Część 1
Młody, blondwłosy mężczyzna siedział na ławce w parku, przeglądając poranną gazetę. Jego wzrok zatrzymał się na interesującym ogłoszeniu:
„Trzech chłopaków poszukuje współlokatora do mieszkania dwupokojowego, mamy jedno wolne miejsce w pokoju dwu osobowym." Mieszkanie blisko centrum. Jeśli lubisz studencki klimat zadzwoń.
Więcej informacji pod numerem: 979088456"
„Może powinienem to sprawdzić? Fajnie by było mieszkać z kimś innym, zawsze to taniej niż wynajmowanie samemu małego mieszkanka." Mężczyzna wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego. Zaciągnął się i wypuścił strugę dymu z ust. „Ech, muszę tam zadzwonić i spytać gdzie to jest." Sięgnął do drugiej kieszeni spodni i wyciągnął czarną Nokie. Na następny dzień był już umówiony z jednym z twórców ogłoszenia. Mieli się spotkać przed knajpką, by zaprowadzić go na miejsce.
- Cześć! - Już z daleka zaczął wołać go jakiś czarnowłosy chłopak. – Ty jesteś Sanji?!
-Tak. - Odpowiedział przyglądając się zdyszanemu chłopakowi. – Ty pewnie jesteś Luffy?
- Nom. Przepraszam za spóźnienie. Długo czekasz?
- Nie, dopiero przyszedłem. Pokażesz mi mieszkanie?
- Tak, shishi… - Zachichotał. - W końcu po to przyszedłem. Chodźmy! – Machnął na blondyna, by ten poszedł za nim. – Studiujesz? Przez telefon, mówiłeś o szkole, więc podejrzewam, że to studia.
- Tak, studiuję gastronomie. Mam nadzieję, że to mieszkanie nie jest tak daleko stąd.
- Gastronomie!? A to świetnie! - Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha, jakby nie mógł doczekać się kulinarnych zdolności Sanjiego. – Nie, nie jest daleko, w sumie to stąd widać już mój pokój. Patrz! - Luffy wskazał na blok znajdujący się na przeciwnej stronie ulicy. - To drugie okno po prawej! Shishishi! Czyli chyba niedaleko. - Uśmiechnął się w stronę Sanjiego i zatrzymali się na pasach. Sanji wyciągnął paczkę papierosów. - Chcesz?
- Nie dzięki, to brzydki nawyk.
- Ach , no dobra… Nie będzie ci przeszkadzało jeśli ja zapalę?
- Nie, ani trochę.
Sanji obserwował chłopaka. Prawdopodobnie był młodszy od niego, ale miał coś co powodowało, że nie chciałby go mieć za wroga.
- Emm, powiedz, kto jeszcze tam mieszka? – Spytał.
– Jest jeszcze dwóch chłopaków, Usopp i Zoro. Naprawdę pozytywni kolesie. Zoro całymi dniami śpi, ale jak jest potrzebny to zrobi co trzeba natomiast Usopp to taka złota rączka. Zrobi wszystko, przynajmniej tak mu się wydaje, ale tak naprawdę nie zawsze mu to wychodzi. – Luffy uśmiechnął się, tak jakby cieszył się, że ma takich kolegów. W końcu nie zawsze dobrze się żyje w towarzystwie obcych osób. - Wiesz, polubisz ich, są naprawdę niesamowici!
- Tak, wierzę. – Luffy wraz z Sanjim stanęli przed drzwiami do mieszkania.
- Kurde, gdzie ja włożyłem te klucze? - Luffy przeszukiwał wszystkie możliwe kieszenie jakie były w jego ubraniach. Po chwili przeszukiwań wrzasnął w kierunku drzwi. – Oi! Zoro! Jesteś tam!? Otwórz drzwi! Przyprowadziłem go! – Za drzwiami dało się słyszeć szuranie, jakby ktoś ciągnął nogi za sobą w kierunku drzwi.
