ROZDZIAŁ PIERWSZY
Odnaleziona Księżniczka
~*~
– Ludzie naprawdę nie przesadzali, kiedy mówili nam o tej wiosce. Konoha jest piękna.
Osadę z szczytu niedalekiego wzgórza podziwiało trzech podróżnych – dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Wszyscy byli raczej młodzi, zapewne około dwudziestki. Mieli na sobie dokładnie takie same czarne płaszcze sięgające do kolan, z kapturami oraz szerokimi rękawami do łokci. Dziewczyna była dość ładną szatynką przeciętnego wzrostu, o niebieskich oczach i opalonej lekko cerze. Wyższy od niej chłopak miał również brązową czuprynę, która mimo tego, że była dość długa jak na przedstawiciela płci męskiej, wciąż sterczała lekko. Jego ciemnoniebieskie oczy błyszczały niebezpiecznie, a na ustach nieustannie obecny był zawadiacki uśmiech. Trzeci wędrowiec sprawiał wrażenie raczej znudzonego. Jego półdługie, ciemnoczerwone włosy zasłaniały lekko twarz, ale spod grzywki otoczenie uważnie obserwowały zielone oczy.
Z rysów twarzy trójki przybyłych można było wywnioskować, że są rodzeństwem lub przynajmniej bliskimi krewnymi. Każde z nich miało przy sobie torbę podróżną, przewieszoną przez ramię. Nie wyglądali na ninja. Ubrani byli w cywilny sposób i nie sprawiali wrażenia, jakby mieli przy sobie jakąś broń.
– Dobra, ruszamy się! – zarządziła kobieta, poprawiając uchwyt na swojej torbie. – Słyszałam, że mają tam niezłe łaźnie, a nie miałam porządnej kąpieli od paru dni.
– Baby – mruknął wyższy mężczyzna, przewracając oczyma.
– Trudno nie przyznać Shinonome racji – zauważył drugi chłopak spokojnie. – Podróżujemy już od czterech dni.
– Co z męską solidarnością? Nie powinieneś przypadkiem mnie poprzeć? – poskarżył się szatyn, szybko dołączając do swoich towarzyszy, którzy zdążyli już przebyć kawałek drogi. – Poza tym, bylibyśmy tu o wiele wcześniej, gdyby podróżowaliśmy w zwykły sposób.
– Nie zachowuj się jak dziecko, Hirusugi – westchnęła Shinonome. – Doprawdy, jesteś najstarszy z nas. Masz dawać przykład czy coś w tym rodzaju.
– Ta, starszy o dwie minuty – parsknął Hirusugi. – A jak chcesz brać z kogoś przykład, to masz jeszcze Naito.
Zielonooki chłopak nawet nie zwrócił na nich uwagi. Shinonome machnęła jedynie ręką z rezygnacją i rodzeństwo kontynuowało podróż w milczeniu. Wkrótce wioskę zasłoniły korony gęsto rosnących w okolicy drzew, wśród których wił się trakt. Dopiero po półgodzinnym marszu gęstwina przerzedziła się i rodzeństwo znów mogło zobaczyć ogromny Monument Hokage oraz otwartą bramę przy której stali strażnicy.
Hirusugi gwizdnął z podziwem.
– Ten pomnik wydaje się jeszcze większy z bliska – zauważył. Jego siostra i brat przytaknęli, spojrzawszy w górą, na twarze trzech Hokage wyrzeźbione w skale.
– Proszę się zatrzymać – zarządził jeden z chuuninów przy bramie, postąpiwszy lekko do przodu. – Kim jesteście i z jakiego powodu przybywacie do Konohy?
Szatynka skłoniła się z szacunkiem, dając znać, że to ona będzie mówiła.
– Jestem Shinonome, a to moi bracia, Hirusugi i Naito. Podróżujemy z południowego pogranicza na północ, aby odwiedzić naszą siostrę, która niedawno wyszła za mąż za kupca. Chcemy jedynie odpocząć przez kilka dni w mieście, shinobi-san.
Strażnik sprawdził ich powierzchownie, po czym skinął przyzwalająco głową.
– Droga wolna.
Rodzeństwo weszło do wioski.
Pierwszym, co rzucało się w oczy, była niezwykła żywotność na ulicach. Cywile kręcili się wszędzie, kupując, sprzedając, albo po prostu spędzając czas na wolnym powietrzu. Ninja śmigali co parę chwil nad ich głowami, skacząc z dachu na dach. Z muru otaczającego miasto ulice i las obserwowali ANBU oraz jounini, zauważalni jedynie dla wprawnego oka. Jednak shinobi i kunoichi również kręcili się w tłumie, robiąc zwykłe, codzienne rzeczy, tak jak każdy inny człowiek. Obok przeszła drużyna geninów, dźwigając zakupy jakiejś staruszki, która poganiała ich z sadystyczną uciechą.
Niektórzy ludzie są zbyt leniwi i mają za dużo pieniędzy, pomyślał Hirusugi obserwując przeklinające pod nosami dzieciaki z współczuciem. Takie obrazki sprawiają, że zaczynam doceniać trening jedynie z moim rodzeństwem, w zapomnianej i opuszczonej świątyni wśród gór. Nawet jeśli czasami było to cholernie nudne.
Trójka przybyszy kontynuowała przemierzanie ulic w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogliby się zatrzymać. Tak jak powiedzieli chuuninom przy bramie, planowali zostać tu przez parę dni, rozejrzeć się i nastawić uszu na jakieś ciekawe wieści, po czym opuścić Konohę. Jednak dalsza trasa ich wędrówki była o wiele bardziej podejrzana; zamierzali podążyć w stronę granicy z Krajem Wodospadu, tak jak nakazywały im odgórne polecenia. Infiltrowanie tamtejszej Ukrytej Wioski i dowiedzenie się jak najwięcej o zdolnościach i limitach krwi przez nią posiadanych było jedną z ich ważniejszych misji, tak samo jak zwracanie uwagi na wszystko, co dotyczyło Bijuu oraz Jinchuuriki. Jeszcze później planowali zatoczyć wielkie koło, przemierzając Kraj Ziemi, morze śródziemne pomiędzy nim a Krajem Nieba, po czym po zaliczeniu Kumogakure złapać kurs do Kraju Wody i wylądować z powrotem w Kraju Pustki z którego wyruszyli przed paroma miesiącami.
Shinonome, Hirusugi i Naito nie bez powodu uważali się za jednych z najlepiej wytrenowanych szpiegów. Robotę ułatwiał im fakt, że techniki przez nich używane pochodziły z raczej odizolowanego i już nieistniejącego kraju za morzem. Najczęściej udawali zwykłych cywili, przemierzając kraje pod różnymi imionami, czy nawet ze zmienionym wyglądem. Po raz pierwszy jednak byli na innym kontynencie, i chociaż odwiedzali już Kraj Wody oraz otaczające go wyspy, nie postawili dotąd nogi w Kraju Ognia. Wpływ na to miała do niedawna tocząca się tu wojna oraz fakt, że zginęli tu przed laty ich krewni.
