I feel lonely

I feel lonely, lololololonely

You're the one and only

That makes me feel so blue

I feel lonely, lololololonely

You're the one and only

That makes my dreams come true

All across the universe

Every boy and every girl

Is looking for this thing called love

So why do all the other guys

Got pretty women by their side

Some guys really can't complain

Every night I lay awake and cry

I'm missing someone to stand by my side

I feel lonely, lololololonely

You're the one and only

That makes me feel so blue

I feel lonely, lololololonely

You're the one and only

That makes my dreams come true

I feel lonely

It's not easy to fall in love

So I pray to God above

Lord I need a helping hand

Hey Mr. DJ play this song

I felt lonely for so long

This is my SOS for love

All the time I got it on my mind

Someone to hold me tight is hard to find

I feel lonely, lololololonely

You're the one and only

That makes me feel so blue

I feel lonely, lololololonely

You're the one and only

That makes my dreams come true

I feel lonely, so lonely

I feel, I feel, I feel so lo- I feel so lonely girl

I feel, I feel, I feel so lo- I feel so lonely girl

I feel lonely, lololololonely

You're the one and only

That makes me feel so blue

I feel lonely, lololololonely

You're the one and only

That makes my dreams come true...

"I feel lonely" Sasha

Nie ruszyło go to. W ogóle. Nie żeby nie odczuwał dyskomfortu psychicznego, w końcu śmierć zawsze jest straszna. Ale nienawiść jaką żywił do tego człowieka przezwyciężyła żal. Nienawidził Syriusza Black'a. Mogła to być niechęć dziecinna, nie poparta żadnymi rozsądnymi argumentami. Od pierwszej chwili, pierwszego spojrzenia, wiedział że będą wrogami. Nie potrafił tego zmienić przez te wszystkie lata. Nie pogodzili się nawet gdy już byli po tej samej stronie. Nigdy nie potrafili ze sobą rozmawiać.

Gdy rok szkolny się zakończył, Severus Snape jak co roku zajął się porządkowaniem swoich spraw. Powyrzucał stare testy i sprawdziany z gabinetu, poukładał eliksiry na półkach w pracowni, sporządził spis rzeczy potrzebnych i listę ingrediencji. Jak zwykle zajęło mu to cztery dni. Zaczął się zastanawiać co będzie robił przez resztę wakacji. Cóż, może nie będzie się nudził, ale nie znajdzie też czasu dla siebie. Nie żeby jakoś szczególnie go potrzebował, ale praca dla Zakonu pewnie pochłonie cały jego wolny czas.

Skrzywił się.

Będzie musiał zapewne zjawiać się w domu Black'a, co samo w sobie było nieprzyjemne. Uświadomił sobie jednak, że Black był, oprócz Remusa Lupin'a, ostatnim ogniwem łączącym go ze szkolną przeszłością. Jakby na to nie patrzeć, lata spędzone w Hogwarcie były najwspanialszymi w jego życiu. Wreszcie uwolnił się od rodziców i domu, którego nienawidził. Może Hogwart, a raczej ludzie których w nim poznał, nie spełnił jego oczekiwań, jednak był to w jego życiu okres pełen nadziei, radości i wewnętrznego uśmiechu. Chyba jedyną osobą która widziała jego prawdziwy uśmiech była matka, lecz ta nie żyła już od siedemnastu lat. Od tego czasu naprawdę nigdy się nie uśmiechał. Severus Snape zyskał opinię ponuraka. I źle się z tym czuł.

Był samotny.

I chociaż się do tego przyzwyczaił, czasem mu to doskwierało. A w miarę jak umierało coraz więcej osób z nim związanych, przyjaciół czy wrogów, czuł, że staje się coraz bardziej samotny. Śmierć Black'a spowodowała, że znowu miał wrażenie, że wszyscy go opuszczają, że stracił kontrolę nad własnym życiem. Uczucia te trzymały się go mocno nieważne jak bardzo nienawidzili się z Black'iem.

Siedem dni po końcu roku szkolnego popadł w mini-chandrę. Postanowił zaradzić temu w bardzo przyziemny sposób. Wyciągnął z barku w swoim pokoju butelkę koniaku, usiadł w fotelu i zaczął pić.

Pijąc wspominał.

Najczęściej zmarłych.

Swoją matkę, Potterów (może kiedyś zaleźli mu za skórę ale teraz nie miało to znacznie- byli martwi), a nawet Black'a.

Tu się zatrzymał.

Ten głupek opuścił ten świat nawet nie miesiąc temu a już zaprząta moje myśli. Chyba już nigdy się od niego nie uwolnię.

Przygnębiony jeszcze bardziej postanowił pójść spać. To zawsze działało.

