Dawno, dawno temu (no co, prawie dwa tygodnie już minęły...) pewna młoda dama o nicku Klio obchodziła urodziny. Nie powiemy które, bo nie wypada :-P. Poniższe tłumaczenie - całe, włącznie z dwiema kolejnymi częściami tej trylogii - jest dla niej (spóźnionym) prezentem urodzinowym. Ode mnie.

Wszystkiego najlepszego, Klio. Spełnienia marzeń, pociechy z życia i wszelkiej pomyślności. I wszystkiego, czego byś chciała, a o czym nie wiem.

Domyślam się, że wolałabyś w prezencie urodzinowym aktualizację jednego z Twoich ulubionych tłumaczeń albo może coś, co sama bym napisała, a nie tylko przetłumaczyła. Cóż, na napisanie czegoś specjalnie dla Ciebie nie miałam pomysłu, zaś jeden rozdział tłumaczenia... co to za prezent? Mogę mieć tylko nadzieję, że niniejszy fanfik spodoba się Tobie chociaż trochę (nie musisz mnie o tym zapewniać w komentarzach, szczególnie jeśli Ci się jednak NIE spodoba ;-)) i że jego również z przyjemnością będziesz czytała.

Nakago


oryginał: Six Years to Life (link w moim profilu)

autor: Laume (link w moim profilu)

Tłumaczenie za zgodą autorki.


Rozdział pierwszy


Postaci w czarnych szatach stały półokręgiem, patrząc na podobnego do węża mężczyznę o bladej cerze siedzącego w centrum.

Co odważniejsi śmierciożercy zastanawiali się czasami, dlaczego właściwie oni zawsze stali w trakcie spotkań, podczas gdy ich Czarny Pan rozpierał się wygodnie na przypominającym tron fotelu. Severus Snape był jednym z nich.

Przeczekał cierpliwie zwyczajowy rytuał Voldemorta, polegający na wysłuchiwaniu sprawozdań o postępach i rzucaniu klątw, gdy zostało powiedziane coś, co mu się nie spodobało. W końcu było po wszystkim. A przynajmniej tak mu się zdawało.

- Severusie Snapie - powiedział Czarny Pan z ponurym uśmiechem - zbliż się. Na kolanach.

Mistrz Eliksirów usłuchał, wzdrygnąwszy się w duchu.

- Jesteś - stwierdził Voldemort - szpiegiem Albusa Dumbledore'a. Nie. - Uniósł dłoń. - Nie ma sensu zaprzeczać. Chcę jedynie wiedzieć dlaczego. Dlaczego opuściłeś moje szeregi i zdradziłeś swoich towarzyszy? Dlaczego porzuciłeś całą tę władzę, którą ci dałem?

Severus skrzywił się. Gra dobiegła końca, wiedział o tym. Podejrzewał, że niebawem będzie martwy. Nie miał już powodu czegokolwiek ukrywać.

- Bo nie jesteś nikim więcej, jak tylko szalonym mordercą i hipokrytą, bękartem półkrwi. Jakąż władzę nam dałeś, poza możliwością pełzania u twoich stóp? - Wstał z wyzywająco podniesioną głową. - Rozejrzyj się. Malfoy, Nott... nazwiska czarodziejów czystej krwi, które kiedyś były równoznaczne z dumnymi, niezależnymi rodami. Spójrz, co z nich zostało! Mordercy, gnidy całujące skraj twej szaty tylko po to, aby uniknąć tortur. Dawno przejrzałem na oczy i zrozumiałem swój błąd. Nie należę do ciebie juz od przeszło dwudziestu lat.

Śmierciożercy aż zachłysnęli się ze zdumienia. Czarny Pan patrzył na Severusa gniewnie i złowrogo.

- I zobacz, do czego cię to doprowadziło. Posłużysz jako nauczka dla innych. Nie, nie zabiję cię... jeszcze. Dam ci możliwość przekonania się, jak bardzo pomyliłeś się w wyborze strony, po której stanąłeś.

Snape wyprostował się dumnie, gdy z różdżki Czarnego Pana wystrzeliło w jego kierunku srebrzyste światło. Poczuł ból w całym ciele i miał wrażenie, że się kurczy. Parę sekund później stracił przytomność.

