Rozdział I
Uniform
Wszystko wskazywało na to, że domek, na który natrafili, był opuszczony od wielu lat. Ledwie sprawdziwszy, czy nikogo nie było w środku, James wyruszył na polowanie w otaczającym lesie, zostawiając Belli zbadanie wszystkich zakamarków.
Bella powoli poruszała się po domu, zaglądając do każdej szafy i szuflady. Nie znalazła niczego, oprócz zatęchłych damskich ubrań, które dawno temu wyszły z mody, delikatnej porcelany z wytartymi wzorami, szydełkowych serwetek na każdym blacie, luster w grubych, złoconych ramach, martwych natur z bukietami kwiatów oraz kurzu—wszechobecnego kurzu.
Jedne z drzwi odsłoniły zarośnięte pajęczynami, wąskie, strome schody prowadzące na górę. Nie znalazłszy nic ciekawego na dole, Bella zdecydowała się poszperać na strychu. Walcząc z obrzydzeniem, przedzierała się przez ciężkie od kurzu pajęczyny, rozgarniając je zanim przylepiły jej się do twarzy. Drewniane schody skrzypiały przy każdym kroku. Przekrzywione drzwi na szczycie otworzyły się za delikatnym popchnięciem.
Bella zrobiła mimowolny krok do tyłu, prawie spadając ze schodów: dwie z czterech ścian strychu pokryte były lustrami, a wzdłuż nich biegł drewniany drążek do ćwiczeń.
Po długim wahaniu Bella przestąpiła próg studia. Drzwi zamknęły się za nią z delikatnym kliknięciem. Przezwyciężając ucisk w piersi, Bella podeszła do gładkiej powierzchni.
Niewielka ilość światła, która przedostawała się przez małe, brudne okna ukazywała warstwę kurzu pokrywającą lustra. Patrząc poprzez kurz, Bella ujrzała własne odbicie. Szybko odwracając wzrok, zauważyła coś innego: zdjęcia wetknięte za lustro.
Bella podeszła bliżej, żeby się im lepiej przyjrzeć. Jedno z nich przedstawiało baletnicę w głębokim ukłonie—prawie siedzącą na scenie—z twarzą o delikatnych rysach zwróconą do fotografującego. Tym, co przyciągnęło uwagę Belli były oczy baletnicy: radosne, triumfujące, pełne satysfakcji, którą przynosi osiągnięcie wymarzonego celu. Kolejne zdjęcia ukazywały ją pośród ogromnych koszy kwiatów w pomieszczeniu, które musiało być jej garderobą, przy staroświeckim samochodzie, z małym pieskiem pod pachą, machającą do kogoś poza kadrem. Największe zdjęcie przedstawiało ją na scenie, w czarnym kostiumie w tutu zrobionej z czarnych piór, z arogancko ustawioną głową i delikatnymi ustami wykrzywionymi w lekkim grymasie.
—Cześć, Odylla—powiedziała cicho Bella, dotykając zdjęcia—Tyle przez ciebie było kłopotów.
Przeciągając palcem po drążku, rozejrzała się wokół: nic oprócz prostego, drewnianego krzesła i ogromnej skrzyni.
Bella usiadła po turecku przed skrzynią i powoli otworzyła wieko. Skrzynia była po brzegi wypełniona tiulem w najróżniejszych kolorach, satynowymi wstążkami, szalami i baletkami. Bella zanurzyła ręce w tym skarbie i zaczęła wyjmować kolejne rzeczy, układając je na podłodze obok siebie. Wyblakłe tkaniny wciąż robiły wrażenie szykownych, a satyna, którą były obciągnięte baletki, błyszczała w słabym świetle.
Gdy Bella natrafiła ręką na pióra czarnej tutu, podniosła się z podłogi.
— No, dobra. Nie patrz — powiedziała do kobiety na zdjęciu i opasała się spódnicą, trochę powyżej dżinsów. Kostium został uszyty dla szczuplejszej osoby, ale Bella nie przejęła się tym. Zawiązała wstążki tak mocno, jak się dało i przekręciła tutu, aby dziura znajdowała się na plecach — Znacznie lepiej.
