Kwiaty ciszy
„Sprawiedliwość
z pewnością zwycięży."
L
Lawliet
Początek
Matsuda
otworzył szeroko drzwi. Pokój był jasny, o morelowych ścianach i
drewnianej podłodze, na której leżał puszysty, kremowy dywan.
-
Tadam! – zawołał.
Misa
odepchnęła go i radośnie wparadowała do środka. Nagle zaczęła
wrzeszczeć.
-
Co… co? – Raito wpadł do środka, ciągnąc za sobą
Ryuuzakiego. Misa zaciskała oczy i wskazywała dłonią na łóżko.
-
Czy… czy Raito ma spać w jednym z łóżku z nim? – zawyła
dziewczyna żałośnie i tupnęła nogą. – Misa się na to nie
zgadza!
Raito
westchnął i z trudem opanował chęć powiedzenia dziewczynie
czegoś nieprzyjemnego.
-
Yagami-kun nie będzie ze mną spał – monotonnym głosem
stwierdził Ryuuzaki. Podszedł do Misy i popatrzył na nią spode
łba.
-
Jak to? Matsuda-san, Raito, ja się nie zgadzam! Dlaczego w tym
pokoju jest tylko jedno łóżko? Misa zaczyna podejrzewać, że tu
uknuto jakiś spisek przeciw jej związkowi z Raito! – skrzyżowała
ramiona na piersiach.
Matsuda
uśmiechnął się nerwowo.
-
Eee, Misa-Misa, spokojnie. Chyba nie sądzisz, że Raito-kun i
Ryuuzaki… Och. Tak właśnie myślisz.
Misa
zmrużyła groźnie oczy.
-
To niedorzeczne – mruknął Ryuuzaki, przechodząc w stronę
fotela. Raito został zmuszony do zrobienia kilku kroków z powodu
krótkości łańcucha łączącego go z Ryuuzakim.
-
To nie jest niedorzeczne! – wrzasnęła oburzona Misa, podbiegając
do Ryuuzakiego. – Ryuuga Hideki jest w związku ze swoim najlepszym
przyjacielem! Rzucił dla niego swoją cudowną
dziewczynę! To nie przypadek, że przybrałeś właśnie jego imię,
ha! Rozgryzłam cię!
Ryuuzaki
wytrzeszczył oczy i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale po
chwili zrezygnował. Zamiast tego usadowił się w fotelu, starannie
podciągając nogi pod brodę.
-
Jestem L, prowadzę śledztwo w sprawie Kiry, w którym Yagami-kun
jest głównym podejrzanym. Myślisz, że chciałbym z uprawiać z
nim seks? – zapytał powątpiewającym tonem. Rozejrzał się
dokoła i po chwili namysłu sięgnął po soczyste jabłko leżące
na biurku. Raito zakrztusił się.
-
Tak, to jest dokładnie to, co Misa sądzi – odparła butnie. –
Misa chciałaby kochać się ze swoim Raito, a podejrzenie, że może
być on Kirą tę ochotę tylko wzmaga!
Raito
zaczerwienił się.
-
Misa! Nie powinnaś… - zaczął.
Ryuuzaki
szybko wgryzł się w jabłko, ale nie zdołał ukryć uśmiechu.
-
Misa, proszę… Daj spokój. Idź, Matsuda zaprowadzi cię do
twojego pokoju. Przysięgam, że nic się nie stanie.
Misa
wykrzywiła usta i rzuciła się na szyję Raito. Pocałowała go
mocno w usta i uśmiechnęła się z wyższością.
-
Misa kocha swojego Raito! Misa zrobi dla niego wszystko! Ufa, że
Raito nie da sobie zrobić nic złego i pozostanie wierny swojej
Misie! Dobraaanooooc!
Wybiegła
z pokoju. Matsuda zamrugał oczami zaskoczony.
-
Eee, to w takim razie ja tez pójdę. Na pewno sobie poradzicie? –
Nie otrzymawszy odpowiedzi, spuścił wzrok i z głośnym
westchnieniem wyszedł, zamykając za sobą chromowane drzwi.
Siedzieli
w ciszy naprzeciwko siebie. Raito czytał książkę, Ryuuzaki
wpatrywał się w monitor laptopa, jedząc eklerki.