Rodzeństwo nie pamiętało Toruko-hime, czy jej męża, Musou-sama, a tym bardziej ich małej córeczki, która byłaby od nich trochę starsza, gdyby jeszcze wciąż żyła. Znali ich jedynie z opowieści krewnych, którzy również przeżyli zagładę państwa, oraz z paru ocalałych zdjęć. Musou-sama wraz z swoją rodziną wyruszył do Kraju Ognia krótko po upadku ich królestwa, szukając nowego miejsca, aby osiąść tam wraz ze swoim klanem. Niestety, akurat rozpoczęła się jedna z licznych Wojen Ninja i wszyscy troje zostali niespodziewanie zabici podczas napadu na grupę włóczęgów, z którą podróżowali w stronę Konohy. Śmierć członków Głównej Linii rodziny, która rządziła w przeszłości ich państwem, zniechęciła innych niedobitków do szukania nowego domu i klan pozostał w starym, na wpół zniszczonym Marmurowym Mieście ukrytym wśród skalistych gór Kraju Pustki.
Niestety, nie można było wiecznie gnić wśród pomników minionej chwały. Marmurowe Miasto było starsze niż ich zniszczone państwo; to stamtąd podobno wywodził się klan. Jednak nie opuszczono go bez powodu. Służyło im za ostoję w czasach, które można było bez wahania nazwać antycznymi, kiedy rolę shinobi pełnili Łowcy, walczący z złośliwymi demonami przenikającymi do świata ludzi. Porzucono je, kiedy Łowcy przestali być potrzebni, bo wymiar demonów przestał się zderzać z ich wymiarem. Na ziemi pozostało jedynie dziewięć potężnych kreatur, które były spokojne, dopóki nie przyzywano nich ani przeszkadzano im w żaden inny sposób. Więc rodzina założyła własne królestwo i stał się jednocześnie dynastią oraz klanem ninja. Kiedy i to państwo upadło, niedobitki podążyły do Miasta aby zebrać się i znaleźć sobie nowe miejsce w świecie. Jeśli pozostaną tam niezdecydowani zbyt długo, w końcu wszyscy umrą. Dlatego właśnie Shinonome wraz ze swoimi braćmi rozglądała się za jakąś atrakcyjną lokacją.
Nie bez znaczenia był również fakt, że według najświeższych plotek ktoś zaczyna beztrosko eksperymentować sobie z mocą Bijuu. Jako dziedzicowie legendarnych Łowców i potomkowie wielu Strażników słabszych demonów, członkowie klanu czuli się odpowiedzialni za interwencję. Wątpliwe, aby ktokolwiek inny bronił Jinchuuriki, jeśli nie miałby w tym jakiegoś interesu.
W efekcie rodzeństwo właśnie przemierzało ulice Konohy, rozglądając się wokoło z bardzo niewinną ciekawością.
– Wioska prosperuje wyjątkowo dobrze jak na serce kraju, który jeszcze niedawno prowadził wojnę – zauważyła Shinonome.
– Niewątpliwie jest to zasługa ich nowego Yondaime Hokage – stwierdził Naito niezbyt zainteresowanym tonem.
– Księga Bingo na której ostatnim razem położyłem łapy nieźle histeryzowała na jego temat – dodał Hirusugi nieco ciszej. – Ninja z Iwy mieli rozkaz do odwrotu na sam jego widok. Podobno facet ma jakieś jutsu, które umożliwia mu zabicie całej armii wrogów w kilka minut. Od tego dostał to przezwisko „Żółty Błysk". To były jedyne słowa, jakie jego przeciwnicy byli w stanie wykrztusić przed śmiercią, z tego co przeczytałem.
– Urocze – skwitował wciąż znudzonym głosem jego brat.
Nagle Shinonome zatrzymała się gwałtownie w pół kroku, a jej wzrok spoczął na czymś z boku ulicy. Zanim Naito i Hirusugi zdołali spojrzeć w tamtą stronę, odkryli, że ich ramiona są wypełnione rzeczami szatynki, a wspomniana dziewczyna znika właśnie wśród chmury kurzu, pędząc boczną uliczką z oszałamiającą prędkością.
Obaj wymienili spojrzenia i westchnęli zgodnie, kiedy pył opadł, odsłaniając znak „łaźnie".
– Baby – burknął Hirusugi.
– Musisz zrozumieć, oniisan, że kobieta ma inne priorytety niż mężczyzna – rzekł niewzruszony Naito.
Wyższy mężczyzna przewrócił jedynie oczyma.
– Lepiej poszukajmy gospody, a potem skoczmy po coś do jedzenia. Jak znam życie, imouto nie przestanie się moczyć w łaźniach aż do wieczora.
Wspomniana imouto zanurzyła się w przyjemnością w ciepłej wodzie i zrelaksowała. Jej długie brązowe włosy, zwykle związane tasiemką, rozsypały się wokoło i zafalowały w wodzie niczym wodorosty. Kobieta pozwoliła, aby jej ciało opuściła całe napięcie, w którym żyła od czasu ich pośpiesznego opuszczenia Suny. Po chwili zastanowienia Shinonome uznała, że nie znosi obecnego Kazekage jeszcze bardziej, niż jej się uprzednio wydawało. Facet nie sprawiał wrażenia dobrego przywódcy; nie grzeszył ani sumieniem, ani dalekowzrocznością. Rodzeństwo podczas wędrówki przez Kraj Wiatru dowiedziało się, że już od dawna tamtejsi ninja więzili Shukaku, demona o jednym ogonie. Shinonome spodziewała się, że bez większych problemów zlokalizują tamtejszego Strażnika – albo, jak teraz ich nazywano, Jinchuuriki – lecz Kazekage coś planował i zazdrośnie strzegł wszelkich informacji na temat Ichibi. Hirusugi odniósł wrażenie, że ninja z Suny coś zwęszyli, więc wszyscy troje wynieśli się z miasta, zanim zrobiło się gorąco.
Shinonome nie cierpiała, kiedy coś szło nie po jej myśli, ale musiała przełknąć tą porażkę. Zastanowiła się w zamian nad innym aspektem ich podróży przez Kraje Żywiołów.
Suna nie jest wioską, w której chciałabym zamieszkać. Ludzie są tam, jak na ironię, zbyt zimni. To nudny i nieufny kraj, pełen piasku i ukrytych wśród skał lub wydm osad. Suchy, bezlitosny klimat jest totalnie nie dla nas, pomijając fakt, że Kazekage to dupek i nie chciałabym mu służyć, zaczęła rozważać kobieta, wpatrując się w czyste niebo nad Konohą. Nigdy nie przepadałam za Kiri. Wszyscy się tam ciągle żrą miedzy sobą. A grasujący nieopodal wielki, głupi Sanbi bez Strażnika wcale nie dodaje im punktów. Iwa? Z jednej strony, jeśli są bardzo osłabieni wojną, moglibyśmy wynegocjować kupę przywilejów za przyłączenie się do ich wioski. A z drugiej, Iwa to Iwa. Kraj z kamienia, serce z kamienia.
Zanurzyła się głębiej w wodę, przymykając oczy z przyjemności. Na razie Konoha prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Dobrze się im tu wiedzie, z tego, co dotąd widziałam. I mają tutaj świetne gorące źródła. Oczywiście, muszę jeszcze dowiedzieć się coś więcej o ich Hokage. Ale kraj jest taki piękny, że jeśli facet nie będzie spełniał wymagań, moglibyśmy go po cichu usunąć, przybyć do wioski kiedy wszyscy spanikują, zaprowadzić tu porządek i przejąć władzę. Nikt by się nawet nie zorientował, skąd się tu wzięliśmy. To byłoby takie małe wyzwanie.
Szatynka zaśmiała się cicho. Tak jak większość kunoichi, preferowała raczej załatwianie swoich misji w bardziej podstępny sposób niż otwartą walkę. I oczywiście napełniała ją duma, kiedy splotła w swoim mózgu jakąś szczególnie niecną intrygę.
