Odgłos uderzenia i następujące po nim przekleństwo przetoczyły się przez mieszkanie, dotychczas ogarnięte ciszą. Zdziwiony John przerwał opisywanie ostatniej sprawy, która nawiasem mówiąc, była jedną z najdziwniejszych (morderca w kostiumie Kaczora Donalda, no proszę, jaki to ma sens). Jednak nie słysząc więcej niepokojących dźwięków, wrócił do swojego zajęcia. Nie na długo, bo stukot i najróżniejsze wyzwiska skłoniły doktora do zainteresowania się, co do diabła robi Sherlock. Ostrożnie zajrzał do salonu. Trafił na idealny moment – laptop Sherlocka właśnie zatoczył piękny łuk w powietrzu i uderzył o ścianę. A właściciel zniszczonego sprzętu omiótł chmurnym spojrzeniem pokój i obrażony skulił się na kanapie.

- Sherlock?

Żadnego odzewu. No jasne, czego John się spodziewał? Bo chyba nie tego, że jego współlokator z własnej, nieprzymuszonej woli wyjaśni mu, dlaczego rzucił laptopem o ścianę. Pewnie dla sprawdzenia ilości wypadniętych śrubek. Albo, jaki będzie układ linii na pękniętym ekranie.

- Sherlock? Czy mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego rzucasz swoim, na szczęście, laptopem po pokoju? Dla dobra nauki?

Loki na czuprynie Holmesa podskoczyły i ich właściciel błyskawicznie podniósł się do pozycji siedzącej. Spojrzał na Johna z rozpaczą i zaczął wypowiadać słowa z szybkością karabinu maszynowego.

- Cztery lata. Kupiłem go cztery lata temu a on ni z tego ni z owego się zepsuł. I nim rzuciłem ze złości. Teraz każdy sprzęt to złom. Żeby zaoszczędzić, montują w laptopach stare, zepsute części. Ale nie, ja się na to nie nabiorę! Nie oszukają mnie, ja już dobrze wiem, co..… - Narzekał dalej Sherlock.

A Watson tylko uśmiechnął się, usiadł w fotelu i błagał siły wyższe o cierpliwość. Zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo mu się przyda.


- Joooooohn… John!

- Sherlock, proszę, nie narzekaj, tylko wybieraj tego pieprzonego laptopa.

- Ale John, tu nie ma takiego, jakiego bym chciał.

- A jakiego byś chciał?

- Nie wiem.

Watson zamknął oczy i wetchnął tak, jak może tylko westchnąć człowiek umęczony i na skraju cierpliwości. Od dwóch godzin jeździli od sklepu do sklepu i szukali komputera. John nawet w najgorszych przypuszczeniach nie myślał, że może być tak źle.

- Dzień dobry, może w czymś pomóc? Czego panowie szukają? – rozległ się zmęczony, lecz uprzejmy głos.

- Dzień dobry. – Przywitał się Holmes podejrzanie uprzejmie. – szukamy laptopa, głównie przeznaczonego do pracy i Internetu.

- Jakie parametry by panu odpowiadały?

- Chcę tylko, by w laptopie były nowe części i nie zepsuł się jak ten, który kupiłem cztery lata temu! Wie pan, gdzie go kupiłem? Właśnie u was. A jak tam pana żona? Dobrze bawi się z listonoszem? Jakie to trywialne, właśnie z przedstawicielem tego zawodu są nawiązywane najczęściej romanse. Albo z pracownikami w miejscu pracy. O proszę, co za zbieg okoliczności, więc wie pan coś o tym? Nadal spotykacie się w tym ciasnym schowku na mopy? A kochanek pańskiej żony pewnie chowa się w szafie. Nuda!

- Sherlock wystarczy, bardzo pana przepraszam. – Watson pociągnął przyjaciela do wyjścia, zanim pracownik sklepu dałby mu w pysk.

- John, dlaczego mi przerwałeś? Miałem mu jeszcze dużo do powiedzenia.

- Nie wątpię, ale nie mam ochoty po raz kolejny Cię ratować. Co powiesz na to, że ty wrócisz do domu, a ja kupię ci laptopa?

Sherlock wyglądał jakby wygrał na loterii.

-Dziękuję. Tylko wybierz takiego, który będzie mi odpowiadał. Ty wiesz, jakiego.

- Tak, wiem. – doktor uśmiechnął się do niego.


Jak tylko John zobaczył tego notebooka, wiedział, że musi go kupić. On osobiście jest nim zachwycony. Po tygodniu nawet Sherlock przyzwyczaił się do swojego nowego sprzętu i zaczął patrzeć na niego przychylniejszym okiem. Lecz jeszcze przez dwa miesiące Watson musiał wysłuchiwać narzekań.

- Naprawdę John? Musiałeś kupić różowego laptopa?