5 + 1
Sherlock większość rzeczy robi z nudów.
1)
Sherlock miał zaledwie pięć lat, gdy z nudów podłożył martwą żabę do szuflady z bielizną swojej matki.
Zrobił to tylko raz.
Fakt, że nie mógł usiąść przez kilka dni oduczył go psikusa z żabą. Nauczył za to, że może wrzucać do kuchni myszy i różne robactwo.
2)
Mając osiem lat z nudów wylał sok porzeczkowy, wymieszany z winem, na biurko swojego brata. Dokładnie wlał roztwór do wszystkich szuflad i plecaka.
Doświadczenie to zabawiło go na jakiś czas i sprawiło, że Mycroft nie odzywał się do niego przez kilka miesięcy. Same profity.
3)
W liceum z braku zajęć niemal spalił szkołę. Zaczęło się od sali chemicznej. Później przeszedł do fizycznej. Na koniec odwiedził szkolną stołówkę. Pożar wcale nie poprawił mu nastroju - zwłaszcza, że po drodze jego własny mundurek zaczął płonąć.
Chociaż na miesiąc miał odwołane lekcje. To miało swoje zalety - mógł się zająć naprawdę poważnymi rzeczami.
Nikt nawet nie podejrzewał, że to jego sprawka.
Nikt oprócz Mycrofta, oczywiście.
4)
Na studiach wszystkie uwagi na temat tego, kto z kim spał, kiedy, gdzie i w jakiej pozycji, zawsze rzucał z nudów. Dla niego te wszystkie informacje były naprawdę zbędne.
5)
Tak naprawdę z nudów przyniósł głowę z kostnicy. Również z braku rozrywek włożył ja do lodówki. Był po prostu ciekawy reakcji Johna.
I musiał przyznać, że go rozczarowała.
+1)
Wszedł do baru za Johnem nie z nudów. Właśnie uciekali przed jakimiś podejrzanymi typkami i szybko, ale to naprawdę szybko, musieli się gdzieś schować. Zatłoczony pub wydawał się być idealnym miejscem.
Usiedli w kącie, dysząc ciężko.
- Zamówię piwo - oznajmił w końcu lekarz. Sherlock chciał, na prawdę chciał powiedzieć mu, że nie powinien, ale jego przyjaciel już szedł w stronę baru. Cholera, mieli się tu tylko ukryć, a za chwilę wrócić do szukania mordercy! John chyba śnił, myśląc że wypije te szczyny.
Dwa piwa później obaj krzyczeli, gdy Barcelona strzeliła gola Arsenalowi.
- Jak ty grasz, patałachu? - Jęknął jedyny detektyw doradczy świata, opróżniając kufel.
Trzy kolejki później obejmowali się ramionami i razem z resztą baru, śpiewali "We are the champions".
Nawet nie wiedział, kto wygrał.
Tamtego wieczora uznał to doświadczenie za naprawdę interesujące i zabawne. I gdyby nie jeden, malutki, szczegół, pewnie nadal by tak o nim myślał.
Powód, dla którego tamten mecz nie był dla niego udany, był prosty - Mycroft wrzucił filmik z baru do sieci. I dopisał do tego "To za zalanie mojego biurka, Sherlock".
Film stał się hitem.
Zwłaszcza w Scotland Yardzie. Jeszcze przez kilka miesięcy włączano "We are the champions", gdy tylko wchodził do biura Lestrade.