-
Przepraszam za Misę. Nie wiem, co w nią wstąpiło. – Raito nagle
odłożył książkę i wstał z fotela.
-
Nie szkodzi. Nie jest za mądra, to trzeba przyznać. Ale podziwiam
jej oddanie tobie. Trochę mnie zastanawia, jak mogliście się
spotkać – odpowiedział cicho Ryuuzaki. – Możesz nalać mi
kawy?
Raito
popatrzył ze zdumieniem na Ryuuzakiego. Dochodziła pierwsza, a on
nie okazywał żadnych znamion zmęczenia czy senności. Jak
zahipnotyzowany wpatrywał się w komputer, tuląc do siebie kolana.
-
Raito-kun? Czemu tak się na mnie patrzysz? – gwałtownym ruchem
odwrócił głowę w stronę Raito. Podkrążone, okrągłe oczy
podejrzliwie wyjrzały spod za długiej grzywki.
-
Chcesz jeszcze kawy? Myślałem raczej o spaniu. Wykąpię się i
pójdę już do łóżka, jeśli tobie to nie przeszkadza. Jestem
trochę zmęczony.
Podszedł
do Ryuuzakiego i nachylił się, zaglądając do komputera. Lista
nazwisk zamordowanych agentów FBI, transkrypcja nagrań Drugiego
Kiry i lista haseł „shinigami" w wyszukiwarce internetowej.
Ciemnowłosy
chłopak pokiwał głową i sięgnął po dzbanek z kawą.
-
Ryuuzaki… Chciałem iść do łazienki. A przez to – potrząsnął
łańcuszkiem kajdanków – ty też musisz ze mną iść.
Ryuuzaki
znieruchomiał, trzymając rękę z dzbankiem kilka centymetrów nad
filiżanką.
-
Racja. – Zimna kawa spłynęła do białego naczynia. Wrzucił do
niej kilka kostek cukru i wymieszał. – Jestem trochę
rozkojarzony. Zapomniałem o kawie. Już idę.
Wychylił
filiżankę, przetarł oczy i powoli zsunął się z fotela.
Stanął
obok Raito, patrząc przed siebie. Zgarbiony, z dłońmi w
kieszeniach dżinsów skierował się do łazienki.
Kajdanki
na czas ablucji zostały na stoliku przed drzwiami łazienki. Na
pytanie Raito, czy w takim razie wewnątrz znajdują się kamery, L
odpowiedział, że nie.
I
bez namysłu wciągnął go za sobą do środka, zamykając drzwi na
klucz.
Teraz
Ryuuzaki stał przed lustrem i przyglądał się swoim zębom.
Przejechał po nich językiem i sięgnął po szczoteczkę i pastę.
Nalał wody do białego, jak cały wystrój łazienki, kubka.
W
tym czasie Raito zrzucił z siebie ubranie i wszedł do wanny. Z ulgą
oparł głowę na brzegu i dał ciału rozluźnić się w gorącej,
pachnącej lawendowo wodzie.
-
Ryuuzaki… L… Naprawdę nie zamierzasz iść spać? – nagle
zapytał.
Chłopak
odwrócił się w stronę Raito. Z zapienionych ust wystawała mu
rączka szczoteczki.
-
Nie – wymamrotał.
-
I nie będziesz spał dopóki jesteśmy do siebie przykuci?
L
zamyślił się. Po chwili wyciągnął z buzi szczoteczkę.
-
Nie wiem. To zależy – stwierdził i uśmiechnął się.
Raito
nie mógł usnąć. Ryuuzaki siedział na fotelu i czytał książkę.
-
Czy mógłbyś wyłączyć światło? – zapytał Raito zmęczonym
głosem.
-
Czytam – odburknął L. – Po ciemku nie umiem.
-
Chcę spać. Nie usnę dopóki pali się światło.
Nie
uzyskał odpowiedzi. Westchnął i obrócił się na drugi bok,
wtulając twarz w poduszkę. Chwilę później światło zgasło.
Wieczór
Siedzieli
w łazience. Raito zakładał na siebie czerwoną piżamę, a L
wchodził do wanny. Nerwowo ściskał krawędzie, zanurzając się w
gorącej wodzie. Nagle blade, wychudzone ciało razem z głową
zniknęły pod wodą.