Prostując plecy, tak aby postura dorównała wspaniałemu kostiumowi, Bella wypróbowała kilka pozycji rąk.
Nie wystawiaj tak łokci, Bella, zabrzmiał jej w głowie głos byłej profesorki. Okrągłe. Łokcie muszą być okrągłe.
Okrągłe łokcie wydawały się być jednym z cudów tego świata, a jednak kobiecie, która tu kiedyś mieszkała, udało się to osiągnąć. Bella przypatrywała się jej pełnej wdzięku pozycji.
Zaciekawiona, które z dawnych ćwiczeń byłaby w stanie zrobić, Bella spróbowała pięć pozycji nóg. Nigdy nie udało jej się osiągnąć pełnego wykręcenia w biodrach i kostkach, a po tylu latach ruchy były mniej niż poprawne, ale w tej przepięknej spódniczce wszystko wyglądało dużo lepiej. Po kilku powtórzeniach jej ruchy nabrały płynności i pewności.
Bella uśmiechnęła się i uniosła na czubki palców. Znoszone adidasy były w stanie zapewnić wsparcie tylko dla kilku podstawowych kroków.
Warstwy piór kołysały się lekko z każdym ruchem, dając wrażenie o wiele bardziej wprawnego występu. Piruet powinien ukazać paczkę w najlepszym świetle, zdecydowała Bella. Uważnie odwiodła lewą nogę w bok, a potem zamaszystym ruchem zbliżyła stopę do kolana, wprawiając ciało w obrót. Pióra zaszeleściły.
— Nieźle, Bella. A teraz z życiem — zakomenderowała i zawirowała kilka razy, zatrzymując się na chwilę pomiędzy kolejnymi obrotami. Była w stanie uchwycić swój obraz, gdy powracała do pozycji wyjściowej. Ramiona poruszały się płynnie, noga pracująca pozostawała w tym samym miejscu, tak jak powinna, a spódnica frunęła dookoła niej jak marzenie pięcioletniej dziewczynki.
Bella roześmiała się głośno i zatrzymała gwałtownie, czując podniecenie.
— Pokaż na co cię stać — powiedziała, oddychając głęboko.
Przyjrzała się dokładnie pomieszczeniu, a potem ustawiła się w rogu, przodem do środka sali.
— Raz się żyje — wymamrotała. Zrobiła krok do przodu i zamach drugą nogą. Obróciła się i zrobiła następny krok, szybszy niż poprzedni, a zamach mocniejszy. Zagryzła wargę i zrobiła kolejny krok, jeszcze szybciej. Jej ramiona otwierały się i zamykały niemal bez udziału świadomości. Następne piruety zaniosły ją po skosie przez całą salę. Upojona lekkością ruchów, zaryzykowała spojrzenie w lustro i nagle zderzyła się z czymś.
— Powracają wspomnienia, nie sądzisz? Wpadłaś w moje ramiona, tak jak wtedy — usłyszała.
James przyciskała ją do piersi, zgniatając tutu pomiędzy nimi. Oddychając ciężko, Bella podniosła na niego wzrok. W głowie jej się kręciło.
Oczy Jamesa ześlizgnęły się do jej ust. Pochylił głowę i pocałował ją lekko. Bella zamknęła oczy i odwzajemniła pocałunek. Poczuła lekki posmak miedzi, gdy jego usta rozchyliły jej. James zadrżał i pocałował ją mocniej.
Gdy skończył, cofnął się o kilka kroków.
— Powracają wspomnienia — powtórzył szeptem.
— Mówiłam ci, żebyś mnie całował po tym, jak... — powiedziała Bella, łapiąc powietrze.
James zerknął na jej usta.
— To twoja krew.
Bella dotknęła wargi w miejscu, gdzie zęby przebiły skórę, gdy się z nim zderzyła.
— O — stwierdziła i polizała ranę.