- Już idę! - Dało się słyszeć za drzwiami. – Znowu nie wziąłeś kluczy!? Obudziłeś mnie. – W pewnym momencie Sanji wraz z Luffy'm usłyszeli dźwięk zamka, a przed ich oczami stanął, ledwo żywy, Zoro. – Znowu mnie obudziłeś, kretynie! Na przyszłość bierz klucze ze sobą.
– Dobrze, dobrze, przepraszam. – Odrzekł Luffy i wszedł do środka, jednocześnie sygnalizując ręką Sanjiemu, żeby też wszedł. - A więc… - Luffy popatrzył w stronę Zoro. – To jest Sanji, nasz nowy współlokator. – Wskazał na Sanjiego, a następnie na Zoro. – A ten zombie to Zoro. Wygląda strasznie, ale jest całkiem porządku.
- Luffy! – Zoro krzyknął na Luffy'ego z oburzeniem.
Luffy ignorując to, machnął na Sanjiego by za nim poszedł. Otworzył drzwi do pokoju
– Tutaj jest pokój, w którym będziesz spał. Tam jest łazienka, a tu kuchnia. – Sanji chwilę łaził za Luffy'm po mieszkaniu. Oglądając każdy, nawet zbędny zakamarek mieszkania.
- Emm, Luffy… - Sanji spytał niepewnie. – Mówiłeś, że mój pokój jest dwuosobowy, z kim będę go dzielił?
- Z Zoro. - Odparł z uśmiechem na ustach. Sanji odwrócił się by spojrzeć na leżącego na kanapie Roronoe.
– Chcesz mi powiedzieć, że będę w pokoju z tym zielonym zombie!?
- Ej! Kogo nazywasz zielonym zombie?! Popatrz na siebie… brewko! – Niedługo trzeba było by dłoń Zoro znalazła się na szyi Sanjiego, a but Sanjiego odcisnął się na białej koszulce Zoro. Luffy przyglądał się małym przepychankom dwóch jego kolegów. Po chwili stanął między nimi i zwrócił się do Sanjiego.
- O! Widzę, że się polubiliście. To co Sanji, będziesz tu mieszkał?
- Nie! - Krzyknął Zoro na całe pomieszczenie. Sanji natomiast podrapał się po głowie.
– Nie mam większego wyboru!
- Kiedy się chcesz wprowadzić? – Spytał Luffy, jednocześnie ignorując mamroczącego Zoro.
- Jutro rano kończy mi się umowa wynajmu poprzedniego mieszkania. – Odparł Sanji.
-Dobra! – Krzyknął Luffy podnosząc ręce do góry. – W takim razie do jutra! – Luffy uśmiechnął się od ucha do ucha, a Sanji spojrzał na poirytowanego Zoro.
– A co z Tobą? – Spytał. – Zgodzisz się na nowego współlokatora? – Zoro podrapał się po głowie jednocześnie spoglądając na zmianę na Luffy'ego i Sanjiego.
– Jeśli on się zgadza, to ja też. W końcu to jego mieszkanie…
- Cześć wszystkim! - Wszyscy odwrócili się, gdy tylko usłyszeli jak drzwi wejściowe zostają zamknięte z hukiem. Po chwili ktoś wbiegł do przedpokoju w którym właśnie przesiadywali.
- Usopp! - Luffy krzyknął. – Przyszedł! – Luffy prawie wywrócił fotel, na którym siedział, chciał jak najszybciej przedstawić Usoppowi Sanjiego. W końcu ten tylko po to był przetrzymywany u niego przez półgodziny. – Usopp, – brunet położył rękę na ramieniu chłopaka – to jest Sanji. – Usopp popatrzył na blondyna. Wyciągnął dłoń.
– Witaj, jestem Usopp. Miło mi cię poznać.
- Mnie również. - Sanji uścisnął dłoń i zwrócił się do Luffy'ego. – Luffy, teraz to już musisz mnie wypuścić. Muszę już iść. - Sanji odwrócił się i poszedł w kierunku wyjścia. – Trzymajcie się! – Ostatnie co Sanji usłyszał zza drzwi wejściowych było tylko jedno wielkie „buuu" ze strony Luffy'ego, który widocznie polubił Sanjiego.