Obudził się w środku nocy z nieznośnym uczuciem ciężaru w piersi. Tak jakby ktoś starał się wyrwać mu serce i ciągnął jednocześnie we wszystkich kierunkach. Nawet go nie bolało. Po prostu przeszkadzało, i to tak usilnie że nie był w stanie ponownie zasnąć. Rzucał się w łóżku czując się coraz gorzej. Nieznośne uczucie zamieniło się powoli w ból, oddychał ciężko nie będąc w stanie nawet podnieść się z łóżka. Przygryzł dolną wargę starając się powstrzymać jęki. Najbardziej nienawidził pokazywać że cierpi. Zacisnął powieki, aby łzy bólu nie popłynęły po jego policzkach. Mimo to poczuł chłodne stróżki spływające zdradliwe z kącików jego czarnych oczu. Dłonie zacisnął na prześcieradle tak mocno, aż pobielały mu kłykcie. Myślał, że zaraz umrze, a najgorsze było to, że nie pamiętał już niczego. Zawsze był pewien, że przed śmiercią człowiek widzi całe swoje życie. Czyżby jego było tak mało znaczące, że nie warto go wspominać?

Miał wrażenie, że jego serce jest tak nabrzmiałe i rozciągnięte w klatce piersiowej, że zaraz ją rozsadzi i pęknie na miliony kawałków rozbryzgując krew po ścianach pokoju. Resztką nie zaćmionego bólem umysłu uznał, że była by to dość efektowna śmierć.

W tym momencie przeszył go taki ból, że wrzasnął na całe gardło.

Ten okropny dźwięk był ostatnim co pamiętał. Otoczyła go ciemność.

Otwarcie oczu sprawiło mu wiele trudności. Własny, skromnie urządzony pokój wydawał się zbyt jasny, by przyjąć go bez bólu głowy. Spróbował sięgnąć różdżkę, która jak zawsze leżała pod jego poduszką. Ręce miał jednak zbyt ociężałe, żeby podnieść je wyżej niż kilka cali nad poziom łóżka.

Przypomniał sobie.

Dlaczego tak go bolało?

Spojrzał na własną pierś jakby starając się znaleźć tam odpowiedź, lecz ujrzał na niej tylko zadrapania. Musiał sam je zrobić walcząc w nocy z nieznośnym bólem. Nawet nie pamiętał kiedy rozpiął koszulę. Płytkie bruzdy wyglądały tak, jakby chciał rozdrapać sobie skórę, dostać się do serca. Tkanka była lekko poszarpana i mocno zaczerwieniona. Krótko przycięte paznokcie mistrza eliksirów nie mogły zrobić mu większej krzywdy.

Spróbował podnieść się z łóżka. Udało mu się usiąść, co jak na jego obecny stan i tak było dużym osiągnięciem.

Z dużym zdziwieniem stwierdził, że pomimo okropnego stanu fizycznego czuje się świetnie. Wieczorne przygnębienie minęło i mógłby stwierdzić że to nawet miły poranek, gdyby pominął ogromne zmęczenie i ból głowy. Nie pominął ich jednak i skrzywił się. Będzie musiał znaleźć eliksir wzmocnienia. I coś przeciwbólowego jeśli chciał w miarę normalnie egzystować tego dnia.

Ociągając się postawił stopy na dywanie, nie starając się nawet założyć kapci.

Czuł że to będzie ciężki i ważny dzień.

Choć nie wiedział dlaczego.

Mył powoli zęby w łazience, przyglądając się sobie w lustrze. Widział przed sobą blisko czterdziestoletniego mężczyznę o bladej, zniszczonej, niezmiernie chudej twarzy. Miał wystające kości policzkowe, stosunkowo za długi nos i wąskie, wyschnięte usta. Jego twarz otaczały czarne, ciężkie włosy, które falowały nieznośnie. Zawsze chciał mieć proste włosy, jak ojciec, a odziedziczył po matce bujne fale. Dlatego przez całe życie je układał. Teraz były zniszczone, rozdwojone na końcach. Cerę miał niezdrową, uszkodzoną przez lata pracy przy eliksirach. Wyglądał jakby był bardzo chory. Albo umierający. Jedynie oczy były naprawdę żywe w jego twarzy. Przebiegłe, zimne, błyszczące oczy, w których widoczna była inteligencja.

Wypluł wodę do umywalki, odłożył szczoteczkę i wyszedł rzucając sobie ostatnie nieprzychylne spojrzenie.

Siedział na swojej ulubionej kanapie w salonie. Podwinął nogi pod siebie i opierając się o oparcie czytał książkę. Rzadko kiedy czuł się tak luźno, swobodnie jak teraz. To były tylko jego chwile, czas dla siebie, odpoczynek od codzienności. Z przyjemnością zagłębił się w lekturę. Czytał właśnie „Mój Giovanni" Baldwin'a. Co jak co ale mugole piszą naprawdę dobre książki. Właśnie zamierzał przerzucić stronę gdy coś trzasnęło i zmaterializował się przed nim domowy skrzat.