- Wstawaj, bachorze. - To były pierwsze słowa, jakie usłyszał.

Otworzył oczy. Stały nad nim trzy przerażające osoby w czarnych szatach. Przełknął z trudem. Wiedział, że to śmierciożercy. Matka mu o nich opowiadała.

Chwyciły go silne ręce. Zabolało go, kiedy teleportował się z kimś, kto wyraźnie nie był w tym najlepszy.

Wylądowali w lesie. W bardzo strasznym lesie. Okropnie bolała go głowa i w ogóle wszystko, ale wiedział, że to jeszcze nic, że mogło być gorzej. I było, kiedy śmierciożerca, który pewnie był tam szefem, uderzył go w głowę tak mocno, że Severus upadł na ziemię.

- Życzę szczęścia, Snape. Mam nadzieję, że zeżre cię coś paskudnego.

Potem cała trójka znikła i zostawiła go w lesie samego.

Nie miał innego wyboru: ruszył przed siebie. Szedł i szedł, i szedł. Po kilku godzinach był już pewny, że zabłądził. W lesie nadal było ciemno, chociaż wielkimi krokami zbliżał się świt. Strasznie chciało mu się pić.

- Snape'owie nie płaczą. - Przypomniał sobie słowa ojca. - Stawiają czoła temu, co ich spotyka.

Oczywiście tym, co najczęściej go spotykało, był jego ojciec we własnej osobie.

Zadrżał, zastanawiając się, jak bardzo rozgniewani będą rodzice, gdy wreszcie wróci do domu.

- Co ty tu robisz, źrebcze? - usłyszał nagle za plecami.

Wystraszył się; jego magia niechcący wyrwała się spod kontroli i uderzyła w to... coś... za nim. To coś ani trochę się nie przejęło, tylko najzwyczajniej w świecie strząsnęło z siebie przypadkiem rzuconą klątwę.

- Ach, czarodziejskie dziecko. Wyczuwam, że byłeś tu już wcześniej. Podejdź, źrebcze.

Nie był pewny, czy mógł zaufać temu... centaurowi, jak w końcu zauważył, ale nie miał wątpliwości, że gdyby dłużej był sam, to by umarł. A stwór nie wydawał się jakoś szczególnie nieprzyjazny. Niepewnie dał krok w stronę ogromnego człowieka-konia.

Centaur przyjrzał mu się uważnie, po czym szeroko otworzył oczy.

- Zdradź mi swoje imię, źrebcze. Obawiam się bowiem, że jeszcze niedawno wcale nie byłeś źrebcem.

- Nazywam się Severus Snape - powiedział z całą odwagą, na jaką było go stać.

Centaur skinął głową.

- Właśnie tego się obawiałem. Muszę jak najszybciej oddać cię w ręce Albusa Dumbledore'a.

- Dumbledore'a? Tego szurniętego starego głupca, który rządzi w Hogwarcie? Czemu chcesz mnie do niego zabrać?

Centaur patrzył na niego z poważną miną.

- Tę kwestię wyjaśni ci już dyrektor. Chodź, pozwolę ci pojechać na moim grzbiecie. Nawet galopem droga do Hogwartu zajmie nam godzinę, a obawiam się, że twoje małe nogi nie wytrzymałyby takiej odległości.

- Nie jestem mały - zaprotestował Severus z oburzeniem.

- Dla mnie jesteś - stwierdził centaur, podnosząc go i sadzając sobie na grzbiecie. - Trzymaj się mocno, będziemy się bardzo spieszyć.

***

Dumbledore niecierpliwie przechadzał się po biurze, czekając na powrót swego szpiega, kiedy do środka wszedł Hagrid.

- Panie psorze, lepij pan szybko ze mną idzie. Firenzo jest przy bramie zamku i ma z sobą... cholibka. Lepij sam pan obaczy.

Zaintrygowany dyrektor poszedł za Hagridem do zamkowych wrót, gdzie czekał centaur. Na jego grzbiecie spał ubrany w czarne szaty malec.

- Dziecko? - zdziwił się Dumbledore półgłosem.

