Ciemność.

Nico oddychał coraz szybciej. Czuł jak ściany jego metalowego więzienia zaciskają się na nim, zwężają się i zaciskają wokół niego. W jego płucach brakło powietrza od ciągłego, cichego krzyku. Chciał krzyczeć głośniej, chciał drapać paznokciami o ściany, chciał być wolny. Ale był już zbyt zmęczony. Zmęczony walką, zmęczony krzykiem, zmęczony tym ciągłym koszmarem, zmęczony życiem.

Obok niego leżała jeszcze jedna pestka granatu. Ostatnia. Jego płuca paliły z braku powietrza i wszystko było takie ciężkie, jakby gigantyczna ręka wyciskała ostatni tlen z jego płuc.

Pomocy! Bogowie, ktokolwiek! Pomocy!

Jego palce krwawiły. Odlegle zdał sobie sprawę z tego, że szlocha. Płacze, jak nie płakał od czasy, kiedy dowiedział się o śmierci Bianki.

Proszę! Pomocy! Pomocy!

Zbyt duże ciśnienie. Czuł, jak pękają mu żebra.

Ktokolwiek! Wyciągnijcie mnie stąd! Błagam!

Ściany zaciskały się coraz bardziej, dusząc go i wyciągając resztki tleny z piersi.

Wydobył z ust ostatkiem sił głośny krzyk czystego przerażenia i udręki. Czuł, jak zdziera gardło go krwi, ale krzyczał dalej.

Nico...

Zakrył uszy dłońmi i krzyknął jeszcze głośniej.

Odejdźcie! Zostawcie mnie w spokoju! POMOCY!

Nico.

Dookoła zrobiło się zupełnie ciemno, ale teraz mógł usłyszeć głębokie, powolne bicie serca Tartaru. Czuł, jak powierzchnia pod nim pulsuje.

Nagle coś ciepłego dotknęło go w ramię. Krzyknął przenikliwie i kopnął przed siebie na oślep.

Nie dotykaj mnie! Odejdź! Ratunku!

Nico!

Przestał krzyczeć, choć nadal kopał i drapał. Znał ten głos...

Nico, obudź się! To tylko sen.

Zobaczył przed sobą twarz Bianki, chociaż był pewny, że to nie jej głos. Zasłonił oczy i zaczął znowu płakać.

Nico, spokojnie, obudź się. To tylko zły sen.

Coś ciepłego dotknęło delikatnie jego czoła.

Nico krzyknął ostatni raz i usiadł na łóżku z szeroko otwartymi, lecz nic nie widzącymi oczami. Serce waliło mu jak młotem. Koszulkę miał całą przesiąkniętą. Włosy lepiły mu się do oczu. Rękę miał zaciśniętą na gardle i czuł się, jakby każdy oddech był wyrywany siłą z jego piersi.

I wtedy coś dotknęło jego pleców.

Nico prawie wyskoczył z łóżka, ale powstrzymały go ramiona trzymające go w pasie. Próbował wyrwać się z nich na oślep. Byle tylko się uwolnić, uciec, bogowie, niech ktoś mu pomoże...

- Ciiii... Nico, spokojnie. To tylko sen, tylko sen... - ktoś szepnął mu do ucha.

Te ręce były znajome... Tak samo, jak głos. Will.

Powoli Nico przestał walczyć przeciwko jego ciepłemu ciału i oparł się na nim wyczerpany.

Przez chwilę siedzieli w ciszy. Will nucił cicho jakąś melodię, chyba kołysankę, dając Nikowi czas na uspokojenie się. Jego ciepłe ręce nadal trzymały go w talii, ale nie za mocno. Dobrze wiedział o jego klaustrofobii.

- Przepraszam... - odezwał się w końcu łamiącym się głosem syn Hadesa.

- Nie musisz za nic przepraszać, wiesz, że nie musisz - powiedział spokojnie syn Apolla.

Nico nie odpowiedział. Odetchnął głęboko i zamknął oczy. Tylko na sekundę pojawił mu się obraz Tartaru. Will od razu wyczuł jego napięcie i zaczął znowu nucić kołysankę.

Powoli odpływając w krainę bez snów i koszmarów Nico pomyślał, że może jeszcze jest dla niego nadzieja na szczęście w tym życiu.