Zaniepokojony
Raito podszedł do wanny. L unosił się pomiędzy dnem a
powierzchnią. Jego włosy falowały jak wodorosty, a biała skóra
zdawała się niebieska. Kiedy Raito nachylił się, by go wyciągnąć,
Ryuuzaki nagle otworzył oczy i wynurzył głowę.
-
No nie, jestem cały mokry! – Raito odskoczył od potrząsającego
ciemną, oklapłą czupryną chłopaka.
-
Nie chciałem cię ochlapać, Raito-kun – przeprosił Ryuuzaki. –
To ty do mnie podszedłeś.
Raito
zmrużył oczy, ściągając podkoszulek i wyżymając go nad
umywalką.
-
Myślałem, że się utopiłeś. Wiadomo, co mógł wymyślić Kira?
Ryuuzaki
wychylił się z wanny w stronę Raito. Wytrzeszczył oczy i zbliżył
do ust kciuk.
-
Myślisz, że Kira mógł dowiedzieć się, kiedy biorę kąpiel i
zaplanować utopienie mnie? – zapytał poważnie.
Raito
parsknął śmiechem.
-
Nadal utrzymujesz, że to ja jestem Kirą? – spytał. W odpowiedzi
otrzymał nieme spojrzenie okrągłych jak talerze czarnych oczu.
Machnął ręką i podszedł do wanny.
-
Podaj szampon, umyję ci włosy. Bo, jak wiadomo, jest to czynność
powszechnie wykonywana przez seryjnych morderców o boskiej mocy. Nie
uciekaj, nie utopię cię.
L
usunął się spod dłoni Raito jak przestraszone zwierzę.
Wpatrywali
się w siebie, ciemnoszare oczy o dziwnie zwężonych źrenicach i
brązowe. Młody Yagami wydawał się być urażony. Ze złością
potrząsnął głową i złapał za szczoteczkę do zębów.
-
To nie ma nic wspólnego ze sprawą – cicho powiedział Ryuuzaki. –
Po prostu… Nie lubię, jak ktoś mnie dotyka.
Poranek
Raito
obudził się nagle. Krew tętniła mu w uszach jak stado
galopujących koni, a sprzed oczu znikały dziwne, mrożące krew w
żyłach obrazy.
Ale
nad sobą widział tylko cień żyrandolu na jasnym suficie. Z
początku myślał, że to od pomarańczowych świateł nocnego
Tokio, ale po chwili zdał sobie sprawę, że po prostu w całym
pokoju panuje naturalny półmrok.
W
tej szarości rozróżnił skuloną fotelu sylwetkę L. Przypominał
dziecko rodem z horroru ze swoimi kruczymi włosami opadającymi na
niezdrowo bladą twarz.
Raito
czekał, aż L otworzy oczy. Ale chłopak nie poruszył się.
Zaniepokojony
wstał i cicho podszedł do skulonej postaci. Słyszał jego oddech,
nieco świszczący, ale regularny i ludzki.
Poczuł,
jak coś go ściska w żołądku. L usnął. Spał w tym fotelu,
zmarznięty, zmęczony, a on, Raito, wylegiwał się w łóżku,
śniąc niedorzeczności.
Ostrożnie
wziął w ramiona Ryuuzakiego - L'a, Ryuugę, jakkolwiek by się
nie nazywał - i przeniósł go na łóżko. Gdyby chłopak był
kilka kilogramów tęższy, Raito nie dałby rady, ale najlepszy
detektyw na świecie był tylko wychudłym młodym mężczyzną.
Właściwie to ile L miał lat? Kiedy Raito zobaczył go po raz
pierwszy – na gali otwarcia w To-Oh – sądził, że ma do
czynienia ze swoim rówieśnikiem. Może nawet kimś młodszym –
jednym z tych geniuszy, co to trafiają na uniwersytet jeszcze jako
dzieci. Jednak teraz wątpił w te swoje podejrzenia. Przypuszczał,
że detektyw jest od niego starszy jakieś trzy-cztery lata. Może
nieco więcej – L był w końcu świetnym aktorem.
Raito
próbował nie zastanawiać się zbyt długo nad tym, że są w
podobnym wieku i że obaj nie są normalni, że zamiast studiować i
przejmować się codziennymi sprawami, prowadzą dochodzenie w
sprawie najbezwzględniejszego w dziejach cywilizacji mordercy.