- Tak - odparło stworzenie, pozwalając Hagridowi delikatnie ściągnąć chłopca ze swego grzbietu. Przy poruszeniu szaty odsunęły się i odsłoniły bladą twarz oraz długie, czarne włosy. - Znalazłem go w głębi lasu. Niewiele wiem o ludzkich źrebcach, lecz powiedziałbym, że ma teraz około pięciu lub sześciu lat.

Stary czarodziej uniósł brwi.

- Teraz?

Firenzo niecierpliwie przestąpił z kopyta na kopyto.

- Tak, teraz. Przejrzałem wspomnienia chłopca i dowiedziałem się, że tej nocy został zdemaskowany jako pana szpieg. To, dyrektorze, jest Severus Snape.

Hagrid prawie upuścił dziecko, szybko się jednak opamiętał i mocno przytulił czarne zawiniątko.

Dumbledore z osłupieniem wpatrywał się w malca.

- To jest... Severus?

- Zorientowali się, że jest szpiegiem. - Firenzo skinął głową. - Chociaż on tego nie pamięta. Taką karę wymyślił mu Voldemort. Jego dorosły umysł nadal tam jest, lecz został zamknięty. On teraz jest tylko małym źrebcem. No cóż, zostawię go pod pańską opieką, dyrektorze. Dobranoc.

Z tymi słowami centaur odwrócił się i pogalopował z powrotem do lasu. Hagrid wygodniej ułożył dziecko w swoich ramionach.

- Szkrab będzie potrzebował łóżka, drektorze - zauważył.

Dumbledore spojrzał na niego oczami, w których nie było ani jednej wesołej iskierki.

- Co? Ach, tak, tak, masz rację. W dodatku jest tu dla niego zbyt zimno. Zabierz go do skrzydła szpitalnego, jeśli łaska, Hagridzie. Rano zawiadomię Filiusa, Minerwę i Pomonę, i zobaczymy, czy znajdziemy jakiś sposób, żeby cofnąć tę klątwę.

***

Był w jakimś dziwnym pokoju; przynajmniej łóżko było wygodne. Wokół było mnóstwo innych takich łóżek. Czy znowu przez ojca trafił do szpitala? Ale nie, nic go nie bolało. Poza tym miał taki przyjemny sen, jechał w nim na centaurze... na centaurze...

Usiadł gwałtownie.

To centaur go tutaj przywiózł! Był w Hogwarcie, dyrektor już pewnie poinformował rodziców... Ale ma przerąbane...

Trzęsąc się, podciągnął kolana do brody i owinął się kocem.

- Ach, obudziłeś się - stwierdził energiczny głos kobiecy. - Zapewne z chęcią zjesz śniadanie.

Zanim Severus zdążył choćby otworzyć usta i odpowiedzieć, pojawiła się przed nim taca z jedzeniem.

- Możesz wstać i ubrać się, ale nie wychodź z tego pokoju. O ile się orientuję, dyrektor wraz z opiekunami domów będzie chciał się z tobą spotkać po śniadaniu - dodała, po czym weszła do biura.

Severus zsunął się z łóżka i założył szatę, która leżała złożona na krześle obok. Później przyjrzał się uważnie tacy. Była tam miska gorących płatków, jajecznica, bekon i tost oraz szklanka z sokiem. Wytrzeszczył oczy. W domu nigdy nie pozwalano mu tyle jeść.

Zmarszczył brwi z namysłem i odsunął bekon na bok. Odkąd ojciec zmusił go do wypicia kilku eliksirów matki, Severus nie mógł jeść tłustych potraw, bo wymiotował po nich i bolał go brzuch. Jajka mogły być, jeśli nie zje ich za dużo, owsianka była w porządku. Wypił trochę soku i posmarował pieczywo odrobiną masła. Przegryzając na przemian tosta i płatki, zdołał zjeść więcej niż kiedykolwiek: jakieś pół miseczki owsianki i całego tosta! Poza tym wypił sok do dna!

- Powinieneś więcej jeść - uznała kobieta, pewnie pielęgniarka, ponownie wyszedłszy z gabinetu. - Za mało ważysz jak na swój wiek. Wypij to. - Podała mu fiolkę.

Severus wlepił wzrok w eliksir.

- No dalej, wypij - powtórzyła niecierpliwie pielęgniarka.

