- Kurokocchi, boję się..- zawył zrozpaczony Kise, stojąc przed bramą główną liceum, w którym począwszy od dnia dzisiejszego miał przechodzić najgorsze katusze, usiłując nauczyć nieprzyswajających wiedzy licealistów, czegokolwiek w zakresie biologii. Ilekroć zastanawiał się nad tym dlaczego wybrał sobie akurat taki zawód, nie potrafił znaleźć sensownej odpowiedzi. Chyba był skończonym idiotą.
- Nie powinieneś martwić się na zapas, Kise-kun, co ma być to będzie.- odparł ze spokojem Kuroko.
Co chwilę mijały ich grupki głośnych nastolatków, zmierzających na uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego, nawet nie zwracali na ich najmniejszej uwagi, całkowicie pochłonięci żywą rozmową. Każdy. Bez wyjątku.
- My też tak wyglądaliśmy kiedyś?- mruknął pod nosem, czując jak po plecach przebiegają go całkowicie nieprzyjemne dreszcze, po czym dodał już nieco głośniej.- Czuję się jak intruz.
- W ich oczach faktycznie możesz nim być.- stwierdził bezdusznie Tetsuya, patrząc w kierunku liceum, jednak dosyć szybko w pobliżu rozległy się podniecone szepty, więc zwrócił uwagę na wskazujące palcami blondyna dziewczyny.- Albo i nie. Kto to wie?
- Nie pomagasz, Kurokocchi..
Kise czuł, jak uginają się pod nim kolana i marzył tylko o tym, żeby nie musieć ostatecznie wchodzić do środka, nawet jeśli miałoby to grozić utratą przytomności. Starał się odwlekać moment sądu najdłużej jak się dało, choć przecież nie mógł robić tego w nieskończoność.
- Powiedz mi..- zaczął, zwracając się do przyjaciela.- Jak ty radzisz sobie z uczniami?
- Kise-kun, jestem wychowawcą w przedszkolu, mam do czynienia z dziećmi.- sprostował po raz kolejny już tego dnia Kuroko, jednak nie wydawał się być poirytowany, odpowiadając znowu na to samo pytanie. Właściwie to wyraz jego twarzy nie zdradzał zupełnie nic.
- A to według ciebie nie są dzieci?- zaczynała boleć go głowa i nerwowo spoglądał na zegarek. Została mu już tylko chwila.. I nie miał pojęcia co by zrobił, gdyby Tetsuya nie zgodził się pójść z nim, dla wsparcia.
- Myślę, że ty w ich wieku nie uważałeś siebie za dziecko.
Fakt. Może nie uważał się za przesadnie dojrzałego, ale nie zachowywał się też jak dziecko. Właściwie, idąc do liceum, zaczął pomału wkraczać w dorosłe życie, nawet jeśli ta myśl starała się nie zaprzątać jego głowy.
- No dobra, masz rację, Kurokocchi..- w geście poddania rozłożył ręce.- Zresztą! Masz rację, co ma być, to będzie. Nie mogę się przecież na wstępnie tak negatywnie nastawiać!- zawołał, bardziej próbując przekonać siebie samego, niż przyjaciela, ale ten zdawał się nie zwrócić na to uwagi.
- Jeśli nie przeżyjesz, to obiecuję, że przyjdę na twój pogrzeb.- odparł Tetsuya, wbijając tym samym nóż w wystarczająco już krwawiące serce.- Muszę iść, przedszkole jest już otwarte.
I odszedł, machając blondynowi na pożegnanie, który momentalnie stracił kolory i zyskał na bladości.
- Weź się w garść, Ryouta. Dasz radę.- mruknął do siebie pod nosem i wziął głęboki wdech. Ignorując całkowicie szepty dotyczące jego osoby ze strony uczennic i świdrujące spojrzenia, ruszył w stronę głównych drzwi- nie był do końca pewien czy uczucie, które nim zawładnęło, to była pewność siebie, czy wola przetrwania.
Przemowa dyrektora nawet dla blondyna wydawała się być o wiele za długa i strasznie nudna. Głównie skupiła się na sprawach czysto organizacyjnych, z małą, krótką odskocznią, kiedy to gratulowano pierwszakom dostania się do szkoły średniej i życzono im owocnej nauki.
-...na sam koniec pragnę przedstawić nowego nauczyciela. Pan Kise Ryouta będzie uczył biologii i przejmie trzecią klasę po profesorze Matsumoto, który z powodów zdrowotnych był zmuszony do przejścia już na emeryturę. Przyjmijcie go ciepło.- oznajmił dyrektor, a mężczyzna poczuł się strasznie głupio, kiedy musiał wstać i zaprezentować się całej szkole. W tym momencie rozległy się szepty, zakłócające spokój, głównie ze strony dziewcząt, czemu akurat nie trzeba było się dziwić. Przełknął głośno ślinę.
