- I jeszcze światełka, ale te ładne, kolorowe!

Ichigo prychnął cicho, udowadniając, co dokładnie myśli o ładnych, kolorowych światełkach na choinkę. Nie, żeby miał coś przeciwko strojeniu choinki czy choinkom w ogóle. Po prostu nie lubił związanego ze Świętami rozgardiaszu czy – jak nazywał to Ishida – „burdelu ogarniętego pożarem". Ponieważ jego kuzyn nigdy nie wyrażał się w taki sposób, młody Kurosaki poczuł się zobowiązany do dowiedzenia się, skąd w ogóle wzięło się to wyrażenie. Odkrył siedem tomów pewnej serii napisanej w jakimś dziwnym języku, przypominającym trochę ten pochodzący z Mordoru. Próbował dorwać się do bardziej cywilizowanego tłumaczenia, ale znalazł tylko po niemiecku. No cóż.

- No gdzie ty z tymi światełkami?! Streść się!

Wrzask Isshina Kurosakiego był tak głośny, że gdyby był dostępny pod Jerychem, to trąby poszłyby w odstawkę. A chuj go wie, pomyślał Ichigo. Jest shinigamim, pewnie tak starym, że raczej mógłby się tam znaleźć. Potem zaś przypomniał sobie, że nie jest tutaj, aby rozmyślać o biblijnych przypowieściach, Mordorze oraz burdelach, tylko po to, żeby w duchu świąt Bożego Narodzenia znieść na dół przeklęte, ładne i kolorowe lampki. A jeszcze potem ubrać choinkę, zabrać się do sprzątania syfu-po-ubieraniu-choinki (znanego również jako włosy anielskie, igły i resztki ozdób, które przypadkiem się stłukły), oddelegować Karin i Yuzu do ozdabiania pierniczków, oddelegować ojca do potajemnego ułożenia prezentów pod drzewkiem (Ichigo doszedł do wniosku, że stanowczo nadużywa w swych myślach słowa „choinka") i oddelegować siebie samego do wzięcia drabiny i ozdobienia domu światełkami. Też były ładne i kolorowe. A to wszystko miało być zrobione w wyjątkowo krótkim czasie, bo do wieczerzy wigilijnej pozostały jakieś dwie godziny. I na dodatek przyjmowali gości, po raz pierwszy od ładnych paru lat, a jak wiadomo gość równa się więcej roboty. Znaczy to, że Ichigo miał cholernie dużo do zrobienia, bo przecież goście raczej mu nie pomogą, ojciec miał dużo pracy w klinice (na szczególną uwagę zasługiwał przypadek mężczyzny z jemiołą w nosie), a Karin i Yuzu z racji wieku nie mogły zrobić niektórych rzeczy.

Ichigo potrząsnął głową, wyjął ładne i kolorowe lampki z szafki w pokoju ojca i pomaszerował na dół. Zauważył całkowicie nieubrane drzewko i ojca czekającego na niego z wyniosłą miną.

- I żebyś nie mówił, że ja, twój ojciec, nic nie zrobiłem z tą choinką – zaczął Isshin – to powiem ci, że najpierw zakłada się światełka, czyli to jednak twoja wina, bo zamiast je przynieść w dziesięć sekund, jak każdy normalny by zrobił, to ty stoisz i myślisz o niebieskich migdałach.

- Mogłeś chociaż przynieść ozdoby! – warknął Ichigo, po czym zauważył przyniesione ozdoby. Cholera, pomyślał. Nie był przyzwyczajony do tego, że jego ojciec wygrywa kłótnię. Cóż, trzeba było wziąć się do roboty.

Ubranie choinki poszło im błyskawicznie – po prostu powieszali wszystko byle jak. Syf-po-ubieraniu-choinki został sprzątnięty przez Ichigo. Karin i Yuzu nawet nie wyszły z kuchni, bo były zajęte kłótnią o to, czy dekorować ciasteczka w renifery, czy raczej w bałwany. Karin przeforsowała bałwany z siłą woli, o jaką nie podejrzewano by nawet Aizena, więc teraz Yuzu usiłowała ją przekonać, że raczej nieuprzejmie byłoby te bałwany uświetniać dodatkami. Na przykład cechami charakterystycznymi ich gości. Ichigo w głębi duszy się z nią zgadzał, choć na pewno chciałby zobaczyć minę obu Ishidów na widok tych ciastek. Genialny, zły plan, podsumował w myślach. Gdyby Karin miała moce shinigami, Aizen gryzłby glebę zaraz po ucieczce z Soul Society.

