- Crowley! Mam tego powyżej uszu!
Wbiegłam do jego gabinetu, trzaskając drzwiami. Król Piekła siedział w czarnym skórzanym fotelu, obowiązkowo ze szklanką szkockiej w dłoni. Rzuciłam w niego ochłapem mięsa, który trzymałam w dłoni. Stworzył malowniczy, krwawy ślad na obiciu mebla. Crowleyowi nie drgnęła nawet powieka.
- Słucham, moja droga – powiedział powoli.
- Naucz twoje piekielne zwierzaki porządku! - wydarłam się. - Robią raban, syf, rzygają mi na dywan, i jeszcze przynoszą, cholera, prezenty! - wskazałam na kawał surowego mięsa, z którym przyszłam i wytarłam ręce w spodnie.
- Złotko, krzyczysz właśnie na swojego króla. Pamiętaj, że...
- A ty pamiętaj – weszłam mu w słowo, podchodząc bliżej i chwytając go za krawat. - Że mężczyzna jest głową rodziny, ale kobieta jest szyją, która tą głową kręci. Capiche?
- Nie ruszają mnie twoje groźby – poinformował mnie i wskazał na mięso. - Ale tym smacznym kąskiem mógłby się ktoś zająć.
Gwizdnął przeciągle, i przez podwójne drzwi wpadła Juliet, ogromny ogar z połyskującą ciemnogranatową sierścią i czerwonymi oczami. Momentalnie zwęszyła mięso, pożarła w mgnieniu oka i położyła łeb na kolanach Crowleya, bardzo zadowolona. Pogłaskał ją po głowie.
- Moja najdroższa – zwrócił się do mnie niskim, wibrującym głosem. Westchnęłam, czując, że opuszcza mnie bojowy nastrój. Nie mogłam nic poradzić na to, że Crowley działał na mnie jak na żadnego innego demona. - Jak można nie wybaczyć wszystkiego takim słodkościom?
Przyciągnął mnie do siebie i musnął ustami moje wargi. Westchnęłam i usiadłam na niezajętym przez łeb psa kolanie Crowleya. Juliet wspięła się na przednie łapy i polizała mnie po policzku. Poczochrałam ją za uchem, zrezygnowana, i pocałowałam w zimny, wilgotny nos. Kochałam piekielne ogary.