-Profesor Dumbledore kazał przekazać że oczekuje pana natychmiast w swoim gabinecie.- Skrzat skłonił się nisko tak że jego wyjątkowo wielkie uszy dotknęły podłogi i zniknął.

Severus Snape niechętnie odłożył książkę, pamiętając by przedtem zagiąć róg strony, po czym wstał i ociągając się poszedł do gabinetu dyrektora.

Nie miał ochoty na rozmowę z nim. Nie dzisiaj.

Szedł w korytarzem czując coraz większy niepokój. Po co Dumbledore wołałby go tak nagle, na dodatek nie fatygując się osobiście. Stanął przed chimerą i wymamrotał hasło, „czekolada z orzechami" i po chwili wszedł do wąskiego korytarza aby wspiąć się po schodach prowadzących do gabinetu dyrektora.

Przystanął przed drzwiami nasłuchując przez chwilę. Jednak nie słyszał nic poza cichym mamrotaniem. Wahając się otworzył drzwi.

To co zobaczył wprawiło go w osłupienie.

Harry Potter.

W wakacje.

Tutaj.

W Hogwarcie.

Oderwał wzrok od, co go zdziwiło, zapłakanego i szczęśliwego chłopca i spojrzał w kierunku biurka. Tym razem szok okazał się dla Severusa Snape'a zbyt potężny. Nogi się pod nim ugięły, gdyby nie zamknął wcześniej drzwi to na pewno wypadłby na schody, a tak tylko uderzył głową w drewno i osunął się na podłogę pokrytą czerwonozłotym dywanem. Siedział tak z nieestetycznie otwartymi ustami i wyrazem najwyższego zdziwienia w oczach.

Wszędzie by poznał te długie czarne włosy, błyszczące oczy, tak charakterystyczną sylwetkę i wredny uśmieszek, który tak często był skierowany do niego.

Stał przed nim Syriusz Black.

Żywy.

W umyśle Severusa kołatała się jedna myśl. Nie potrafił pojąć jak to możliwe że ten człowiek stoi teraz przed nim, mimo tego, że umarł niecały miesiąc temu. Dopiero po chwili zarejestrował jak bardzo Black jest wykończony fizycznie. Skóra opinała się na wystających kościach policzkowych niemal tak bardzo jak zaraz po jego ucieczce z Azkabanu. Błyszczące niegdyś i zadbane włosy spływały teraz po plecach straszliwie skołtunione. Tylko oczy pozostały żywe w tym wizerunku tworzącym karykaturę człowieka.

Nagle zorientował się że siedzi na ziemi a oczy wszystkich obecnych w pokoju osób skierowane są na niego. Potrząsnął głową żeby się uspokoić i powoli wstał umiejętnie unikając spojrzeń.

-Widzę, że jesteś w szoku Severusie.- Dopiero teraz zauważył Dumbledore'a skrytego w cieniu za Black'iem. Dyrektor uśmiechał się promiennie, choć na jego twarzy widać było głęboką troskę.

-Jakim cudem miałbym nie być.- Odpowiedział szorstko Severus.

-Dla nas także było to dużym zaskoczeniem.- Odezwała się McGonagall wycierając dyskretnie oczy pod oprawkami okularów.

-Jakim cudem TY żyjesz Black?- Zapytał chłodno Severus.

-A od kiedy to się mną przejmujesz, co Snape?- Znana ironia zabrzmiała w jego głosie. Severus wyczuwając ją poczuł się tak pewnie jak jeszcze nigdy w ciągu ostatnich kilku tygodni.

-Nie przejmuję się TOBĄ- odpowiedział krzyżując ręce na spowitej w czerń piersi i odwracając wzrok- zastanawiam się tylko czy jesteś aż tak głupi że nawet w zaświatach cię nie chcieli.

-Severusie!- Krzyknęła McGonagall. Black spojrzał na Snape'a z nienawiścią, z trudem ukrywał złość.

-Czy wiadomość o tym, że ON żyje była aż tak ważna aby odrywać mnie od codziennych zajęć?

-Po to cię wezwałem Severusie. Powinieneś o tym wiedzieć, gdyż Syriusz został oczyszczony ze wszystkich zarzutów i jest pełnoprawnym członkiem Zakonu. Na powrót stał się wolnym człowiekiem. Sądzę, że wasza umowa o wzajemnej tolerancji powinna trwać dalej.- Dyrektor uśmiechał się ponad szkłami swoich okularów-połówek.