Następnego dnia, Sanji męczył się z zapięciem jednej ze swoich walizek, gdy nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Gdy je otworzył zobaczył, że przed drzwiami stoi Zoro.
- Eee... Co ty tu robisz? – Nie ukrywając zdziwienia, poruszył ręką by wpuścić Zoro do mieszkania.
- Ale malutkie, nic dziwnego, że chcesz mieszkać u nas. – Odparł, gdy tylko rozejrzał się po mieszkaniu. Mieszkanku chciałoby się powiedzieć, bo faktycznie nie grzeszyło ono rozmiarem. Sanji tylko kiwnął głowa i podszedł do walizki, z którą przed chwilą toczył wojnę. Jakoś, w końcu, udało mu się ją zamknąć.
– Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – Spytał.
- Usopp mi powiedział.
- A on skąd wie!?
- Nie wiem, on po prostu jest z tych co wiedzą wszystko. - Zoro chwycił dwie walizki, które leżały koło jego nóg. – Chodź pomogę ci się zabrać. Idziesz teraz do nas, co nie?
- Emm, no dobra, tylko dlaczego taki mech przyszedł mi pomóc?
- Nie jestem żadnym mchem, pieprzona brwio! Nie przyszedłem tu z własnej woli! Luffy by mi płakał całymi dniami, gdybym go nie posłuchał.
- Kto tu niby jest brwią!? – W tym momencie, pod wpływem zgrabnego kopniaka w brzuch, Zoro wylądował na drzwiach.
- Dobra, już się tak nie wkurzaj. Miałem ci pomóc z torbami, pamiętasz? – Zoro powiedział bez większego uczucia i podszedł do walizek. – Człowieku, ile ty tego masz!? - Wziął dwie i szedł w kierunku drzwi – Idziesz? – Odwrócił się i spojrzał na Sanjiego.
– Emm, Zoro… To są drzwi do łazienki, wyjście jest tam. – Wskazał na drzwi, przez które jeszcze niedawno wchodził Roronoa.
– Oczywiście, wiedziałem, sprawdzałem cię. - Odchrząknął i poszedł w kierunku, tym razem właściwym, bo do drzwi. Sanji wziął kolejną torbę i poszedł za nim. Zamknął drzwi i oddał klucz właścicielowi mieszkania.
Po jakimś czasie oboje znaleźli się w mieszkaniu Luffy'ego.
- Luffy! Jesteśmy! - Zoro krzyknął przy przechodzeniu przez próg. Gdy wszedł do przedpokoju, widząc siedzącą na kanapie dziewczynę z długimi pomarańczowymi włosami, tylko mrukną pod nosem – Och, Nami, to znowu ty… - Dziewczyna spojrzała na poirytowanego Zoro.
– No co!? Mam prawo widywać się z przyjaciółmi! – Krzyknęła z zawzięciem. Jako jedyna z niewielu dziewczyn potrafiła postawić się Zoro, ale ten najwyraźniej nic sobie z tego nie robił, postawił walizki w korytarzu, a za nim wszedł Sanji.
– Och, cóż to za anioł zawitał tutaj w gości. Jak masz na imię przepiękna!? – Sanji już klęczał przed Nami z jednoznacznym wzrokiem.
– Ja jestem Nami, a ty pewnie jesteś Sanji… Luffy mi o tobie mówił. Powiedział, że od razu mu się spodobałeś. - Nami wiedziała, że można zaufać Sanjiemu. Luffy miał to coś, taki jakby wykrywacz zaufanych ludzi. Chociaż od czasu do czasu miała wrażenie, że Luffy się mylił w stosunku do Zoro.