James przyglądał się, jak czubek języka wysunął się spomiędzy jej ust i zagarnął kroplę krwi.
— Tak, o — powiedział szorstko. — Pewnego pięknego dnia nie będę w stanie się powstrzymać. Nie boisz się?
Spojrzał jej prosto w oczy.
Bella zmarszczyła nos i zaczęła zdejmować tutu. Zbyt często słyszała to pytanie.
— Nie.
Włożyła wszystko z powrotem do skrzyni i zamknęła ciężkie wieko.
— A co, jeśli mnie poniesie?
— Ja będę martwa, a tobie będzie przykro.
— Przykro? — James przybrał swoją nonszalancka pozę, z rękoma w kieszeniach znoszonych dżinsów — Mnie? Nie. Znalazłbym sobie innego człowieka do zabawy.
— Tak jak wcześniej.
— Dokładnie.
— Tylko że żadna z twoich ludzkich zabawek nie przetrwała nawet jednego dnia z tobą.
Bella przeszła obok Jamesa, otworzyła drzwi i zaczęła schodzić na dół.
James przecisnął się obok niej na wąskich schodach i odwrócił się przodem do niej, schodząc tyłem po schodach.
— To niczego nie dowodzi — stwierdził i uniósł brwi, patrząc na nią prowokacyjnie.
— Nie?
— Nie.
— Zobaczmy.
Bella wyciągnęła do niego ręce i James natychmiast się zatrzymał. Opierając się na jego ramionach, pocałowała go delikatnie. Objął ją i też pocałował.
Po chwili Bella uniosła głowę i przyłożyła policzek do jego skroni.
— Miałeś rację. To niczego nie dowodzi — wyszeptała, ukrywając uśmiech.
Poczuła jak jego dłonie wsuwają się pod jej t-shirt, tuż ponad dżinsami. Wymamrotał coś niezrozumiałego, ocierając się o jej szyję.
— Wiesz, mogłabyś jeszcze kiedyś zatańczyć tego czarnego łabędzia dla mnie — stwierdził po chwili.
Bella westchnęła, sfrustrowana, wyplątała się z jego objęć i poszła na dół.
— Odylla nie była łabędziem, tylko Odetta. Białym. W dzień.
— Nie zmieniaj tematu. Moglibyśmy zostać tutaj przez jakiś czas, a ty mogłabyś znowu założyć tę pierzastą spódniczkę. Tym razem bez dżinsów — dogonił ją. — Co ty na to?
Bella uśmiechnęła się, nie odwracając głowy.
— Ty naprawdę chcesz zobaczyć, jak ja znowu łamię nogę.
Weszli do dużego pokoju.
— Nie przesadzaj, w razie czego bym cię złapał.
Chwycił ją za ramię, żeby zademonstrować, jak by to zrobił. Bella zachwiała się i gwałtownie oparła o fotel. Spomiędzy jego oparcia i ściany wysunęła się laska i upadła na podłogę.
— Jeśli tak zamierzasz to zrobić... — zaczęła, schylając się, żeby ją podnieść i przy okazji z komody laską strąciła ramkę ze zdjęciem.
Jęknęła sfrustrowana i otworzyła usta, żeby kontynuować swoją przemowę, ale jej oczy spoczęły na zdjęciu, które trzymała w ręku i zamilkła. Patrzyła na nią starsza, zgorzkniała kobieta, tęskniąca za swoją wspaniałą przeszłością, nie potrafiąca pogodzić się ze swoim losem. Sprawiała wrażenie, jakby ukrywała się w swoim pomarszczonym, skurczonym ciele, wspartym o laskę.
— Tak to się kończy, Odyllo — wyszeptała Bella, odstawiając zdjęcie. — Chodźmy stąd — zwróciła się do Jamesa.
2008, październik - 2010, kwiecień
A/N: Odylla i Odetta są postaciami z baletu "Jezioro łabędzie". Odylla często mylnie nazywana jest "Czarnym Łabędziem", jej kostium czasem skłania do takiego skojarzenia. Tutu=paczka=spódnica baletnicy.