-Czy to wszystko, dyrektorze?- Zapytał Severus.

-Myślę, że tak.

-A więc do widzenia.- Snape skłonił się szyderczo w stronę Black'a i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu.

Nie wiedział jak trafił do swoich komnat. Jego myśli skupione były tylko na jednym, jedynym pytaniu.

Jakim cudem Black pokonał śmierć?

I nie potrafił znaleźć na nie odpowiedzi. Czarny Pan, to co innego. On wyssał z siebie życie. Ale Black? Jak on tego dokonał? Jak to zrobił?

Usiadł na kanapie z butelką koniaku w ręce.

Wypił łyk.

Ujrzał twarz Black'a.

Jeszcze jeden łyk.

Znowu Black.

Kolejny.

Nie mógł przestać o nim myśleć.

Syriusz Black, człowiek nierozerwalnie związany z jego przeszłością żył. A najgorsze było to, że Severus Snape nie wiedział co z tym począć. Nie miał najmniejszego pomysłu na co zrobić dalej. Umowa jaką zawarli już dość dawno temu miała być dalej aktualna. Nienawidził za to Dumbledore'a. Tak przynajmniej mógłby się wyżyć na Black'u, a teraz został pozbawiony nawet tego. Życie stawało się nieznośne.

Severus Snape obudził się z bólem głowy. Znowu. I znowu była to wina Black'a, tego cholernego idioty, który nie potrafi nawet dobrze umrzeć.

Nieco pokrzepiony obrażeniem Black'a, przynajmniej w myślach, postanowił wstać i udać się w spokoju na śniadanie. Miał tylko nadzieję że GO tam nie będzie.

Jednak gdy podniósł się z łóżka ujrzał coś, czego ujrzeć się nie spodziewał. Była to koperta, biała, zalakowana, lecz bez pieczęci. Wiedział czego się spodziewać, choć niezwykle rzadko dostawał wezwanie w ten sposób. Otworzył ja i wyciągnął mały kawałek kartki, na której widniało kilka słów skreślonych wprawną ręką dyrektora.

Staw się w kwaterze Zakonu.

I nic więcej. Więcej wprawdzie nie potrzebował, ale zawsze irytowała go ta oschłość notek wysyłanych czasem przez Dumbledore'a, choć wiedział, że dyrektor nie miał czasu na uprzejmości.

Severus nie wiedział o co może tym razem chodzić.

Z nietęgą miną powlókł się do łazienki.

Dom przy Grimmuald Place 12 jak zwykle zjawił się znikąd. Severus niechętnie musiał przyznać, że zaklęcia chroniące prywatność rezydentów domu Black'ów były naprawdę na wysokim poziomie. Przekroczył cicho próg i starając się nie zbudzić śpiącego portretu udał się w dalsze części domu szukając Dumbledore'a lub jakiegokolwiek innego członka Zakonu. Po przejściu korytarza wiedział już gdzie się kierować gdyż słyszał ciche głosy dobiegające z salonu. Podszedł do drzwi i już chciał nacisnąć klamkę, gdy czyjś podniesiony głoś zatrzymał jego rękę. Był to aż za dobrze znany głos.

-Nie pozwalam na to!- Krzyczał Black.

Nastąpiła cicha niezrozumiała odpowiedz, prawdopodobnie mówił dyrektor.

-Nie! Powtarzam, nie zgadzam się na to! To mój dom!

W tym momencie Severus Snape postanowił wejść do salonu.

Ujrzał przed sobą istną batalię. Syriusz Black stał na środku pomieszczenia, wściekły jak osa i czerwony na twarzy z irytacji. Obok niego znajdował się Dumbledore. Miał poważną minę, a oczy jego, zwykle pełne radosnych iskierek były spokojne, opanowane. Twarz nie wyrażała nic poza oczekiwaniem. Ostatnią osobą znajdującą się w pokoju był sam Harry Potter, siedzący na krześle, także wściekły, wpatrujący się w dyrektora z miną która mówiła, że w pełni zgadza się z Syriuszem.

Nagle wszystkie trzy twarze zwróciły się w stronę Severusa.

-Jesteś nareszcie-rzekł szybko dyrektor podchodząc do niego- już myślałem, że nie zauważyłeś mojej notki.

-Po co mnie wezwałeś Albusie?- Zapytał, skrywając ciekawość i zmęczenie pod maską obojętności.

-Właśnie dyskutowałem na ten temat z Syriuszem.- Zaczął Dumbledore. Severus prychnął z irytacji. Tego co słyszał nie można było nazwać dyskusją.

-O co chodzi?- Severus ponowił pytanie. Black odwrócił się do niego plecami krzyżując ręce na piersi. Nie rzucił mu nawet jednego spojrzenia.

