Zmierzał szybkim, pewnym krokiem do miejsca, które ostatnio odwiedzał zdecydowanie zbyt często. Niegdyś sporadycznie – dwa, trzy razy do roku, obecnie niemal co tydzień, zawsze w środku nocy, zawsze bez zbędnych pytań.
Nie był pewien dlaczego to robił, nigdy nie należał do ludzi, których ogarniał lęk na widok krwiście czerwonych włosów, wyzbyty strachu nie czuł potrzeby spełniania jego chorych zachcianek, ale na tą jedną zawsze był gotów, pogrążony w fascynacji jego brakiem hamulców. Brak barier było tym co ich łączyło, zespalało nawet jeśli tylko na okres tych kilku bezsennych godzin. Kilka minut przyśpieszonych oddechów, kilka kropel potu, parę blizn i zero czułości.
Proste układy są najlepsze, ten dawał im obu satysfakcję, jednocześnie nie pozostawiając miejsca na żadne niedopowiedzenia.
Stanął przed solidnymi, brązowymi drzwiami, na których czas nie wyrył swojego śladu, przez co miał wrażenie, że jego pierwsza wizyta tutaj, odbyta jeszcze za czasów licealnych, miała miejsce zaledwie wczoraj. Zapukał, klnąc w duchu na zbyt jasne oświetlenie, nie chciał by ktokolwiek go teraz zobaczył. Nie musiał długo czekać, drzwi uchyliły się nieznacznie, a w powstałej szparze błysnęło groźnie czerwone oko. Daiki zniecierpliwiony pchnął drzwi i wślizgnął się do środka nie czekając na zaproszenie. Kątem oka zaobserwował jak Akashi bezszelestnie zmierza w stronę sypialni, więc bez słowa podąża za nim, wlepiając wzrok w małe, szczupłe ramiona okryte ciemną koszulą, najlepszej jakości, jak zawsze nienagannie wyprasowaną, nieskazitelnie czystą. Bawi go ta drobiazgowość i pedantyzm w ubiorze Akashi'ego, jednak nic nie mówi. Gdy wchodzi do pokoju, Seijuurou już na niego czeka, a na jego ustach pojawia się widmo bladego uśmiechu.
-Daiki – mówi cicho, zaborczo, niemal uprzejmie i jest to jedyne słowo, które wypowiada dzisiejszej nocy.
Walka zastępuje grę wstępną, gdzie każdy krok jest dozwolony, a chwila nieuwagi sprawia, że lądujesz na dole. Czułe gesty nie mają prawa bytu, najmniejszy ruch przesiąknięty jest żądzą i pragnieniem dominacji. Dziś to on patrzy z wyższością na te hipnotyzujące, rubinowe tęczówki, mając świadomość, że przy najbliższej okazji Akashi się odegra, ale teraz zrywa z niego biznesowe ubrania, w odpowiedzi otrzymując smukłe palce wczepione w granatowe włosy. I chociaż wie co za chwilę nastąpi to i tak syczy z irytacją, gdy Seijuurou szarpie je mocno dopóki ich pęk nie pozostaje w jego ręce. Przez cały czas Akashi tkwi w swojej wystudiowanej, opanowanej pozie, z jego ust nie wydostaje się żaden jęk, ani westchnienie, czasami jedynie coś na kształt lekceważącego prychnięcia. Pozawala się dotykać, naznaczać, sam wbija paznokcie w skórę, zostawiając długie, wąskie ślady na plecach, ale nigdy nie okazuje zbytniego zainteresowania.
Jeszcze chwilę leżą obok siebie, co umożliwia Aomine obserwację chłopaka. W świetle księżyca jego skóra przybiera mleczną barwę, ta bladość zostaje jeszcze bardziej podkreślona, gdy Akashi rozwiera palce i uwalnia kępek atramentowych włosów, nonszalanckim gestem sięga po zapalniczkę i podpala je. W jego oczach odbija się blask szybko gasnącego ognia.
Daiki walcząc z letargiem wstaje z łóżka i naciąga na siebie rzucone w kąt ubranie, dobrze wie co będzie dalej, chłopak wyciągnie papierosa, przetoczy go między palcami, by w końcu nie tkniętego włożyć z powrotem do paczki. Nigdy nie potrafił zrozumieć Akashi'ego, ale nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia.
Bez słowa wychodzi z mieszkania, oddycha głęboko, czując jak nocne powietrze odpędza od niego resztki senności.
