Summary: Semi-AU. Kiedy nie ma już żadnej nadziei na wygranie wojny, Złota Trójca, Draco i Ginny cofają się w czasie do siódmego roku Toma Riddle'a w Hogwarcie, aby raz na zawsze pokonać Voldemorta. Dzielenie pokoju wspólnego prefektów, stara klątwa i mała… rzecz zwana miłością – powiedzmy sobie szczerze, Hermiona nigdy nie przypuszczała, że jej misja potoczy się w tym kierunku. TŁUMACZENIE 'Have you ever' LadyMoonglow.
Autor oryginału: Lady Moonglow
Tytuł oryginału: Have you ever
Tłumacz: Joley
Pairingi: Tom M. Riddle/Hermiona Granger; Harry Potter/Ginny Weasley; Ron Weasley/Levander Brown
Disclaimer: Postacie należą do J.K. Rowling, a fabuła do LadyMoonglow. Fanfick może być trochę AU. Autorka dołączyła ostrzeżenie: 'jeśli chcesz znienawidzić Riddle'a lub szukasz czegoś, gdzie będzie on antagonistą to ten fanfick nie jest dla ciebie'.
Link do oryginału oraz do autora znajduje się na moim profilu, zachęcam do zajrzenia. :)
Jest to pierwsze tłumaczenie, które publikuję – wcześniej tłumaczyłam dla siebie i kuzynki. Z góry zaznaczam, że mogą pojawić się błędy interpunkcyjne – przecinki przede mną uciekają. :(
Zapraszam do czytania.
Czy kiedykolwiek…
Rozdział 1: Na skraju przepaści
Czwartek, 28 Maja 1998
22:57
Łzy wypełniały zwykle ciepłe i wesołe oczy Hermiony Granger. Dziewczyna już dawno zapomniała o komforcie, jaki kiedyś dawały jej ściany gabinetu Dumbledore'a, a teraz, pomimo siedzącego naprzeciw dyrektora, czuła się dziwnie samotna. Rzecz, która wcześniej wzbudzała jej bezkresny zachwyt – czerwono-złota tiara, symbol ukończenia szkoły – leżała teraz porzucona na jej kolanach razem z odznaką Prefekta Naczelnego.
Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje – nie w dniu, który miał być ostatnim spędzonym w murach Hogwartu. Siły Voldemorta miały być coraz słabsze, miały w końcu się poddać. Wojna miała się skończyć.
To nie może dziać się naprawdę.
- Hermiono – starzec westchnął cicho – Sama dobrze wiesz, może nawet lepiej niż ja, że ty, Harry i Ron byliście częścią naszej szkolnej rodziny przez te siedem cudownych, okropnych lat.
Cudowne, okropne – nie istnieją chyba inne słowa tak dobrze pasujące do tej sytuacji. Myśli Hermiony zalała fala wspomnień, z czułością przypomniała sobie przygody, które przeżyła razem z przyjaciółmi, spacery w Hogsmeade i nawet okazjonalne psikusy płatane uczniom ze Slytherina. Że w obecności Harry'ego i Rona czuła się właśnie, jak przy rodzinie.
A potem rozpoczęła się wojna.
Hermiona zmarszczyła brwi i z powrotem skupiła się na słowach dyrektora. Dlaczego, to właśnie ją zaprosił do gabinetu o tak późnej porze? I dlaczego właśnie w tym dniu? Co z Harry'm i Ronem?
Gryfonka uśmiechnęła się w duchu wyobrażając sobie co teraz porabiają jej przyjaciele. Może kończą już czternastą butelkę piwa kremowego? W końcu ta noc jest ostatnią szansą na złamanie zasad panujących w Hogwarcie, już jutro na zawsze opuszczą mury zamku…
Teraz jak o tym myślała, to może nawet lepiej, że Dumbledore chce porozmawiać z nią samą.
Jakby czytając w jej myślach, dyrektor odchrząknął skutecznie odwracając uwagę Hermiony od jej przyjaciół.
- Przepraszam profesorze – zaczęła mówić powoli, ostrożnie dobierając słowa – Nie chcę być nieuprzejma.. ale dlaczego mówi to pan mi? – Mi, a nie Harry'emu? – Co takiego ja-, to znaczy my możemy zrobić?
