Wdech i wydech.

Wdech i wydech.

Powietrze powoli zapełnia jego płuca, unosząc klatkę piersiową do góry, następnie opuszcza je a wraz z nim wydycha całe wahanie i strach. Tak jak robił to za każdym razem.

Wdech i wydech. Właśnie tak.

Na końcu korytarza usłyszał kroki i przyciszone szepty, więc ruszył do przodu. Położył dłoń na zimnej stalowej klamce i pociągnął ją w dół gwałtownym ruchem.

Pewna postawa, odważny krok.

Obrzucił wszystkich zebranych spojrzeniem, zdobywając się na wyraz szacunku i obawy. Kilka osób skinęło lekko głową w jego kierunku, inni nawet nie podnieśli wzroku. Zajął swoje miejsce, niemal przy końcu stołu. Na samym początku siedzieli ulubieni słudzy Czarnego Pana.

Brakowało jeszcze jednej osoby, która jednak nigdy nie musiała przychodzić punktualnie.

Draco wykorzystał ten moment by rozejrzeć się dookoła. Choć był w tym pomieszczeniu niejednokrotnie, zawsze znajdował coś, czego nie dostrzegł wcześniej. Wielki ciemny pokój, którego oświetlało jedynie kilka pochodni zawieszonych na zimnych, łysych ścianach. Komnata była niemal pusta. Na środku znajdował się wielki stół, przy którym zwykle odbywały się spotkania Śmierciożerców. Stały tam grube kolumny podpierające sufit, a pod sklepieniem komnaty znajdowała się dokładnie taka sama głowa Salazara Slytherina, jaka podobno była w Komnacie Tajemnic.

Kreatywność Czarnego Pana leży, jeśli chodzi o dekorowanie wnętrz – pomyślał.

Wielkie drzwi nagle otworzyły się. Lord przeszedł przez całe pomieszczenie, by zająć swoje honorowe miejsce. Po sali rozeszły się ciche przywitania Śmierciożerców, którzy byli w stanie zdobyć się zaledwie na pełne szacunku i przerażenia słowo "Panie..."

Voldemort uniósł gadzią dłoń do góry by ich wszystkich uciszyć, lecz nie opuścił jej w dół. Zamiast tego pozwolił, by opadła na pysk Nagini, która niespodziewanie pojawiła się obok. Powiedział coś do niej w wężomowie, po czym zwrócił się w stronę Śmierciożerców.

- Jakie wieści, Severusie? - zapytał.

- Panie, jestem coraz bliżej dostania chłopaka w swoje ręce. Dumbledore, stary głupiec...

- Zamilcz! - krzyknął. - Ile razy jeszcze spróbujesz nakarmić mnie tą samą gadką? Skoro jesteś tak blisko, to czemu w końcu mi go nie dostarczysz? Rozczarowujące, Severusie, naprawdę.

Lord pokręcił głową z obrzydzeniem. Ta noc nie skończy się dla Snape'a dobrze.

- Yaxley, może ty masz dla mnie jakąś nowinę – powiedział do mężczyzny, siedzącego obok.

- Tak panie – odpowiedział. - Po Ministerstwie chodzą pogłoski, że Dumbledore opuszcza często zamek ostatnimi czasy. Podobno zabiera chłopaka ze sobą na swego rodzaju... misje.

- Kto z Ministerstwa ma takie informacje?

- Nie wiem, panie. Podsłuchałem rozmowę dwóch mężczyzn. Niestety nie mogłem zaryzykować ujawnieniem, by dostrzec ich twarze.

Czarny Pan zamyślił się na chwilę.

- Severusie, czy to prawda?

- Nic mi o tym nie wiadomo, panie. Jeśli Dumbledore opuszcza zamek, to wątpię, że chciałby się z tym afiszować.

- Dowiedz się wszystkiego – powiedział tonem, który dawał do zrozumienia, że ten temat uważa za zamknięty. - To może... młody Malfoy? Zdobyłeś dla mnie jakieś informacje?