Z uporem zacisnął wargi. Nie zamierzał pozwolić, żeby zmusiła go do wypicia tego. Doskonale pamiętał ostry ból, który czuł po tym, jak kazano mu poprzednio wypić coś takiego, i wcale nie chciał powtórki z rozrywki.

- Daj spokój, sam to uwarzyłeś.

To nie wzbudzało zaufania. Musiał pomagać matce w pracowni, ale to nie znaczyło, że warzył eliksiry uzdrawiające. Spanikował. Wziął w ręce tacę i rzucił ją na środek pomieszczenia, prosto pod nogi bardzo starego czarodzieja, który właśnie wszedł do środka w towarzystwie dwóch kobiet i malutkiego mężczyzny, niewiele wyższego od samego Severusa.

- Proszę, proszę, cóż za temperament od samego rana - powiedział siwowłosy pan, machając różdżką i pozbywając się bałaganu.

Severus zadrżał. Teraz na pewno nie minie go surowa kara.

Wyprostował plecy, stając na baczność. Tak ojciec nauczył go przyjmować kary.

Stary czarodziej chwycił go za rękę.

- Nie mamy czasu na wygłupy, młody człowieku - powiedział surowo. - Musimy załatwić ważniejsze sprawy.

Po tych słowach Severus został zaprowadzony z powrotem do łóżka. Po drodze bez przekonania próbował się uwolnić. Był zdziwiony. Dłoń trzymała jego ramię w mocnym uścisku, ale nie sprawiała bólu. Nie ciągnęła go też po pokoju na siłę.

- Hop na łóżko - polecił staruszek, który, jak Severus zauważył, wyglądał na bardzo zmęczonego. Zupełnie jakby nie spał od tygodni.

Był pewny, że jeśli zada jakiekolwiek pytanie, to oberwie, musiał jednak wiedzieć...

- Gdzie jestem? Co się stało?

Jedna z wiedźm, ta niższa, o miłej twarzy, podeszła krok bliżej.

- Jesteś w Hogwarcie, Severusie. Firenzo znalazł cię w lesie, pamiętasz?

Przytaknął.

- Pozwolił mi pojechać na swoim grzbiecie, jak czarni ludzie sobie poszli.

- Czarni ludzie? - spytała druga wiedźma.

Severus poczuł się trochę niepewnie. Wyglądała na bardzo surową.

- Nosili czarne szaty i maski - odparł nieśmiało. - Pamiętam, że jak się obudziłem, to oni zabrali mnie do lasu i tam zostawili.

- Wiesz, kto to był? - zapytała.

- Śmierciożercy - przyznał, zanim zdążył się powstrzymać. Szeroko otworzył oczy i zakrył usta dłońmi. - Przepraszam! Przepraszam, nie powinnem o nich mówić! Proszę, nie skarżcie na mnie rodzicom - błagał miłą wiedźmę.

- Wszystko w porządku, Severusie. - Delikatnie poklepała go po dłoni. - Domyślaliśmy się tego. Czy nie pamiętasz może, co stało się przed tym, jak się obudziłeś i zostałeś zabrany do lasu?

Pokręcił głową przecząco.

- Nie wiem. - Spuścił wzrok. - Nie pamiętam. Ostatnie, co sobie przypominam, to że ojciec był na mnie zły. A potem się obudziłem.

Dumbledore westchnął.

- Musimy wiedzieć, co działo się ubiegłej nocy - stwierdził. - Potrzebujemy informacji o planach Voldemorta. Severusie, popatrz na mnie.

Chłopiec spojrzał w niebieskie oczy. Gwałtownie wciągnął powietrze, gdy poczuł, jak coś... KTOŚ wszedł do jego głowy. Próbował zrobić to, czego nauczyła go matka i w jednej chwili postawił mury wokół swego umysłu. Napastnik wycofał się nieco, zaskoczony, lecz zaraz potem po prostu rozsunął ściany na boki.

Severus zaczął krzyczeć. Kilka minut później znowu był sam w swoim ciele; leżał na łóżku i dyszał ciężko, trzęsąc się po wtargnięciu.

- No wiesz, Albusie! - Pozostali nauczyciele mówili wszyscy równocześnie. - To była naprawdę przesada. Przecież on jest tylko dzieckiem! Mogłeś mu przynajmniej wyjaśnić, co zamierzałeś zrobić.