W co ja się wpakowałem?, pomyślał, próbując poluzować krawat, bo nagle zrobiło mu się duszno, kiedy dyrektor dodał, żeby uczniowie rozeszli się do swoich klas. Ostatnią i najgorszą rzeczą, jaką musiał przejść jeszcze tego dnia, było spotkanie z uczniami. Jako, że była to ostatnia klasa, istniały dwie opcje. Albo okażą się być poukładanymi ludźmi, albo na każdym kroku będą podważać jego autorytetem, uznając, że jest za młody, by czegokolwiek ich nauczyć. W końcu dopiero co skończył studia.
Wziął kilka głębokich wdechów, poprawił marynarkę i z wesołym uśmiechem wszedł do środka, usiłując nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest zdenerwowany. Dobra mina do złej gry.
- Dzień dobry, jak już wiecie, nazywam się Kise Ryouta i od dzisiaj będę zarówno waszym nowym wychowawcą, jak i nauczycielem biologii.- powiedział ze spokojem, którego w rzeczywistości cholernie mu brakowało, ale całkiem nieźle to maskował.- Mam nadzieję, że będzie nam się razem dobrze współpracowało.
O dziwo, nie przyjęli go w żaden brutalny sposób, ani nie został obrażony, ani wyśmiany, ani tym bardziej pożarty. Poczuł przypływ ulgi, choć wiedział, że nie może jeszcze spoczywać na laurach, bo nigdy nie wiadomo na jaki przypadek można trafić. I właściwie to niewiele się pomylił, bo gdy tylko zaczął sprawdzać obecność, już na samym początku trafił na taki właśnie przypadek.
- Aomine Daiki? Nie ma go?- spytał, rozglądając się po sali. Nie znał jeszcze żadnych twarzy, więc musiał zdać się na uczniów.
- Jest..- powiedziała szeptem dziewczyna z pierwszego rzędu i obejrzała się do tyłu, nie mając jednak już odwagi wskazać palcem. Dopiero teraz blondyn zauważył śpiącego w ostatniej ławce, pod oknem ciemnoskórego chłopaka. I szczerze się zirytował.
Podszedł od razu, stając nad jego ławką i skrzyżował ręce na piersi. Przez krótką chwilę stał tak, przyglądając się uczniowi, z cichą nadzieją, że obudzi się sam, jednak to nie nastąpiło. Uderzył więc teczką w ławkę.
- Wstawaj.- powiedział, widząc przebudzającego się chłopaka. Nie chciał być dla nikogo surowy, ale nie mógł też nikomu pozwolić na to, żeby spał sobie na lekcjach.
- Bo?- burknął uczeń, podnosząc się minimalnie i spojrzał na niego beznamiętnie.
Bezczelny.
- Bo to liceum, a nie przedszkole.- oznajmił Kise, w duchu dumny z samego siebie, że zdobył się na taki akt odwagi.
W odpowiedzi usłyszał złośliwy śmiech i zobaczył jak usta Aomine wykrzywiają się w paskudnym uśmiechu. No to pięknie.
- Nudzi się pan w życiu?- spytał chłopak, w ogóle nie przejmując kolegami i koleżankami z klasy, a nawet tym jakie konsekwencje może pociągnąć za sobą jego zachowanie.
- Proszę?- Ryouta spojrzał na niego ze zdziwieniem.- Po pierwsze nie rozumiem co to ma do rzeczy, a po drugie, sądzę, że w najmniejszym stopniu nie powinno cię to interesować.
- Doprawdy? Więc chyba czas to zmienić.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele.
- A jeśli sobie pozwolę? To co wtedy?
Kise kompletnie nie wiedział o czym ten może mówić, ale miał strasznie złe przeczucia, że to może być początek wielkiej wojny, z której tylko jeden z nich wyjdzie bez szwanku.
Mogąc w końcu opuścić tę przerażającą szkołę, blondyn poczuł ogromną uglę- przynajmniej tymczasowo, bo następnego dnia ta katorga czekała go od nowa. Nigdy nie przeszkadzały mu tłumy, właściwie to zawsze otaczany był przez masę ludzi, jednak kiedy zdecydował się zostać nauczycielem.. Właśnie, dlaczego w ogóle się na to zdecydował? Chyba tylko po to, żeby móc dłużej poczuć się młodym, będąc otaczanym przez młodych ludzi. No i miał co chciał, uciążliwego gówniarza na plecach już pierwszego dnia.
Nagle wesoła melodyjka zagrała w jego kieszeni i od razu odebrał telefon z wielkim szczęściem w głosie.
- Kasamatsu, tak bardzo się cieszę, że dzwonisz!
- Jak tam pierwszy dzień w pracy? Idę o zakład, że już otaczają cię tłumy zakochanych licealistek.
- Nie zauważyłem, żeby tak było..- mruknął Ryouta, zastanawiając się chwilę nad słowami przyjaciela, jednak w rzeczywistości faktycznie co chwilę któraś zerkała z rozmarzeniem w jego stronę.- To chyba najgorszy dzień w moim życiu.
- Aż tak tragicznie? Może spotkamy się na kawie i mi opowiesz?- w słuchawce rozległ się krótki śmiech Kasamatsu.
- Chętnie. Za pół godziny mogę być pod twoim biurem, pasuje ci?