Kumo, hm. W Kraju Nieba podobno są zapierające dech w piersiach krajobrazy. Warto byłoby to sprawdzić, zanim podejmiemy ostateczną decyzję. I na ich korzyść przemawia fakt, że na sto procent mają chociaż jednego Strażnika, do tego facet ma w sobie Hachibi, drugiego najpotężniejszego demona. A przynajmniej tak wynikało z informacji tego dupka Kazekage. Karai-sama zapewne chciałaby mieć oko na to indywiduum. Do tego to chyba jedyny kraj w okolicy, który od dłuższego czasu nie pakował się w żadną…
Nagle w głowie Shinonome odezwał się ostrzegawczy alarm. Kobieta otworzyła powoli oczy i rozejrzała się na pozór leniwie wokoło. Łaźnia nie była przesadnie zapełniona i żadna z innych kobiet nie wyglądała niebezpiecznie. Niebieskie oczy zaczęły ostrożnie lustrować całe otoczenie. Wejście do przebieralni, ogrodzenie…
Jest!
W ogrodzeniu była niewielka dziurka, prawdopodobnie dzieło rąk ludzkich. Przez dziurkę jakiś zboczeniec zaglądał do środka łaźni. Shinonome aż zagotowała się ze złości. Zauważyła, że wszystkie obecne tu panie nie były kunoichi, więc szanse na to, że któraś przyłapie podglądacza, były małe. Facet bezczelnie wykorzystał tą słabość i bezkarnie obserwował nagie i mokre dziewczyny.
Już ja mu pokażę!
Shinonome chwyciła ręcznik i wyszła z wody, upewniając się, że zasłania najwięcej jak tylko może, po czym pośpieszyła do przebieralni aby się wysuszyć i ubrać. Szybko wytarła z wody włosy i związała je niebieską tasiemką, następnie założyła swoje ubrania, narzucając na to wszystko płaszcz. Niecierpliwie odgarnęła grzywkę z czoła, aby założyć na głowie opaskę w ten sam sposób, w jaki ninja nosili często hitai-ate z symbolem wioski. Wsunęła na nogi sandały, po czym wypadła z łaźni w bojowym nastroju.
Nie musiała szukać długo. Facet nawet się nie krył, jedynie wybrał stronę łaźni po której mało kto przechodził. Winowajca miał sterczące, białe włosy i dość potężną budowę. Kucnął sobie tuż przy ogrodzeniu z notatnikiem w rękach, co chwila chichocząc w bardzo wkurzający sposób, a następnie notując coś na kartkach swojego zeszytu. Shinonome wciągnęła powietrze, zacisnęła i otworzyła pięści, a następnie zbliżyła się do mężczyzny lekkim krokiem, z fałszywym uśmiechem na ustach, i poklepała go delikatnie w ramię.
Zboczeniec zerknął na nią kątem oka, a widząc kobietę, odwrócił się natychmiast.
– Czym mogę służyć? – zapytał z odrażającym, według szatynki, uśmiechem.
Shinonome zmrużyła oczy. Co za kretyn.
– Myślę, że pomylił pan łaźnie – stwierdziła głosem ociekającym słodyczą, po czym wzięła zamach i uderzyła zboczeńca w twarz.
Nieszczęśnik walnął w ścianę najbliższego budynku, został tam przez parę sekund, a po chwili odkleił się i z żałosnym pacnięciem padł twarzą do ziemi, pozostawiwszy po sobie wgniecenie w tynku. Shinonome zbliżyła się do niego niczym Wcielenie Apokalipsy, kopnęła w bok, po czym wskoczyła mu na plecy i zaczęła proces łamania żeber facetowi, skacząc po nich. Biedaczek powinien dziękować Kami, że nie nosiła sandałów na wysokim obcasie, bo pomimo nieszczególnie dużej wagi ciała, szatynka potrafiła uderzyć stopami z imponującym impetem.
– Ty draniu! Ohydny zboczeńcu! To, że żadna nie chciała cię za męża musi mieć jakieś przyczyny i na pewno nie daje ci prawa do podglądania innych kobiet! A jeśli jakimś cudem MASZ żonę, to poznam ją z przyjemnością i chętnie opowiem o naszym pierwszym spotkaniu! Ale wcześniej wykastruję i żywcem upiekę!
Facet próbował wystękać coś na temat nowej książki i inspiracji, ale to jedynie dolewało oliwy do ognia i szatynka w odpowiedzi wbijała go w ziemię coraz mocniej. Trwało to przez kolejne kilka minut, dopóki gdzieś z boku nie dobiegł jej uszu odgłos delikatnego kaszlu z serii „czy-mogę-przeszkodzić?". Shinonome spojrzała w tamtą stronę z ogniem w oczach i zauważyła jakiegoś chłopaka w standardowej kamizelce chuunina i z czerwonymi tatuażami w kształcie kłów na policzkach. Młodzieniec wyglądał na nieco zażenowanego.
– Co?! – warknęła Shinonome, zła, że ktoś jej przerywa.
– Um… Nie wątpię, że Jiraiya-sama na to zasługuje… Ale jest teraz potrzebny gdzie indziej, jeśli pani pozwoli…
Jiraiya jęknął, więc dostał kolejnego kopniaka, tak na pożegnanie.
– To jest Jiraiya? Legendarny Sannin? – zapytała kobieta z niedowierzaniem.
Chłopak miał na tyle przyzwoitości, aby zarumienić się ze wstydu i zaśmiać nerwowo. Shinonome westchnęła, wspominając inny podobny przypadek – równie słynne rodzeństwo z Suny. Na własne oczy widziała, co jest ulubionym hobby Chiyo: udawanie, że umarła, aby przerazić swojego brata, który przez większość czasu nawet nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Jiraiya naprawdę nie był wyjątkiem, szczególnie jeśli wierzyć plotkom, że inny Sannin, zdrajca Orochimaru, miał jakieś dziwne skłonności do młodych chłopców. Shinonome zaczynała myśleć, że to jakaś okrutna forma zapłaty za ich niezwykłe zdolności. W duchu poprzysięgła, że postara się ze wszystkich sił nie zdziwaczeć w tak haniebny sposób.
– Świat schodzi na psy – burknęła, spluwając na bok.
– Hej! – zawołał chłopak z oburzeniem. – Nie obrażaj psów!
– Och. Przepraszam – odrzekła. Najwyraźniej chuunin musiał mieć kontakt z tymi zwierzętami, czy coś w tym rodzaju. I cóż, miał rację; naprawdę było jej przykro, zapomniała się. Nie powinna tak wyzywać zwierząt.
Sannin został wydobyty z powstałej dziury i odciągnięty w niewiadomym kierunku. Shinonome westchnęła; przeszła jej ochota na kąpiel. Postanowiła kupić sobie coś do jedzenia i rozejrzeć się za swoim rodzeństwem.
