Tytuł: Terapia, czyli zemsta
Autor: Ta O Zbyt Wielu Nickach
Ostrzeżenia: Snarry, które kanonu na oczy nie widziało.
Oczywiście bohaterowie nie są moi, ja jedynie ich wypożyczam.
Rozdział pierwszy, czyli wtedy, kiedy wydarzenia przyjmują niespodziewany obrót.
Harry Potter był tego dnia w wyjątkowo złym humorze. Nie dość, że rano zabrakło mu cukru i musiał wypić gorzką herbatę, to jeszcze w środku drogi do pracy popsuł mu się samochód.
Zanim pomoc dojechała zaczął padać deszcz. Kompletnie przemoczony dotarł na przystanek. Westchnął. Po raz kolejny spóźni się do pracy, a tu w mugolskim świecie, gdzie jego tytuł Wybawiciela Czarodziejskiego Świata nic nie znaczył nie mógł liczyć na pobłażliwość pracodawcy. Znowu westchnął. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej. Wszystko go nużyło. W sumie nic dziwnego, że po walkach z bazyliszkami, smokami, dementorami i Voldemortem zwykła praca psychologa wydawała mu się nudna.
Żeby chociaż rozmawiał z jakimiś seryjnymi mordercami albo genialnymi szaleńcami! Ale nie, on musiał zajmować się znerwicowanymi kobietami, które nieustannie martwią się o wierność swoich mężów oraz pracoholikami, nie mającymi czasu dla rodzin. Jedyną jasną stroną tej pracy było to, że był anonimowy.
Spóźniony prawie o godzinę w końcu dotarł na miejsce.
- Hej Kate - przywitał się z sekretarką .
- Witaj Harry - odpowiedziała z zalotnym uśmiechem - szef nie jest zadowolony z tego, że kolejny raz się spóźniłeś - dodała.
- Tym razem to nie moja wina – mruknął pod nosem.
- Tym razem? - zaśmiała się dźwięcznie - No dobra leć już, bo jakiś dziwaczny facet czeka u ciebie w gabinecie. Mówię ci, prawdziwy oryginał. Zresztą sam zobaczysz.
Harry zaintrygowany ruszył w stronę gabinetu. Dziwaczny facet- pomyślał - może wreszcie coś go oderwie od tej wszechogarniającej nudy. Otworzył drzwi i stanął jak wryty, ponieważ w jego gabinecie, siedział nie kto inny tylko sam wielki Albus Dumbledore.
Co prawda w garniturze w panterkę, krawatem w bałwanki i brodą zaplecioną w warkocz, ale to wciąż był on - najpotężniejszy czarodziej od czasów Merlina.
- Dyrektor... co pan tutaj robi?
- Witaj Harry - odpowiedział bez cienia zmieszania Dumledore.
- Jak mnie pan tutaj znalazł? - zapytał ostro - przecież...
- Och mój chłopcze, to najzupełniejszy przypadek.
Potter spojrzał na niego sceptycznie.
- Zaręczam ci Harry, że uszanowałem twoją prośbę o nieingerowanie w twoje życie po wojnie i nie szukałem cię. Po prostu Rada Nadzorcza chce, abym zwolnił jednego z moich pracowników ze względu na niepedagogiczne postępowanie z uczniami i…
- I co ja mam do tego?
- Otóż – kontynuował niezrażony dyrektor - udało mi się wywalczyć to, że jeśli zachowanie tego konkretnego nauczyciela poprawi się w ciągu najbliższych trzech miesięcy, będzie on mógł zachować posadę. Postanowiłem umówić go z mugolskim psychologiem. Przyszedłem tutaj i polecono mi ciebie. Oto cała historia - skończył dyrektor.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć w takie przypadki. W końcu całe moje życie było podyktowane przez przepowiednie wygłoszoną przez starą wariatkę – powiedział z przekąsem. - No, ale skoro i tak nie odwiodę pana od pańskiego planu... Jak nazywa się mój przyszły pacjent? - zapytał choć miał przeczucie, że już zna odpowiedź dyrektora. Tylko jedno nazwisko przychodziło mu do głowy, dlatego na jego twarzy nie ukazał się nawet cień zaskoczenia, gdy Dumbledore powiedział:
- To Severus Snape.