Nic nie mówiąc, Dumbledore wstał ze swojego pięknego, wypolerowanego krzesła i zaczął krążyć po pokoju, wodząc wzrokiem po licznych portretach. Jego długa, prawie biała broda kołysała się powoli, czasem zaczepiając o bordowy pasek zdobiący płaszcz dyrektora.
Milczący Dumbledore nigdy nie był dobrym znakiem, a teraz, kiedy Hermiona patrzyła na niego to uświadomiła sobie, że od dawna nie widziała już tej radosnej iskierki, która wcześniej zdobiła niebieskie oczy dyrektora. Ogarnął ją dziwny strach, że już na zawsze będzie ona zastąpiona ponurym spojrzeniem, że już na zawsze na twarzy Dumbledora gościł będzie grymas smutku i strachu.
Dzisiaj ten wyraz twarzy przyprawiał Hermionę o dreszcze bardziej niż Śmierciożercy, bardziej niż nieunikniona walka Harry'ego z Voldemortem, której czas zbliżał się wielkimi krokami.
Nie damy rady wygrać tej wojny.
Ta myśl, chociaż przerażająca, była jedynym logicznym wnioskiem, który dziewczyna mogła wysnuć z zaistniałej sytuacji. Jeśli człowiek, którego podobno bał się nawet Voldemort, martwił się o los otaczających go ludzi… co innego Hermiona mogła wymyśleć?
- Boję się, że następny atak Lorda Voldemorta może być tym, który przesądzi o naszej przyszłości. Tym, który zakończy obecnie znany nam świat – powiedział dyrektor przerywając panującą w gabinecie ciszę. Jego wzrok zatrzymał się na obrazie przedstawiającym grupę śmiejących się dzieci, jedno z nich – mały chłopiec – wystawiało język i chichotało, tak jakby szydziło ze starego czarodzieja. Grymas na twarzy starca pogłębił się, a on sam gwałtownie obrócił się i ruszył w stronę biurka.
- Jak sama wiesz, nigdy nie dzieliłem się swoimi przypuszczeniami z uczniami, ponieważ w tym wypadku lepiej było pozwolić im żyć w niewiedzy. Na razie.
Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal – co za cudowna myśl. Ciekawi mnie co jeszcze Dumbledore ukrywał przed nami przez te wszystkie lata.
Hermiona zdusiła powoli pojawiający się w jej myślach strach i nie zważając na nieprzyjemne skurcze w żołądku, uśmiechnęła się.
- Tak więc… Czy możemy jeszcze coś zrobić? – powiedziała, starając się aby jej głos brzmiał radośnie i pokrzepiająco. Nagła myśl przeszła jej przez głowę - Co z przepowiednią? Harry nadal ma szansę na zabicie Voldemorta, prawda?
- Tak, ale i vice versa – przytaknął dyrektor – Ale niech pani pomyśli, panno Granger. Pomyśli o ofiarach i kosztach jakie poniesiemy. Voldemort zebrał ogromną armię, o wiele większą niż my moglibyśmy kiedykolwiek zgromadzić. Olbrzymy, gobliny, dementorzy, a nawet niebezpieczne stwory z lasów Transylwanii… Widziała je pani, panno Granger. Wie pani, że te kreatury są śmiertelnie niebezpieczne. Czy naprawdę pani wierzy, że przestaną one zabijać, nawet jeśli Harry pokona Lorda Voldemorta?
Przykra prawda zawarta w jego słowach chwilowo osłupiła Hermionę, najprawdopodobniej dlatego, że to właśnie Albus Dumbledore był osobą która je powiedziała – osobą, która zdawała być się na krawędzi przyznania się do porażki. Głośne i irytujące TIK TAK TIK TAK zegara (podobno należał do dziadka Dumbledora, który był mugolem) rozlegało się w gabinecie i Hermiona zaczęła zastanawiać się nad użyciem klątwy Reducto na denerwującym ją przedmiocie.