Położył
się obok Ryuuzakiego, dbając o to, by obaj byli równomiernie
przykryci.
Nie
sądził, że da radę usnąć, w pokoju było coraz jaśniej, ale
nie wstał z łóżka. Nie chciał budzić drugiego chłopaka.
L
czuł się dziwnie. Było mu ciepło. Leżał na czymś miękkim.
Słyszał obok siebie cichy oddech i czuł miarowe bicie serca.
A
przecież przed chwilą… przed chwilą…
Znajdowali
na wysokim klifie. Wiatr przynosił od morza chłodną bryzę, w
powietrzu unosił się zapach soli.
Raito
siedział odwrócony tyłem do L. Nadal łączył ich łańcuch –
stary i pordzewiały. L czuł pod stopami kępki sztywnej trawy.
-
Co robisz, Raito-kun? – zapytał.
Dopiero
teraz zauważył, że włosy Raito błyszczały czerwienią, związane
w krótki kucyk. Chłopak miał na sobie strój samuraja – jasne
kimono z wiązanymi wysoko, szerokimi rękawami i ciemne spodnie.
-
Czyszczę miecz – odparł głucho. L zbliżył się. Sam był
ubrany normalnie, chociaż jego dżinsy były całe mokre.
Raito
faktycznie czyścił miecz – długi, zakrzywiony. L nie znał się
na kulturze Japonii, był detektywem, nie historykiem. W myślach
zanotował, żeby sprawdzić nazwę miecza, kiedy już dostanie się
do komputera. Zauważył też, że ostrze całe było pokryte
czarnymi plamami zakrzepłej krwi.
L
przyklęknął obok i położył dłoń na ramieniu Raito. Miecz
wypadł z jego rąk, a chłopak zaczął się trząść.
Drobne
łzy skapywały z jego podbródka, drżącego od szaleńczego
śmiechu. Znienacka odwrócił się i złapał L'a za ramiona.
Krew.
To L krwawił czy Raito? Upadli na trawę, błękitne niebo
rozjaśniło się. Rozdarte kłębiące się chmury, pulsujące z
bólu jak jego ciało. Nie wolno okazać bólu. Nie wolno okazać
słabości.
To
on czy Raito? Dwa serca? Ból jeden. Niewyobrażalny. Musi… musi
sięgnąć po miecz i skończyć to… Musi…
Och.
Musiał
usnąć. Ale w takim razie…
Otworzył
oczy. Nad sobą widział zażółcony światłem poranka sufit. Po
lewej za to spał z otwartą na piersiach książką Raito. W
brązowych włosach błyskały rudawe refleksy, a lekko uchylone,
spierzchnięte usta poruszały się, jakby coś mówił.
Powoli
otworzył zaspane oczy i uśmiechnął się.
-
Usnąłeś, więc cię przeniosłem na łóżko. – Ziewnął i
odgarnął grzywkę w twarzy.
-
Nie musiałeś. – Ryuuzaki nie mógł oderwać wzroku od Yagamiego.
Nieraz już widział go budzącego się, ale tym razem było…
inaczej.
Próbował
zignorować dziwne, miłe uczucie w miejscu, gdzie znajduje się
serce. Próbował powtarzać sobie, że Raito Yagami jest podejrzany
o bycie Kirą, jest seryjnym mordercą, który bez wahania pozbył by
się Ryuuzakiego, gdyby tylko znał jego prawdziwe nazwisko.
Tak
naprawdę, był pewien, że Raito jest Kirą.
Tak
naprawdę, to nie miało jakiegokolwiek znaczenia.
Noc
Raito
nie spał przez kilka poprzednich nocy. Byli coraz bliżej
rozwiązania, jeszcze tylko kilka kroków i złapią Kirę. A wtedy
zwycięży prawdziwa
sprawiedliwość.
Zasnął
praktycznie w chwili, w której dotknął policzkiem poduszki.
Ryuuzaki
zaczął jeść kawałek ciasta z kremem. Napił się gorącej,
słodkiej kawy, do której postanowił wlać trochę śmietanki.
