną pewnością zdał sobie sprawę, że jedyne co mu pozostało, to zaakceptować zaistniałą sytuację. Kiedy zdoła się z tym pogodzić? Zapewne nie prędko.
Z wysiłkiem ruszył w stronę łóżka, mając nadzieję, że sen pomoże mu odzyskać równowagę. Wtedy jednak dostrzegł mały przedmiot leżący na pokrywającej łóżko narzucie. Była to niewielka, zdobna, drewniana szkatułka, która z łatwością mieściła się w dłoni. Kiedy podniósł ją delikatnie, od razu wyczuł, że emanowała tak znajomą magią Lokiego. Delikatnie uchylił wieczko. W środku znajdowała się tylko niewielka karteczka.
„Cokolwiek tu włożysz, trafi do mnie"
Głosił napis, skreślony charakterystycznym, starannym pismem maga.
Thor przez dłuższą chwilę wpatrywał się w tajemniczy przedmiot. Zastanawiał się, jakie intencje przyświecały Lokiemu, kiedy go tutaj zostawiał. I choć nie chciał dać się zwieść naiwnej nadziei, gdzieś w głębi jakiś cichy głos podpowiadał, że po prostu jego brat w ten sposób chce pozostać w kontakcie.
Thor położył się na łóżku i jeszcze przez dłuższą chwilę oglądał szkatułkę ozdobioną dziwnymi runami. A potem odłożył ją na nocną szafkę i niemal natychmiast zapadł w sen.
Loki przerzucał kolejne strony opasłego tomiszcza. Elficka biblioteka gościła go od przeszło dwóch tygodni i nie sądził, że opuści ją szybko. Oczywiście nie zamierzał pozostać w Alfheimie na stałe, elfy były trochę zbyt irytujące, a i ryzyko natknięcia się na znajomą twarz zbyt duża. Nim jednak ruszy w dalszą podróż chciał się dobrze przygotować. Powoli w jego umyśle rodził się plan i wizja, jak zamierza spędzić resztę ze swojego nowego życia. Tylko czas pokaże ile uda mu się z tego zrealizować.
Naraz panującą wokół ciszę zakłóciło lekkie kliknięcie. Dźwięk, którego nie spodziewał się raczej usłyszeć. Jednym gestem ręki zmaterializował przed sobą swoją szkatułkę, która stała teraz lekko uchylona, niezawodny znak, że właśnie coś zostało do niej wrzucone.
Kiedy otworzył ją na pełną szerokość, w środku znalazł wielokrotnie złożoną kartkę. Z pewnym wahaniem rozłożył ją, by zobaczyć zamaszyste pismo Thora. List był dość długi, a panujący w nim chaos i brak jakiejkolwiek estetyki wskazywały, że Gromowładny wielokrotnie przerywał pisanie, rozmyślał się i zmieniał zdanie.
Loki wziął głęboki oddech, zanim zagłębił się w lekturę.
„Bracie
nie wiem, czy ten list dotrze do ciebie, niemniej nie mam innego sposobu, by się z tobą skontaktować. A jest wiele rzeczy, które muszę ci powiedzieć. Rzeczy, które nie dają mi spokoju. Przede wszystkim chciałbym cię przeprosić, za moje zachowanie w czasie naszego ostatniego spotkania. Teraz już wiem, że w tamtej chwili nie miałeś żadnych nieczystych intencji, tymczasem ja zachowałem się jak ostatni osioł…"
Loki uśmiechnął się z przekąsem czytając te słowa.
„…Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć jedynie, że byłem wtedy bardzo rozgniewany. Nadal jestem. To co zrobiłeś, tak w Asgardzie, jak i na Ziemi, nie tak łatwo daje się zapomnieć. Jednak staram się, jeśli nie zaakceptować twoje powody, to przynajmniej je zrozumieć.
Tak wiele złych rzeczy się wydarzyło, jednak mimo wszystko miałem nadzieję, że gdy emocje opadną, to wspólnymi siłami uda nam się naprawić to, co zostało zniszczone. Tym bardziej zabolała mnie twoja decyzja o opuszczeniu Asgardu. Naprawdę miałeś tak mało wiary w swoją rodzinę? Naprawdę uważasz, że będzie ci lepiej w jakimś odległym zakamarku Yggadrasila? Nie, nie zamierzam teraz niczego ci wyrzucać. Skoro dokonałeś takiego wyboru, to widać miałeś ku temu powody. Mnie pozostaje to tylko przyjąć do wiadomości.
Zbyt rzadko to robiłem, prawda? Za rzadko próbowałem cokolwiek zrozumieć. W tym na pewno leży moja wina. Może gdybym częściej słuchał, szybciej zauważyłbym, że dzieje się coś złego. Ale zawsze byłem taki pewny siebie i pewny ciebie. W przeszłości nigdy nie dopuściłbym nawet myśli, że to, co o tobie sądzę dalekie jest od rzeczywistości. Wtedy myślałem, że zawsze będziemy stać ramię w ramię, zawsze razem będziemy mierzyć się z wrogami…"
Loki zacisnął zęby, a wcześniejszy uśmiech spełzł z jego twarzy.