Bądź co bądź to była ostatnia jej noc spędzona w tym zamku, a ona miała niedługo umrzeć. Dlaczego by nie użyć jakiegoś zakazanego zaklęcia, przecież i tak nie ma nic do stracenia? (Tak właściwie to dlaczego w szkole uczyli zaklęć, których potem nie można używać.)
- Chyba, że – głos Dumbledora wzrósł o pół tonu, tak jak zawsze, kiedy mówił coś bardzo ważnego.
Hermiona poczuła jakby to krótkie słowo sprawiło, że atmosfera panująca w pokoju polepszyła się. Ciągle jest jeszcze jakaś szansa. Chyba, że… chyba, że… chyba, że. Istnieje jeszcze jakaś nadzieja!
- Chyba, że… ? – powtórzyła gorliwie, pochylając się do przodu.
- Chyba, że… - Dumbledore sięgnął do jednej z niewidocznych dla Hermiony szafek i wyciągnął starą, zakurzoną, skórzaną księgę. Szara, zniszczona oprawa książki wyglądała tak, jakby miała się za chwilę rozpaść, a pożółkłe strony w niektórych miejscach poplamione były czarnym tuszem. – … zniszczymy problem w zarodku.
Cały strach, jaki czuła Hermiona zniknął zastąpiony przez ciekawość. Jeszcze bardziej pochylając się do przodu, dziewczyna nie zauważyła, kiedy tiara i odznaka zsunęły się z jej kolan na podłogę. Przekrzywiła głowę w prawo, starając się odczytać wyblakłe litery na okładce książki jak najszybciej.
Kiedy to zrobiła, część bujnych włosów opadła na jej policzek, częściowo przykrywając lewe oko, ale Hermiona nie zwróciła na to uwagi. W czasie ostatnich dwóch lat jej włosy przeistoczyły się z poplątanych kłaków w delikatne, ciemnobrązowe fale – dzięki temu dziewczyna nie musiała już walczyć z nimi każdego ranka (wystarczy już jej walka ze Śmierciożercami). Teraz, po umyciu jej włosy rozczesywały z łatwością i to było najważniejsze dla Hermiony… chociaż Levander Brown zaczęła mówić, że chciałaby aby jej włosy kręciły się w 'tak uroczy sposób'.
Uśmiechając się do siebie, Hermiona jeszcze raz skupiła się na tytule książki, marszcząc brwi w czasie łączenia poszczególnych liter w wyrazy. P-O-D-R-Ó-Ż-E-W-C-Z-A-S-I-E-I-I-N-N-E-W-C-Z-E-Ś-N-I-E-J-N-I-E-M-O-Ż-L-I-W-E-O-S-I-Ą-G-N-I-Ę-C-I-A-M-A-G-I-I.
Podróże w czasie?, powtórzyła w myślach. Czy Dumbledore oszalał? Przecież każdy uczony wiedział, że jest to niemożliwe.
Nie mniej jednak, Hermiona zaczęła bezwiednie wodzić palcem po oprawie księgi.
- Musi być bardzo stara, pewnie została napisana już wieki temu – wyszeptała dziewczyna.
Niechętnie odrywając się od książki, Hermiona spojrzała na Dumbledora, przenikające brązowe oczy skupiły się na dyrektorze. Jej inteligentny umysł zaczął już łączyć fakty i nagle plan, który mógł wymyślić starzec zaczął budzić w niej wątpliwości.
- Dyrektorze, co dokładnie ma pan na myśli? Co to oznacza?
Dumbledore spojrzał na nią pochmurnym wzrokiem. W tej chwili Hermiona była pewna, że nawet najdelikatniejszy szelest kartek ucichł, że wszystko poza starym zegarem umilkło.
TIK TAK TIK TAK TIK TAK…
Dziewczyna poczuła, że jej serce przyspiesza w oczekiwaniu na wyjaśnienie co tak dokładnie zaplanował Dumbledore – a musiało być to coś niesamowitego. W końcu użycie Starej Magii było zakazane od 1781.
Jednak nie była przygotowania jak bardzo mrożące krew w żyłach mogą być następne słowa dyrektora.
- To oznacza, panno Granger, że może pani już nigdy nie powrócić do naszych czasów.