Byli
coraz bliżej rozwiązania. Ale nie czuł satysfakcji. Raczej
określiłby swoje emocje jako bliższe terminowi depresja, niż
euforia. Czyżby nie miał racji? Czyżby Raito nie był Kirą?
Pomylił się?
Misa
nie zachowywała się, jak osoba, ukrywająca coś, ani tym bardziej
młody Yagami… L przebywał z nim dwadzieścia cztery godziny na
dobę i musiał przyznać, że był czysty.
Ponadto,
Raito stał się dla niego kimś bliskim. Najbliższą osobą w jego
życiu. Przyjacielem. Tak, tym razem mógł to powiedzieć ze
stuprocentową szczerością.
Ale
przecież… Kiedy ostatnio stwierdził to samo… Raito był inny.
Zimniejszy, bardziej wyrachowany. Nawet wydawał się inaczej patrzeć
i uśmiechać. Teraz był inteligentnym człowiekiem, wtedy zdawał
się posiadać wręcz boskie moce, czytać w myślach L'a.
Ryuuzaki
zaczynał myśleć, że wariuje. Że wymyśla rzeczy, których nie ma
i nie było, tylko po to, żeby przekonać innych o prawidłowości
swojej teorii. Która była błędna.
Spojrzał
na wtulonego w poduszkę, cichego Raito.
Nie,
nie mógł się mylić. Raito był Kirą. Tak jak Misa była Drugim
Kirą. Nie ma co do tego wątpliwości.
Nieważne,
ile kostek cukru wrzucisz do kawy, pozostaje ona gorzka.
Ryuuzaki zgasił światło i wsunął się pod kołdrę, na tyle blisko, żeby móc słyszeć bicie serca Raito.
Póki jeszcze może, chce oszukiwać zmysły słodkim posmakiem cukru i śmietanki.
Koniec
-
I Misa naprawdę odzyska swojego Raito? – Misa zapiszczała
radośnie, wieszając się na wolnym od srebrzystej obręczy kajdanek
ramieniu swojego ukochanego.
L
pokiwał głową apatycznie i wcisnął guzik.
-
Watari? Przyjdź tu na chwilę, mamy formalność do załatwienia.
Raito
śmiał się w duchu. L,
cały czas miałeś rację i zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Ale ja wygrałem. Sprawiedliwość zwyciężyła, L, dokładnie tak,
jak mówiłeś.
Raito
zignorował bezmyślną paplaninę Misy i spojrzał na Rem. Teraz już
wszystko się ułoży. L zginie, a sprawiedliwość zapanuje na
świecie. Shinigami wpatrywała się w podłogę, zerkając raz po
raz na dziewczynę, która była – dosłownym – ciężarem dla
Raito.
Powstrzymał
złośliwy uśmieszek i chęć strząśnięcia jej z siebie. W zamian
skierował wzrok na L.
-
I wszystko dobrze się ułożyło! – Entuzjazm w głosie Matsudy
wydawał się nie na miejscu, biorąc pod uwagę zmizerowaną postać
L i powagę w oczach Raito. Za to idealnie pasował do pozorów,
pozorów, o jakie od początku chodziło Kirze. Matsuda i Misa, jego
nieświadome kukiełki w przedstawieniu, które nie dość, że
reżyserował, to grał w nim także główną rolę.
Tylko
L – L z wielkimi, pustymi oczami w twarzy-masce, zazwyczaj
skrywanej pod drugą maską - obojętnością. Tylko on zdawał się
nie znać scenariusza, chociaż odgrywał najważniejszą – zaraz
po Kirze – rolę.
Ale
od teraz to się miało zmienić. Do pokoju wszedł Watari, niosąc
walizkę, do której miały wrócić kajdanki.
L
nagle podniósł głowę i ich spojrzenia spotkały się.
Piorun.
Niewypowiedziane słowa zawisły w powietrzu, sprawiając, że na
chwilę czas stanął w miejscu, a w pokoju zostali tylko oni.
Wszystko
tak naprawdę skończyło się razem z brzękiem opadającego
łańcucha.
Południe
Dzwony
zaczęły bić około czwartej nad ranem. L próbował oderwać swoje
myśli od Raito i tego, że znowu w jego oku widział ten błysk,
niepokojący i kojarzący się z jabłkami. Nawet te najczerwieńsze,
najsoczystsze kryją w sobie twarde wnętrze o czarnych pestkach.