Zbliżało się południe. Tłum na ulicach nieco się przerzedził. Większość ludzi była o tej porze w pracy lub spędzała czas w zaciszu własnych domów, ponieważ lato w Konohagakure było raczej ciepłą porą roku i o tej porze dnia panował upał. Shinonome, która przez kilka ostatnich tygodni kręciła się po Kraju Wiatru, naprawdę nie sprawiało to większej różnicy. Udało się jej zdobyć trochę dango i zaczęła podziwiać wystawy mijanych sklepów. Trzeba było przyznać, że mieli tu niezłe ciuchy. Szatynka rzadko widywała ubrania o tak intensywnych barwach i świetnej jakości materiału w głównie równinnym Kraju Pustki, który był, jak nazwa podpowiadała, raczej pusty. Nawet góry na północnych granicach rozległego państwa, w których kryło się Marmurowe Miasto, były jednostajne i nudne. Pod tymi względami miejsce, w którym się wychowała, przypominało bardzo Kraj Wiatru. Tu nieskończona, pusta preria po której hulał wiatr – tam nieskończona, pusta pustynia po której hulał wiatr. Takie warunki sprawiały, że również cywilizacja państwa żyła prosto i człowiek zaczynał doceniać te wszystkie małe wygody, które mieszkańcy Konohy brali za coś bez czego nie można żyć. Dlatego Shinonome z tęsknotą w oczach podziwiała idealnie skrojone suknie, migocące ozdoby oraz świetnej jakości ekwipunek ninja. Nie mogła sobie pozwolić na zakup tych rzeczy, dopóki nie były one jej potrzebne jako część przebrania. I tak rodzeństwo miało problemy z ukrywaniem swoich broni i zwojów z informacjami. Głównie pieczętowali je w innych zwojach, a raporty wysyłali prosto do Marmurowego Miasta poprzez przywołane zwierzęta.
Shinonome została wyrwana z swoich rozważań, ujrzawszy znajome czupryny w pobliskiej restauracji. Rozpoznając swoich braci, szybko skierowała kroki w tamtą stronę. Hirusugi i Naito nawet jej nie zauważyli, dopóki nie poklepała tego pierwszego w ramię. Szatyn spojrzał na nią i prawie zakrztusił się kawałkiem kurczaka.
– Niemożliwe! – stwierdził, kiedy wreszcie mięso przeszło mu przez gardło. – Byłaś tam tylko dwie i pół godziny! Czy to naprawdę Shinonome? – zwrócił się do Naito.
Ich siostra warknęła z irytacją, ale widząc coś na kształt niedowierzania na twarzy zwykle nieporuszonego niczym Naito, machnęła ręką i przysiadła się do nich, aby wytłumaczyć swój dziwnie krótki pobyt w łaźniach.
– Spotkałam przypadkiem jednego z trzech wspaniałych Sanninów.
– Naprawdę? – zainteresował się Naito.
– Ta, zgadnijcie co robił. Zaglądał do łaźni przez dziurę w ogrodzeniu! Totalny zboczeniec!
Hirusugi znów się zakrztusił, tym razem, gdy próbował jednocześnie napić się soku i parsknąć śmiechem. Za to jej drugi brat westchnął, kręcąc głową, i wyciągnął z torby niewielki notatnik wraz z długopisem.
– Legendarne rodzeństwo z Suny – przeczytał na głos. – Chiyo-sama, posiadająca trochę sadystyczną i zdziecinniałą naturę, bardzo niepokojące połączenie. Ebizou-sama, klasyczny przykład demencji starczej. Legendarni Sanninowie z Konohy. Orochimaru, podejrzany o pedofilię. Jiraiya – zaczął pisać – etatowy zboczeniec, potwierdzone przez naocznego świadka. Tsunade-hime, plotki na temat legendarnego pecha i uzależnienia od alkoholu czekają na poparcie obserwacjami – po chwili milczenia dodał tonem człowieka, który widział w życiu już wszystko i nic nie może go zaskoczyć: – A niech to, co za urocza kolekcja.
Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w napisane słowa, podczas gdy jego towarzysze skręcali się ze śmiechu, po czym westchnął i podsumował:
– Zdaje się, że aby zostać legendą w świecie shinobi, trzeba być najpierw totalnym dziwadłem. Zastanawiam się, czy nie wiemy czegoś o Karai-sama albo Isamu-sama. Są w końcu dość silni.
Nagle wszyscy troje zamarli, po czym zadrżeli zgodnie.
– Nie myślmy o tym – zasugerował pośpiesznie Hirusugi.
– H-hai! – zgodzili się Shinonome i Naito.
Do ich stolika podeszła kelnerka i zapytała, czy szatynka chce coś zamówić. Kobieta postanowiła wziąć to samo, co jej bracia. Przerwali na razie rozmowę, aby w spokoju kontynuować posiłek, a w wypadku Shinonome – rozejrzeć się po restauracji. Lokal był ewidentnie jednym z lepszych i nowocześniejszych, o czym świadczył fakt, że znajdował się w budynku, a nie, jak w większości innych takich miejsc, na zewnątrz, gdzie jedyną ochroną przed złą pogodą było zwykle jakieś sklecone na szybko zadaszenie. Wnętrze było bardzo przytulne, gustownie urządzone i jasne, a uprzejma obsługa z wprawą dogadzała klientom. Z ich strategicznie wybranego stolika, znajdującego się nieco z boku, można było swobodnie obserwować ulicę przez okna.
Nagle w głowie Shinonome odezwał się specjalny kobiecy zmysł drapieżcy i dziewczyna zaczęła rozglądać się wokoło za źródłem sygnałów. Nie musiała czekać długo. Przez drzwi do środka restauracji wszedł wysoki shinobi, na oko jounin około dwudziestu paru lat. Szatynka zmierzyła go uważnie spojrzeniem i była bardzo zaintrygowana tym, co zobaczyła. Nowoprzybyły klient miał sterczące włosy w egzotycznym, praktycznie neonowo żółtym kolorze, które – choć zapewne wyglądałyby ohydnie na każdym innym facecie – jedynie dodawały mu uroku. Miał jasne, niebieskie oczy oraz opaloną cerę. Na jego twarzy widać było lekki uśmiech, a rysy dla każdego doświadczonego szpiega wprost krzyczały: „jestem Szczery, Odpowiedzialny i Honorowy!".
Shinonome poczuła, że czerwieni się leciutko i szybko zaczęła walczyć z tą reakcją. Cóż, na swoje usprawiedliwienie miała fakt, że blondyn naprawdę wyglądał na rybę wartą złowienia w jej sieci. Konoha właśnie zdobyła kolejne parę punktów na swoją korzyść. Ewidentnie były tu widoki, które rywalizowały z krajobrazami w Kraju Nieba. Ktoś tak dobrze znający język ciała jak Shinonome mógł wywnioskować z ruchów człowieka o wiele więcej niż przeciętny cywil. Z tego co widziała, przed nią zjawił się właśnie ideał potencjalnego ojca dla jej dzieci…
Szatynka zaczęła mentalnie walić się w głowę. Argh! NIE myśl o takich rzeczach! Nie myśl! Nie ma na to czasu ani odpowiednich okoliczności!
Na szczęście jej bracia niczego nie zauważyli i zdołała odzyskać nad sobą kontrolę oraz przeanalizować sytuację z chłodną logiką zwiadowcy w obcym terenie. Gdyby jej się to nie udało, Hirusugi miałby temat do kpin na następne parę miesięcy. Kobieta spojrzała na ninja po raz drugi i dopiero wówczas zauważyła, że wyglądał dziwnie znajomo. Jego specyficzna aura nie pozwoliła jej tego zauważyć za pierwszym razem. Shinonome zamrugała.
Czy to nie jest ich Yondaime Hokage? Żółty Błysk Konohy? Nie powinien on, nie wiem, siedzieć o tej porze w swoim gabinecie, czy coś?
