Cokolwiek porywało ludzi w tym mieście, potrafiło się ustawić. Temperatura spadła o całe trzydzieści, może nawet czterdzieści stopni, a meteorolodzy zapowiadali śnieg, ciągle nie mogąc wyjść ze zdumienia..
— Zimno mi — zaczął narzekać Dean.
— Nie przesadzaj.
— Nie przesadzam, Sammy. Piździ złem.
— Ledwie chłodno. — Sam przyjął strategię zaprzeczania.
— Zimno mi.
Usłyszeli westchnienie, a Dean został otulony anielskimi skrzydłami.
— Lepiej? — spytał Castiel.
— Zimno mi — wypalił Sam, zwracając się do Gabriela.
— Zdecyduj się.
— Zimno mi.
— Jak sobie to wyobrażasz, jestem od ciebie dwadzieścia centymetrów niższy!
— Zimno mi.
— Pióra mi zamarzną.
— Będziesz coś ode mnie chciał!
Dean uśmiechnął się zwycięsko, wdychając słodki zapach piór Castiela.