Dach został udekorowany. W przypływie weny twórczej młody shinigami przyczepił znalezione gdzieś papierowe Mikołaje do okien. Potem zawiązał czerwoną kokardę na klamce, uznał, że wygląda idiotycznie, a następnie zawiązał ją na furtce. Tam też wyglądała idiotycznie, ale już nie chciało mu się nic zmieniać, tym bardziej, że czas przybycia gości w liczbie czterech (Ryuuken z synem, przyszłą, według niego, synową i Chadem) zbliżał się coraz bardziej, a on przypomniał sobie, że miał podpisać prezenty. Zaklął, wrócił do domu, zaczął szukać kartek, zaklął jeszcze dwa razy i poprosił ojca o pomoc w szukaniu. Kartki zostały zlokalizowane w pudełku po światełkach (Co one tam kurwa robią, zdziwił się zazwyczaj nie przeklinający Isshin) i zabrano się do podpisywania. Najpierw podpisano prezenty dla Inoue. Napisy brzmiały kolejno: Dla Inoue, Dla Inoue i Wesołych Świąt, Inoue. Ichigo podejrzewał, że prezent od Uryuu będzie podpisany przy pomocy jakiegoś tajemniczego niemieckiego wiersza miłosnego, a prezent od Ryuukena będzie dumnie nosił napis wychwalający jego przyszłą synową i szczęście jego syna, który w końcu dorósł i znalazł sobie kogoś, na kogo na pewno nie zasługuje i wciąż w ogóle nie wiadomo, co Orihime dokładnie w nim widzi, skoro Uryuu jest taki zwyczajny i właściwie w nic nim nie ma takiego nadzwyczajnego, i na dodatek wszystko robi źle.

Ichigo zadumał się nad losem prezentów i życiem miłosnym swojego kuzyna, po czym zaczął podpisywać prezenty dla tego drugiego. Wszystkie podpisał w ten sam sposób: Wesołych Świąt, Lannisterowie przesyłają pozdrowienia. Teraz będą kwita. Ishida nadrabiał książki o burdelach (co prawda Kurosaki do końca nie wiedział, o czym jest ten cały „Wiedźmin"), a on nadrabiał seriale o burdelach. Teraz, po wojnie, mieli dużo czasu i na jedno, i na drugie, a co do trzeciego, to wciąż byli niepełnoletni. W sumie po „Grze o Tron" bałbym się wejść do burdelu, więc raczej nie ma o czym myśleć. Powinien zająć się jeszcze prezentami dla taty i Yuzu. Z prezentami dla Yuzu było łatwo – nie wysilał się specjalnie i po prostu nabazgrał cztery razy „Dla Yuzu". Na prezentach dla ojca napisał „Dla taty".

Isshin wziął na siebie prezenty dla Chada, Karin, Ichigo i Ryuukena. Z pierwszą trójką poszedł na łatwiznę(Dla Chada, Dla Karin, Dla Ichigo), ale przy czwartym poświęcił trochę więcej czasu i na trzech najładniejszych kartkach napisał kolejno „Dla mojego najlepszego przyjaciela" i dwa razy „Dla mojego najlepszego wujka". Tak, chciałby zobaczyć jego minę. I zobaczy za jakieś… Nie. Nie, nie, nie.

Zerknął na zegarek. Tak, dokładnie, dwie godziny zleciały jak weekend w czasie roku szkolnego. Zaraz przyjdą! Zerwał się na równe nogi, wepchnął podpisane przez siebie prezenty w głęboki, podchoinkowy mrok i ruszył w stronę kuchni. Trzeba wyjąć jedzenie.

Ichigo tymczasem również zerknął na zegarek i nagle poczuł coś, co prawdopodobnie było świątecznym nastrojem. Uśmiechnął się i w tej samej chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Przyszli.

Wesołych świąt.