Fakt, że nie rozpoznała go za pierwszym razem, nie był taki dziwny; Hokage nie miał na sobie żadnych charakterystycznych szat, a informacje w Księdze Bingo często były trochę… przesadzone, aby sami autorzy nie czuli się zbyt żałośnie. Mężczyzna również bardzo się różnił od jej wyobrażeń, które miała po spotkaniu Yondaime Kazekage. Ale, ale, powracając do obecnej sytuacji. Jeszcze bardziej zaintrygowana Shinonome zaczęła uważniej obserwować blondyna. Ledwie zarejestrowała kelnerkę, która przyniosła jej zamówienie.
Sławny shinobi zatrzymał się, zobaczywszy kogoś znajomego. Czarnowłosa, bardzo ładna kobieta o jasnej cerze również go zauważyła i podeszła do niego z uśmiechem. Oboje stanęli akurat w taki sposób, że Shinonome mogła czytać im z ruchu ust. Szatynka nie ukrywała nawet faktu, że gapi się na parę. Właściwie, to nie było w tym nic dziwnego. Yondaime był bohaterem wioski. Ludzie ciągle się na niego gapili.
– Minato-kun, znowu wymykasz się z gabinetu? – zapytała czarnowłosa z rozbawieniem.
– Mikoto-chan… – odpowiedział Hokage, przewracają oczyma. Niewątpliwie znali się bardzo dobrze. – Papierkowa robota to wróg, którego zamierzam pokonać używając mojego ulubionego jutsu. Nie muszę koniecznie poświęcać osobiście uwagi tym kupom bezużytecznego papieru, więc nie będę tego robił.
Uau! Facet ma jutsu przeciwko papierkowej robocie, podczas gdy w Sunie ten drań Kazekage zaczyna dostawać od niej świra (nie, żeby na to nie zasługiwał) – pomyślała Shinonome z szczerym podziwem. Teraz już wiem, dlaczego naprawdę wybrali go na przywódcę.
Mikoto zaśmiała się.
– A więc dlaczego zdecydowałeś się zawitać w restauracji, zamiast iść potrenować czy wynaleźć kolejne genialne jutsu?
– Wciąż jestem winny lunch Kushinie-chan i nie sądzę, aby dalsze odwlekanie nieuniknionego było mądrą decyzją.
– Prawda, prawda. Tak nawiasem, spodziewajcie się następnego zaproszenia na obiad ode mnie i Fugaku. Itachi jest takim odizolowanym dzieckiem, a ma jedynie cztery lata! Chyba tylko Kushina jest w stanie zedrzeć z niego tą maskę ideału geniusza. A nawet, jeśli jej metody nie zawsze podobają się mojemu mężowi, osobiście uważam, że to ma dobry wpływ na mojego syna. Nasz klan jest zbyt konserwatywny, potrzebujemy trochę takiego… entuzjazmu.
Oboje wyszczerzyli się do siebie. Shinonome nie była zbyt zainteresowana samą treścią rozmowy i problemami matek z wychowaniem dzieci, ale to wszystko dało jej interesujący wgląd w charakter Yondaime. Nieco zawiódł ją fakt, że ta Kushina, wnioskując z konwersacji, pewnie była gotowa zaklepać prawa oficjalnej dziewczyny Minato Namikaze, jeśli już tego nie zrobiła.
Ciekawe imię, tak nawiasem. Szatynka nie wiedziała, że używa się go w Kraju Ognia. Jeśli dobrze pamiętała, córka Toruko-hime również nazywała się Kushina.
– Szepnę Kushinie-chan słówko lub dwa. Na pewno spodoba jej się pomysł, aby od czasu do czasu złożyć waszemu synowi niezapowiedzianą wizytę.
Para pożegnała się i Mikoto wyszła, a Minato zaczął rozglądać się za stolikiem. Z jakiegoś powodu Shinonome poczuła, że tego biednego dzieciaki – Itachi, nieprawdaż? – czają ciężkie czasy.
– Myśli, że matce spodoba się ozdoba, którą kupiłem? – odezwał się nagle Naito.
– Niewątpliwie to bardzo ładne świecidełko, ale wiesz, że trudno ją zadowolić – odrzekł Hirusugi.
Shinonome spojrzała na nich i zauważyła, że Naito – który siedział tyłem do wejścia – trzyma przed sobą płaski kawałek metalu, na którym wyskrobano cienkimi, czarnymi liniami obraz przedstawiający jakąś scenę z legendy. Najbardziej interesujący był fakt, że ta ozdoba mogłaby równie dobrze służyć jako lustro. Hirusugi mrugnął do niej dyskretnie i kobieta już wiedziała, że jej bracia także „przysłuchiwali się" rozmowie Hokage i jego przyjaciółki.
– Tutaj wszyscy to jedna, wielka rodzina! – zaśpiewał szeptem Hirusugi z kpiącym uśmieszkiem.
Jego siostra przewróciła oczyma, ale komentarz nieźle podsumował jej obserwacje. Słyszała oczywiście, że w Konohagakure ninja cenią sobie swoją solidarność, ale najwidoczniej to nie było wszystko. Hokage nie próbował izolować się od swoich podwładnych, kreując obraz nieomylnego przywódcy rządzącego twardą ręką, tak jak większość innych Kage. Wszystko, co dotąd zobaczyli wskazywało raczej na to, że przywódca wioski starał się spędzać czas z mieszkańcami swojego miasta i żył zupełnie jak oni. Utrzymanie tego systemu w równowadze było delikatną sprawą; jeśli facet był zbyt sympatyczny, to bardziej bezwzględni i żądni władzy konkurenci poklepią go po plecach z dobrotliwym uśmiechem i odbiorą ukradkiem całą prawdziwą kontrolę nad osadą, pozostawiając mu rolę ładnej marionetki na wystawie. Dlatego większość przywódców wolała mieć więcej mocy, co również mogło okazać się niebezpieczne – jeśli ktoś ma za dużo siły i nie potrafi sobie z nią poradzić albo jest bezwzględnym dupkiem, może doprowadzić państwo do ruiny.
Nagle z rozmyślań wyrwał ją odgłos krztuszenia się. Hirusugi dusił się po raz trzeci. Shinonome walnęła go w plecy z irytacją. Naito również podniósł głowę znad jakiejś książki i zmarszczył brwi, co znaczyło, że jego brat naprawdę zaczynał go denerwować. NIKT nie stawał między Naito a jego książkami.
– Co z tobą? – zapytała Shinonome.
– Toruko… hime… – wysapał Hirusugi, wpatrując się w coś na drugim końcu restauracji.
Szatynka zerknęła tam bez specjalnego zainteresowania, przekonana, że to jakiś kolejny dziecinny żart, ale kiedy jej mózg przetworzył zarejestrowany obraz, spojrzała tam po raz kolejny, tym razem z otwartymi ustami. Naito, widząc, że jego rodzeństwo właśnie postanowiło zrobić z siebie idiotów, westchnął i również się odwrócił w drugą stronę. Nie było sensu udawać, że nie interesuje go coś, co przyciągnęło uwagę reszty, skoro oni i tak otwarcie się tam gapili.
Kiedy Naito ujrzał źródło ich szoku, nawet on był zaskoczony.
Do Yondaime właśnie przysiadła się prawie idealna kopia Toruko-hime. Kobieta wyglądała dokładnie tak samo, jak ich księżniczka na zdjęciach. Długie, rozpuszczone włosy o głębokim czerwonym odcieniu. Śmiejące się zielone oczy. Jasna cera i szczupła figura. Ta radosna aura wokoło…
Na jej plecach, wymalowany na ubraniu, był pomarańczowy symbol klanu.
Pomarańczowy symbol klanu przedstawiający spiralę.