I
kiedy uznał, że powinien przestać tak myśleć, powinien odpocząć,
wtedy je usłyszał.
Dlatego
wyszedł na dach. Szum deszczu tłumił w pewnym stopniu coraz to
donośniejszy, głuchy dźwięk żeliwnych serc.
Ryuuzaki
wiedział, że umrze. Wiedział, że miał rację. Pewną satysfakcją
napełniała go egoistyczna świadomość, że niebo też po nim
płacze.
Czy
to znaczy, ze Raito też po nim płacze? Skoro uważa się za Boga…
Głupia myśl.
Ale
oto on. Zawołał coś, ale Ryuuzaki nie słyszał. A przynajmniej
nie chciał słyszeć, chciał, żeby Raito podszedł do niego.
Uśmiechnął
się ciepło, wkładając w ten jeden gest całe swoje serce. Nawet
jeśli było tylko smętnym ogryzkiem skąpany w lukrze.
Raito
podszedł. Raito - przyjaciel. Raito - wróg.
Ryuuzaki
nie myślał o tym, że jego zachowanie mogło wydać się dziwne,
teatralne. Nie pretendował do odgrywania roli męczennika, czy też
Jezusa, obmywającego stopy Judasza. Zdrajcy-przyjaciela,
sojusznika-wroga.
W
odpowiedzi Raito wyciągnął przed siebie ręcznik i dotknął nim
ciemnych, mokrych włosów L'a. Jak on żałował, że nie dał
dotknąć się wcześniej, jeszcze zanim Kira obudził się, unosząc
ciemne, gorzkie fusy z dna filiżanki wypełnionej beżowym,
słodko-gorzkim płynem.
-
Jestem smutny – powiedział, dotykając jego szczupłych, ładnych
stóp przez ręcznik. Były takie żywe, takie prawdziwe, reagujące
na każdy ruch dłoni L'a. – Niedługo zrozumiesz, dlaczego.
Lawliet
się nie myli. Lawliet umiera, patrząc na uśmiech Kiry, złośliwy,
tryumfujący uśmiech wroga. Miał rację. Morderca. Zdrajca. Suchy i
trzeszczący w zębach jak drobinki piasku.
Zdrajca?
Przyjaciel? Raito.
Dzwony
cichną, jakby nawet ich niewzruszone serca pragnęły uczcić ten
moment.
Zachód
Wygrałeś,
Ryuuzaki. Wygrałeś, L. To nie ten dziwaczny dzieciak-dorosły.
Bawiący się plastikowymi zabawkami, namiastkami ludzi – nieudolny
lalkarz, niezdolny do prawdziwej gry.
Ani
ten jasnowłosy chłopak, niesamowicie głupi chłopak, który dał
się wykończyć – ze wszystkich! - Takadzie. Poświęcił
się,
żeby białowłosy knypek zdruzgotał Kirę, żeby podważył wyroki
sprawiedliwości.
To
ty wygrałeś, ty, jakkolwiek byś się nie nazywał. Shinigami
pewnie wpisuje właśnie imię Raito Yagamiego do swojego Notesu
Śmierci.
Ale
Raito Yagami nie poddaje się. Nie może tak odejść, nie w tak
żałosny sposób, nie on, nie on – Bóg nowego świata! Jedyna
sprawiedliwość o szeroko otwartych, wszystkowidzących oczach.
Ale
umiera. Wie. Kątem oka widzi Ryuuzakiego. Wie. Że on nazywa się
Lawliet i jest ślepy, że przychodzi, by zaprowadzić go…
-
Ten, kto używa Notesu Śmierci nie trafi po śmierci ani do Piekła,
ani do Nieba. – Głos Ryuuka rozbrzmiewa w uszach Raito.
(-
Bo Piekło i Niebo nie istnieją – dodaje ciszej Ryuuk. – Tylko
Mu,
świat pustki,
świat ipomiędzy.)
Lawliet
stoi naprzeciwko i patrzy na Raito niewidzącymi oczami.
Lawliet podchodzi.
W
świecie pomiędzy nie ma jabłek. W świecie pomiędzy nie ma nic,
zła czy dobra, miłości czy nienawiści.
W
pewien sposób, świat pomiędzy przypomina sprawiedliwość.
