- Co wy sobie wyobrażacie do cholery? Banda tępych idiotów, skretyniałych nierobów latających w przeciwną stronę niż piłka. Ty, Daiki, to nawet nie latasz! Tylko oczy ci do gołych cycków lecą. Od godziny próbuję…

Akashi rozpoczął tyradę, z rozmachem wymachując nożyczkami, tak, że pozostała trójka uznała, że najbardziej dyplomatycznym rozwiązaniem będzie schowanie się za plecami Murasakibary, który nic sobie nie robił z krzyków kapitana, z zapamiętaniem zajadając się cukierkami, których napchał do kieszeni przed treningiem. Pomińmy Tetsu, który z miną niewiniątka stał grzecznie obok Wielkoluda, jak jakaś parodia uczniaka, próbującego wtopić się w tablicę. Całkiem nieźle mu to szło, ale nawet on przezornie ocenił zasięg migających, czerwonych nożyczek.

- Aominecchi, nie da się czegoś z tym zrobić? Mówiłem, żebyś nie czytał tych gazet. Idź i go przeproś. – Kise, żeby zaakcentować wagę swoich słów, dźgnął go palcem pod żebra.

Daiki zmierzył go wzrokiem jasno sugerującym, że blond wżera mu się w mózg.

- Mowy nawet nie ma! To co mam, dobrze mi służy. I zamierzam to dziś wykorzystać – podkreślił dobitnie.

Kise spłonił się i schował twarz w jego koszulce. Pachniała płynem do płukania, bo Aomine skierował się prosto do materaca, kiedy wszedł na salę. I perfumami.

- Idiota.

- Licz się ze słowami, bo do wieczora jeszcze sobie nagrabisz.

I Kise rzeczywiście posłusznie zamilkł, bo i bez tego…no… Lepiej było po prostu siedzieć cicho.

Jedynym komentarzem ze strony Midorimy było wymamrotanie czegoś o amatorach, nie potrafiących odczytać horoskopu. Sam miał na nadgarstku różową gumkę z motylem – ale za plecami kolego się chował.

A Murasakibara… Murasakibara ściągnął brwi i jeszcze raz dokładnie sprawdził kieszeń. Skończyły mu się cukierki. W obydwu kieszeniach. Westchnął ciężko i nagle reszta drużyny została pozbawiona żywej dwumetrowej osłony.

Kise mrugał zdezorientowany. Daiki nieprzyzwoicie rechotał. Midorima pokiwał głową z aprobatą.

Czerwone nożyczki mignęły w powietrzu ostatni raz i zajęły miejsce słodyczy. Murasakibara bezceremonialnie przerzucił sobie Akashiego przez ramię, nie zważając na obelgi i groźby śmierci lecące pod jego adresem szybciej, niż zdołałby powiedzieć impertynencja.

- Co ty sobie wyobrażasz. Postaw. Mnie. Już. Zabiję. Potnę. Zafunduję wam jutro taki trening, że… - jego ciosy bynajmniej nie robiły wrażenia na górze mięśni i słodyczowego amoku.

- Idziemy do sklepu. – Skwitował krótko Murasakibara.

- Idziemy do mnie, Kise. – Dorzucił Aomine, kiedy zniknęli za drzwiami. Przekleństwa Akashiego jeszcze długo niosły się korytarzem.

- Też mnie wyniesiesz ? – przymilił się na pół kpiąco na pół z rozbawieniem.

- A żebyś wiedział. Pieprzona księżniczka- wymruczał do siebie, a potem dodał – Sam tego chciałeś.

Dla odmiany, teraz korytarzem niósł się śmiech, w pewnych momentach niepokojąco przypominający jęki. No cóż, Aomine wiedział jak obchodzić się z krnąbrnymi księżniczkami.

Midorima wyszedł w ciszy. Nie dziwcie się, też bylibyście cicho, gdybyście mieli różowego motyla na ręce.

Tylko Kuroko stał dalej w tym samym miejscu i zastanawiał się. No bo skoro to ta opanowana strona zwykle jest górą, to co? Że niby on nią będzie ?

A gdzieś tam w Ameryce- w błogiej nieświadomości, Kagami właśnie kichał.