„… byłem ślepy i naiwny. Z każdym dniem wyraźniej zdaję sobie z tego sprawę. Obawiam się jednak, że teraz to już nie ma znaczenia. Świadomość moich błędów niczego nie zmieni. Naprawdę chciałbym, żeby wszystko potoczyło się inaczej, ale niestety to nierealne życzenia. Nie zmienimy przeszłości, nie zmażemy ciążących na nas win. Możemy je tylko zaakceptować. Obaj popełniliśmy wiele błędów i sumą tego jest obecna sytuacja. Licytowanie się, kto zawinił bardziej nie da nam nic, prócz nowych pokładów frustracji. Wzajemne oskarżenia prędzej czy później doprowadzą do pogłębienia nienawiści. A tego nie chcę ponad wszystko.
Dawniej wydawało mi się, że wiem, o czym myślisz, jakie są twoje motywacje. Dziś nie jestem już o tym tak przekonany. Może rzeczywiście wszystko poszło za daleko, może odszedłeś, bo nie byłeś w stanie znów traktować nas jak rodziny. Nie wiem. Jeśli jednak, gdzieś w głębi ciebie pozostała jakaś cząstka mojego brata, to wiedz, że mimo ostateczności nakazu ojca, ja nadal uważam cię za członka naszej rodziny i gdziekolwiek zawiedzie cię przeznaczenie, zawsze będę tutaj, gdybyś kiedykolwiek mnie potrzebował. Wiedz również, że nie zamierzam więcej zakłócać twojego spokoju, jeśli twój gniew jest zbyt wielki, wspomnienia zbyt bolesne, to nie będę więcej ingerować w twoje życie i przekonywać do swoich racji.
Szczerze żałuję, że rozstaliśmy się w gniewie, to z pewnością nie powinno tak wyglądać. Dlatego teraz na koniec pragnę dodać jeszcze tylko jedno:
Wybaczam i proszę o wybaczenie.
Thor.
Thor krążył po pokoju. Minęła już ponad godzina, kiedy w końcu zdecydował się zostawić swoją wiadomość w szkatułce. Nie miał oczywiście żadnej pewności, że list dotarł do adresata, choć po następnym uchyleniu wieczka, pudełeczko było puste. Z pewnością kartka zniknęła, a gdzie ostatecznie trafiła, chyba tylko same Norny wiedzą. Thor miał świadomość, że to oczekiwanie jest zgoła bezsensu. Nawet jeśli Loki dostał list, nawet jeśli go przeczytał, wcale nie ma pewności, że cokolwiek odpowie. Równie dobrze mógł go podrzeć w strzępy i zapomnieć o wszystkim. Po prawdzie jednak, brak odpowiedzi również będzie jakąś odpowiedzią, choć akurat tego życzył sobie najmniej.
Przez ponad dwa tygodnie bił się z myślami czy w ogóle powinien cokolwiek pisać, czy powinien wykorzystać ofiarowaną mu szkatułkę. Może Loki wcale nie pragnął się z nim kontaktować, może zostawił tę furtkę tylko na czarną ostateczność. Teraz jednak takie rozważania nie miały już sensu. Klamka zapadła i Thor nie miał już wpływu na dalszy bieg wydarzeń. Teraz pozostało mu już tylko cze…
Ciche kliknięcie wybiło go natychmiast z rozmyślań. Spojrzał na szkatułkę, która stała na biurku z lekko uchylonym wieczkiem. Thor podszedł bliżej i nieco drżącą ręką wyjął z środka małą karteczkę. Widniało na niej tylko jedno zdanie.
„Wybaczam i proszę o wybaczenie."
Thor usiadł na stojącym obok krześle i przez dłuższą chwilę patrzył na te kilka słów. To było tak niewiele, ale mimo to Gromowładny uśmiechnął się przelotnie. Gdziekolwiek teraz Loki był, wciąż pozostawał jego bratem.
Koniec części pierwszej.
Tak też dotarliśmy do końca pierwszego rozdziału tej historii, która w sumie mogła by robić za one-shot, ale ja mam zbyt wielkie zacięcie grafomańskie żeby tak to zostawić.
W tym miejscu chciałam powiedzieć, że pomysł na tego fika pojawił się po obejrzeniu Ragnaroka, a konkretnie w scenie, gdzie Odyn przyznaje, że kocha obu swoich synów. Wtedy też pomyślałam, że (w odróżnieniu od wersji mitologicznej) filmowy Wszechojciec raczej nigdy nie skazałby Lokiego na wieczne męki. Raczej sam umęczony był wszystkimi bolesnymi wydarzeniami, jakie miały miejsce w kolejnych filmach. Ogólnie nawiązań do Ragnaroka będzie jeszcze całkiem sporo, choć absolutnie nie będą one kanoniczne.
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.
Follow pozwoli wam posiedzieć w pałacowych ogrodach wraz z Friggą i Loki, dzięki zostawieniu komentarza otrzymacie szkatułkę do kontaktowania się z Odinsonami. (genialny pomysł bezczelnie zerżnięty przeze mnie z naprawdę fajnego fika "Stone of command" ;) ).
