Koszmar
Było kilka minut po północy, gdy cały ośrodek przeszył głośny wrzask, który byłby w stanie obudzić nawet trupa. Coś białego, do złudzenia przypominającego człowieka, wpadło z prędkością światła do jego pokoju. Po przekroczeniu progu zaplątało się o własne nogi, dzięki czemu zaliczyło spotkanie pierwszego stopnia z wykładziną, po czym gwałtownie wstało i rzuciło się na niego niczym zjawa z bardzo niskobudżetowego horroru.
- Aominecchiii!
Aomine z trudem wyplątał się z kurczowo oplatających go kończyn i podjął próbę odsunięcia od siebie niezidentyfikowanego obiektu.
- Kise… Kise? Co ty kurwa odstawiasz…? Czemu jesteś zawinięty w prześcieradło?! – ciemnowłosy uniósł brew, mierząc wzrokiem całkowicie owiniętego w wielki płat tkaniny blondyna, który wgramolił się na jego kolana.
- Aominecchi...! Ratuj mnie! – jęknął blondyn łamiącym się głosem, zaciskając mocniej swoje palce na ramionach śniadoskórego.
- Kise, co do cholery… - ciemnowłosy bezskutecznie próbował wyrwać się z jego uścisku. W końcu dał za wygraną i westchnąwszy, zapalił lampkę na nocnym stoliku. – Co się stało?
Blondyn spojrzał na niego i Aomine dopiero wtedy dostrzegł, że jego oczy szkliły się od łez, a chłopak z trudem powstrzymywał drżenie warg. W dodatku to wielkie, białe prześcieradło, w które był owinięty od stóp do głowy, sprawiało, że wyglądał jeszcze bardziej żałośnie. Aomine przełknął głośno ślinę, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo ma przerąbane.
30 minut później...
- I wtedy pojawiła się cała armia krwiożerczych karaluchów! Aominecchi, ty wiesz jakie one miały wielkie ślepia?! – Kise spoglądał na niego z powiększonymi z przejęcia i strachu oczami. Aomine nie wiedział czy ma mu współczuć i przytakiwać, czy palnąć przez łeb i wywalić za drzwi. - ...a potem jak połączyły swoje siły z bojowymi cykadami, tymi w bordowe kropki, które wyleciały z oczodołów Akashiego...
Ciemnowłosy przewrócił oczami, nie mając już ochoty dłużej słuchać chaotycznej paplaniny Kise. Ile z tego koszmaru rzeczywiście mu się przyśniło, a ile blondyn wymyślił na miejscu – nie chciał wiedzieć. Nie tak dawno musiał wysłuchiwać całej historii o marchewkach-wilkołakach żywiących się ludzkimi wątrobami i o samodestrukcyjnych konikach polnych z piłami tarczowymi zamiast kończyn. Na szczęście umiał już sobie z tym radzić.
- Kise... zamknij się już i śpij.
- Mogę tutaj spać? – blondyn przerwał nagle swój wywód o mistycznych kreaturach rodem z Jumanji i spojrzał z błyskiem w oku na ciemnowłosego.
Aomine podrapał się w tył głowy – Taa... Tylko się do mnie nie klej. – śniadoskóry pochylił się nad blondynem, by zgasić nocną lampkę, gdy coś przykuło jego uwagę. - Chwila, kiedy zdążyłeś przytaszczyć tu swoją poduszkę...?!
Kise nie odpowiedział, udając, że już śpi.
- Jesteś daremny. – Aomine pokręcił z dezaprobatą głową, po czym zgasił światło i opadł na posłanie obok blondyna.
- Ja też cię kocham. – wymamrotał Kise, z uśmiechem wtulając się w jego ramię.