-Severusie, zamieszkasz tu przez całe wakacje.- Powiedział spokojnie dyrektor.

-Co!- Wrzasnął Snape.

-Ponieważ jesteś w Zakonie, a chciałbym abyś zajmował się dalej swoimi sprawami, postanowiłem umieścić cię tutaj. Pan Potter też tu zamieszka, więc twoim zadaniem będzie mieć na niego oko, a także przekazywać wiadomości innym członkom Zakonu. Niedługo zjawią się tu też państwo Weasley z dziećmi i panna Granger. Myślę że to już wszystko. Moja decyzja jest nie do odwołania. I jeszcze raz proszę panów o respektowanie paktu o nieagresji.- Skończywszy przemowę Dumbledore szybkim krokiem wyszedł z pokoju zostawiając trzy obecne osoby w zdziwieniu pomieszanym ze złością. Po chwili ciszy Black, starając się nieumiejętnie ukryć niechęć w głosie zwrócił się do Severusa.

-Chodź. Znajdę ci jakiś pokój.- Severus był pewny, że zachowanie tego w miarę neutralnego tonu sprawiało mu wiele trudności. Snape po raz kolejny w ciągu kilku ostatnich dni nie miał wpływu na sprawy dziejące się wokół niego. Nie patrząc na nikogo i wciąż niedowierzając, powlókł się za Black'iem.

Pierwszych kilka dni jego pobytu w domu Black'ów minęło bardzo nerwowo. Nie tylko ze względu na ciągłe kłótnie z Syriuszem, ale i ciągłe problemy Zakonu, zebrania czy zawiadomienia o czyjejś śmierci.

Weasley'owie przybyli już w dwa dni po wprowadzeniu się Severusa. Panna Granger pojawiła się po trzech dniach. Wszyscy byli niemrawi i zapewne miała na to wpływ, tym razem już oficjalnie ogłoszona, wojna z Voldemortem. Niemniej jednak Severus Snape wydawał się niewzruszony i jak zwykle był milczący. Może nawet bardziej milczący niż normalnie. Uznał, że w obliczu mieszkania pod jednym dachem z Black'iem powinien jak najmniej się odzywać, aby nie wywoływać i tak bardzo częstych kłótni.

Milczał też z innego powodu.

Był zestresowany. I nie było to najwyraźniej tak błahe jak mu się początkowo wydawało. Cały czas trzęsły mu się ręce i cierpiał na chroniczną bezsenność, a ta powodowała rozdrażnienie i kolejne sprzeczki. Błędne koło.

Syriusz Black nie potrafił tego wyjaśnić. Wprawdzie nie miał wiele czasu na myślenie o sprawach nie dotyczących wojny, ale jedna sprawa nie chciała pozostawić jego umysłu w spokoju.

Jakim cudem żył?

Pamiętał tunel, z jasnym światłem na końcu. Światłem tak ciepłym i przepełnionym miłością, że starał się zrobić wszystko aby do niego dotrzeć. Sunął powoli w kierunku jasności czując promieniującą energię która zamieniała się w nim w najczystsze, najpiękniejsze kryształy. Było to niesamowite, wspaniałe uczucie, miał wrażenie, że szczęściu nie będzie końca, że rozpłynie się w radości gdy pochłonie go światło. Nie miał pojęcia jak długo tak płynął, lecz w końcu znalazł się na skraju jasności. Dobro otaczało go zewsząd, przenikało do wnętrza. Czuł się bezpieczny jak nigdy w życiu. Nagle pojawiła się przed nim jakaś istota. Postać, zdawało mu się, że kobiety, była niezwykle piękna, miała kruczoczarne, długie, lśniące włosy, które spływały w lokach aż do jej pasa. Nie pamiętał czy była naga, czy miała coś na sobie. Nie było to ważne w obliczu jej ślicznej twarzy i przenikliwych oczach, które przypominały dwa czarne diamenty. Promieniowała od niej jasność, dobro przepełniało jej sylwetkę, światło wypełniało całe ciało. Spojrzała na niego uśmiechając się tak, że radość w nim wezbrała. Kobieta pokręciła lekko głową w geście odmowy, ciągle się uśmiechała. Nagle poczuł jak coś chwyta go w okolicy serca. Piekący ból rozlał się po jego klatce piersiowej. Zaczął się cofać z powrotem w dół tunelu zostawiając za przed sobą jasność, dobro i radość. Poczuł chłód, niemal jakby spotkał dementora, wzdrygnął się i spojrzał na kobietę pragnąc aby mu pomogła, nie zostawiała w obliczu ciemności, zimna i strachu. Jej oczy skierowane były prosto na niego, a gdy skrzyżował z nią wzrok odniósł dziwne wrażenie.

Jej oczy były jak dwa mroczne tunele.