Spiralę, od której przed wieloma wiekami wzięło się ich nazwisko.
Nazwisko brzmiące Uzumaki.
Oto do restauracji, którą Hirusugi i Naito wybrali zupełnie przypadkowo, weszła kopia Toruko-hime, która, dedukując z podsłuchanej – a raczej zaobserwowanej – rozmowy, miała na imię Kushina, a na jej ubraniach był dowód, że nazwisko to prawdopodobnie Uzumaki. Kushina Uzumaki była osobą od mniej więcej dwóch dekad martwą… a przynajmniej tak im się wydawało.
Ludziom „wydają się" różne rzeczy, jak widać.
Minato podniósł głowę, kiedy wyczuł na sobie jakieś natrętne spojrzenie i rozejrzał się wokoło. Był trochę zdziwiony i zirytowany zauważywszy, że troje nieznanych mu cywilów gapi się na jego wesoło paplającą towarzyszkę w bezruchu, z otwartymi lekko ustami i wielkimi oczyma. Wyglądali na rodzeństwo i mieli na sobie dokładnie te same, czarne płaszcze. Sprawiali ogólne wrażenie zwykłych podróżników, lecz zwykli podróżnicy nie wlepiają ślepi w nieznane im kunoichi.
Kushina zamilkła, wyczuwając napięcie w powietrzu i również się odwróciła.
Oni patrzą na mnie tym wzrokiem, który mają ninja z Iwy na widok Minato, pomyślała lekko zaalarmowana kunoichi. Uznałabym ich za szpiegów z Iwagakure, gdyby nie fakt, że gapią się na mnie, a nie na niego. Ale jestem pewna, że nigdy w życiu ich nie widziałam, choć jednocześnie wyglądają… tak jakby… znajomo.
Przez chwilę piątka osób trwała w bezruchu, po czym trójka nieznajomych wypadła z restauracji, zostawiając na stoliku powinność za obiad, co było jedynym dowodem, że para ninja z Konohy nie padła ofiarą żadnego głupiego genjutsu.
Minato i Kushina zamrugali w dziwnie skoordynowany sposób, po czym spojrzeli po sobie.
– Co to było? – wyrzekł Hokage na głos pytanie chodzące im obojgu po głowach.
– Jakieś trzy dziwadła przed chwilą gapiły się na mnie jak na ducha – stwierdziła ostrożnie Kushina, wciąż trawiąc scenę, która miała tu miejsce przed kilkoma sekundami. – Nie mam pojęcia, z jakiego powodu.
– Nie podoba mi się to – powiedział cicho Minato, pochylając się w jej stronę. Jej tak-jakby-chłopak oficjalnie i mąż w sekrecie zapewne już martwił się o jej bezpieczeństwo, oraz planował sto sposobów na upewnienie się, że ci troje się do niej nie zbliżą. Naprawdę, ostatnimi czasu był taki nadopiekuńczy!
– Muszą cię znać, albo słyszeli o tobie, ale nie spodziewali się cię tutaj zastać i z jakiegoś powodu zwiali na twój widok. To mogą być jacyś szpiedzy. Uważaj na siebie, Kushina-chan, oni mogą planować jakąś niemiłą niespodziankę – kontynuował mężczyzna gorączkowo.
Dokładnie jak myślałam, stwierdziła duchu Kushina słysząc te słowa.
Uzumaki spojrzała za siebie, gdzie przez okno można było zobaczyć ulicę. W zasięgu wzroku nie było żadnych innych podejrzanych typków. Namikaze przesadzał, jak zwykle, kiedy chodziło o tego typu sprawy.
– Wiem – mruknęła, przestawiając swoje krzesło tak, aby razem z Minato mieć za plecami ścianę. Zrobiła to bardziej ze wzglądu na niego niż na siebie.
Przez chwilę oboje milczeli.
– Jeśli planują niespodziankę, jak twierdzisz… W takim razie najlepiej będzie zaskoczyć ich pierwszych, nieprawdaż? – uśmiechnęła się nagle kunoichi uśmiechem, który obiecywał nieogarniony chaos.
Dlaczego mam wrażenie, że niedługo będę musiał wypełnić tony papierkowej roboty dotyczącej zniszczeń materialnych i trzech martwych lub poważnie rannych ludzi podejrzanych o szpiegostwo? – zastanowił się Namikaze. Pytanie było retoryczne.
Tymczasem w niewielkiej gospodzie trójka Uzumakich zastanawiała się gorączkowo nad zaistniałą sytuacją.
– Do diabła! Właśnie zachowaliśmy się jak totalni idioci! Zaraz zjawi się tu po nas ANBU! – jęknęła Shinonome, padając tyłem na łóżko obok swojej torby, trzymając się cały czas za głowę.
Hirusugi ograniczył się do miarowego walenia czołem w ścianę.
Naito westchnął.
– Shinonome, napisz i natychmiast wyślij wiadomość do Karai-sama – zarządził. – Poczekamy na jej odpowiedź, a potem będziemy musieli otwarcie skonfrontować Kushinę-hime, jeśli to ona. Zachowaliśmy się podejrzanie i nie mamy innego wyboru.
– Hai! – przytaknęła z ulgą Shinonome, zabierając się do roboty.
– Hirusugi, zrób z siebie jakiś pożytek i dowiedz się, gdzie będziemy mogli potem znaleźć Kushinę-hime.
Jego brat skinął głową i wyszedł z pokoju. Naito usiadł na łóżku, obserwując jak Shinonome skrobie z oszałamiającą prędkością, zapełniając pusty zwój. Piętnaście minut później jego siostra zawołała „Kuchiyose no Jutsu!" i na środku pomieszczenia pojawił się spory żbik.
– Tak szybko skompletowaliście raport? – uniosło brwi zwierzę.
Shinonome potrząsnęła głową.
– Mam bardzo ważne wiadomości dla Karai-sama. Czy mógłbyś doręczyć jej to natychmiast?
– Oczywiście, Shinonome.
Żbik zabrał zwój do pyska i zniknął wśród dymu.
Przez chwilę trwała cisza, po czym kobieta odezwała się.
– Jak sądzisz otouto, co zadecyduje klan?
Zielonooki był najmłodszym z nich, nawet jeśli Shinonome pobiła go tylko o minutę. Co nie zmieniało faktu, że był najlepszy, kiedy przychodziło do wykorzystania mózgu.
– Isamu-sama i Suisen będą pewnie przeciw – stwierdził swoim zwykłym tonem Naito. – Tsuta od dawna chciała opuścić Marmurowe Miasto, wiesz przecież że ta cała misja to był praktycznie jej pomysł. Więc ona i Akira zagłosują za. Co do ich dzieci, Higure-chan ma dopiero cztery lata i pewnie nikt nie będzie brał pod uwagę jej zdania. Hiketsu-kun jest sprytnym chłopakiem, lecz to wciąż dziesięciolatek i jego pewnie też nie uwzględnią. Karai-sama dotąd się nie wypowiedziała, więc nie mogę przewidzieć jej decyzji.
– A my troje również będziemy za.
– Dokładnie. Klan przeniesie się tutaj, chyba że Karai-sama użyje swojego autorytetu do zawetowania pomysłu, okaże że się okropnie pomyliliśmy lub pojawią się jakieś nieprzewidziane problemy.
Shinonome usiadła z powrotem na swoim łóżku, krzyżując nogi.
– Skąd wiesz, że Suisen poprze Isamu-sama? – zapytała. – Nie pamiętam, żeby kiedyś mówił coś na ten temat.