- Nie mógł wiedzieć, musiał być nieświadomy, żebym miał możliwość dotarcia do jego ukrytych dorosłych wspomnień - odparł dyrektor, masując skronie. - Zapomniałem, że znał oklumencję już kiedy był w pierwszej klasie. Najwyraźniej obecnie pracuje nad osłonami. Zdołał postawić mury wokół umysłu, chociaż niezbyt mocne. Gdyby tego nie zrobił, nie poczułby bólu.

- Gdybyś mu POWIEDZIAŁ, co planujesz zrobić, na pewno nie postawiłby osłon - zaskrzeczał z oburzeniem Flitwick.

Severusowi udało się w końcu usiąść. Spojrzał na dyrektora ze złością.

- Matka miała rację, jesteś paskudnym starym dziadem - rzucił zjadliwie.

Dumbledore go zignorował, ale McGonagall wydawała się zainteresowana.

- Twoja matka tak powiedziała?

- Nienawidziła tej szkoły - wyjaśnił Severus obojętnym tonem. - Inne dzieci zawsze ją prześladowały. Mówiła, że chce mnie posłać do Bobotonów albo Durnstrangu. Prędzej do tego we Francji, bo kazała mi się uczyć francuskiego. Nie chcę tu być, matka na pewno będzie zła, że ten miły centaur mnie tu przyniósł.

Cała czwórka wlepiła wzrok w Mistrza Eliksirów, zastanawiając się, z jakiego powodu dziecko trafiło mimo wszystko do Hogwartu.

McGonagall zmarszczyła brwi. Eileen miała rację, nie chcąc posyłać syna do szkoły w Szkocji. Też się tu nad nim znęcali.

- Severusie - powiedziała - musimy wykonać kilka testów, aby przekonać się, czy nikt nie nałożył na ciebie żadnych zaklęć ani klątw. Nie będzie bolało, wskażemy cię naszymi różdżkami tylko po to, żeby cię przeskanować. Może trochę łaskotać.

Chłopiec skinął głową.

Wszyscy czworo unieśli różdżki i razem rzucili długą litanię czarów. Kiedy skończyli, odeszli kawałek dalej, aby porównać wyniki.

- Obawiam się, że na to nie ma prostego sposobu, Albusie - wyznał Flitwick. - Zaklęcie jest bardzo silne i wyjątkowo skomplikowane. Najprostszy czar odczyniający mógłby go zabić.

Dyrektor przytaknął.

- Tom użył pradawnej magii i dodatkowo ją zmienił, tyle wywnioskowałem ze wspomnień Severusa. To było kiedyś stare zaklęcie uzdrawiające, które miało ludziom po ciężkich traumach dawać sposobność przeżycia ponownie dzieciństwa. Trwało przez pewien określony czas, nie dłużej niż kilka miesięcy. Z tego, co widzę, ta wersja nie ma ograniczeń czasowych.

- Zgadzam się - przyznała Minerwa. - Dopóki nie znajdziemy jakiegoś bezpiecznego sposobu na odwrócenie tego czaru, Severus pozostanie sześciolatkiem.



KONIEC
rozdziału pierwszego


Będę wdzięczna za wszelkie komentarze, które pojawią się pod tym opowiadaniem - są one dla mnie zawsze bardzo ważne, ponieważ zarówno jako autor, jak i jako tłumacz lubię wiedzieć, jakie tekst sprawił wrażenie na Czytelnikach, co w nim jest dobrego, a co złego, co się spodobało, a co wręcz przeciwnie. Jestem wdzięczna za każdy komentarz, pozytywny czy krytyczny, uważam bowiem, że każdy z nich pozwala mi się rozwijać. Nie mówiąc już o przyjemności płynącej z ich czytania ;-).

Żeby skomentować tekst nie trzeba być zarejestrowanym. Robi się to poprzez kliknięcie na niżej zamieszczone słowa "Review this Story / Chapter"; otwiera się wtedy nowe okno, gdzie w wąskim pasku wpisuje się imię / pseudonim, a w dużym polu pisze uwagi odnośnie tekstu. Po zakończeniu wystarczy kliknąć przycisk "Submit Feedback / Review" i gotowe.