W tym momencie wizja się zakończyła. Obudził się z powrotem w Ministerstwie Magii, nie będąc w stanie nawet podnieść ręki. Często tracił przytomność. Potem, jak go znaleźli były przesłuchania, veritaserum, a wreszcie Dumbledore, który był prawdziwym wybawieniem.

Im częściej o tym myślał tym bardziej bolała go głowa, nie był w stanie wyjaśnić kim była ta kobieta, czego od niego chciała i czemu nie umarł. Bo w efekcie żył, tylko tego był pewien.

A teraz znowu był uwięziony w swoim domu, wprawdzie już wolny, nie ścigany przez prawo, ale zamknięty, gdyż dyrektor nie chciał na razie wypuszczać go na misje ze względu na wątłe zdrowie.

Cieszył się mimo tego. Był z Harry'm, mógł oferować mu pomoc, wsparcie w tych ciężkich chwilach, a także opiekować się nim i Hermioną podczas ich pobytu w jego domu. Wszystko byłoby niemal idealnie. Niemal, gdyż była jeszcze jedna sprawa która go trapiła.

Snape.

Nie potrafił zrozumieć motywacji Dumbledore'a, przecież sam mógł sobie poradzić z przekazywaniem wiadomości. Wyjaśnienie dyrektora było bardzo mętne, niby Snape miał się zająć własnymi sprawami, ale czemu akurat tutaj. Jakie „własne sprawy" mógł mieć Snape w jego domu? Tego Syriusz zrozumieć nie potrafił.

-Severusie, rozumiem że jesteś zdziwiony moją decyzją. Dlatego cię wezwałem do siebie.- Dyrektor siedział w fotelu w swoim gabinecie. Dłonie złożył w piramidkę i spoglądał na niego zza szkieł swoich okularów-połówek. Wzrok Dumbledore'a nie zdradzał niczego.

-Właśnie, nie jestem zdziwiony, jestem wściekły.- Powiedział oschle mistrz eliksirów.

-Chciałbym cię prosić o przygotowywanie dla Syriusza pewnego eliksiru. Widzisz, przeszedł on wiele w ciągu ostatniego tygodnia i jego organizm będzie miał wielkie problemy z powrotem do zdrowia. Dlatego przydałby mu się eliksir wzmocnienia.

-Przecież Black'owi nic nie jest. Nie uważam aby potrzebował czegoś takiego. Poradzi sobie sam, bez mojej, lub czyjejkolwiek pomocy.

-Severusie, Syriusz Black minął się z śmiercią. gdyby wszystko było w porządku, zacząłby wracać do normalności, ale nastąpiło u niego przeciążenie organizmu. A gdyby przebiegało ono zwyczajnie to leżałby w łóżku z gorączką. Zżera go ono od środka i dlatego potrzebny mu jest ten eliksir. Nie jest to jedyna mikstura, którą będziesz przyrządzał. Pan Lupin, jak wiesz, potrzebuje twojej pomocy.- Dyrektor nawet na chwilę nie spuścił wzroku z Severusa, wpatrywał się w niego, a jego twarz ciągle nie wyrażała nic.

-Przecież mógłbym dostarczać im te eliksiry, nie byłby to żaden problem.

-Severusie, moja decyzja jest ostateczna i nawet nie staraj się jej zmienić.- Dyrektor wstał i położył swoja dłoń na spowitym w czerń ramieniu Severusa.

-Ale…- Zaczął Snape, lecz urwał napotykając spojrzenie błękitnych oczu Dumbledore'a.

-Mam wrażenie że mimo wszystko wyjdzie ci to na dobre, tak samo Syriuszowi.

Snape wiedział, że w tym momencie rozmowa się zakończyła, skierował się więc do drzwi. Stanął na chwile w przejściu i spojrzał na dyrektora. Ten siedział na powrót w swoim fotelu, ze wzrokiem skupionym gdzieś w przeciwległym miejscu pokoju. Severus miał wrażenie, że dyrektor usilnie starał się na niego nie patrzeć. Odnosząc wrażenie, że przestał zupełnie kontrolować swoje życie, Snape wyszedł z gabinetu i cicho zamknął za sobą drzwi.

Trzynasty lipca był strasznym dniem. Zakon dowiedział się o kolejnej masakrze w wykonaniu ludzi Voldemorta. Zginęło siedmiu mugoli i dwóch pracowników Ministerstwa. W siedzibie panowała grobowa cisza. Bo uprzednim zamieszaniu, noc była nadzwyczaj spokojna. Jak cisza przed burzą, mogło to zwiastować coś nieprzyjemnego.

