Atrament
Severus wszedł do swoich komnat. Właśnie wrócił ze spotkania Śmierciożerców. Nie miał dobrego nastroju, nie dość, że było to spotkanie to przed nim pokłócił się z Hermioną. Teraz ona siedziała na kanapie w jego komnatach wypełniając jakieś papiery. Gdy spostrzegła,że wrócił szybko omiotła go wzrokiem i spytała go jak zwykle kiedy wracał.
-Severusie nic ci nie jest? Coś ważnego się działo?
-Nie wszystko w porządku, a co u ciebie?-Odparł gburowato i usiadł na kanapie.
-Będę pilnować odjazdu uczniów. Albus powiedział, że w tym roku ty jesteś zwolniony z tego obowiązku.
-Całe szczęśćcie, nie będę musiał oglądać tych idiotów jutro.-Severus dokładnie przyjrzał się jej twarzy zauważył, że nie było na niej widocznego zwyczajnego lekkiego uśmiechu- Coś ukrywasz Hermiono, co się stało?
-Nic, ja...-zaczęły jej drgać wargi.
-Przecież widzie, powiedz. Proszę.
I wtedy Hermiona wybuchła płaczem i nie zważając na pergaminy i butelkę atramentu pomiędzy nimi przyległa do Severusa
-Moi rodzice zostali napadnięci przez Śmierciożerców podczas spaceru i.. oni..-dziewczyna nie mogła wydusić już z siebie słowa tylko moczyła płaszcz naczelnego postrachu Hogwartu.
-Ciii Hermno, ciii. I co oni?
-Mama i tata nie żyją Severusie, oni nie żyją, dlaczego oni?
-Spokojnie, kiedy to się stało?
-Dziś rano, dlaczego ich nie obroniłam?-Hermiona popatrzyła na niego zaczerwienionymi i załzawionymi oczami.-Jestem do niczego, nie obroniłam ich.-I na nowo wybuchła płaczem.
-Jesteś świetną czarownicą, ale nie jesteś w stanie wszystkich uratować- Severus niezbyt wiedział co robić, nigdy nikogo nie pocieszał ani sam nie był pocieszany.
Po chwili ciszy przerywanej tylko szlochem Hermiony przytulił ją mocniej nie zważając na coraz bardziej mokre ubranie.
Siedzieli tak z pół godziny i nie mówili nic. W końcu Hermiona usnęła zmęczona płaczem. Severus delikatnie zaniósł ja do swojego łóżka i czarem wyczyścił jej ubranie, które było zabrudzone rozlanym atramentem. Po chwili namysłu zdjął także jej buty. Patrzył przez chwile jak śpi po czym poszedł posprzątać rozlany atrament z kanapy.
Kiedy wszedł do salonu tylko westchnął. Atrament koloru ciemnego granatu rozlał się na jasnej kanapie i powoli zaczął skapywać na dywan.