- Idealnie.
-...no i mówię ci, gdyby Kurokocchi nie poszedł ze mną, chyba umarłym po drodze. Chcę mu się jakoś odwdzięczyć.- westchnął głęboko Kise. Naprawdę ten dzień był dla niego wyczerpujący psychicznie i wolał nie myśleć o tym, że to dopiero początek.
- Gdybyś poprosił mnie, ja też mógłbym z tobą pójść, Ryouta.- powiedział Kasamatsu, podpierając brodę na dłoni i z uwagą przyglądał się przyjacielowi.
- Nie chciałem zawracać ci głowy, a Kurokocchi i tak miał po drodze.- Kise zaśmiał się, machając szybko dłonią przed swoją twarzą, zupełnie jakby chciał tym samym potwierdzić wiarygodność swoich słów.
- Przecież wiesz, że nigdy nie zawracasz mi głowy, lubię spędzać z tobą czas.- starszy z mężczyzn wzruszył ramionami i sięgnął po filiżankę, by zaraz upić łyk kawy.
- Jesteś taki miły Kasamatsu, aż niedowierzam, kiedy pomyślę, że kiedyś byłeś taki surowy i przerażający!
- Sądzę, że surowy jestem dalej, ale.. Przerażający? To raczej nie był komplement.- Yukio uśmiechnął się lekko, kręcąc przy tym głową.
Przyjaźnili się od czasów liceum, grali nawet przez rok razem w klubie koszykarskim, a pomimo tego, że Kasamatsu skończył szkołę, ich kontakt wcale się nie urwał- wręcz przeciwnie, spotykali się chyba nawet częściej niż kiedy chodzili razem do szkoły, a więź ich łącząca stała się zdecydowanie trwalsza.
- Wybacz, nie chciałem, żebyś to źle odebrał.- Kise odwzajemnił jego uśmiech, drapiąc się z tyłu głowy.
- Lepiej mi powiedz o co chodzi z tym dzieciakiem z twojej klasy.- zagadnął zainteresowany mężczyzna, machając do kelnerki, żeby przyniosła jeszcze po kawałku ciasta czekoladowego.
- Huh, i po co mi o nim przypominałeś.. Właściwie to wydaje się być strasznie problematyczny. Zasnął na lekcji organizacyjnej, a kiedy kazałem mu wstawać, to zaczął gadać coś durnego na temat tego czy nudzi mi się w życiu.- powiedział blondyn z takim przejęciem, że aż musiał zapić je kawą i zagryźć ostatnim kawałkiem ciasta, nim kelnerka przyniosła następne.- Jak myślisz? Wypowiedział mi wojnę?
- Pewnie to tylko szczeniackie gadanie, którym nie powinieneś się przejmować, Ryouta. Co taki dzieciak niby może ci zrobić?
- Nie wiem, i właśnie to jest najgorsze! Ale nie wygląda w żadnym wypadku na przyjemnego typa.- blondyn poczuł, jak na samą myśl, o tamtym paskudnym uśmiechu i bezczelnym tonie, przebiegają go dreszcze. Jeśli tak miałby wyglądać jego następny cały rok, już chyba wolałby samemu wykopać sobie grób.
- Jakby cię gnębił, to daj mi znać, a ja się z nim rozprawię.- powiedział Kasamatsu z powagą, co nieco zbiło Kise z tropu.
- Nie, no co ty. Nie mógłbym prosić cię o coś tak niedorzecznego.- wysilił się na cichy śmiech i postanowił zmienić temat. Nie miał zamiaru toczyć dłużej rozmowy o chłopaku, przez którego niemalże dostawał mdłości.- Jak tam w ogóle u ciebie w pracy? Ostatnio nic o niej nie wspominałeś.
- Nic nie mów. Mamy nowego stażystę, który co chwilę coś spieprza, a później przez pół dnia przeprasza za to, że żyje.
Kise przez chwilę przyglądał się przyjacielowi, marszcząc brwi, by w końcu jego twarz zaczęła stopnio łagodnieć, a z ust wydobył się wesoły śmiech.
- Nie ma czego zazdrościć, wierz mi.- dodał jeszcze Yukio, widząc reakcję blondyna.- Jeszcze raz mnie za coś przeprosi, a naprawdę mu przywalę.
- Chyba faktycznie niewiele się zmieniłeś, Kasamatsu!
Młody nauczyciel dotarł do domu dopiero późnym wieczorem. Bawił się naprawdę świetnie i zdążył zapomnieć na chwilę o tym, że następnego dnia czeka go kolejne starcie z ciemnoskórym chłopakiem. Albo Aomine faktycznie tylko się popisywał przed klasą, albo zamierzał zrobić z niego swoją ofiarę- a na to nie miał zamiaru mu pozwolić.
Wszystko będzie dobrze, Ryouta., pomyślał, leniwymi ruchami zrzucając z siebie ubrania. Rzucił się na łóżku i wtulił twarz w miękką poduszkę, nie orientując się nawet, kiedy pogrążył się we śnie.