Severus Snape siedział przy kuchennym stole, wcześniej czekał aż wszyscy inni mieszkańcy domu Black'ów pójdą spać i udał się do kuchni. Cel tej nocnej wyprawy był najzupełniej błahy, Severus znowu chciał się upić. Zauważył, że jego ręce trzęsą się bardziej niż zwykle, a koloryt skóry przypomina odcień pergaminu. Nie potrafił zapomnieć o problemach, o stresie, w dzień przygotowywał eliksiry, przekazywał wiadomości, wykonywał polecenia, kłócił się z Black'iem. Nocą cierpiał na bezsenność. Alkohol zabijał, chociaż chwilowo, złe wspomnienia i pozwalał zapomnieć o problemach dnia codziennego. Mimo, że Snape miał świadomość bezcelowości picia, nie wiedział co innego mógłby zrobić aby zmusić swój organizm do snu. Wprawdzie stosował eliksir bezsennego snu, ale zbyt częste jego zażywanie prowadziło do uzależnienia i wycieńczenia organizmu. Pił go jak dotychczas tylko dwa razy, a to i tak uważał za zbyt częste. Doprowadziło to do sytuacji, że siedzi teraz przy stole, ma przed sobą szklankę i butelkę dobrego koniaku, a sam stara się nie rozpłakać z bezsilności. Bo nienawidził płaczu, czuł się wtedy taki słaby, zagubiony, zupełnie jak małe dziecko. A był już dorosły, jego dzieciństwo skończyło się tak dawno temu że nie był nawet pewny czy kiedykolwiek je miał.

Nalał sobie kolejną szklankę.

Siedział w swoim pokoju i pił. Pił tak łapczywie jak chyba nigdy w życiu. Chciał się upić, aby zapomnieć o tym dniu. Ale mimo wszystko nie mógł się upić. Nigdy nie uważał picia za sposób rozwiązywania problemów. Teraz jednak nie liczyło się to. Był już na lekkim rauszu i nie chciał doprowadzić się do takiego stanu, że jutro będzie zupełnie nie do użytku.

Syriusz Black postanowił odnieść niedokończoną butelkę wina z powrotem do kuchni. Wiedział, że pozostawienie jej w pokoju grozi opróżnieniem jej do końca.

Ociągając się wstał z łóżka i trzymając butelkę skierował się do drzwi.

Severus postanowił wrócić do pokoju, gdyż nie zamierzał uniemożliwiać sobie normalnego funkcjonowania w dniu następnym. Patrząc na stary zegar wiszący na ścianie zorientował się, że była już godzina 23:43. Westchnął i powoli wspiął się po schodach. Na pierwszym piętrze znajdowały się, można tak powiedzieć, sypialnie dorosłych, gdyż cała dzieciarnia dostała pokoje na drugim piętrze. Jego pokój znajdował się na samym końcu korytarza, więc szedł bardzo cicho starając się nie obudzić śpiących ludzi. Mijał właśnie jeden z pokoi gdy uchyliły się prowadzące do niego drzwi.

Syriusz otworzył drzwi i zamarł. Wpatrywały się w niego zdziwione, niesamowicie głębokie i ciemne oczy, oczy Severusa Snape'a. Zastanawiał się co ten facet robi przed jego drzwiami o tak późnej porze.

-Co tu robisz?- zapytał go chłodno.

-Idę do swojego pokoju, Black.- Odpowiedział Snape, mrużąc oczy i krzywiąc wąskie, wyschnięte usta w nieprzyjemnym uśmiechu.

W tym momencie Syriusz poczuł od niego alkohol, najwyraźniej zaopiekował się zawartością barku. Bez wiedzy właściciela, gospodarza. Gdyby Syriusz nie był tak zestresowany i z lekka pijany to na pewno zignorowałby zaczepny głos Severusa.

-Jakim prawem bez mojej zgody bierzesz cokolwiek z tego domu? To mój dom i to ja decyduję co komu wolno, a co nie!- Mówił podniesionym głosem.

-A jakim prawem ty żyjesz, co Black? Nie pozwoliłem ci chyba na powrót wtrącać się do mojego życia!- Riposta Snape'a odniosła skutek w postaci zwiększonego gniewu Syriusza.

-Nie będziesz decydował o moim życiu!- Nachylił się lekko, gdyż Severus był od niego niższy o jakieś dwa cale, i spojrzał mu w oczy z nieskrywaną nienawiścią. Wzrok Snape'a był coraz bardziej chłodny i okrutny, choć Syriusz zauważył, że lekko skulił się w sobie. Severus nie miał różdżki, Syriusz zresztą też nie. Jednak Black był od niego znacznie silniejszy, każdy by to zauważył. Różnica wzrostu, wagi, a szczególnie postury, gdyż Severus przy Black'u wyglądał jak dziecko z dużą niedowagą, niemal jak anorektyk. A Syriusz widział wyraźnie że Snape nie miał przy nim szans, nie w walce fizycznej, była to jedna z tych rzeczy, które nie zmieniły się od czasu, gdy chodzili do szkoły. Mimo to Snape wykazywał się zawsze odwagą, walczył nawet gdy wiedział że przegra, a może była to głupota?