– Suisen i Tsuta, mimo że są rodzeństwem, często się kłócą. Nigdy nie mówią o tym wprost, ale właśnie sprawa opuszczenia miasta jest tego głównym powodem. Suisen jest bardzo przywiązany do naszych starych tradycji i nie chce zrozumieć, że świat się zmienia – Naito wyciągnął się na materacu i spojrzał w sufit. – Pewnie będzie trzeba zaciągnąć go do Konohy, ale gdy już tu będziemy, trochę się podąsa i później przestanie narzekać. To tylko takie duże dziecko.
Shinonome parsknęła w tym samym momencie, w którym żbik wrócił do pokoju. Zwierzę upuściło na podłogę zwój i zniknęło.
– Wasza misja jest zawieszona. Zostańcie w Konohagakure i potwierdźcie uzyskane informacje. Zwołuję naradę; jutro zagłosujemy – przeczytała kobieta na głos. – Więc czekamy teraz na naszego kochanego brata, a potem pędzimy na audiencję do Kushiny-hime?
Naito jedynie mruknął w odpowiedzi coś, co można było zinterpretować jako potwierdzenie i wyjął spod poduszki książkę.
Jego siostra spojrzała na zegar i ze zdumieniem zauważyła, że minęło jedynie pół godziny. W trzydzieści minut zmieniło się wszystko. Po ponad dwudziestu latach gnicia w Marmurowym Mieście, jak Tsuta lubiła nazywać ich pobyt w górach Kraju Pustki, znów pojawiła się szansa na powrót do cywilizowanego świata. Shinonome spodziewała się tego od dawna, ale decyzja miała zostać podjęta już jutro i to było dość niespodziewane. Nierealne, wręcz.
Odkąd kobieta sięgała pamięcią, zawsze mieszkała wśród jasnych budynków opustoszałej, starożytnej metropolii, choć była świadoma, że urodziła się jeszcze w Kraju Wiru. Przywiązała się jednak trochę do tego miasta, nawet jeśli sprawiało wrażenie niemalże nawiedzonego. Było zbyt duże dla niewielkiej grupki niedobitków z zniszczonego Królestwa. W pamięci Shinonome na zawsze zapisały się te dziwne wrażenia, które tam odnosiła: echo jej głosu, odbijające się od licznych ścian, dziwny brak zwierząt i roślin, zapadająca czasami nagle martwa, niepokojąca cisza której żadne z nich nie śmiało przerwać… Światło dnia było tam czasami tak jasne, że wydawało się niemal chłodne. Białe i jasnoszare budynki uparcie trzymały się w jednym kawałku, ale na obrzeżach miasta było trochę całkowicie albo na wpół zawalonych domów. Rodzeństwo zawsze uważało, że bardzo pasowałyby do tej atmosfery ludzkie szkielety. W biedniejszych sektorach zabudowania przypominały kolekcję pudełek o różnych kształtach, z prostokątnymi dziurami, jakimi były okna i drzwi. Im bogatsze były dzielnice, tym ciekawsza i bardziej oryginalna architektura. Zbliżając się do centrum miasta, można było oglądać coraz więcej balkonów, ornamentów, okna były większe i ładniejsze, a na niektórych ścianach pojawiały się płaskorzeźby. W samym sercu miasta, na kolistym placu przez który płynął wartki potok, stał ogromny, biały obelisk, którego czubek tworzył wielki kryształ. Koryto przez które płynął strumień zmieniono celowo, aby woda opływała pomnik z dwóch stron i łączyła się z powrotem w jedną strugę za nim.
Jednak żaden Uzumaki nie mieszkał w samym mieście. Nie, oni zaszyli się w starej świątyni za nim, która właściwie przypominała rodzeństwu warownię. Wykuto ją w surowej skale, efekt mozolnej pracy dawnych Łowców. Do świątyni wchodziło się po schodach i przez kamienne wrota, na których była płaskorzeźba przestawiająca otoczony ludźmi obelisk, z którego czubka rozlewało się światło niszczące demony. Pierwsza sala była olbrzymia, bardzo wysoka, bardzo szeroka i jeszcze bardziej długa, z dwoma rzędami kolumn po bokach i czymś w rodzaju ołtarza na końcu. Chyba zaprojektowano ją, aby mogła pomieścić pół dawnej populacji miasta bez problemu. Za ołtarzem znajdowały się ukryte drzwi, prowadzące do biblioteki – powodu, dla którego Isamu tak bardzo chciał zostać w mieście. Biblioteka była bardzo imponująca, wielopoziomowa oraz pełna niezliczonych pokoi i Shinonome była zdania, że gdyby zaproponowała jakiemukolwiek Kage dostęp do niej w zamian za jego posadę, zostałaby wycałowana z wdzięczności, obsypana klejnotami i natychmiast mianowana na nową przywódczynię wioski. Karai-sama opowiadała jej, że Isamu uratował wiele zwojów z królewskiej biblioteki przed upadkiem Kraju Wiru, ale ich ilość była śmiesznie mała gdy spoglądało się na dorobek ich przodków.
Góry Kraju Pustki były bardzo suche i nieco za niskie, aby utrzymał się w nich śnieg. Rzadko padał tam deszcz, a przed wiatrami osłaniały pobliskie szczyty, więc wszystko zachowało się w świetnym stanie. Jedynym co dostarczało im wody był wspomniany potok, który tryskał ze źródła tuż przed świątynią i płynął przez miasto, dzieląc je na dwie prawie idealne połowy. Lecz chociaż warunki były świetne, by zakonserwować budynki, wymarła okolica nie była zbyt przyjazna dla człowieka. Tsuta nazywała ich tymczasowy (jak sama mocno podkreślała) dom Martwym Miastem albo Nawiedzonym Miastem.
– To miejsce należy do duchów – mruczała często, obserwując z skraju klifu zachody słońca. – Chcę się stąd wynieść.
Aby zdobyć jedzenie, Isamu, Akira i Suisen często przemierzali góry polując, a czasami odwiedzali niewielkie wioski na ich obrzeżach i wymieniali szlachetne kamienie na żywność. To pierwsze wkrótce stało się treningiem dla młodszych członków klanu. Mimo izolacji, nawet mała Higure i jej starszy brat Hiketsu już uczyli się wszystkich rzeczy potrzebnych ninja, włącznie z pracą zespołową czy wartością lojalności do wioski. Shinonome, z tego co widziała w Sunie, była pewna, że trudny trening Hiketsu mógł mu zapewnić stuprocentowe zwycięstwo nad chuuninem. Bo ich trening był trudny, nie tylko ze względu na aspekt fizyczny, ale także przez psychiczny dyskomfort. Tsuta zabierała swoje dzieci do wiosek tak często, jak tylko mogła, ale to nie było to samo, co dorastanie wśród rówieśników.
Jej rozmyślania przerwało przybycie Hirusugi.
– Kushina-hime jest obecnie w swoim apartamencie i nie wygląda na to, aby miała go szybko opuścić. Jakie są polecenia od Karai-sama?
– Potwierdzić lub obalić tezę – rzekł krótko Naito, zamykając gwałtownie książkę i zrywając się z łóżka. – Nie marnujmy więcej czasu.
Apartament ich krewnej znajdował się w raczej skromnej dzielnicy miasta, na drugim piętrze wysokiego budynku. Rodzeństwo wspięło się po schodach. Im bliżej było do mieszkania Kushiny, tym bardziej byli zdenerwowani, choć nie dawali po sobie tego poznać.
