- Dlaczego nosił maskę? - wyszeptała w przestrzeń.
Obserwowała z błogim uśmiechem błękitne, piękne niebo pokryte jedynie lekką warstwą chmur.
- Zawsze tak dokładnie ukrywał nawet najdrobniejsze emocje. Nawet gdy byliśmy sami – powiedziała delikatnie.
Głaskała bezmyślnie miękką trawę pokrytą rosą. Jej wzrok padł na drzewo za nią, gdzie ptaki śpiewały podobną melodię do tej na jego pogrzebie.
- Zawsze chciałbyć niewzruszony. Niczym maszyna, gotowy do walki, nieugięty i silny. I był. Na jego ramiona zrzuczony był ciężar wojny, którego większość by nie uniosła. Bronił ludzi, którzy go nienawidzili i nie oczekiwał niczego w zamian. On dawał, on pokutował za grzechy przeszłości, które nadal popełniał z rozkazu tego niby wspaniałego. Albus uchodził za ucieleśnienie Merlina, ale ten kto potrafił patrzeć widział, że traktuje go jak pionka, nie człowieka. Człowieka, który już nie dawał rady jednak trwał i dążył do wygranej. Wygranej i samodestrukcji. Bo tylko tak można nazwać to co robił dla innych. Wiedział na co się porywa i ani razu nie żałował nadal trwając na wyznaczonej przez siebie ścieżce. Ktokolwiek nazwałby go tchórzem, słabym lub przeciętnym byłby głupcem. On nie był zwykły, był wyjątkowy, skomplikowany.
Pogładziła rozgrzane od słońca ramiona i spojrzała na drugi koniec łąki gdzie malował się piękny krajobraz z rzęką i płynącym łagodnie strumieniem.
- Człowiek, który nosił tysiące masek na każdą okazję. Nie oczekiwał rodziny, kobiety u swoim boku czy przyjaciół. Nie chciał tego.
- Jednak kolejny raz Panna-Wiem-To-Wszystko Granger wyszła na przeciw moim postanowieniom – mruknął niski, męski głos i wkrótce zobaczyła przybliżającą się odzianą na czarno sylwetkę.
Wstała i zbliżyła się do niego. Był na wyciągnie ręki... Tak blisko...
Dwa oddechy, ciepło drugiego ciała, bicie serca, delikatne muśnięcia ust przeradzające się w zachłanniejsze pocałunki i miłość, która złączyła ich drogi.
- Ten, któremu udało się idealnie sfabrykować śmierć... - mruknęła nieprzerwanie gładząc jego tors i ciesząc się ich bliskością.
Zobaczyła błysk w czarnych, pięknych oczach, taki jak wtedy gdy pierwszy raz wyznała mu, że go kocha. Każdy ma w końcu dość, chce uciec i on to zrobił. Nie był słaby. Był najodważniejszym człowiekiem jakiego znała.