Cóż za fatalny dzień – pomyślał, podnosząc głowę znad stosu ksiąg. Eliksir, o który tym razem poprosił go Dumbledore, był naprawdę trudny w przygotowaniu, nawet dla Księcia Półkrwi. Severus westchnął głęboko i zdecydował, że filiżanka herbaty pomoże mu zasnąć. Wieczór był jeszcze wczesny, a sierpniowe słońce dopiero chowało się za horyzontem, ale Snape nie miał ochoty siedzieć nad recepturami ani chwili dłużej. Wstał niespiesznie, strzepnął książkowy pył z czarnych szat i ruszył w kierunku kuchni. Przez moment zatęsknił za skrzatami domowymi, które dbały o jego codzienne potrzeby w Hogwarcie, ale wkrótce stwierdził, że przyjemnie jest od czasu do czasu pobyć w całkowitej samotności.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Severus uniósł brwi i rzucił okiem na zegar ścienny. Poczta o tej porze? Niemożliwe. To pewnie któryś z tych irytujących mugolskich domokrążców. Poczuł przelotną pokusę, by wcale nie otwierać drzwi, ale ostatecznie nienaganne maniery wzięły górę. Przekręcił zamek i nacisnął klamkę.
- Niczego nie pot… - zaczął, stając w otwartych drzwiach. Zamarł, gdy jego oczom ukazał się wieczorny gość. Oddech uwiązł mu w gardle, a serce ominęło uderzenie. Na progu stała samotna kobieta. Nerwowym gestem, który rozpoznałby wszędzie, odsunęła z twarzy kosmyk rudych włosów rozwiewanych przez wiatr. Szmaragdowe oczy uśmiechały się do niego nieśmiało. Lily.
Nie, ona nie żyje, głupcze. Weź się w garść! – zganił się w myślach.
- Przepraszam, nie miałam dokąd pójść – odezwała się cicho, a dźwięk jej głosu, TEGO głosu, sprawił, że Severus zachwiał się na nogach.
- Kim jesteś? – spytał chłodno, dyskretnie wydobywając różdżkę z wewnętrznej kieszeni.
- Och… - kobieta wyraźnie posmutniała – Tego się obawiałam. Że nie będziesz pamiętał po tylu latach. Posłuchaj, przyjaźniliśmy się w szkole…
- Pytam jeszcze raz: kim jesteś? I dlaczego przybierasz cudzą postać? – rzucił ostro.
- Słucham? – kobieta zamrugała zdezorientowana.
- To ciało. Należy do kogoś, kto nie żyje od wielu lat.
Oczy kobiety rozbłysły.
- A więc jednak mnie pamiętasz! Sev, tak mi ulżyło! – wykrzyknęła, zarzucając mu ręce na szyję.
W normalnych warunkach, Snape dawno by zareagował. Rzuciłby odpowiednie zaklęcie albo po prostu odsunął się od intruza. Ale to słowo, to jedno słowo, którego nie spodziewał się już nigdy usłyszeć… Sev. Nikt tak do niego nie mówił, poza Nią. Półprzytomny, pozwolił, by kobieta go objęła. Poczuł tak dobrze sobie znany, fiołkowy zapach. Ta istota wyglądała jak Lily, mówiła jej głosem, nawet pachniała dokładnie tak, jak zapamiętał… Ale Severus ani przez sekundę nie pozwolił sobie na nadzieję. O nie, takie rozczarowanie by go zabiło. Zrobił krok w tył.
- Widziałeś moje ciało i dlatego nie chcesz uwierzyć, że żyję.
Severus zaklął w duchu. Oczywiście, idioto, że czarodziej przychodzący do ciebie pod postacią Lily będzie się znał na oklumencji. Wykorzysta twoją chwilową słabość i odczyta, co tylko zapragnie. A ty się nie bronisz! Natychmiast zablokował umysł. Wyciągnął różdżkę w stronę kobiety.
- W tej chwili się ujawnij. Nie masz pojęcia, jak nieprzyjemny potrafię być, kiedy nie otrzymuję odpowiedzi najprostszą drogą.