Gdy tylko Sanji się rozpakował, nie trzeba było długo by się zaaklimatyzował w kuchni. Co chwila chodził i obsługiwał Nami, która mu się bardzo spodobała. Ten dzień głównie minął na rozmowie. Nami zadawała dużo pytań, a Sanji odwdzięczał się tym samym. Teraz wszyscy wiedzieli trochę o sobie. Zoro (jak na ironie) był studentem geografii, przy czym pracował u wujka jako instruktor dojo (kendo). Mimo, że sam nie lubił dzieci, one go uwielbiały, w sumie sam nigdy nie wiedział dlaczego. Nami chodziła na ten sam kierunek studiów co Zoro, w sumie tam się poznali. Jednak ich relacja nie była wybitnie przyjazna, raczej siebie unikali, jednak los chciał, że Luffy poznał Nami w jednej restauracji i jakoś wyszło, że po czasie stali się przyjaciółmi. Chociaż Nami uważa, że to tylko dlatego, że dała Luffy'emu ten wielki kawałek mięsa, jaki jej się trafił tamtego dnia. Usopp był na jakimś artystycznym kierunku, a do ich mieszkania przyjeżdżał najczęściej tylko na noc.
Zbliżał się wieczór, Usopp już wrócił, a Nami szykowała się do wyjścia. Tylko Sanji błagał ją na kolanach by nie wychodziła.
- Nami, księżniczko, proszę nie idź jeszcze, porozmawiajmy trochę.
- Sanji wybacz, ale jutro muszę wcześniej wstać. - Nami odparła i zbierała się do wyjścia. Luffy śmiał się razem z Usoppem, który właśnie opowiadał jedną ze swych bajek. Zoro grzecznie leżał na fotelu, czekając, aż irytujące go babsko wyjdzie za drzwi. Minęła chwila. Gdy Nami opuściła mieszkanie, Sanji wraz ze współlokatorami zaczęli, jak to panowie, obgadywać dziewczyny. Sanji był zachwycony wielkimi… oczami Nami, którymi strasznie się zachwycał. Wszyscy, z wyjątkiem Zoro, włączyli się do rozmowy.
- Luffy, jakim cudem poznałeś taką boginię? – Zawołał Sanji z wielkim zaciekawieniem.
– Przecież już ci to mówili! – Stwierdził Usopp z zażenowaniem. Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, o różnych dziewczynach. Okazało się, że Usopp chodzi z niejaką Kayą, a Luffy stwierdził, że dziewczyny są głupie, za co oczywiście oberwało się mu od Sanjiego. Zoro nie wdawał się w rozmowę, tylko przewracał oczami na każde zawołane „jaka prześliczna jest Nami", wychodzące z ust Sanjiego.
- Może pokażesz nam swoje zdolności kucharskie,. podobno jesteś w tym dobry. – Usopp poprosił Sanjiego, wiedząc, że blondyn uwielbia gotować. Sanji tylko kiwnął głową i skierował się do kuchni.
Po chwili, po całym mieszkaniu zaczął rozchodzić się zapach unoszący się z kuchni. Luffy'emu na samą myśl zaczęła lecieć ślinka. Zoro leżał na fotelu i przyglądał się krzątającemu się po kuchni Sanjiemu, któremu najwyraźniej nie przeszkadzał fakt, że musiał co chwile Luffy'ego walnąć w łapę za podkradanie składników. Roronoa nie mógł się powstrzymać od obserwowania Sanjiego. Mimo, że dopiero dzisiaj się wprowadził, wyglądało to tak, jakby już mieszkał z nimi co najmniej tydzień. Co prawda, co jakiś czas przeszukiwał kuchnie, by znaleźć jakąś konkretną przyprawę, ale mimo to nie było po nim widać, że dopiero się wprowadził.
Zoro myślał nad tym jak Sanji wygląda. „Jest, na swój sposób, słodki…", pomyślał. Tak, Zoro nie był zainteresowany dziewczynami. W sumie to nawet nie wiedział dlaczego, nie kryło się za tym jakieś szczególne wspomnienie. Po prostu po skończeniu szkoły średniej, stopniowo zauważał, że chłopaki są bardziej „śliczni". Oczywiście współlokatorzy wiedzieli o jego odmienności seksualnej. „Jemu chyba też będę musiał powiedzieć… Ale on jest takim idiotą…" Zielonowłosy nie zdawał sobie sprawy z tego, że praktycznie dobre dziesięć minut wpatrywał się w gotującego blondyna, co znowu zauważył Sanji. Ale nie martwił się tym, pewnie mech był ciekawy, co gotuje.