Draco zdobył się na podniesienie wzroku. Jego serce nieznacznie przyspieszyło, lecz udało mu się zachować neutralny wyraz twarzy. Ćwiczył dużo, wiedział co robić. Wdech i wydech. Już miał zamiar odpowiedzieć, lecz coś go zatrzymało.

Drzwi otworzyły się gwałtownie.

Draco przez pierwszy moment nie miał zamiaru sprawdzać, kto wszedł do środka, lecz zmienił zdanie gdy ujrzał szok malujący się na twarzach Śmierciożerców. Odwrócił głowę do tyłu, a widok jaki tam zastał niemal sprawił, że spadł z krzesła.

Do komnaty weszło dwóch wysokich mężczyzn w maskach, a po środku nich szła trzecia osoba, trzymana przez nich w żelaznym uścisku, bez szans na uwolnienie . Draco nie musiał się nawet przyglądać by dostrzec, że to chude, pobite ciało należało do Harry'ego Pottera. Jego głowa opuszczona była bezradnie w dół. W pewnym momencie jego nogi zaplątały się o siebie i chłopak runąłby na ziemie, gdyby nie Śmierciożercy wciąż trzymający go za ramiona. Nie był w stanie wstać, więc resztę drogi jego nogi ciągnęły się bezwładnie za nim. W końcu zatrzymali się przed swoim panem.

Wszyscy zgromadzeni słudzy również domyślili się kim jest chłopak, którego mężczyźni przyprowadzili ze sobą. Na ich twarzach oprócz szoku, pojawiła się również zazdrość. Każdy chciał być tym, który dostarczy Pottera swojemu panu.

- Panie, mamy go. Mamy Harry'ego Pottera – powiedział jeden z nich dumnym głosem.

- Czyżby – odpowiedział Czarny Pan. - Nie widzę jego twarzy. Pokażcie mi jego twarz.

Drugi Śmierciożerca złapał mocno za rozczochrane włosy chłopaka i jednym gwałtownym ruchem pociągnął je, odchylając jego głowę w tył, przy tym ukazując jego twarz w pełnej okazałości. Tak, to z pewnością był Harry Potter.

Draco wciągnął nagle powietrze, zupełnie zapominając o tym, by zachować spokój.

- Harry Potter! - wrzask Voldemorta rozniósł się po komnacie. - Nareszcie!

Draco potarł nerwowo pierścień z herbem rodzinnym, który nosił na palcu. Nie chciał doczekać momentu, kiedy będzie zmuszony go użyć. Nie przypuszczał, że to stanie się tak szybko. Nie był przygotowany!

- Wynoście się stąd, wszyscy! - krzyknął Voldemort. Nie musiał powtarzać tego dwukrotnie. Śmierciożercy zaczęli wstawać i kolejno wychodzić z komnaty.

Jego czas się kończył, musiał działać szybko. Nie wiedział, czy zdąży dobiec do Pottera. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów, lecz Voldemort zdążyłby wystać w jego kierunku zabójczą klątwę gdyby tylko dostrzegł, że Draco coś knuje. Musiał zaryzykować. Jeśli Harry Potter zginie, czarodziejski świat nie będzie miał żadnych szans.

Komnata była już prawie pusta gdy dostrzegł, że Czarny Pan zbliża się do chłopaka. Potter próbował się podnieść, lecz nie był w stanie.

I wtedy kilka rzeczy zdarzyło się jednocześnie. Draco rzucił się do biegu w stronę chłopaka. Ze wszystkich sił biegł, by jak najszybciej pokonać dzielące ich metry. Był już przy nim, gdy nagle upadł na ziemie. Kątem oka zauważył jak Czarny Pan ze wściekłością celuje swoją różdżka prosto w niego. Na końcówce jego różdżki pojawił się mały zielony płomień, który po chwili wydostał się z niej i pomknął w stronę Dracona. Ślizgon gwałtownie zacisnął swoją dłoń na nadgarstku chłopaka tak, by pierścień dotykał zarówno jego jak i Pottera, a potem wyszeptał:

- Deporto.

I po chwili już ich tam nie było, a mordercza klątwa przecięła powietrze, uderzając w ścianę.


Koniecznie dajcie znać co sądzicie! ;)