Mam nadzieję, że to JEST ona… inaczej wyjdziemy na głupców… myślał Naito.
– Tutaj – mruknął Hirusugi, wskazując drzwi na końcu korytarza.
– Shinonome, ty mówisz – zarządził ich młodszy brat.
– Co?! – syknęła Shinonome, ale Naito, spodziewając się takiej reakcji, po prostu zapukał do drzwi i popchnął ją do przodu. Kobieta posłała mu zabójcze spojrzenie, po czym szybko przywołała na twarz uprzejmy uśmiech. Drzwi po chwili otworzyła ich zaginiona księżniczka i spojrzała na nich nieufnie.
Nie powinniśmy przywlec się tu całą kupą, to wygląda jakbyśmy chcieli ją związać i porwać, zauważył Naito w tym momencie. No cóż, za późno…
– Tak?
– Uzumaki Kushina-san, jeśli się nie mylę? – zapytała Shinonome, grzecznie się kłaniając. Gdy Kushina kiwnęła głową, kontynuowała. – Czy możemy wejść do środka? Mamy bardzo ważną sprawę do omówienia.
Rudowłosa zacisnęła usta i zmarszczyła nieco brwi.
– Nie znam was – stwierdziła krótko.
– Może powinniśmy się najpierw przedstawić. Jestem Uzumaki Shinonome, a to moi dwaj bracia, Hirusugi oraz Naito.
Kushina zrobiła niemalże tą samą minę, którą mieli oni sami, gdy zobaczyli ją niespodziewanie w restauracji. Jednak opanowała się szybko i gestem zaprosiła ich do środka. Rodzeństwu nie trzeba było tego powtarzać. Kiedy znaleźli się w salonie, Naito zobaczył, że przedtem zbyt wcześnie się martwił faktem, że przyszli tu wszyscy troje. Kushina-hime miała własną świtę. Był tu Hokage i jakieś dwa dzieciaki, bez wątpienia również ninja. Chłopak miał twarz zakrytą maską i z jakiegoś powodu zasłaniał jedno oko swoją hitai-ate. Uwagę przyciągały jego białe włosy. Dziewczyna nie wyróżniała się niczym szczególnym oprócz czerwonych znaków na swoich policzkach. Jej sięgające do włosy ramion i oczy miały pospolity, brązowy kolor.
– Czego oni chcą? – zapytała dziewczyna podejrzliwie.
– Tylko zadać kilka pytań – uśmiechnęła się Shinonome, choć kunoichi nie mówiła do niej.
– Usiądźcie wszyscy, proszę – powiedziała Kushina nieco drżącym głosem.
Trojaczki ścisnęły się razem na niewielkiej kanapie i zapadła niezręczna cisza.
– Chyba powinniśmy zacząć, bo w końcu to my cię naszliśmy – odezwała się Shinonome. – Jak już mówiłam, nazywam się Shinonome Uzumaki. Ja i moi bracia, um, mamy powody by podejrzewać, że możesz być częścią naszego klanu.
To zabrzmiało jak prawdziwy szczyt subtelności, stwierdziła w duchu spocona ze zdenerwowania Shinonome.
– Dlaczego tak myślicie? – zaatakował Minato, nagle wyglądając bardzo groźnie.
– Kushina-hime jest prawie idealną kopią Toruko-hime, innej członkini naszego klanu – wtrącił wypranym z emocji głosem Naito. – Ona, jej mąż i córeczka zginęli w Kraju Ognia przed prawie dwudziestoma laty, podczas ataku wrogich ninja na karawanę z którą podróżowali. Wyglądałoby jednak na to, że za bardzo pośpieszyliśmy się z żałobą. Kushina-hime, czy możesz jakoś potwierdzić nasze przypuszczenia?
Rudowłosa uniosła ręce do ust, a potem splotła je mocno razem z szerokimi oczyma. Dwoje dzieciaków obserwowało scenę z ogłupiałymi minami, a Yondaime wyglądał na jeszcze nieco niedowierzającego i zdumionego jednocześnie.
– Zgadza się – wyszeptała Kushina. – Mój ojciec zginął w tym napadzie, a matka i ja odniosłyśmy poważne obrażenia. Znaleźli nas potem wieśniacy. Nie mogli uratować matki, ale dowiedzieli się jak mam na imię i nazwę kraju, z którego przybyliśmy.
– Były Kraj Wiru – dodała Shinonome, otrzymując w odpowiedzi potaknięcie.
– A raczej Królestwo Wiru – dodał Hirusugi, wstając.
Jego siostra oraz brat zrobili to samo i skłonili się nisko zmieszanej Kushinie.
– Kushino-hime, jesteśmy na twoje usługi – oświadczył Hirusugi nie prostując się.
Rudowłosa spojrzała bezradnie na swoich przyjaciół. Minato oniemiał. Rin przypominała rybę wyjętą z wody. Honor Kakashiego ratowała tylko maska, który zasłaniała głupią minę na jego twarzy. Krótko mówiąc, wszyscy troje byli bezużyteczni.
– Nie musicie być tacy formalni… – wyjąkała z zażenowaniem.
Kushina w młodości była uważana za chłopczycę i bardzo gwałtowną oraz niezdyscyplinowaną osobę. Może miał na to wpływ właśnie brak rodziców. Nauczyła sobie radzić sama i zdobywać mozolnie uznanie innych. Ktoś, kto traktował ją z najgłębszym respektem, nazywając do tego księżniczką, był… bardzo dziwnym widokiem.
– Dlaczego nie? Jesteś ostatnią dziedziczką Głównej Linii naszego rodu, Kushino-hime – wyjaśnił rzeczowo Naito, jednakże rodzeństwo usiadło z powrotem. – Gdyby Królestwo Wiru wciąż istniało, byłabyś księżniczką, może nawet już królową.
– Ha, ha… Ja… księżniczka – wymamrotała oszołomiona Kushina.
Nagle Hokage zerwał się z miejsca tak gwałtownie, że wszyscy podskoczyli. Trojaczki zmierzyły go nerwowo wzrokiem, ale facet nie był zły ani nic w tym rodzaju. Nie, on po prostu promieniał ze szczęścia i wysyłał wokoło pozytywne wibracje. Ku zdumieniu wszystkich obecnych, porwał nowo mianowaną na księżniczkę Kushinę z jej fotela, zakręcił wokoło własnej osi i pocałował, nie zważając na protesty kobiety (które ucichły zaraz po tym ostatnim).
– Księżniczka! Wiesz, co to znaczy? Rada może się wypchać! Jesteś księżniczką i masz klan! Trzeba to uczcić!
I wypadł przez drzwi, totalnie zapominając o wszystkim innym. Rodzeństwo Uzumaki pozostało w apartamencie jedynie z dwojgiem młodych i równie zaskoczonych ninja.
Osłupiałą ciszę przerwało chrząknięcie.
– Rin – przedstawiła się dziewczyna.
– Kakashi Hatake – mruknął chłopak z zakrytym okiem.
– Ee… miło was poznać. Shinonome, Hirusugi i Naito, jak już wiecie.
Hirusugi wciąż gapił się na otwarte na oścież drzwi. Tymczasem Naito wyciągnął swój notes i zaczął spokojnie wypełniać pustą przestrzeń tuż pod wpisem dotyczącym Tsunade.
Ten facet zdobył rozgłos wcale nie tak dawno temu. Czy można zdziwaczeć w tak krótkim czasie? Ech, gdzie tam… Po prostu miałem rację. Sławni ninja to naprawdę wybryki natury.