Spoglądał w te chłodne oczy z bardzo małej odległości, stykali się niemal nosami i nie mówili już nic starając się opanować nerwy. Severus miał niesamowite spojrzenie, pełne grozy, zimna, ale i smutku. Oczy ciemne jak węgiel, jak dwa czarne diamenty. Syriusz nie mógł oderwać wzroku od tych oczu, czuł że spojrzenie Snape'a wciąga go, że spada w te dwie ciemne studnie, jakimi były jego oczy. Jak dwa czarne tunele.

Severus nie mógł się ruszyć, to spojrzenie błękitnych oczu elektryzowało. Były to oczy czyste, koloru wiosennego nieba, koloru nadziei. Hipnotyzowało, mimo że pełne było nienawiści. Z błękitu biło ciepło, ciepło jakiego nie zaznał od siedemnastu lat. W oczach tych było dobro, a Severus widział je teraz wyraźnie i nie wiedział co z nim uczynić.

Miał wrażenie że jeśli przymknie oczy ujrzy je dokładniej.

Zmrużył oczy.

Syriusz nie potrafił okiełznać tego uczucia, teraz otoczyła go ciemność a jedynym światłem były te oczy, tak wypełnione nostalgią, niespełnionymi marzeniami. Oczy romantyka. Blade powieki w odcieniu pergaminu delikatnie opadły do połowy tęczówek, a gęste czarne rzęsy, tak kontrastujące z jasnością skóry, rzuciły cień na niesamowicie ciemne oczy. To było piękno, niczym nie skalane, wypływające z tych oczu i okalające Syriusza jak powietrze, jak noc. Piękno, które stało się w tym momencie najważniejsze na całym świecie, piękno, którego nie można lekceważyć, bo nim się zorientujesz pochłonie cię bez reszty. Syriusz wiedział że jeżeli niczego w tym momencie nie zrobi to wpadnie, ugrzęźnie w tych oczach.

Przymknął powieki.

Najwspanialszy błękit zamienił się w szarość, lecz jego część jeszcze pozostała, dobro nie zniknęło. Severus chciał poczuć więcej tego dobra, to było jego jedyne pragnienie. Nie mógł pozwolić, aby dobro go zostawiło, chciał uchwycić go więcej.

Zbliżył się jeszcze bardziej, widząc dobro coraz wyraźniej.

Poczuł na ustach obcy oddech.

Skórą swojej twarzy czuł ciepło innego ciała.

Błękit pochłaniał go coraz bardziej.

Coraz bliżej i coraz wyraźniej, piękno było już tak blisko! Ale dlaczego się zatrzymało? Syriusz czuł coraz więcej emocji płynących z tych oczu. Niemal słyszał wołanie, ciche jak szmer wody w strumyku, jak odgłos skrzydeł kolibra.

„Nie zostawiaj mnie"

I nie zostawił, bowiem czuł ulotne ciepło ciała, oddech na swoich wargach. Przysunął się jeszcze bliżej lekko przechylając głowę.

Jeszcze bliżej.

Poczuł na ustach delikatny dotyk z lekka suchych warg, które nieznacznie się otworzyły pod jego dotykiem, jakby mówiąc mu, że może pozwolić sobie na więcej.

Więc zamknął oczy.

I pozwolił.

Czując na ustach delikatny pocałunek, Severus zorientował się, gdzie się znajduje. Lecz w tym momencie nie miało to dużego znaczenia. Liczyła się tylko ręka otaczająca powoli jego plecy i usta delikatnie dotykające jego.

Uniósł dłonie i zacisnął palce na materiale koszuli Syriusza. Pod palcami poczuł szybkie bicie jego serca, a ten rytm sprawił mu przyjemność. Delikatnie, i trochę nieświadomie wsunął dwa palce prawej ręki między guziki koszuli dotykając gładkiej skóry.

Poczuł jak ramię na jego plecach się zacieśnia, a Syriusz z trudem otwiera drzwi, uważając by nie upuścić butelki.

Syriusz wciągnął go za sobą do pokoju.

I nic więcej się nie liczyło.

ehem... koniec części pierwszej. Najdziwniejsze jest to, że zaczęłam pisać tego fanfika po roku przygotowań! i mam nadzieję, że ciągłe męczenie fabuły w moim umyśle coś dało...

Dedykuję tę część Közie, żeby się nie martwiła za bardzo i nie miała głupich myśli. Pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie, od tego są przejaciele, ne :

Sachmet