Idę ciemnym korytarzem, nikt mnie nie słyszy. Serce moje drga jak ptak uwięziony w klatce, zasłaniam je jak coś cennego przed ludźmi. Ile warte jest moje serce? Może grosze, pewnie nic, jak kamień wyrzucony w błoto. Uciekam przed wspomnieniami, których nie posiadam. Boję się swojego odbicia w lustrze, przypomina mi tym, że istnieję. Że kiedyś pojawiłem się tu, na świecie, że ktoś na pewno się mnie spodziewał. Gdy teraz o tym myślę, sądzę, że dzień w którym pojawiłem się tu, został przeklęty jak i całe moje istnienie. Próbuję zasłonić się przed tym ale wiem, że to mi nie pomoże, jedynie opóźni mój ból. To mnie boli. Mój kształt, dwie ręce, dwie nogi. Oczy. On ma zielone oczy... Otrząsam się. Jeszcze nie jestem na to gotowy. Tłukę lustro, pęka na kawałki. Może sto, może tysiąc… kto wie? Jak serce bez wspomnień. Chciałbym kiedyś zniknąć, jakby mnie nie było. Może to przyniosłoby ulgę. Śmierć ciągle przypominałaby. Nie mogę. Chciałbym się uśmiechać. Chciałbym, żeby on się do mnie uśmiechał, codziennie… Czy jedno życie jest coś warte? Czy ktoś by pamiętał? Tak, jest ktoś taki. Ma imię. Miharu. Nie rozumiem go. Boję się nim myśleć, boję się, że rozdrapie to rany, których nie posiadam. Nie posiadam niczego

- Yoite… znowu stłukłeś lustro? – wchodzi chłopak o zielonych oczach o brązowych włosach. Miharu.

- Miha..ru… - wypowiadam to imię, kłujące delikatnie w język. Jednocześnie czuję ulgę. Widzę, jak uśmiecha, razem składamy lustro. Lekko się zacina, czuję, że go boli. Nie umiem pomóc. Widzę nasze odbicia w popękanym lustrze, jest ich tak dużo… jak szans na przyszłość. W lustrze zauważam, że się uśmiecham. Spoglądam na Miharu, też się uśmiecha. Do mnie?

Czasami myślę, że mogłoby być inaczej. Gdy widzę te roześmiane oczy, patrzące na mnie zapominam o wszystkich planach. Przypominam sobie jednak pewną obietnicę, złożoną mi dawno. Zniknę. Wiem o tym. Chcę jednak, by moim ostatnim wspomnieniem były właśnie te zielone oczy, spoglądające na mnie z ciepłem.

Wiem jednak, że to ułuda, noc. Chyba szukając określenia na swoje życie, wybrałbym noc. Bez nadziei.

Jednak po każdej nocy przychodzi dzień, Yoite. Wiem, że te słowa nie padły, czuję jednak, że je wypowiedział. Nasze spojrzenia stykają się ze zrozumieniem i nagle czuję ciepło tam, gdzie powinno być serce. Spoglądając w okno, zauważam oznaki świtu. Po każdej nocy przychodzi dzień.

Yoite.