– Nic specjalnego! - Zawołał tak by Zoro go usłyszał.
– Hę!?
- Mówię, że nie gotuję nic specjalnego. To dlatego się tak gapisz, co nie?
-Och, to ty o tym…– „Zauważył, niedobrze." Zoro automatycznie odwrócił wzrok i przyglądał się ciemności, która widniała za oknem. Po chwili wstał. – Usopp! Ja też chcę się wykąpać, pośpiesz się! To Luffy ma tendencje do mdlenia w łazience! A nie ty! – Zoro krzyknął ze złością, gdy zorientował się, że Usopp okupuje już dość długi czas łazienkę.
Sanji kończył kolacje.
– Chodźcie jeść! – Zawołał, oczywiście Luffy już dawno wcinał, a Usopp właśnie przyszedł z pokoju. Sanji zaczął jeść.
– Ja nie chcę, idę spać! – Zawołał Zoro, jeszcze ręcznikiem wycierając głowę.
– A temu co? - Spytał Sanji, widząc, że Zoro znika za drzwiami do ich pokoju. Usopp i Luffy nie wiedzieli o co chodzi. Zoro zwykle się tak nie zachowywał. Zazwyczaj jadł to co było po prostu "jadalne". A tu kuszący zapach go nie przywiódł do jedzenia.
Roronoa „glebnął" się na łóżko, rękami podparł głowę i wpatrywał się w sufit. „Ach, on naprawdę jest słodki." Zoro uśmiechnął się na myśl o śmiesznie zakręconej brwi Sanjiego. „Ech, złote włosy, jasna skóra, długie nogi prowadzące do… Ej, ej! O czym ty myślisz?" Potrząsnął głową by wymazać zbędne myśli. „Muszę myśleć o czymś innym. Idź spać, idź spać!" Powtarzał w głowie by natychmiast zasnąć, jednak zapach jedzenia nie dawał mu spokoju. „Ech, ale ładnie pachnie… Ciekawe jak pachnie Sanji… Kurde! Znowu o nim myślę! Śpij już!..." Mówił do siebie, chcąc przyspieszyć możliwość zaśnięcia. Zoro zamknął oczy. Jednak nie spał, przynajmniej tak mu się wydawało, bo gdy je otworzył, zobaczył, że w mieszkaniu było cicho, a Sanji leżał już w swoim łóżku.
„Widocznie musiałem się zdrzemnąć." Przewrócił się na bok, opierając się na łokciu i przyglądał się śpiącemu chłopakowi. Sanji leżał na boku, z głową wtuloną w poduszkę, którą przytulał jak pluszowego misia. Leżał, a kołdra zasłaniała całe jego ciało z wyjątkiem barków, szyi i głowy. Zoro obserwował tak Sanjiego przez chwilę, jednak nie długo po tym, zbliżył się do jego łóżka i kucnął przed nim, tak, że ich twarze znalazły się naprzeciwko siebie. Sanji wydał mruczący odgłos, jednocześnie nogą przesuwając kołdrę tak, że ta osunęła się na jego biodra. Zoro śledził ciało Sanjiego. Najpierw smukłą szyję, później opalone barki, następnie umięśnioną klatkę piersiową i brzuch. Gdy oczami zbliżył się do granicy kołdry, poczuł uderzające w niego ciepło, a on sam zrobił się czerwony. Tak bardzo chciałby zobaczyć co jest dalej.
Sanji ponownie zamruczał przez sen. Wtedy Zoro przyjrzał się jego ustom, strasznie mu się spodobały, bo zmysłowo oblizał swoje. Zaczął przybliżać głowę do twarzy Sanjiego. „A może by tak… go pocałować…", pomyślał i z ostrożnością przybliżył swoje usta do jego. Gdy te się złączyły, Sanji delikatnie się poruszył, co spowodowało, że Rororonoa odskoczył z zaskoczenia, jednak gdy zauważył, że Sanji dalej śpi, a jego usta uchyliły się, ponownie złączył swoje usta z ustami blondyna. Tym razem jednak, bez większego namysłu, wsunął język do środka…
Ciąg dalszy nastąpi…
